Jan Gać - BOŻE NARODZENIE 2017 ROKU

W okresie Bożego Narodzenia warto głębiej rozważyć lapidarny zapis Łukasza Ewangelisty odnośnie okoliczności narodzenia Jezusa Chrystusa. Chodzi o to, że również w tym kontekście Ewangelia, a więc prawda objawiona, poucza nas, że jest się człowiekiem już w momencie poczęcia, a nie w którymś okresie rozwoju ludzkiego płodu w łonie kobiety.

Wsłuchajmy się zatem w to, co się  wydarzyło w Ain Karem pod Jerozolimą, gdzie mieszkali krewni Maryi, Elżbieta i jej mąż, Zachariasz. W chwili Zwiastowania, które było również momentem poczęcia Jezusa, Maryja otrzymała z ust Archanioła Gabriela radosną wieść:  A oto również krewna twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego (Łk 1,36-37).

Wiadomość ta była konkretem, czymś, co można było łatwo zweryfikować. Skoro takie słowa padły z ust anioła, Maryja z dnia na dzień postanowiła wyruszyć w kilkudniową wędrówkę z Nazaretu do wsi pod Jerozolimą. Udała się tam nie po to, by sprawdzać wiarygodność słów boskiego posłańca - w ich prawdziwość nie wątpiła -  przybywała, by starszej już wiekiem kobiecie, z którą łączyły Ją więzy krwi, pomagać w codziennych zajęciach i  by towarzyszyć jej aż do chwili  powicia dziecka, a tym dzieckiem miał się okazać w przyszłości Jan Chrzciciel.

Po kilku dniach wędrówki z Galilei przez ziemię Samarytan, albo też doliną Jordanu, przybyła Maryja do Ain Karem, pokonawszy niezliczone, wprawdzie niewysokie, ale strome, trudne do wspinaczki pagórki Samarii i Judei. Była najwyżej od kilkunastu dni w ciąży. Żadne objawy zewnętrzne w Jej ciele na to jeszcze nie wskazywały. I oto stało się coś nadzwyczajnego, trudna do pojęcia atmosfera spotkania się obu niewiast, wiekowej Elżbiety i młodziutkiej Maryi. Ta pierwsza aż wykrzyknęła ze zdumienia na widok swej krewnej z odległego Nazaretu, przekraczającej próg swego domu: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc twojego łona. A skądże mi to – zdziwiła się zaskoczona wizytą Elżbieta – że matka mojego Pana przychodzi do mnie? (Łk 1, 42-43).

Warto wsłuchać się bliżej w słowa Elżbiety. Jest w nich zawarta odpowiedź na wątpliwości, jakie również w naszym kraju nurtują wielu ludzi w odniesieniu do określenia początków życia człowieka w łonie kobiety. Jak można wysnuć z chronologii zdarzeń,  Maryja była brzemienną od kilkunastu dni, na zewnątrz tego nie było widać, niemniej Elżbieta, z natchnienia Bożego, rozpoznała, że i Ona sama jest już matką, i to matką samego Boga. Skoro Elżbieta mówi o moim Panu, ma przecież na myśli nie kogo innego, jak tylko samego Jahwe, Boga Abrahama, Izaaka, Jakuba. W kontekście tej konwersacji obu kobiet, tekst biblijny wyraźnie sugeruje, że w pełni człowiekiem jest się od momentu poczęcia, a nie od chwili narodzenia. I to przesłanie, płynące z Ewangelii, winno być mocno wpisane w świadomość współczesnych ludzi, tak nieodpowiedzialnie podchodzących do tej fundamentalnej  kwestii egzystencji człowieka.

I jeszcze jedno: czyż okoliczność spotkania się obu niewiast nie była tym momentem, kiedy Maryja uświadomiła sobie, że w Jej łonie zaistniało dziecko, wszak do tej pory ta sprawa pozostawała  w sferze Jej wiary i zaufania. To Elżbieta wyjawiła Jej tę prawdę. Maryja nie pojmowała jeszcze, bo pojąć nie mogła, iż jest – by użyć biblijnego zwrotu – owym naczyniem wybranym przez Boga, które było nieodzowne dla przyjęcia i przejścia płodu Jezusa przez wszystkie etapy wewnętrznego rozwoju człowieka w łonie matki aż do Jego narodzin.

W którymś miejscu Łukasz powie, że Maryja wszystkie te niepojęte rzeczy przechowywała w swoim sercu i je rozważała. Na wczesnym etapie Jej formowania i dorastania do powierzonej Jej misji bycia matką Boga, z nikim się Maryja nie dzieliła swoją tajemnicą, nawet z Józefem, przyrzeczonym Jej małżonkiem. Możemy tak sądzić na podstawie sugestii podsuniętych nam pod rozwagę  przez Mateusza. Kolejny Ewangelista pisze, że Józef, z którym Maryja nie mieszkała jeszcze pod wspólnym dachem w chwili Zwiastowania, na widok brzemiennej małżonki, która właśnie powróciła z Ain Karem do Nazaretu po trzech miesiącach nieobecności w domu, nie bardzo wiedział, jak w takich okolicznościach ma postąpić. Zarysowujący się już brzuszek Maryi nie pozostawiał wątpliwości. Zapewne zaszła w ciążę będąc poza rodzinnym domem. Z kim? Zakłopotany, ale i zrozpaczony Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić jej na zniesławienie, zamierzał oddalić ją potajemnie (Mk 1, 19). Trudno orzec, czy byłaby to najrozsądniejsza decyzja mężczyzny, niemniej kolejna ingerencja anioła rozwiała słuszne wątpliwości Józefa: nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w niej poczęło (Mt 1,20).

Od tej zatem chwili Józef swoją obecnością mężczyzny u boku Maryi niejako firmował naturalny bieg kształtującej się rodziny. Zarówno najbliżsi w Nazarecie, gdzie małżonkowie zamieszkali, jak i ich sąsiedzi,  postrzegali tę parę jak każdą inną, z radością oczekującą dziecka. Przecież będą się dziwić za kilkadziesiąt lat na widok dorosłego Jezusa, który publicznie wystąpił ze swą nauką: Skąd u niego ta mądrość i cuda? – popadali w zdumienie – Czyż nie jest on synem cieśli? Czy jego matce nie jest na imię Mariam … (Mt 13, 55). Aż do tej chwili sprawa poczęcia Jezusa pozostawała tajemnicą Maryi i Józefa. I tylko ich obojga.

Dziś Ain Karem jest zachodnią dzielnicą Jerozolimy. Niegdysiejsza wieś została wchłonięta przez ekspansywne miasto. Potrafiła jednak zachować coś z atmosfery intymności, skupienia i ducha medytacji, może dlatego tak się dzieje, że na stromych zboczach rozsiadło się kilka kościołów należących tak do katolików, jak i do prawosławnych. I każda z tych świątyń za wysokim murem została otoczona ogrodem o bujnej roślinności.

Franciszkanie z Kustodii Ziemi Świętej opiekują się dwoma kościołami, Nawiedzenia i Narodzenia Jana Chrzciciela. Zachowane w ich strukturze fragmenty murów ze świątyń najwcześniejszych epok,  bizantyńskiej, a później i krucjat, nie pozostawiają wątpliwości co do autentyczności miejsca,  swą obecnością firmują najdawniejszą tradycję, tę z czasów apostolskich.  

Jan Gać