Jan Gać - BOŻE NARODZENIE 2010

Za najwybitniejszego malarza meksykańskiego połowy XVIII wieku uchodzi Miguel Cabrera, autor cykli malarskich o treściach religijnych. Jeden z takich położył na ścianach zakrystii w przepięknym kościele św. Pryscylli – Santa Prisca – w miejscowości Taxco, w stanie Guerrero. W kilkunastu obrazach przedstawił żywot Maryi w odniesieniu do osoby Jezusa, z położeniem nacisku na Jego Narodzenie. Obraz poświęcony temu zwrotnemu w dziejach świata zdarzeniu umieścił na ścianie centralnej, zaś spośród pozostałych wyróżnił go jeszcze wielkością.  I co my widzimy w tej scenie? Oto tłum ludzki ciśnie się dookoła zdjętej z głowy chusty, pośrodku której spoczywa golutkie Niemowlę. Jest tak białe, że aż przezroczyste. Bielsze od kawałka tkaniny. Taką biel zauważą wiele lat później ci trzej, Piotr, Jakub i Jan, którzy byli świadkami przemienienia Jezusa na Górze Tabor. Mówili wtedy o doznaniu olśnienia na widok zmienionego już nie tylko samego oblicza Jezusa, ale i Jego odzienia, które promieniowało światłem. Właśnie światło! To określenie nadaje się do wyrażenia jasności emanującej z ciała Nowonarodzonego. Bo taka była intencja Cabrery. Odwołując się do zabiegów tenebrystów, zrezygnował z rozświetlenia utrzymanej w ciemnych tonach sceny zewnętrznym źródłem światła w postaci uchylonych okien lub drzwi. W to miejsce własną scenę, też zdominowaną półmrokiem, rozświetlił światłem wewnętrznym. A tym jest biel bijąca od Dzieciątka. Jest tak intensywna, że z ciemności tła wydobywa twarze zgromadzonych osób. Najbliżej stojących, bo aż blade, są oblicza Maryi, Józefa, aniołów i pasterzy. Ale światło jest tak mocne, że wyrywa cieniom oblicza nawet tych z trzeciego planu, przypadkowych gapiów. I rozjaśnia się dostrzegana przez rozwarte wrota szopy noc, która nie jest już smolisto-czarna, ale nabiera barwy radosnego błękitu. Narodzenie Jezusa odbywa się nie w salonach, nie w zgiełku, nie na rozstajnych drogach, gdzie chodzą wszyscy, ale gdzieś na uboczu, w zaciszu, z dala od wielkich tego świata. Miguel Cabrera chce tu podkreślić prawdę znaną od zarania chrześcijaństwu. Bóg, który przychodzi na świat, nie jest dany ludziom bez wysiłku z ich strony. Należy Go szukać. I to szukać we właściwym miejscu, z dala od taniego rozgardiaszu tego świata, choćby medialnego. A znalazłszy, pozwolić wydać się na to intensywne światło Bożej emanacji.

Właśnie tego światła, które potrafi ogarnąć całą istotę człowieka, w tym również jego rozum, w wielu wypadkach tak ostentacyjnie odstawiony na bok we współczesnym świecie,  pragnę życzyć wszystkim z okazji świąt Bożego Narodzenia roku 2010.

A na Nowy Rok 2011, do tradycyjnych już życzeń zdrowia i pomyślności, pragnę dołączyć życzenia roztropności, też tej politycznej. Bo oto co dopiero zasłyszałem z perspektywy amerykańskiej: Polacy to taki dziwny naród, który do władz wybiera tylko takich ludzi, którzy działają na jego szkodę. I że są politycznymi niemowlętami, bo wbrew zasadom demokracji oddają pełnię władzy jednej partii. A ta – jak widać – szkodzi Polsce.



Pisane w przestworzach gdzieś pośrodku Atlantyku