Temida Stankiewicz-Podhorecka: Uwaga! Choroba zakaźna

Myślę, że stopień szaleństwa, jaki ogarnął dyrekcję warszawskiego Teatru Powszechnego, a także przynajmniej część zespołu artystycznego (przykład - jak wiadomo - idzie od głowy, czyli dyrekcji), osiągnął już apogeum. I jest niebezpieczny dla publiczności.



"Mefisto" inspirowany powieścią Klausa Manna i filmem Istvána Szabó w reż. Agnieszki Błońskiej w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Myślę, że stopień szaleństwa, jaki ogarnął dyrekcję warszawskiego Teatru Powszechnego, a także przynajmniej część zespołu artystycznego (przykład - jak wiadomo - idzie od głowy, czyli dyrekcji), osiągnął już apogeum. I jest niebezpieczny dla publiczności. To choroba zakaźna. Przenosi się ze sceny na widownię i infekuje publiczność do tego stopnia, że taka miernota jak najnowsza premiera tego teatru "Mefisto", budząca obrzydzenie u normalnego, zdrowego umysłowo człowieka, tutaj jest nagradzana przez publiczność owacją na stojąco. Jaka jest rada? Po prostu odciąć źródło finansowania tego teatru, który rozprowadza chorobę, zarażając nią polskie społeczeństwo.

"Mefisto" to, najkrócej mówiąc, "Klątwa" bis. Tyle że jako spektakl jeszcze bardziej nieudolny artystycznie, aktorsko i pusty intelektualnie. Zresztą trudno się dziwić, wszak Teatr Powszechny pod obecną dyrekcją już dawno utracił moralne prawo do określania siebie teatrem. Większość bowiem prezentowanych tu spektakli nie ma nic wspólnego z teatrem, którą to nazwę rozumiemy jako miejsce, gdzie toczy się życie twórcze i gdzie na scenie prezentowane są przedstawienia zgodne z wymogami artystycznymi i intelektualnymi.

A Teatr Powszechny - jak widzimy - pełni funkcję diametralnie przeciwną. Jest typową tubą propagandową środowisk lewackich wszelkiej maści, których głównym celem jest wypełnienie wszystkich przestrzeni naszego życia lewicowymi ideologiami (genderyzm, ruchy proaborcyjne, eutanazja, seksualizacja dzieci i młodzieży itd., itd.). To ideologie, w których deprecjonuje się wspaniały polski patriotyzm, przywiązanie do wartości narodowych i tępi się wiarę w Pana Boga różnymi metodami, a najbardziej wyśmiewaniem, wyszydzaniem.

I w takim kontekście należy odebrać tę rozpoczynającą spektakl judaszową ironię stylizowaną na modlitwę puszczaną z offu. "Panie Jezu, w rozpoczynającym się sezonie czynimy Cię Panem i Królem tego teatru. Niech teatr ten głosi wszelkie dobro i służy temu miastu", słyszymy z głośnika. I dalej idzie mniej więcej tak: "Panie Jezu, spraw, by Twoja krew obmyła nasze niepowodzenia i pobłogosław nasze przedsięwzięcia". Przez chwilę niektórzy widzowie mogli nawet uwierzyć w szlachetne intencje teatru. Ale szybko zrozumieli, iż to tylko paskudne szyderstwo, naigrawanie się z katolików, z naszej wiary, polskości. I właśnie taki charakter ma pseudospektakl "Mefisto". To typowo propagandowy spot, niemający nic wspólnego z powieścią Klausa Manna z 1936 roku czy z filmem Istvána Szabó z 1981 roku, choć twórcy spektaklu powołują się na inspirację tymi dziełami.

Aktorzy ustawieni w szeregu na wprost widza wykrzykują jakieś teksty będące popłuczynami po niechlubnej "Klątwie", dokonują "samokrytyki" (oczywiście to ironia i kpina z widza), raz po raz słyszymy, że żyjemy w kraju faszystowskim, no po prostu III Rzesza, jedna z aktorek nonszalancko przypina sobie z tyłu polską flagę i wywija nią jak jakąś szmatą, wszyscy tańczą kankana, a z głośnika słyszymy hymn polski w specjalnie zniekształconej formie. Profanacja hymnu i flagi powinna być karalna - tak uważam. Nie brak tu parodii umierania za Ojczyznę, kpiny z Powstania Warszawskiego, szydzenia z Żołnierzy Wyklętych, aluzji do Puszczy Białowieskiej, ONR, sądów itd. Próżno by mówić o budowaniu ról, aktorstwie, bo tego tu nie ma. Całość wyrażana, jak zwykle w tym teatrze, wulgaryzmami. I to wszystko.

Prawie wszystko, bo żeby widz się nie nudził, Klara Bielawka szybko i nadgorliwie zrzuca z siebie ubranie i paradując nago po scenie, czyni to, jak widać, z ogromną wprawą i wielkim upodobaniem. Przy tym z tej wystawionej frontem do nas, widzów, nagości nic, ale to zupełnie nic nie wynika dla przedstawienia. A scena ta trwa i trwa, choć nie ma po temu żadnej motywacji artystycznej. Początkowo nawet współczułam aktorce, ale szybko zorientowałam się, że ona w takiej "roli" (nie po raz pierwszy zresztą) czuje się znakomicie.

Tak wygląda, proszę Państwa, zabijanie teatru za publiczne, podatników, pieniądze, lekką ręką dawane przez panią prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz Teatrowi Powszechnemu. Za co?

"Uwaga! Choroba zakaźna"
Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik nr 233

za: http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/248918,druk.html