Marek Czachorowski-Zbrodnia na Polsce

Przypomnienie 27 kwietnia kolejnej rocznicy wprowadzenia w Polsce ustawy legalizującej aborcję jest bezwzględnie konieczne, byleby tylko informować o wszystkich istotnych faktach z tym związanych. Niewątpliwe jest, że ta ustawa należy do jednej ze zbrodni na Narodzie Polskim, za które Rosja jako sukcesor ZSRS nie wzięła odpowiedzialności do tej pory. Jak pokazują dokumenty, Sejm "niemy" w Warszawie, 27 kwietnia 1956 r., wprowadzając tę ustawę w trybie ekspresowym, tylko wykonał polecenie (podkr. kn) z Moskwy. Polską hańbą jest, niestety, zapominanie o tym fakcie lub lekceważenie go. Nawet wielu szczycących się swoimi szczególnymi zasługami w obaleniu PRL nie zauważa akurat tej zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Najwyższy zatem czas, aby w pierwszym szeregu rzeczywistych kombatantów z tamtych lat znalazły się między innymi takie postacie, jak: Jan Dobraczyński, Andrzej Wojtkowski (profesor z KUL), Jan Frankowski, Dominik Horodyński, Konstanty Łubieński. Jako posłowie głosowali w 1956 r. przeciwko narzuceniu nam zbrodniczej ustawy. Jak dotąd, ta ich zasługa dla Narodu nie została zauważona i doceniona.
Trwała pamięć historyczna należy się również powodom, z uwagi na które ZSRS w listopadzie 1955 r. wprowadził u siebie powtórnie ustawę zezwalającą na aborcję(podkr. kn) i za parę miesięcy uczynił to w Polsce. Ta decyzja podjęta została zgodnie z logiką marksistowskiej zbrodniczej ideologii obiecującej uwolnienie ludzkości od ucisku ekonomicznego, a najpierw - jakoby istniejącego ucisku kobiet przez mężczyzn. Dla realizacji tego celu klasycy marksizmu wzywali do "dozbrojenia" słabszych ekonomicznie kobiet instytucją rozwodów i środkami kontroli urodzeń, w tym legalną aborcją. Engels oceniał ją pozytywnie, na co wskazuje już jego teza, iż prawnicy "daremnie biedzili się, by znaleźć racjonalną granicę, od której uśmiercenie dziecka w łonie matki staje się morderstwem". Zagwarantowanie dostępu do aborcji stanowi też warunek konieczny spełnienia obietnicy Engelsa "wyzwolenia miłości płciowej". W realizacji tej miłości ma przeszkadzać kobietom obawa "następstw", która stanowi dzisiaj najistotniejszy powód społeczny - moralny i ekonomiczny - powstrzymujący dziewczynę od bezwzględnego oddania się ukochanemu mężczyźnie. Brak dostępu do aborcji stanowić ma - według Engelsa - zagrożenie wpierw ekonomicznej sytuacji kobiety, ponieważ "jeśli spełnia ona swoje obowiązki w prywatnej służbie rodziny, pozostaje wyłączona z produkcji publicznej, nie może zarobkować. Jeśli zaś kobieta chce wziąć udział w produkcji społecznej i samodzielnie zarobkować, to nie jest w stanie spełniać obowiązków rodzinnych". Stąd też - wyciągając wnioski normatywne z tych przesłanek - "pierwszym warunkiem wyzwolenia kobiety jest wprowadzenie na powrót rodzaju kobiecego do produkcji społecznej". Idąc tym szlakiem myślowym, Lenin postulował uwolnienie kobiety od "rondli i pieluch" - co konkretnie wymaga swobody dokonywania aborcji - aby "zmniejszyć i znieść nierówność, jaka zachodzi między nią a mężczyzną pod względem roli w produkcji społecznej i w życiu społecznym". Już w 1913 r. Lenin przekonywał w "Prawdzie", że prawny zakaz aborcji spełnia rolę narzędzia ekonomicznego upośledzenia klasy robotniczej i jest z tego powodu "wielką obłudą klas panujących". Powołując się na "ochronę praw demokratycznych obywatelek i obywateli", wódz rewolucji październikowej wypowiedział się zatem za bezwarunkowym zniesieniem ustaw zakazujących aborcji.
Brzmi to we współczesnych uszach wyjątkowo swojsko, co wskazuje, że oddychamy jeszcze wszędzie zepsutym marksistowskim powietrzem. Dopiero kiedy pozbędziemy się tej ideologii, będziemy w stanie zrozumieć, że aborcja nie jest żadnym wyzwoleniem kobiety, a nasz dwupłciowy świat jest wezwany do miłości, a nie do walki klasowej.
Dla jej dopiero rozpętania - czemu znakomicie służy swoboda rozwodów i aborcji - tuż po zakończeniu rewolucji, w 1920 r. zalegalizowano w ZSRS także aborcję (podkr. kn) , co ulokowało ten kraj na czele listy proaborcyjnych liderów w historii ludzkości, tuż przed nazistowskimi Niemcami (w ramach ustawy z 14 lipca 1933 r. "o zapobieganiu urodzenia dziedzicznie chorego potomstwa", a ściśle: na mocy uzupełniającego ją rozporządzenia z 26 czerwca 1935 r. ustalającego eugeniczne wskazania do "przerwania ciąży") (podkr. kn) . Szokuje tylko, że nie interesujemy się tym, iż w wikipedii (hasło "aborcja w Polsce") jacyś aborcjoniści bezpodstawnie umieścili Polskę okresu międzywojennego na drugim miejscu (!) proaborcyjnych państw, zaraz po ZSRS.
Ponieważ po kilkunastu latach funkcjonowania swobody dokonywania aborcji odnotowano w ZSRS bardzo niekorzystne zmiany demograficzne, Stalin ograniczył w 1936 r. dopuszczalność tegoż procederu, oczywiście nie z szacunku dla życia człowieka przed urodzeniem, ale wyłącznie z militarno-ekonomicznych powodów.(podkr. kn)
Zazwyczaj już się jednak nie interesujemy, dlaczego w listopadzie 1955 r. ZSRS powrócił do swojego pierwotnego rozwiązania dotyczącego aborcji i narzucił je także Polsce. Wyjaśnienie tej sprawy wskazuje na kolejnych odpowiedzialnych za dokonane tą drogą ludobójstwo na Narodzie Polskim. Nie tylko za Katyń odpowiadają także te państwa, które w Jałcie pozostawiły nas samych. Fakty wskazują, że ustawę aborcyjną otrzymaliśmy w 1955 r. także od "wujków z Ameryki". O tym jednak w następnym felietonie.

za: NDz  z 27.4.2010 Dział: Ostatnia strona (kn)