Msza za generała „Gryfa”


WYWIAD Z AGNIESZKĄ BOGUCKĄ rozmawia JAROSŁAW WRÓBLEWSKI



Gen. Janusz Brochwicz-Lewiński w późnych latach życia codziennie modlił się żarliwie do Jezusa Miłosiernego. Wiele razy mówił, że dziękuje Panu Bogu za każdy dzień życia. Bardzo kochał życie.

17 września to rocznica napaści Rosjan na Polskę. Jak ten dzień w 1939 r. wspominał gen. Janusz Brochwicz-Lewiński? Tego dnia generał miał urodziny...

1 września 1939 r. młody podchorąży Janusz Brochwicz Lewiński wyrusza z domu w Wołkowysku do macierzystej jednostki, 76. Pułku Piechoty im. Ludwika Narbutta do Grodna. Matka w trwodze o los syna daje mu na drogę błogosławieństwo i święty obrazek z wizerunkiem Jezusa Miłosiernego, a na nim napis tak oczywisty dla nas dzisiaj: „Jezu, ufam Tobie”. Pułk toczył początkowo walki z Niemcami na granicy z Prusami Wschodnimi, a następnie został przegrupowany na granicę wschodnią w rejon Stołpców. Pamiętnego dnia 17 września, w 19. urodziny Janusza, jego jednostka otrzymała rozkaz podjęcia walki z wkraczającymi wojskami bolszewickimi. Otoczeni wielką liczbą oddziałów pancernych wroga i mrowiem atakujących żołnierzy po kilku godzinach nierównej walki wszyscy zostali wzięci do niewoli. Jeszcze tego samego dnia oficerowie i wszyscy podejrzani o wrogość do władzy ludowej zostali wyłączeni z tłumu żołnierzy i aresztowani. Wśród nich znalazł się także młody podchorąży, którego wygląd wskazywał na bardzo niewłaściwe pochodzenie. I on także, jak pozostali, został osądzony przez NKWD-owską trojkę i skazany na śmierć. Wyroki rozpoczęto wykonywać bez zwłoki. „Gryf” wielokrotnie wspominał ten moment, który odcisnął szczególne piętno na jego dalszej postawie życiowej. To, że wtedy ocalał, określał zawsze jako cud, który zawdzięczał wyłącznie opiece Jezusa Miłosiernego.

Jak wielkie znaczenie miał dla niego obrazek otrzymany od matki?

Towarzyszył mu przez wszystkie lata aż do śmierci 5 stycznia 2017 r. Nigdy go nie zgubił, nie zapomniał, nie utracił. To też wyjątkowy symbol wobec faktu, że z dawnego życia właściwie niczego nie ocalił. Dom w Wołkowysku wysadzili w powietrze najeźdźcy, granica przekroczyła dawną posiadłość, dom warszawski rodziców, który stał, gdy Janusz po powstaniu szedł do niewoli, zmiotła nowa rzeczywistość powojenna. Obrazek przechowywał jak najcenniejszą relikwię, która wiele razy go ocaliła. Był też chyba – ten stary, poplamiony i mocno zniszczony obrazek, jedynym dotknięciem dzieciństwa – pamiątką po matce. Do obrazka przez te wszystkie lata tragicznej rozłąki z synem dołączała żarliwą modlitwę. Wiele nam dziś mówią ledwo widoczne poruszające zapiski na odwrocie: „Warszawa 5.X.1944 i OFFLAG VII A MURNAU grudzień 1944”.

Jest Pani depozytariuszką pamięci po panu generale. Jakim był człowiekiem? Jak go Pani zapamiętała?

Można tak określić zadanie, jakie dostałam od losu. Ten obrazek też tutaj odegrał swoją rolę. Towarzyszył prośbie „Gryfa”, z jaką zwrócił się do mnie po jego pierwszej, po 58 latach emigracji, krótkiej wizycie w kraju w 2002 r. Będąc wielką czcicielką wizerunku według objawień św. Faustyny, podjęłam wyzwanie i od tamtej chwili zrobiłam wszystko, aby udzielić mu pomocy, której moim zdaniem bardzo potrzebował. Miał już wtedy 82 lata. To wszystko było bardzo trudne. III RP wbrew niektórym propagandowym hasłom postawiła srogie zapory przed chcącymi wracać do kraju wojennymi emigrantami


zawartość zablokowana

Pozostało 51% treści.

za: http://gpcodziennie.pl/68519-mszazageneralagryfa.html