Ekipa z Czerskiej w końcu się doigrała. Paszkwilem „Gazety Wyborczej” zajmie się prokuratura

Warszawska prokuratura okręgowa będzie badać, czy publikacja „Gazety Wyborczej” o rzekomych powiązaniach prezes Julii Przyłębskiej ze służbami specjalnymi, znieważyła lub poniżyła organ RP jakim jest Trybunał Konstytucyjny.



Zawiadomienie w tej sprawie złożyła do prokuratury Przyłębska.

Jak tłumaczył rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej Łukasz Łapczyński, chodzi o paragraf 3 artykułu 226, zgodnie z którym osoba, która publicznie znieważa lub poniża konstytucyjny organ Rzeczypospolitej Polskiej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch.

Pod koniec października „Gazeta Wyborcza” podała, że prezes  Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska oraz wiceprezes Mariusz Muszyński są „prowadzeni przez służby i zostali ulokowani w TK, by podporządkować go interesom władzy”. Według dziennikarzy z Czerskiej, Trybunałem Konstytucyjnym „kierują były oficer służb i jego współpracownica”.

 Według dwóch relacji ludzi wywiadu Mariusz Muszyński w trakcie pracy w konsulacie w Berlinie złożył wniosek o przekwalifikowanie Julii Przyłębskiej na „osobowe źródło informacji” - ogłosiła „GW”.

„Wyborcza” napisała także o mężu prezes TK – ambasadorze Andrzeju Przyłębskim, który według dziennika w 1979 r. „na współpracę z SB zgodził się jako student, bo bał się, że nie dostanie paszportu; potem nie wywiązywał się z zadań i bezpieka relacje zamknęła”.

O wciągnięciu małżeństwa Przyłębskich do sieci współpracowników wywiadu dowiedzieliśmy się od kilku informatorów związanych ze służbami. Twardych dowodów opartych na dokumentach nie jesteśmy w stanie przedstawić. (...) Ale są dowody pośrednie - obwieścił dziennik.

Informacje te zdementowało Biuro TK, a prezes Przyłębska powiedziała, że „są całkowicie nieprawdziwe i wzbudzają co najwyżej niesmak”. Zapowiedziała też złożenie do prokuratury zawiadomienia.

W sierpniu IPN zdecydował, że nie skieruje do sądu sprawy oświadczenia lustracyjnego ambasadora Polski w Berlinie Andrzeja Przyłębskiego, tym samym oczyszczając go z zarzutu kłamstwa lustracyjnego – zatajenia związków z SB. Przyłębski podpisał zobowiązanie do współpracy, ale Instytut uznał, że nie współpracował on ze służbami PRL-u.


za:niezalezna.pl