Katyń 1940-2010

Smoleńsk. Dowody są po naszej stronie

WYWIAD Z ANTONIM MACIEREWICZEM, PRZEWODNICZĄCYM ZESPOŁU PARLAMENTARNEGO DS. WYJAŚNIENIA PRZYCZYN KATASTROFY TU-154M, ROZMAWIA KATARZYNA PAWLAK

Żeby uwierzyć w przyczyny i przebieg katastrofy przedstawiane nam przez MAK, komisję Millera czy w końcu „Gazetę Wyborczą”, trzeba się odwrócić plecami do całego, ogromnego materiału dowodowego.

W ostatnich dniach trudno nie zauważyć niebywałej nadaktywności części mediów, które rozprawiają się z ustaleniami zespołu smoleńskiego. „Gazeta Wyborcza” wydała dodatek pt. „Wyjście z mgły prawdy”. Tyle że dla każdego, kto chociaż trochę interesuje się katastrofą, mglista na pierwszy rzut oka wydaje się przede wszystkim rzetelność dziennikarzy, którzy go opracowali. Wynajdują nowych świadków, „zapominają” o kluczowych dowodach, wiele kluczowych kwestii zwyczajnie pomijają.

Niestety skala zakłamania przypomina już w tej chwili kłamstwo katyńskie. Próbę udowadniania, że Polaków zamordowali w Katyniu Niemcy, bo znaleziono tam niemieckie łuski. Czasami mam wrażenie, że ta nadaktywność może być kwestią jakiegoś ogromnego strumienia pieniędzy, które zostały przeznaczone na te „materiały edukacyjne”. Niewątpliwie zespół, który zamierza powołać premier Donald Tusk, będzie finansowany z pieniędzy podatników. Wygląda na to, że rząd tworzy sobie klasyczny wydział propagandy kłamstwa smoleńskiego. Śledztwo w sprawie tak ogromnej tragedii narodowej jest badane niczym włamanie do kurnika. Jeśli polski akredytowany przy MAK u na pytanie, czy zbadał brzozę i skrzydło, odpowiada: „Jak walnęło, to urwało”, a szef PKBWL mówi, że badano wypadki „tylko do brzozy”, to jak można przejść nad tym do porządku dziennego?

Jak to tylko do brzozy?


Ano właśnie. Dysponujemy nagraniem wypowiedzi pana dr. Macieja Laska z zamkniętej konferencji, która odbyła się w zeszłym roku w Kazimierzu nad Wisłą. Na pytanie, czy badano ostatnie sekundy lotu, odpowiada: „A po co? My badaliśmy tylko do brzozy”. I na tym poziomie przygotowano raport i taki też poziom ma ten najnowszy wspomniany przez Panią dodatek do „Wyborczej”. Z zainteresowaniem wysłuchałbym jednego rzeczywistego i merytorycznego zarzutu wobec metodologii pracy naszego zespołu. Oczywiście, być może gdzieś się mylę, być może mylą się gdzieś nasi eksperci. Ale chcemy o tym dyskutować. Tymczasem wciąż nasze apele o polemikę zderzają się z murem ignorancji.

Ekspertom zespołu też zarzuca się ignorancję. Jeden z najczęściej powtarzanych zarzutów to pytanie: jak mogą badać katastrofę, skoro nawet nie byli na miejscu?

Odpowiem pytaniem na pytanie: dlaczego eksperci rządowi, dysponując o wiele większymi niż my możliwościami, jeżeli chodzi o dotarcie do dowodów i zbieranie ich, nie wykonali elementarnych badań? Gdzie są dokładne zapisy systemu TAWS, systemu FNS? Można wymieniać niemal bez końca. My te wszystkie dowody zebraliśmy i opublikowaliśmy. Są na wyciągnięcie ręki i nie są uznaniowe, a w pełni obiektywne. Odczyty dostarczyli producenci urządzeń, które znajdowały się na pokładzie. I mówimy o producentach m.in. z USA, nie z Rosji. Żeby uwierzyć w przyczyny i przebieg katastrofy przedstawiane nam od trzech lat przez MAK, komisję Millera czy rozpowszechniane przez takie media jak „Gazeta Wyborcza”, trzeba się odwrócić plecami do całego, ogromnego materiału dowodowego.

Jak rozumiem, kolejną porcją tego materiału ma być trzeci już raport przygotowany przez zespół parlamentarny pt. „36 miesięcy po”? Będzie zawierał przełomowe dowody, do których nie sposób się odwrócić plecami?

I niepodważalne. Została m.in. odnaleziona jeszcze jedna dana, na którą dotychczas nie zwrócono uwagi. W kwestii nawigacji tupolewa była już mowa o nawigacji barycznej i radiowej

za:gpcodziennie.pl (pkn)

Posłuchaj: http://www.radiomaryja.pl/informacje/tu-154m-eksplodowal-w-powietrzu/

http://www.radiomaryja.pl/multimedia/czy-mozemy-mowic-o-tragedii-smolenskiej/