Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr - Realnie czy symbolicznie?

Chciałbym pisać o wakacjach, o mistyce gór czy mistyce morza, ale na razie przebywam w Poznaniu i doświadczeń mistycznych nie mam. Natomiast mam perspektywę stosunkowo rychłego wyjazdu do Niemiec, do obozu we Friedland koło Getyngi, który w ostatnich latach pełni rolę obozu dla uchodźców.



Tym bardziej cieszę się, że póki co, mogę cieszyć się atmosferą bycia we własnym domu, wśród swoich. Rozumiem jednak głosy tych, którzy – jak metropolita warszawski – apelują o brak drobiazgowości w podejmowaniu dzieł charytatywnych.  Już z okazji Dnia Dziękczynienia  stwierdził dobitnie: „Dla mnie jest najważniejsze żeby wreszcie pomóc ludziom, którzy potrzebują pomocy humanitarnej, bo to o to chodzi”. Wyjaśnił też, że ma na myśli na przykład dzieci, których rodzice zginęli i zostały one same czy też dzieci, które potrzebują niedostępnej na miejscu specjalistycznej pomocy medycznej.

Problemem, którego w tym miejscu doświadczamy jest dostosowanie ogólnej normy i zasady do konkretów. Kiedy mówię na przykład „trzeba pomóc”, „pomóżmy” nie zawsze chyba oznacza to, że ja sam biorę na siebie odpowiedzialność za tę pomoc, mówiąc wprost – że ja sam otwieram drzwi swojego domu dla przybysza. Kiedyś media natarczywie wręcz pisały o decyzji papieskiej, mocą której sprowadzono do Rzymu kilka rodzin z wyspy Lesbos, którą odwiedzał papież. Byłoby ciekawe zobaczyć aktualnie, gdzie te rodziny przebywają, jak wygląda ich życie w sytuacji swoistego azylu, który udzielają im – z tego, co słyszałem – klasztory na terenie Wiecznego Miasta.

Oczywiście, apel o pomoc humanitarną dla ludzi, którzy jej potrzebują jest apelem bezdyskusyjnym. Ale równie oczywistym jest to, że tę pomoc można świadczyć zawsze w sposób ograniczony, a  nie nieograniczony. Mogę udzielać tej pomocy w ten sposób, że kieruję środki, ludzi, zaangażowanie na miejsce dramatu, a tam, ludzie kompetentni, dobrze znający sytuację dokonują dystrybucji tej pomocy. To wyraz także zaufania wobec tych ludzi. Drugi sposób to ten, że w jakiś sposób, zapewne też kierując się zaufaniem do decydentów, sprowadzam ludzi potrzebujących pomocy do siebie.

Jak to wygląda realnie? Pierwszy sposób jest aktualnie realizowany przez Kościół w Polsce. To pomoc realna i liczebnie znacząca. O taką pomoc proszą też zainteresowani. „Przedwczoraj spotkałem się z biskupem z Aleppo i on bardzo prosił o pomoc, ale o pomoc na miejscu. Mówił, że każda złotówka wydana tam, to 10 zł wydanych tu; każde euro wydane tam to dziesięć euro wydane w Europie. On bardzo prosił, by pomoc była kierowana tam na miejscu, pomoc w każdej postaci” – to słowa marszałka Karczewskiego.

Drugi typ pomocy jest niewątpliwie bardziej spektakularny i bardzo nikły. Przykładem tego typu działania są deklaracje prezydenta mojego miasta, który stwierdził: „To symboliczny gest, ale wyrażany przez wielu samorządowców w kraju. Udzielenie schronienia jednej - ewentualnie dwóm - matkom z dziećmi, ze sprawdzoną tożsamością i statusem uchodźcy nie jest ciężarem ponad możliwości polskich miast”. Pytanie brzmi: realnie czy symbolicznie?