Trudne dzieje sanktuarium

Dlaczego Gietrzwałd jest tak mało znany w Polsce? Przecież to tak ważne miejsce. Oto pytanie, które bardzo często zadają pątnicy przybywający do tego sanktuarium. Prawdę mówiąc, są to nie tyle pytania, ile raczej zarzuty, że nic się nie czyni, by orędzie gietrzwałdzkie propagować.

Przecież Kościół swoim autorytetem potwierdził prawdziwość objawień – mówią pielgrzymi. – Do tego miejsca powinna pielgrzymować cała Polska, i nie tylko – dodają. Gietrzwałd to takie miejsce jak Fatima czy Lourdes, równorzędne sanktuarium, ale przy nich jawi się bardzo skromnie – ubogi i wciąż mało znany. Mimo że po zapoznaniu się z orędziem, jakie Matka Boża przekazała nam przez Justynę Szafryńską i Barbarę Samulowską w 1877 r., tak wielu pielgrzymów mówi o tym miejscu, jest ono nadal mało znane. Dlaczego tak się dzieje? – to pytanie nurtuje także ludzi, którzy pracują tu od wielu lat. Niełatwo na nie odpowiedzieć. Można się doszukiwać różnych czynników, które na to wpłynęły. Zwrócę uwagę na to, co przeszkadzało w rozwoju sanktuarium, od objawień aż niemal po 1990 r. Pamiętając, że 1989 r. stał się rokiem przełomowym w najnowszych dziejach Polski.

 O co prosiła Maryja?

Treść objawień dostarcza nam ogromnego bogactwa teologicznego i historycznego. Maryja przedstawiła się Justynie Szafryńskiej jako Niepokalanie Poczęta. Zapraszała do modlitwy różańcowej, prosiła o modlitwę za tych, którzy uzależnili się od alkoholu, prosiła o pokutę, pobłogosławiła źródełko, a na zakończenie kolejny raz prosiła o modlitwę różańcową i dodała otuchy: „Nie smućcie się, Ja zawsze będę z wami”. Objawienia miały miejsce w określonym czasie i miejscu. To był Gietrzwałd, wioska leżąca na pograniczu Warmii i Mazur, a wszystko to działo się w okresie walki z kulturą polską i Kościołem katolickim. Miejsce nieznane stało się znanym i przyciągającym rzesze wiernych zarówno z różnych stron diecezji, jak i spoza niej. Ale czy tak było przez te 140 lat od objawień?

Ruch pątniczy

W czasie objawień, a także zaraz po nich ruch pątniczy bardzo mocno się rozwijał. Bywało, że w ciągu jednego dnia do tego miejsca przybywało po kilkadziesiąt tysięcy pielgrzymów z różnych stron. Od zakończenia objawień do 1890 r. każdego roku pielgrzymowało do Gietrzwałdu około 80 tys. osób. Sanktuarium dynamicznie się rozwijało do wybuchu I wojny światowej (1914 r.), ale ruch pielgrzymkowy zaczął słabnąć już kilka lat wcześniej. Po plebiscycie w 1920 r., po pozostawieniu Warmii w granicach państwa niemieckiego, ruch pielgrzymkowy do Gietrzwałdu jeszcze bardziej malał. Wpływ pątników na mieszkańców Gietrzwałdu i okolicznych miejscowości był tak duży, że władze pruskie na zlecenie samego O. Bismarcka uznały swą ingerencję za niezbędną, wydały zakaz przepuszczania przez granicę pielgrzymich kompanii z Królestwa Kongresowego.

W sukurs władzom pruskim szły w tym zakresie władze carskie. W 1880 r. żandarmeria rosyjska powracającym z Gietrzwałdu pielgrzymom rekwirowała książeczki do nabożeństwa, różańce i obrazki gietrzwałdzkie. Władze pruskie na problem gietrzwałdzki patrzyły z narodowego, a nie religijnego punktu widzenia. Obawiały się, że spotkania w Gietrzwałdzie stają się okazją do szerzenia agitacji narodowo-polskiej. Minister Puttkamer, naczelny prezydent Prus Wschodnich, ciągle przypominał, że istnieje realne niebezpieczeństwo wciągnięcia Warmii do ruchu polskiego.

Język polski

W przekonaniu ministra było dużo racji. Chociażby przez sam fakt, że Matka Boża z dziećmi rozmawiała po polsku, a oznaczało to, że językiem polskim nie należy gardzić. Niebawem „Gazeta Olsztyńska” podała: „Jeżeli w niebie nie gardzą polskim językiem, czyż się może na to odważyć nędzny proch ziemski?”. To pokazało, jak mocna była już świadomość narodowa Warmiaków, tym bardziej że pielgrzymi przybywający z Polski stwarzali ku temu wspaniałą okazję. Do Gietrzwałdu pielgrzymowali nie tylko prości i niewykształceni, ale także inteligencja polska, obywatele ziemscy, a także polska arystokracja. Jednak w języku, w jakim Maryja rozmawiała z wizjonerkami, leżał także problem z akceptacją objawień gietrzwałdzkich.

Matka Boża mówiła po polsku – a dokładniej w dialekcie warmińskim. Do 1945 r. Gietrzwałd leżał w granicach państwa niemieckiego. Język polski był rugowany ze świątyń, szkół, urzędów. Władze pruskie wszelkimi sposobami ograniczały rozgłos Gietrzwałdu i tego, co się tu wydarzyło w 1877 r. Kiedy zorientowały się, że wiadomości przekazywane przez prasę polską przyczyniają się do coraz większego zainteresowania Gietrzwałdem przez ludność polską z różnych dzielnic nieistniejącej Polski, ruszyły z kampanią podważania wiarygodności objawień. Posunęły się jeszcze dalej, podważyły zdrowie wizjonerek. Kampania ta przybierała na sile z każdym rokiem po zakończeniu objawień.

Czas prześladowania

Kolejne lata dla Gietrzwałdu nie były sprzyjające. Po dojściu Adolfa Hitlera do władzy w Niemczech Kościół katolicki z czasem coraz bardziej był prześladowany, do tego stopnia, że w 1937 r. zabroniono działania jakimkolwiek organizacjom katolickim. Rozwiązano wszelkie stowarzyszenia. Mimo wielu ograniczeń nadal ludność katolicka pielgrzymowała do sanktuarium w Gietrzwałdzie, ale w znacznie mniejszej liczbie. Nasilający się ruch pielgrzymkowy zaniepokoił władze pruskie, a szczególnie możliwa repolonizacja i budzenie się świadomości narodowej wśród Polaków. W 1940 r., wykorzystując stan wojenny, niemiecka żandarmeria gęstym kordonem otoczyła Gietrzwałd, nie dopuszczając pątników pod pretekstem… panującej we wsi szkarlatyny. 20 tys. pielgrzymów rozeszło się wówczas, modląc się, do domów. Następne pielgrzymki ogólnodiecezjalne, zaplanowane na 1940 i 1941 r., nie odbyły się. Mimo to w czasie wojny do Gietrzwałdu przybywali pątnicy – przede wszystkim mieszkańcy pobliskich miejscowości, by modlić się za swoich bliskich, których zabrano na wojnę.

Modlitwa różańcowa miała w tym czasie swoją ogromną moc. Trudne chwile przyszły w styczniu 1945 r., wojska sowieckie zbliżały się do granic Olsztyna, a także do okolicznych wiosek, między innymi do Gietrzwałdu. Mieszkańcy Gietrzwałdu zostali przez władze niemieckie zmuszeni do opuszczenia wsi. Nie wszyscy chcieli uciekać. Parafii nie opuścił proboszcz ks. Franciszek Klink. Był obecny przez cały czas. Za to, że sprzeciwiał się wprowadzaniu koni do kościoła i niszczeniu krzyży, został pobity przez żołnierzy sowieckich do nieprzytomności. Rosjanie z kościoła uczynili stajnię, a za ołtarzem szalet. Zawierucha wojenna znacznie zmniejszyła liczbę księży pracujących w diecezji warmińskiej. Do Olsztyna przybywali księża z różnych stron Polski, by służyć pomocą duszpasterską w zniszczonej diecezji.

Totalitaryzm komunistyczny

Po zakończeniu II wojny światowej sanktuarium w Gietrzwałdzie nadal nie mogło w pełni realizować swej misji duszpasterskiej. Władze komunistyczne czyniły wszystko, by pomniejszać i ograniczać oddziaływanie sanktuarium gietrzwałdzkiego na okoliczną ludność. Pierwszym czynnikiem, który osłabił oddziaływanie sanktuarium na wiernych, była wymiana narodowościowa, która odbywała się w długim czasie po zakończeniu wojny. Wielu Warmiaków, tak mocno związanych z Gietrzwałdem, opuściło swą małą Ojczyznę, udając się do Niemiec. Nowi osadnicy przybywający na te ziemie nie znali historii tego miejsca, dla wielu z nich kościół gietrzwałdzki był tylko i wyłącznie jednym z wielu kościołów, jakie są w parafiach. Nie znali treści objawień i tego wszystkiego, co w tym miejscu się wydarzyło. Drugim czynnikiem, który hamował szerzenie się orędzia gietrzwałdzkiego, był komunizm – nie dopuszczał, by sanktuarium oddziaływało zarówno na osadników, jak i na Warmiaków.

Środowisko gietrzwałdzkie było w latach powojennych nad wyraz dobrze nasycone pracownikami służby bezpieczeństwa. Zadaniem funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa była ciągła inwigilacja księży pracujących w sanktuarium, a także pielgrzymów, którzy przybywali do tego świętego miejsca. Przeglądając zasoby Archiwum Państwowego w Olsztynie i Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku, napotykamy dość sporo materiałów, które poświadczają tę tezę. Od końca lat czterdziestych XX wieku władze komunistyczne czyniły wszystko, by ograniczyć oddziaływanie orędzia gietrzwałdzkiego i pomniejszyć rolę tego miejsca w oczach wiernych. Czyniono to wszystkimi możliwymi sposobami.

Przez szereg lat władze komunistyczne nie pozwalały na budowę bazy noclegowej przy sanktuarium. Nie wolno było publikować pozycji książkowych o Gietrzwałdzie. Informacje prasowe o uroczystościach odpustowych praktycznie się nie pojawiały, a jeśli nawet, to była to tylko krótka wzmianka. Na przykład z uroczystości 100. rocznicy objawień Matki Bożej Gietrzwałdzkiej w lokalnym dzienniku, jakim była „Gazeta Olsztyńska”, nie pojawiła się żadna informacja. Władze komunistyczne dokonywały też kontroli wszelkich księgozbiorów i czasopism znajdujących się w seminariach, sanktuariach czy też w budynkach przysanktuaryjnych. Tak też było w Gietrzwałdzie. Inwigilacja Przybywający do sanktuarium pątnicy byli inwigilowani i zastraszani, poddawani represjom ze strony służb bezpieczeństwa. Informatorzy dość dokładnie opisywali osoby biorące udział w uroczystościach odpustowych, ale nie tylko.

Funkcjonariusze służb bezpieczeństwa obserwowali sanktuarium przez cały rok. Informowali swych przełożonych o wszystkich ważniejszych wydarzeniach i osobach tu przybywających. Poza tym władze komunistyczne przez cały czas dokonywały inwigilacji środowiska sanktuaryjnego, a szczególnie księży tu pracujących. Na bieżąco były sporządzane notatki informacyjne o wszelkich działaniach duszpasterskich na terenie przykościelnym albo w samym kościele. W latach sześćdziesiątych XX w. sytuacja nieznacznie się zmieniła. Do Gietrzwałdu przybywało każdego roku znacznie więcej pielgrzymów, koronacja obrazu Matki Bożej Gietrzwałdzkiej w 1967 r. ożywiła ruch pielgrzymkowy. Wielu wiernych dzięki systematycznej pracy księży kanoników regularnych i księży diecezjalnych, na czele z rządcami diecezji warmińskiej, dowiedziało się o tym szczególnym miejscu, gdzie przed kilkudziesięciu laty ukazywała się Matka Boża.

Mimo to nadal władze komunistyczne wszelkimi sposobami ograniczały wiernym możliwość uczestnictwa w uroczystościach odpustowych w Gietrzwałdzie. W 100-lecie objawień, w 1977 r., władze komunistyczne zaangażowały się w uroczystości, ale po to, by pokazać przybywającym gościom, przede wszystkim pielgrzymom z Niemiec, że w Polsce pod rządami komunistów obywatele w sposób nieskrępowany mogą wyznawać swoją religię. Tak też zostało to ukazane w raportach funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Po zakończeniu uroczystości w Gietrzwałdzie z okazji 100-lecia objawień SB nadal prowadziła inwigilację miejsca i pomniejszania jego roli wśród katolików.

Taki stan rzeczy trwał do początku lat dziewięćdziesiątych XX w. Zakończenie Dlaczego Gietrzwałd jest tak mało znany w Polsce? – starałem się przybliżyć problem, opierając się na dwóch okresach historycznych. Pierwszy obejmował lata 1877-1945, a drugi 1945-1989. W pierwszym rozwój sanktuarium hamował Kulturkampf, czasy I wojny światowej, a co za tym idzie – cały okres niemieckiego narodowego socjalizmu. Sytuacja nie zmieniła się po 1945 r. Na tym obszarze pojawiła się inna odmiana socjalizmu – ta moskiewska, która bezwzględnie niszczyła wszelkie oznaki życia religijnego, a tym bardziej miejsca z nim związane, te szczególnej obecności Bożej, do których należał Gietrzwałd. Podsumowując, należy stwierdzić, że historia sanktuarium to ciągłe zmaganie się o zachowywanie orędzia, jakie Maryja przekazała ludzkości przez wizjonerki.

Sytuacja zmieniła się na korzyść po 1990 r. Obecnie sanktuarium gietrzwałdzkie promieniuje na całą diecezję warmińską, a nie będzie przesadą, jeśli powiem, że także na całą Polskę. W dni powszednie w okresie wakacyjnym sanktuarium odwiedza około 2,5 tys. pątników, w soboty i niedziele około 12-13 tys. Znacznie więcej przybywa na odpusty w pierwszą niedzielę po 8 września. W ciągu trzech dni, w piątek, sobotę i niedzielę, sanktuarium odwiedza około 150 tys. wiernych. Według danych podawanych przez kustoszy sanktuarium, księży kanoników, w ciągu roku do Gietrzwałdu przybywa około 1 mln pątników.

Ks. Krzysztof Bielawny

za: www.naszdziennik.pl