Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Komentarze i pytania

MAK wyspecjalizował się w profesjonalnym krętactwie

Z Witalijem Juśką z Sankt Petersburga, przedstawicielem organizacji "Ostatni Lot" założonej przez rodziny ofiar katastrofy Tu-154M z 22 sierpnia 2006 roku, rozmawia Piotr Falkowski

Jakie cele stawia sobie stowarzyszenie "Ostatni Lot"?


- Przede wszystkim niesienie pomocy we wspólnocie, żeby nikt w kłopotach (dosł. w biedzie) nie został z nimi sam. W 2006 roku przeszliśmy wszystko sami i wiemy, co to znaczy stracić swoich bliskich. Tak więc mamy doświadczenie w kontaktach z sądami, adwokatami, śledztwami i jesteśmy gotowi konsultować się w tej sprawie. Cała nasza pomoc jest absolutnie bezpłatna.

Ilu macie członków? Do stowarzyszenia należą rodziny wszystkich ofiar?

- "Ostatni Lot" założyliśmy samorzutnie, zarejestrowaliśmy się i sami prowadzimy całą tę pracę. U nas nie ma członkostwa jako takiego. Do nas może się zgłosić każdy poszkodowany.

Kogo Pan stracił w katastrofie?

- W sierpniu 2006 roku straciłem córkę, siostrę i jej dwóch synów. Więc jestem poszkodowany. My wszyscy w stowarzyszeniu jesteśmy krewnymi pasażerów, którzy zginęli podczas rejsu nr 612 z Anapy do Petersburga.

Proszę opisać, co się stało 22 sierpnia 2006 roku.

- Samolot państwowej linii Pułkowo Airlines wyleciał z Anapy do Sankt Petersburga, wpadł w burzę i rozbił się w pobliżu Doniecka na Ukrainie.

Jakie były okoliczności tego wypadku?

- Podczas odlotu załogi samolotu rej. RA-85185 służby dyspozytorskie podały informację o górnej granicy chmur burzowych 11 000 metrów i dowódca podjął decyzję, żeby je "przeskoczyć", a pułap dla Tu-154M to 11 600 metrów. Potem służby meteorologiczne otrzymały odnowioną prognozę, w której była mowa o wysokości chmur burzowych 12 000 metrów, przez które Tu-154M nie przeleci. Dyspozytorzy z Anapy, Rostowa nad Donem i Doniecka mieli w rękach te dane, a naszej załodze tej wysokości nie podali. I oni poszli prosto w tę burzę. [W końcu samolot przekroczył pułap, wpadł w turbulencje i doszło do przeciągnięcia - przyp. P.F.].

Jak MAK prowadził badanie tego wypadku?

- MAK to bardzo profesjonalna organizacja. Ale nie z punktu widzenia odkrywania prawdziwych przyczyn katastrofy, ale ich zakrywania. Powiem więcej, eksperci techniczni MAK nawet nie zakrywają prawdy, ale piszą ją od nowa. Na przykład w swoim raporcie ponad 30 stron poświęcono nieprawidłowościom psychicznym dowódcy załogi, Iwana Korogodina, że nie przeszedł testów, że cierpiał na jakieś psychiczne odchylenia, nie potrafił prawidłowo reagować w sytuacjach ekstremalnych, że był człowiekiem przesadnie pewnym siebie. A na końcu jest zdanie: "Powyższe okoliczności nie miały bezpośredniego wpływu na katastrofę"!

Mógłby Pan podać więcej takich przykładów?

- Oczywiście. MAK pisze, że do załogi nie dotarła wiadomość o górnej wysokości chmur na kursie samolotu (13 000 m), ale przecież mogli usłyszeć przez radio, jak podobna informacja jest przekazywana innym statkom powietrznym. Czyli inne samoloty były wywoływane "imiennie", a nasz akurat nie. I MAK nie widzi żadnego problemu. Nie interesuje go, że ukraińska dyspozytor nie miała uprawnień do samodzielnego prowadzenia samolotów tego rodzaju. Pracowała w kontroli lotów tylko 11 miesięcy. Inny przykład stronniczości MAK: piszą, że w fotelu drugiego pilota zasiadł stażysta - chłopak, który przeszedł eksternistyczny kurs przygotowania pilotów dla mających długą przerwę w pracy. Ale uwaga! Ten kurs jest dla doświadczonych pilotów, którzy przez dłuższy czas nie latali. A ten młodzieniec w ogóle nie był pilotem. Był synem naczelnika akademii lotniczej i uczył się, ale na nawigatora. I w kilka miesięcy został pilotem! To wszystko jedno, że ktoś pięć lat studiował weterynarię - skoro przeszedł kurs chirurgii, to może operować ludzi! MAK zresztą przyznaje, że "według norm międzynarodowych w tej sytuacji pilot-stażysta nie powinien zasiadać w fotelu drugiego pilota". Ale zaraz dodaje zdanie, które już przytaczałem: "Powyższe okoliczności nie miały bezpośredniego wpływu na katastrofę". Według MAK winę ponosi tylko ten, kto w ostatniej chwili poruszył wolantem w złą stronę. A kto ich w środek burzy zaprowadził, to już nieistotne.

A prokuratura? Jak prowadziła śledztwo?

- Śledztwa praktycznie nie było. Orzeczenie o winie wyłącznie załogi zostało wydane na podstawie "ekspertyzy" MAK.

Jakie macie zastrzeżenia do tych postępowań (MAK i prokuratury)?


- Obie instytucje nastawiły się na jedno, aby ukryć winę służb państwowych: dyspozytorów, meteo i innych. Dla nich przyczyna katastrofy jest taka, że samolot uderzył w ziemię!

Jaka była rola władz Ukrainy? Przecież wypadek miał miejsce na jej terytorium.


- Żadnej pomocy nie było. Oprócz tego, że ratownicy, strażacy (a może i przedstawiciele władzy) ukradli cały bagaż poległych pasażerów.

Państwa stowarzyszenie chce odkryć prawdę o tym tragicznym zdarzeniu. Na jakie natrafiacie problemy? Czy ktoś przeszkadza?

- Nas po prostu nie zauważają. Państwowa maszyna zabiła 170 ludzi, w tym 55 dzieci, i teraz robi wszystko, żeby to ukryć i nikogo nie skazać. Naszym problemem jest to, że nikt nie chce się tą sprawą zajmować. Prawnicy nie chcą współpracować, bo nie ma z tego pieniędzy, a eksperci lotniczy boją się wystąpić przeciw MAK. Sami prowadziliśmy wszystko.

Macie pełen dostęp do dokumentów postępowania MAK i śledztwa?


- Tak, dobiliśmy się w końcu i pozwolili nam zrobić kopie wszystkich materiałów MAK i śledztwa. Dlatego oferowałem swoją pomoc stronie polskiej...

Do jakich doszliście wniosków?

- Stwierdziliśmy, że winny jest tak naprawdę cały system. Służby medyczne, które w porę nie wykryły zaburzeń u pierwszego pilota; linie lotnicze, które zatrudniają każdego, kto przyjdzie, byle zwiększyć zyski. Nawet chłopaka bez kwalifikacji, któremu w trudnych warunkach atmosferycznych każe się pełnić funkcję drugiego pilota dużego pasażerskiego samolotu, podczas lotu międzynarodowego [przebiegał częściowo nad terytorium Ukrainy, więc kwalifikuje się jako międzynarodowy - przyp. P.F.]. Winę ponoszą służby kontroli lotów i meteorolodzy, bo nie przekazywali danych pogodowych. I jeszcze wiele innych. Tylko że MAK może odpowiedzieć: zobaczcie na stronę taką a taką naszego raportu. Piszemy o tym. Co z tego, jeśli wyraźnie został sformułowany tylko jeden wniosek, że winna jest załoga.

O co oskarżacie swoje państwo przed ETPC?


- Wnieśliśmy pierwszą skargę w 2007 roku. Chodziło o naruszenie prawa do postępowania sądowego. Dla oceny wymiaru odszkodowania [albo zadośćuczynienia] strat moralnych najbliższych poległych pasażerów sąd powinien wziąć pod uwagę wszystkie okoliczności sprawy, a u nas podczas rozpraw odmówiono włączenia do akt sprawy materiałów foto i wideo z miejsca tragedii, przesłuchania lekarzy z Ministerstwa ds. Nadzywczajnych w sprawie odniesionych obrażeń, uznania winy linii lotniczej z powodu złego doboru załogi i innych nieprawidłowości.

Katastrofy obu Tu-154M mają liczne podobieństwa. Podobno kontaktował się Pan z polskimi władzami...

- Zwracałem się pisemnie do Ambasady RP w Moskwie i konsulatu w St. Petersburgu z propozycją pomocy waszym władzom przy dochodzeniu przyczyn katastrofy waszego samolotu pod Smoleńskiem. Nikt się nie zgłosił.

za: NDz z  18 lutego 2011, Nr 40 (3970) (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.