Smoleńska obsesja. Katarzyna Gójska o rosyjskim dogmacie Tuska

Tragedia z 10 kwietnia 2010 roku jest, jak widać, dla środowiska politycznego Donalda Tuska jednym z najważniejszych tematów i gotowe jest ono blokować jakąkolwiek próbę dyskusji, mającej potencjał kwestionowania ustaleń Anodiny w tej sprawie.

Wina polskich pilotów jest dla nich dogmatem. Niepodważalnym. Wręcz świętym.

Okazuje się, że jedną z pierwszych decyzji nowego Ministerstwa Obrony, które – przypomnijmy – obejmowało stery nad bezpieczeństwem Polski, jest ściganie tych, którzy prowadzili badania przyczyn śmierci delegacji RP w Smoleńsku. Najwidoczniej wicepremier Kosiniak-Kamysz i jego współpracownicy wychodzą z założenia, iż bezprawne rozpędzenie Podkomisji, przejęcie zza węgła jej dokumentów – to najbardziej paląca sprawa związana z naszą armią. To wszystko dzieje się wówczas, gdy służby państw bałtyckich oraz ważne instytucje analizujące zagrożenia wskazują na rosnące ryzyko rosyjskiej agresji na państwa NATO.

MON jak oczadziały rzuca się na naukowców i wytworzone przez nich dokumenty. Zapowiada rozliczanie, milczy na temat merytorycznej analizy tego, co udało się im ustalić. Jakby tego było mało, zapowiada rehabilitację tzw. raportu Millera, który – jak wszyscy pamiętają – musiał zgadzać się z wersją moskiewską, bo inaczej jego twórcy ukręciliby bicz na własne plecy. Z kolei MSZ bije się o to, by Europejski Trybunał Praw Człowieka nie miał szansy pochylić się nad skargą przeciwko Federacji Rosyjskiej, którą skierowała Podkomisja Smoleńska. Media Putina witają tę aktywność ministra Radosława Sikorskiego z wielkim zadowoleniem, najwyraźniej bowiem nie podzielały jego opinii, iż wniosek do ETPC był kompletnie bez szans i skończyłby się kompromitacją polskiego państwa.

Te wszystkie działania nowego koalicyjnego rządu wyglądają na obsesję na punkcie Smoleńska. Ci ludzie przez całe lata wyśmiewali tych, dla których kwestia wyjaśnienia przebiegu lotu samolotu rządu RP na terenie FR z 10 kwietnia 2010 roku była sprawą arcyważną, tłumaczyli, iż to bez znaczenia, ale gdy przejęli władzę, Smoleńsk okazał się dla nich superpriorytetem.

Okazuje się, że jedną z pierwszych decyzji nowego Ministerstwa Obrony, które – przypomnijmy – obejmowało stery nad bezpieczeństwem Polski, jest ściganie tych, którzy prowadzili badania przyczyn śmierci delegacji RP w Smoleńsku. Najwidoczniej wicepremier Kosiniak-Kamysz i jego współpracownicy wychodzą z założenia, iż bezprawne rozpędzenie Podkomisji, przejęcie zza węgła jej dokumentów – to najbardziej paląca sprawa związana z naszą armią. To wszystko dzieje się wówczas, gdy służby państw bałtyckich oraz ważne instytucje analizujące zagrożenia wskazują na rosnące ryzyko rosyjskiej agresji na państwa NATO.

MON jak oczadziały rzuca się na naukowców i wytworzone przez nich dokumenty. Zapowiada rozliczanie, milczy na temat merytorycznej analizy tego, co udało się im ustalić. Jakby tego było mało, zapowiada rehabilitację tzw. raportu Millera, który – jak wszyscy pamiętają – musiał zgadzać się z wersją moskiewską, bo inaczej jego twórcy ukręciliby bicz na własne plecy. Z kolei MSZ bije się o to, by Europejski Trybunał Praw Człowieka nie miał szansy pochylić się nad skargą przeciwko Federacji Rosyjskiej, którą skierowała Podkomisja Smoleńska. Media Putina witają tę aktywność ministra Radosława Sikorskiego z wielkim zadowoleniem, najwyraźniej bowiem nie podzielały jego opinii, iż wniosek do ETPC był kompletnie bez szans i skończyłby się kompromitacją polskiego państwa.

Te wszystkie działania nowego koalicyjnego rządu wyglądają na obsesję na punkcie Smoleńska. Ci ludzie przez całe lata wyśmiewali tych, dla których kwestia wyjaśnienia przebiegu lotu samolotu rządu RP na terenie FR z 10 kwietnia 2010 roku była sprawą arcyważną, tłumaczyli, iż to bez znaczenia, ale gdy przejęli władzę, Smoleńsk okazał się dla nich superpriorytetem.
Rzucili się, by przywracać zaordynowaną przez Kreml wersję zdarzeń, gdzie to tylko możliwe, i blokować jakiekolwiek próby krytycznej oceny aktywności Moskwy w sprawie śmierci polskiej delegacji. Tragedia z 10 kwietnia 2010 roku jest, jak widać, dla środowiska politycznego Donalda Tuska jednym z najważniejszych tematów i gotowe jest ono blokować jakąkolwiek próbę dyskusji, mającej potencjał kwestionowania ustaleń Anodiny w tej sprawie. Wina polskich pilotów jest dla nich dogmatem. Niepodważalnym. Wręcz świętym. Tylko czekać, aż mówienie o rosyjskiej odpowiedzialności za Smoleńsk będzie przez prokuratora Bodnara ścigane jako mowa nienawiści.

Katarzyna Gójska

za:niezalezna.pl

***

Nawalny, Niemcow, Litwinienko i... Smoleńsk. Felsztyński: Tak, jestem w stanie w to uwierzyć...

Choć Władimir Putin morduje swoich kolejnych wrogów, w Polsce wciąż są tacy, którzy uważają, że nie byłby w stanie zabić polskiego prezydenta w kwietniu 2010 roku. "Rosja jest zdolna do rzeczy, których nie możemy sobie wyobrazić" - powiedział w Telewizji Republika Jurij Felsztyński.

Władimir Putin właśnie zlikwidował Aleksieja Nawalnego, najbardziej znanego rosyjskiego opozycjonistę. Nawalny został zamordowany w więzieniu. To nie pierwszy wróg Rosji, który stracił życie w niejasnych okolicznościach. Mimo to, w Polsce wiele osób wciąż wierzy w to, że Putin nie byłby zdolny do zamordowania polskiego prezydenta 10 kwietnia 2010 roku.

Jak z perspektywy czasu patrzysz na to, co wydarzyło się w kwietniu 2010 roku? - zapytał Michał Rachoń swojego gościa w Telewizji Republika, Jurija Felsztyńskiego.

- Po wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie sam inaczej zacząłem postrzegać Rosję, mimo całej wiedzy i braku złudzeń. Liczba ofiar, cywilów, na polu walki, jest przerażająca. To coś, co trudno racjonalnemu człowiekowi pojąć. Litwinienko został otruty w sposób spektakularny, na terenie Anglii - przypomniał Felsztyński.

    Potem kolejne morderstwo i kolejne. Słysząc to, co bardziej mówi Miedwiediew, włos się jeży na głowie. Rosja jest zdolna do rzeczy, których nie możemy sobie wyobrazić. A przecież to nieprawdopodobnie wysoki poziom agresji, nienawiści. Nawet ja, człowiek rozumiejący wiele rzeczy, czuję się bardzo dyskomfortowo. Czy jest to możliwe? Tak. Taki scenariusz ekspansyjny jest niestety możliwy...

– dodał.

"Zaczynamy powoli wierzyć w to, że dzisiejsi władcy Rosji w jakiś sposób obudowali ten reżim w sposób taki nienaruszalny. Gdy patrzymy wstecz, to widzimy, w którą stronę to wszystko postępuje" - powiedział Felsztyński.

Biorąc pod uwagę całokształt działalności Putina, Felsztyński sam odpowiedział na pytanie, czy jest w stanie uwierzyć w to, że polski prezydent mógł zostać zabity. - Tak, jestem w stanie w to uwierzyć...

za:niezalezna.pl

***

Kabotyn na stanowisku marszałka

Szymon Hołownia, druga osoba w państwie, mająca ambicje prezydenckie, nie przestaje rozczarowywać. Były gwiazdor TVN został twarzą ugrupowania mającego udawać alternatywę dla Koalicji Obywatelskiej.

Ten występ na tyle mu się udał, że od początku bieżącej kadencji piastuje prestiżową funkcję marszałka Sejmu. Myli mu się jednak rola bezstronnego arbitra, organizującego pracę niższej izby parlamentu, z komentatorem. Komentator bierze zdecydowanie górę nad marszałkiem, odgrywając się raz po raz na przeciwnikach politycznych. Hołownia tak bardzo jest już zafascynowany wielkością swojej osoby, że publicznie zaczął straszyć Władimira Putina, że „wgniecie go w ziemię” i wyśle „za kraty albo na cmentarz”. Jest to woda na młyn kremlowskiej propagandy, która od miesięcy trąbi, że Polska prowadzi agresywną politykę przeciw Rosji i przygotowuje się do ataku. Marszałek nie dorósł do swej roli. Nerwy puściły mu po zabójstwie Aleksieja Nawalnego, ale w ewentualny zamach na polskiego prezydenta do dziś nie jest w stanie uwierzyć.

Tomasz Teluk

za:niezalezna.pl


***

"Prezydent Lech Kaczyński został zamordowany. Wiecie o tym wszyscy". Wstrząsające świadectwa w Sejmie.

Czy pan nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, że pierwsze godziny po katastrofie zdecydowały o tym, że te postępowania toczą się latami? - pytała wiceszefa MON Małgorzata Wasserman. Joanna Lichocka mówiła zaś, że "to nie była zwykła katastrofa".

W ramach informacji bieżącej na posiedzeniu Sejmu pojawił się temat Smoleńska i ocena dotychczasowe pracy podkomisji smoleńskiej, kierowanej przed Antoniego Macierewicza.

Głos zabrała m.in. Małgorzata Wasserman. - Niech pan popatrzy też na mnie. Ja jestem córką (Zbigniewa Wassermana, ofiary katastrofy smoleńskiej z 4.10.2010 roku -red.). Pamięta pan 10 kwietnia? Bo ja pamiętam, wy żeście rządzili. Czy pan nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, że pierwsze godziny po katastrofie zdecydowały o tym, że te postępowania toczą się latami? - zwracała się do wiceministra obrony narodowej Cezarego Tomczyka.

- Trzeba mieć naprawdę daleko idący tupet, żeby mówić o zaniedbaniu dowodów. Pan powiedział dziś o ciałach. Całkowicie sama przeżyłam dwie sekcje. Wie pan dlaczego? Dlatego, że w 2010 roku nie przeprowadzono obligatoryjnych sekcji - mówiła dalej.

„Z zaskoczeniem w 2024 roku przyjmuję, jak bardzo wierni jesteście linii Putina. Tak się składa, że wtedy byłam w Katyniu. Miałam relacjonować uroczystości z udziałem polskiej delegacji. O tej katastrofie dowiedziałam się, stojąc obok grobów polskich oficerów. Po kilku godzinach obejrzałam rosyjskie wiadomości. Wiecie co mówili? „Cztery razy podchodzili do lądowania w złych warunkach atmosferycznych. Wina pilotów. Jest pytanie: pod jaką byli presją?” - to mówiła Russia Today.

Wróciłam do Polski i włączyłam ponoć polską telewizję TVN. „Cztery razy podchodzili do lądowania w złych warunkach atmosferycznych. Jest pytanie, kto wywierał presję?”.

Wtedy nie mieliście odwagi zająć się poważnie tą katastrofą. Nie mieliście odwagi podjąć tego wyzwania, jakie historia na was położyła. Oddaliście wszystko Rosjanom. Grzecznie i pokornie słuchaliście raportu Anodiny. Tusk pojechał na narty, żeby nie być przed kamerami.

Później mówił: „polskie ustalenia będą jeszcze poważniej, jeszcze mocniej wykazywać błędy polskiej strony”. To mówiliście wtedy. Rosyjsko-niemieckie kondominium. Wtedy nasi politycy tak komentowali sytuację, w jakiej znalazła się Polska.

Dzisiaj, kiedy wszyscy wiedzą, że Putin jest mordercą, powtarzacie to samo. Występujecie przeciwko tym, którzy mówią „to nie była wina polskich pilotów”, „to nie była zwykła katastrofa”. Polski prezydent zginął na terenie Rosji nie dlatego, że Rosja jest normalnym, demokratycznym państwem, a to był zwykły wypadek lotniczy.

Może byście wreszcie posłuchali prezydenta Zełenskiego, który nie ma wątpliwości co do tego, co się wydarzyło? Może wreszcie podjęlibyście historyczne wyzwanie dotyczące honoru i godności polskiego państwa? I zamiast ścigać i wyśmiewać tych, którzy to zadanie próbują wypełnić, podjęli poważne zmierzenie się z wyzwaniem, jakie nakłada na nas historia i polska racja stanu, żeby wreszcie nazwać rzecz po imieniu: prezydent Lech Kaczyński został zamordowany. Towarzysząca mu delegacja została zamordowana. Wiecie o tym wszyscy. Tylko z jakiegoś powodu nie macie odwagi o tym

za:niezalezna.pl