Stanisław Michalkiewicz - Kołysanka na koniec lata

Nieżyjący już austriacki zoolog, laureat Nagrody Nobla Konrad Lorenz, autor znakomitej książki o roli agresji wewnątrzgatunkowej w kreowaniu uczuć wyższych "Tak zwane zło", pod koniec życia napisał smutną książkę "Regres człowieczeństwa". W podobnym tonie wypowiadali się również inni, utrzymując np., że moment kulminacji ludzkości jest już za nami, a obecnie mamy do czynienia z coraz szybszym ześlizgiem do zewnętrznych znamion człekokształtności - chociaż spierali się o to, kiedy właściwie ta kulminacja nastąpiła. Na przykład austriacki poeta Hugo von Hofmannstahl, autor m.in. "Elektry", do której muzykę napisał Ryszard Strauss, uważał, że do kulminacji ludzkości doszło w epoce renesansu (nawiasem mówiąc, był entuzjastą naszego Zygmunta Krasińskiego, a jego "Nie-Boską komedię" uważał bez najmniejszej przesady za proroczą wizję przyszłości). Inni twierdzili, że ta kulminacja nastąpiła później, to znaczy na przełomie wieków XIX i XX, w okresie nie bez powodu nazwanym "piękną epoką". Ale co innego opinie dyletantów, niechby nawet zdolnych i wybitnych, a co innego ustalenia znanego ze spostrzegawczości i rzetelności naukowca. Jednym z objawów regresu jest kulturowa uniformizacja. O ile kiedyś roiło się od oryginałów, to teraz nawet demoniczny Nergal w "Gazecie Wyborczej" posłusznie melduje, że stara się "nikogo nie krzywdzić". Znaczy, że skoro taki rozkaz, to trudno. Okazuje się, że tresura objęła również, a może nawet przede wszystkim, demonicznych satanistów, czyniąc z nich takich szatanów wypchanych. Przypomina to przedwojenną humoreskę Tuwima i Słonimskiego o procesie cyrkowców: sędzia pyta świadka o nazwisko, a ten grobowym głosem odpowiada, że nazywa się Ben Buja Nago Bramaputra i stawiał horoskopy i zdrowoskopy na dworze króla Wigwama Starego. Na to sędzia, że jeszcze słowo, a przysoli mu grzywnę, i znowu pyta o nazwisko, na co świadek już pokornie: Myrdzik Antoni, Solec 12. Co tu ukrywać, dobrze to nie wygląda, a przecież jesteśmy dopiero na początku drogi, na końcu której "Oda do radości", którą UE obrała sobie za hymn, odgraża się, że "wszyscy ludzie będą braćmi". Wszyscy ze wszystkimi... Czy to nie przerażające? Chcą nas w tej amikoszonerii pogrążyć bez żadnego ratunku.
Ta domestykacja gatunku ludzkiego sprawia m.in., że w ludziach stopniowo zanika umiejętność używania rozumu, co w dramatyczny sposób potwierdziła ostatnia "parada miłości" w Duisburgu. Inna rzecz, że współcześni właściciele niewolników nie są przecież zainteresowani tym, by używali oni rozumu. Im mniej go używają, tym lepiej, bo w przeciwnym razie mogliby się zorientować, że ktoś ich tutaj robi w konia, a tak, to święcie wierzą, że są "wspaniali" ("jesteście wspaniali, kocham was!") i skoro wolno im wybrać sobie prezydenta, to wszystko od nich zależy. Tymczasem Konrad Lorenz przestrzega, że "dający musi być wyższy w hierarchii od tego, którego karmi, jak pisklę. Nie przyjmuje się wartości kulturowych od pogardzanego niewolnika". Warto, by pamiętali o tym wszyscy zwolennicy "państwa opiekuńczego" i podobnych eksperymentów w skali Eurokołchozu. Trochę kryzysu i oto zamiast "wszyscy ludzie będą braćmi" prezydent Francji Mikołaj Sarkozy rozpoczął odstawianie ciupasem 300 tysięcy rumuńskich Cyganów do Rumunii, chociaż każdy z nich, jako obywatel rumuński, ma przecież, jak i my wszyscy, obywatelstwo unijne! Trochę więcej kryzysu i kto wie - może zaczną ich "produktywizować" w jakichś miejscach odosobnienia albo - strach pomyśleć - eutanazjować, oczywiście przestrzegając przy tym standardów, tzn. dozwolonego kalibru i tak dalej?
Zbliża się właśnie 30. rocznica Sierpnia '80, kiedy to robiliśmy sobie tyle uroczych złudzeń, a za sprawą razwiedki, jej konfidentów i pożytecznych idiotów wyszło jak zawsze. ("A może sławny wspominać październik, gdy nas skołował chytry stary piernik?"). Zbliża się również pierwsza rocznica przemówienia, jakie 1 września wygłosił na Westerplatte rosyjski premier Włodzimierz Putin, przypominając, że przyczyną II wojny światowej był traktat wersalski, który upokorzył dwa wielkie narody. W jaki sposób? Ano w taki, że między tymi dwoma wielkimi narodami potwierdził istnienie niepodległych państw, m.in. Polski. Wprawdzie premier Putin taktownie o tym nie wspomniał, ale samo przez się jest zrozumiałe, że takie przyczyny wojen światowych w interesie powszechnego pokoju należy jak najszybciej wyeliminować. I rzeczywiście! 1 grudnia 2009 roku wszedł w życie traktat lizboński, a 9 sierpnia br. Komisja Europejska zezwoliła polskiemu rządowi na pomoc publiczną po powodziach w Polsce. Zezwoliła - ale mogła nie zezwolić, mimo że rząd polski pokornie suplikował. Wygląda na to, że pokojowi światowemu nic już nie zagraża, przynajmniej w obszarze położonym między dwoma wielkimi narodami. Możemy spać spokojnie, niechby i snem wiecznym.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=dd&dat=20100827&id=main