Ks. Bortkiewicz: Źle się dzieje, gdy media antykościelne cytują hierarchów...

Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Z wielu stron docierają do nas głosy, że ''Kościół nie powinien mieszać się do polityki''. Czy zgadza się Ksiądz Profesor z takim stwierdzeniem?

- W pewnym sensie trudno odnieść się do tego stwierdzenia, jest tak beznadziejnie płaski. No bo co znaczy „Kościół”? Chodzi o biskupa, proboszcza, wiernego świeckiego? Żaden z nich nie ma prawa angażować się w politykę? Kościół hierarchiczny, inaczej mówiąc, duchowieństwo, samo nałożyło na siebie ograniczenie w postaci norm prawa kanonicznego, które zabraniają księżom na przykład kandydować do parlamentu. Ale chyba nie chodzi powtarzającym bezmyślnie to zdanie jak mantrę, by wierni świeccy także sami się ograniczyli w takiej aktywności. I chyba nikt nie gości sobie pretensji, by narzucać wierzącym ludziom świeckim takie ograniczenia.


 Równie spłaszczone jest słowo „mieszać się”. Wspomnę tylko o jednym. Czy zaangażowanie Kościoła w działalność charytatywną – pomoc głodnym, bezdomnym, dzieciom niepełnosprawnym, prowadzenie domów dziecka, ośrodków leczenia dla narkomanów i wiele innych, czy to nie jest mieszaniem się do polityki społecznej? Czy zaangażowanie w ochronę życia nie przekłada się na politykę demograficzną?

To zdanie jest rak płaskie, że trudno zobaczyć w nim mały wierzchołek sensu.

 To politycy decydują o sprawach, które dotyczą naszego codziennego życia, wyborów etycznych i moralnych – np. aborcji, eutanazji czy chociażby pracujących niedziel w handlu – czy w tej sytuacji Kościół ma milczeć?

- Kościół od dawna pojmuje sens polityki jako działania na rzecz roztropnej troski o dobro wspólne. A ta definicja polityki, pochodząca od Arystotelesa, utożsamia politykę z etyką życia społecznego. I to w tej dziedzinie Kościół ma prawo się wypowiadać. Więcej niż prawo. Kościół ma obowiązek się wypowiadać, bo ta etyka jest podporządkowana człowiekowi. A człowiek jest wszak drogą Kościoła. Dyskusja o aborcji, eutanazji, in vitro czy pozbawianiu człowieka wymiaru świętowania, czy także wyzysku w pracy – to są w istocie dyskusje o człowieku, o jego godności. To właśnie dlatego Kościół nie może milczeć.

Biorąc pod uwagę, że ,..Polska konstytucja z 1997 roku jest dziełem polskiej lewicy, wspartej przez ówczesną Unię Demokratyczną, której liderzy stanowią dzisiaj trzon Platformy Obywatelskiej, zaś (...) uchwalający tę konstytucję parlament był zdominowany przez lewicowe postkomunistyczne formacje - SLD, PSL i UP, które łącznie posiadały większość konstytucyjną (…) w referendum konstytucyjnym frekwencja wyniosła ledwie 42 %, można powiedzieć że legitymizacja tego aktu prawnego nie jest silna (poniżej 23% Polaków). [prof. G. Górski, fronda] – czy w tej sytuacji próba sekowania Kościoła katolickiego z życia politycznego nie jest manipulacją, obliczoną na wyciszenie księży?

Jan Paweł II mówił kiedyś w Krakowie, że spór o człowieka w Polsce nie skończył się wraz z upadkiem komunizmu. Ten spór trwa, a nawet się nasilił. To kolejna, niezwykle trafna diagnoza Świętego. Problem w tym że obecna konstytucja w niektórych przypadkach nie tylko generuje ten spór, ale przymusza do wybrania opcji światopoglądowej w tym sporze. Usiłuje przymusić wręcz. Ta konstytucja była zapewne efektem pewnego ówczesnego kompromisu. Ale nie jest to kompromis satysfakcjonujący. Dlatego działania na rzecz zmiany konstytucji są zasadne, nie tylko z powodu doprecyzowania systemu władzy, ale też z punktu widzenia aksjologii. I myślę, że Kościół powinien zacząć przygotowywać się do tej dyskusji.

Czy nie jest faktem, że od zawsze Kościół był, jest i prawdopodobnie będzie uczestnikiem i ciałem opiniującym polityczną materię i to z dość konkretnie zarysowanymi poglądami różnych środowisk Kościoła, które stawiają się po jednej lub po drugiej stronie sporu politycznego?

- Powiem tak – oby tak faktycznie było. Kościół ma swoją moc, którą czerpie od Tego, który był i jest znakiem sprzeciwu. Dlatego misją Kościoła jest odtwarzanie w sobie, swoim życiu, w swoich członkach wspólnoty owego znaku sprzeciwu. Nie boję się tego, że czyny czy też działania Kościoła wywołują sprzeciw. Boję się gdy zaczyna być inaczej. Gdy politycy liberalni zaczynają cytować hierarchów, gdy media antykościelne prześcigają się w pochlebstwach i określeniach – postępowy czy wręcz rewolucyjny… Tego się bardzo boję, bo wiem, czy to co jest chwalone jest jeszcze śladem Ewangelii, czy tekstem liberalnego dziennika. Czy chodzi o Ewangelię czy o Manifest proletariacki.

Kościół ma za zadanie pełnić misję profetyczną, to znaczy krytyczną. Bez niej nie byłby sobą…

Dziękuję za rozmowę

za:www.fronda.pl