Gospodarka społeczna z nazwy

Według konstytucji podstawą ustroju gospodarczego Polski jest społeczna gospodarka rynkowa. Niestety idea ta pozostaje wciąż na papierze – wiele konstytucyjnych przepisów i zasad, które miały być urzeczywistnieniem tego modelu gospodarczego, od początku traktowanych jest z przymrużeniem oka.



W ostatnim czasie wszystkie strony politycznego sporu w Polsce wciąż wypowiadają się na temat konstytucji. Opozycja bije w dzwon na trwogę, przestrzegając przed jej łamaniem na niespotykaną według niej skalę. Rządzący nazywają ją „postkomunistyczną”, co ma ją samą w sobie dyskwalifikować, oraz postulują jej gruntowną reformę. Debata publiczna na temat polskiej konstytucji jest tak gorąca, że można odnieść wrażenie, iż nasz kraj zamieszkuje co najmniej kilkaset tysięcy konstytucjonalistów, a reszta społeczeństwa przynajmniej kończyła prawo. Oczywiście na kształt konstytucji duży wpływ miała postkomunistyczna część elit III RP. Nie zmienia to faktu, że zawarto w niej wiele wartościowych przepisów bezpośrednio dotyczących bytu obywateli. Niestety, akurat one są nad Wisłą traktowane, delikatnie mówiąc, z przymrużeniem oka. I to wcale nie od półtora roku, tylko dokładnie od samego początku jej obowiązywania. Tak jakby funkcjonowała między nami niepisana umowa, że wpisana w art. 20 konstytucji społeczna gospodarka rynkowa to tylko taka dalekosiężna idea, nieco utopijna, do której może byśmy chcieli dążyć, ale przecież każdy dobrze wie, że obecnie nie da rady.

Ochrona praw niektórych

Jednym z podstawowych konstytucyjnych bezpieczników chroniących prawa socjalno-ekonomiczne obywateli jest zasada ochrony praw nabytych. Nie jest ona zapisana wprost, jednak wynika z art. 2, który mówi o „demokratycznym państwie prawa”. Ma ona między innymi zabezpieczyć zdobycze socjalne ludzi, które nawet jeśli zostaną zlikwidowane, to przynajmniej nie dotknie to tych, którzy przez lata sobie na nie zapracowali. W najbardziej spektakularny sposób została ona podeptana podczas podwyższania wieku emerytalnego. Dotknęło ono nawet osoby z 30-letnim stażem pracy, którym opóźniono wiek przejścia na emeryturę niemal z dnia na dzień. Na przykład 53-letnia pracownica, która przez cały okres aktywności zawodowej rzetelnie pracowała i płaciła składki, miała odejść na emeryturę ok. 2,5 roku później. Związki zawodowe skierowały sprawę do TK, powołując się m.in. właśnie na zasadę ochrony praw nabytych. Niestety, sędziowie Trybunału nie dopatrzyli się konstytucyjnych uchybień w podwyższeniu wieku emerytalnego.

W ten sposób ówczesny polski rząd podwyższył wiek emerytalny wszystkim Polakom. Wszystkim? Nie, niewielka osada Galów, przepraszam, niewielka kasta uprzywilejowanych, zwanych sędziami, zapewniła możliwość przechodzenia we wcześniejszy stan spoczynku wszystkim sędziom urodzonym przed 1 stycznia 1958 r. Dzięki temu każdy sędzia urodzony przed tą datą wciąż mógł przejść w stan spoczynku już w wieku 60 lat, a pani sędzia nawet w wieku 55 lat. Ostatni rok, w którym istnieje taka możliwość, właśnie mija. Na co powoływali się sędziowie, broniąc swoich uprawnień? Tak, zgadłeś, drogi czytelniku – właśnie na ochronę praw nabytych. Jak stwierdziło stowarzyszenie sędziów Iustitia, „prawa do wcześniejszego stanu spoczynku nie nabywa się w określonym dniu, ale wypracowuje przez lata”. No pięknie, pełna zgoda, tylko że przecież dokładnie to samo można powiedzieć o prawach emerytalnych wszystkich Polaków!

Jak widać, omawiana zasada chroni prawa nabyte tylko przez tych, którzy należą do silnych grup interesu. A trzeba pamiętać, że sędziowie i tak są już wyjątkowo uprzywilejowani w kwestiach uposażeń emerytalnych. Nie dość, że nie płacą składek, to ich uposażenie w stanie spoczynku wynosi 75 proc. wynagrodzenia, tymczasem większość z nas będzie mogła liczyć co najwyżej na 30 proc.

Społeczna bez społeczeństwa

Nasza konstytucja na papierze chroni również świat pracy – ze skutecznością mniej więcej taką, jak prawa nabyte większości Polaków. Polska ustawa zasadnicza zapewnia na przykład wszystkim bezrobotnym zasiłek dla bezrobotnych. „Obywatel pozostający bez pracy nie z własnej woli i niemający innych środków utrzymania ma prawo do zabezpieczenia społecznego”, czytamy. Jak to się ma do rzeczywistości? Mniej więcej tak, jak linie OLT Express do Lufthansy. Żeby mieć w Polsce prawo do zasiłku dla bezrobotnych, trzeba przez rok odprowadzać składki od co najmniej minimalnej pensji. Straciłeś pracę po 10 miesiącach? Nie otrzymasz zasiłku. Pracowałeś przez pięć lat na pół etatu, zarabiając nieco mniej niż płaca minimalna? Nie dostaniesz zasiłku. Do końca ub.r. pozbawione były go także osoby pracujące na umowach-zleceniach z wynagrodzeniem kilku złotych za godzinę – od tego roku ten akurat proceder ograniczyło wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej. Te wszystkie ustawowe obostrzenia powodują, że zasiłek otrzymuje... ok. 15 proc. polskich bezrobotnych. Czyli zdecydowana większość bezrobotnych nad Wisłą nie dostaje zasiłku, mimo że konstytucja formalnie zapewnia go wszystkim.

Bardzo ważnym elementem społecznej gospodarki rynkowej są organizacje pracownicze. To dzięki ich partycypacji w Niemczech, Austrii czy na północy Europy stworzono konsensualny model gospodarki, w którym rozwiązania są wypracowywane wspólnie przez wszystkich zainteresowanych. Niestety uzwiązkowienie w Polsce jest jednym z najniższych w UE, a przepisy o radach pracowników stworzono tak, żeby... nikt ich nie zakładał. Dlatego działa ich ledwie 500 na kilkadziesiąt tysięcy firm. Niestety patrzenie przez palce na konstytucyjne przepisy dotyczące społecznej gospodarki rynkowej również się do tego stanu przyczyniło. Konstytucja zapewnia obywatelom możliwość zrzeszania się w związkach, niestety ustawa o związkach zawodowych wyłączyła z tego prawa pracujących na umowach cywilnoprawnych. Czyli ok. 1,3 mln Polaków. Co więcej, w czerwcu 2015 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że przepis ten jest niekonstytucyjny – niestety do dziś wyrok ten nie został zaimplementowany. Prace nad tym wreszcie trwają, ale skończyć się nie mogą.

Zdrowie nie dla każdego

Nadal również nie potrafimy zapewnić wszystkim naszym rodakom dostępu do bezpłatnej publicznej służby zdrowia. Według konstytucji „obywatelom niezależnie od sytuacji materialnej władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych”. Niestety, w rzeczywistości sformułowanie „niezależnie od sytuacji materialnej” oznacza „tylko tym, którzy mają opłacone składki”. Bezrobotnym składki opłacają urzędy pracy, jednak bez większych skrupułów wykreślają one tych, którzy kilka razy odrzucili nawet najbardziej absurdalne oferty pracy. W ten sposób ok. 2,5 mln Polaków nie ma dostępu do publicznej służby zdrowia. Obecny minister zdrowia pracuje nad zmianą tego stanu.

Jak widać, społecznej gospodarce rynkowej nad Wisłą niewiele dało wpisanie do konstytucji. Jej szczegółowe zapisy, mające urzeczywistnić wybrany przez Polaków model gospodarki, są albo zupełnie martwe (jak zapis o zasiłku dla bezrobotnych), albo w najlepszym razie półżywe. Być może polska konstytucja jest postkomunistyczna, ale naszą rzeczywistość znacznie poprawi już samo traktowanie poważnie jej społeczno-ekonomicznych artykułów.

 Piotr Wójcik  

za: niezalezna.pl