Katyń 1940-2010

Rola dziennikarzy w docieraniu do prawdy o Smoleńsku? „Nowe fakty cały czas się pojawiają”

Badanie katastrofy smoleńskiej przez dziennikarzy nie jest czymś zakończonym, to także zadanie na przyszłość. Powinniśmy zarówno docierać do nowych faktów, zresztą te cały czas się pojawiają – powiedział dziś podczas konferencji w SDP redaktor naczelny portalu niezalezna.pl Grzegorz Wierzchołowski.

Docieramy do raportów służb, które zostały w archiwach. Od dziś w nowym numerze „Gazety Polskiej” można przeczytać o nowych doniesieniach - podał Wierzchołowski w podsumowaniu dzisiejszej konferencji. Wspomniał m.in. o wybryku Żandarmerii Wojskowej 16 kwietnia w Smoleńsku.

Powinniśmy mimo zmiany władzy patrzeć jej na ręce, wytykać to, co jest złego. Pojawia się wiele niepokojących faktów, pisaliśmy sporo o jednym z ekspertów prokuratury, który ma powiązania z rosyjską propagandą – takie rzeczy należy wytykać, przede wszystkim w trosce o to, by to śledztwo, badanie katastrofy było prowadzone według najwyższych standardów, o jakie przez te ostatnie lata walczyliśmy. To co wytykaliśmy rządowi Donalda Tuska, to co było złe nie zawsze minęło i powinniśmy pamiętać o tym także teraz – dodał.

„Gazeta Polska” i „Nowe Państwo” dotarły do całości zapisów najistotniejszych posiedzeń komisji Jerzego Millera. Wynika z nich, że kluczowy członek komisji obiecał Rosjanom milczenie, a fundamentalne wyliczenia były naciągane tak, by pasowały do wersji MAK u.

Co więcej, członkowie komisji Millera stwierdzają wprost, że tworząc raport, opierają się na „niewiarygodnych dokumentach”.

We wrześniu 2016 r. „Gazeta Polska” opublikowała dokument pochodzący z sierpnia 2010 r. i podpisany przez Stanisława Żurkowskiego – ówczesnego przewodniczącego Podkomisji Technicznej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP). Pismo zatytułowane „notatka służbowa” powstało po spotkaniu członków Podkomisji Technicznej KBWLLP z grupą ekspertów towarzyszących płk. Edmundowi Klichowi, akredytowanemu przedstawicielowi Polski przy rosyjskiej komisji MAK. Eksperci ci przebywali wcześniej w Rosji, gdzie mieli zbadać wrak i zebrać wszystkie informacje przydatne w badaniu katastrofy przez Polaków.

Obraz, jaki się wyłaniał z odpowiedzi udzielanych przez rządowych specjalistów oddelegowanych do Moskwy, był przerażający. Okazało się, że ich wyjazd do Rosji był czystą fikcją, a przedstawiciele strony polskiej nie wykonali nawet czynności, które byłyby możliwe do przeprowadzenia bez zgody Rosjan.

Od tego czasu było wiadomo, że komisja Millera – tworząc swój raport – opierała się de facto na tym, co rzekomo ustalili Rosjanie.

Więcej na ten temat przeczytają Państwo w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”
Źródło: niezalezna.pl

za: http://niezalezna.pl