O Kościele językiem politruków

Mamy do czynienia z groźnym zaostrzeniem nagonki na Kościół. Dobrze widać, że ci, którzy uzurpują sobie nadawanie kształtu życiu publicznemu, chcą zinstrumentalizować i podporządkować sobie również Kościół i jego nauczanie
Z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim, przewodniczącym Stowarzyszenia Biblistów Polskich, rozmawia Bogusław Rąpała Pamiętamy ataki na Kościół, jakie podczas ubiegłorocznej Mszy św. z okazji Święta Niepodległości wywołało kazanie ks. płk. Sławomira Żarskiego. Nie upłynęło pół roku, a kolejny duchowny, tym razem ks. abp Stanisław Gądecki, jest brutalnie atakowany za homilię wygłoszoną 10 kwietnia b.r. w warszawskiej archikatedrze św. Jana, podczas obchodów pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej.

- Homilia ks. abp. Stanisława Gądeckiego jest wydarzeniem historycznym. Piotr Zaremba słusznie nazwał ją "jedną z najwybitniejszych w ostatnim 20-leciu". Metropolita poznański w obecności najważniejszych osób w państwie dokonał rzetelnej analizy polskiego życia publicznego. Jest to analiza głęboko religijna i moralna, wyprowadzona z Pisma Świętego i oparta na czytaniach mszalnych. Ksiądz arcybiskup dokonał prawdziwie profetycznego przewartościowania całokształtu życia społecznego i politycznego w Polsce, nazywając po imieniu to, co nas ogranicza, jątrzy i zniewala, uniemożliwiając spełnienie wszystkich nadziei łączonych z "Solidarnością". Adresatami tej homilii są katolicy i ludzie dobrej woli, zachęcani do głębokiej refleksji religijnej i moralnej nad obecną sytuacją oraz uczciwego przemyślenia swojego miejsca w złożonej i trudnej polskiej rzeczywistości.

Jednak ci sami politycy i te same media, co zwykle, natychmiast podnieśli wrzawę, posądzając księdza arcybiskupa o określone sympatie polityczne.

- Na łamach "Gazety Wyborczej" Katarzyna Wiśniewska najpierw wyimkowo streściła, a nazajutrz hucpiarsko skrytykowała homilię metropolity. Uczyniła to w sposób urągający zasadom uczciwości i rzetelności, wynajmując rozum na usługi popieranej przez nią opcji politycznej. Aby to osiągnąć, zinterpretowała homilię wyłącznie w kategoriach politycznych. Mało tego, przypisała księdzu arcybiskupowi to, co sama uprawia, to znaczy zamieniła treści religijne na manifest polityczny, dając upust bezprecedensowemu potencjałowi niechęci wobec metropolity i dokonanej przez niego odważnej oceny życia publicznego. Atak Wiśniewskiej jest pełen furii i zupełnie bezprzykładny.

Ale przecież nie pierwszy.

- Tyle tylko, że nosi wszystkie znamiona neostalinowskiej nowomowy i potwierdza, że mamy do czynienia z groźnym zaostrzeniem nagonki na Kościół. Dobrze widać, że ci, którzy uzurpują sobie nadawanie kierunku i kształtu życiu publicznemu, chcą zinstrumentalizować i podporządkować sobie również Kościół i jego nauczanie. Nie tylko treść tej napaści jest groźna, lecz i jej forma. Nawet w czasach PRL, z wyjątkiem okresu stalinowskiego, nie zdarzało się, by używano wobec duchownych języka pełnego pogardy, ironii, drwiny i sarkazmu. Można by powiedzieć, że doszedł do głosu syndrom ekszakonnicy, bo ładunek zacietrzewienia i emocji, z jakim mamy do czynienia, nie jest normalny. Wiśniewska nie tylko krytykuje księdza arcybiskupa, lecz i podpowiada mu, co powinien robić i mówić, dając przy tym upust chorobliwej wrogości wobec PiS. Interpretuje homilię księdza arcybiskupa, przypisując jej rzekomy język tej partii. Określenie "PiS" występuje u niej, jak w ogóle w "Gazecie Wyborczej", jako negatywne piętno i pogardliwa stygmatyzacja. W taki sam sposób odnosi się do okolicznościowej homilii, nie stroniąc od krzywdzących insynuacji. Twierdzi między innymi, że apel metropolity o przebaczanie tym, którzy nas obrażają, zabrzmiał "średnio wiarygodnie". To słowa, które w żaden sposób nie mieszczą się w ramach prasowego doniesienia na temat ważnego wydarzenia.

Kto i jak powinien na tego typu artykuły reagować? Duchowni? Wszyscy wierzący? Czy w ogóle zasługują one na odpowiedź?

- Myślę, że ten paszkwil na homilię metropolity poznańskiego powinien jeszcze bardziej otworzyć oczy wiernym w Kościele. Mamy też inne oznaki, że wrogość i sprzeciw wobec Kościoła nabierają nowego rozmachu. Waldemar Kuczyński w TVN 24 zagroził wybraniem "nowych pasterzy" i bardzo możliwe, że odpowiednie sugestie trafiają do nuncjatury. W ostatnich tygodniach pojawił się wysyp dziennikarskich kandydatur na obsadzenie stolic biskupich. Odpowiedź na ten proceder może być tylko jedna i najwyższy czas, aby jej wyraźnie udzielić: biskupi i duchowni Kościoła katolickiego, mając na względzie stopień agresji, do którego posunęła się Katarzyna Wiśniewska, powinni unikać jakichkolwiek prasowych kontaktów z nią. A więc nie udzielać wywiadów ani komentarzy, bo każda taka rozmowa tylko ją uwiarygodnia i zachęca do podobnych intryg, które skutkują bolesnymi podziałami. Cała ta antykościelna hucpa pozostaje zupełnie bezkarna, jest też sowicie opłacana, nagłaśniana i zalecana jako modna.

Chyba jednak będzie to trudne do zrealizowania...

- Oczywiście, trzeba się liczyć z tym, że zawsze znajdą się duchowni "przekorni" i "otwarci", którzy stwierdzą, iż nikt im nie będzie dobierał rozmówców. Ale i na to jest rada: warto i trzeba obserwować, komu w Kościele jest bliżej do Katarzyny Wiśniewskiej i tej opcji, jaką ona podziela i współtworzy, niż do metropolity poznańskiego i tych wartości, które on reprezentuje i głosi. Dlatego będzie nie od rzeczy, jeżeli przez najbliższe tygodnie i miesiące będziemy patrzeć, którzy z duchownych, a być może również z biskupów, zdecydują się, mimo tej karykaturalnej napaści, na nowe rozmowy i wywiady z Katarzyną Wiśniewską, a także przyglądać się dokładnie wypowiadanym przez nich opiniom i ocenom. To będzie niesłychanie pouczający materiał.

W narracji narzucanej przez "Gazetę Wyborczą" widać też wyraźną próbę zabicia pamięci o prezydencie Lechu Kaczyńskim i pozostałych ofiarach katastrofy smoleńskiej - i to nawet w polskich kościołach.

- Pod koniec swojego paszkwilu Katarzyna Wiśniewska napisała: "W niedzielę byłam w kościele, w którym o rocznicy smoleńskiej nie wspomniano ani razu". Szkoda, że nie miała dość odwagi, by napisać, o który kościół chodzi i co to za duchowny, który w pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej wcale o niej nie wspomniał. Jeżeli taki kościół, a mówiąc dokładnie taki duchowny, rzeczywiście istnieje, jego zachowanie to skandal! Ten duchowny powinien odbyć dłuższe rekolekcje, które przywrócą mu przytomność rozumu i umiejętność współodczuwania, a stawianie go za wzór stanowi zwyczajną hucpę i bezczelność. "Gazeta Wyborcza" zachęca, aby przy okazji żydowskich rocznic Kościół wykazywał wrażliwość na ból, cierpienie i to, co stało się udziałem Żydów podczas wojny. Dlaczego więc to samo środowisko forsuje pogląd, że w tym, co dotyczy polskiej martyrologii, a więc polskiego bólu i cierpienia, mamy się poddać odgórnie sterowanej amnezji? Strategia zabijania pamięci, wyraźnie antypolska i antykatolicka, wymaga stanowczego i głośnego sprzeciwu z naszej strony. Oby już nigdy nikt w Polsce nie odważył się chwalić, że w kolejną rocznicę Katynia i Smoleńska odmawia się pomordowanym i ofiarom prawa do wspólnej i głośnej modlitwy za nich!

Dziękuję za rozmowę.

za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110419&typ=my&id=my03.txt (kn)