Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr - Pytania po Kongresie


Piszę te słowa w drugim i ostatnim dniu Narodowego Kongresu Nauki, na którym Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego  przedstawił projekt nowej Ustawy, nazywanej też Konstytucją dla Nauki.

Mam potrzebę napisania wiele o tej Ustawie, ale w chwili bieżącej chcę napisać jedynie o jednym drobnym incydencie w czasie pierwszego dnia Kongresu.

Odbywał się kolejny, bodaj drugi panel dyskusyjny na temat ścieżek kariery. Nowa Ustawa przewiduje zmiany w zakresie kształcenia doktorów (szkoły doktoranckie - ze stypendiami dla wszystkich, ale zarazem z ograniczoną liczba uczestników), a także w zakresie habilitacji (mają one być fakultatywne, ale nie obowiązkowe - mogą zostać zastąpione pełnieniem roli kierownika międzynarodowego grantu badawczego). O sensowności tych rozwiązań mieli dyskutować młodzi naukowcy. Jako drugi zabiera głos historyk, specjalizujący się w starożytnej historii Izraela, przedstawiciel Ruchu Społecznego Obywatele Nauki.

Rozpoczyna swoją wypowiedź od manifestu politycznego. Stwierdza, że obecna władza, ekipa rządząca ignoruje zupełnie naukę w naszym państwie. Jako dowód przytacza kilka przykładów takiej ignorancji. Wymienia zatem wycinanie Puszczy Białowieskiej, wbrew naukowym opiniom specjalistów,  demontaż podziału władzy sądowniczej i jej kompetencji poprzez zmianę ustaw sądowniczych. Apeluje o to, by dożyć takiej chwili, w której leki i usługi medyczne będą dystrybuowane wedle zapotrzebowań społecznych a nie przekonań religijnych sprawujących władzę.

Oczywiście, można powiedzieć - wolny kraj, świat uniwersytecki dobitnie wzmacnia przestrzeń wolności. Ale czy wolność wypowiedzi ma stanowić usprawiedliwienia dla - no, nazwijmy to nonszalancji myślenia? Oczywiście, Pan Doktor nie wymienił żadnych konkretów, na przykład nie wiem o jakie leki i usługi medyczne mu chodziło? Być może o „leki” takie jak środki antykoncepcyjne czy środki wczesnoporonne, albo o „zabiegi” takie jak reprodukcja in vitro czy „zabieg” przerywania ciąży… Problem w tym, że nie są to ani leki, ani zabiegi medyczne, służące ratowaniu życia czy zdrowia.
 
Ale nie chcę polemizować ze specem od starożytności Izraela. Dlaczego zatem przywołuję ten przykład? Otóż, bardziej niż nonszalancka wypowiedź Panelisty, zdumiała mnie reakcja sali. A nas sali było bodaj około 3 tysięcy ludzi. Takiego aplauzu nie było po żadnym z wystąpień. Środowisko naukowe nie przyjęło z taką aprobatą żadnego z wystąpień, łącznie z programowym wystąpieniem Wicepremiera. Naukowiec, który przemówił, jakby był wykładowcą na uniwersytecie ludowym KOD zebrał ogromną owację.

Musiałem wyjść w tym momencie z sali, bo poczułem się zażenowany. Świat uniwersytecki jest moim światem, jest moim domem. Ale tak reprezentowany świat stał mi się obcy. Radykalnie obcy.
 
Ta scena pokazuje jednak swoistą kondycję części polskiej elity. Pokazuje jej stopień upolitycznienia. Paradoksalnie to właśnie ci, odurzeni politykowaniem ludzie będą zarzucać i zarzucają swoim oponentom, że wnoszą politykę do nauki.