Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Komentarze i pytania

Smoleńsk. Kto chciał zniszczyć dowody

- Tak, to zdaje się ten człowiek, nawet krój płaszcza się zgadza - mówił Sławomir Wiśniewski, reporter TVP, kiedy pokazaliśmy mu zdjęcie ze Smoleńska z dnia katastrofy rządowego tupolewa na Siewiernym. Według relacji Wiśniewskiego, to właśnie ta osoba miała powiedzieć rosyjskim funkcjonariuszom, żeby zabrali mu kamerę i zniszczyli ją wraz z nagraniem. Jak ustalił "Nasz Dziennik", mężczyzna na fotografii to Grzegorz Cyganowski, II sekretarz Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Moskwie.

Wiśniewski był na miejscu katastrofy rządowego tupolewa kilka minut po zdarzeniu. Gdy filmował dopalający się wrak amatorską kamerą, w pewnym momencie podeszło do niego kilku funkcjonariuszy z Federalnej Służby Ochrony i Federalnej Służby Bezpieczeństwa, którym towarzyszył polski dyplomata. - Rozmowa była dość krótka. Przedstawiłem się, kim jestem, powiedziałem, że jestem dziennikarzem, mam akredytację. Zapytali polskiego dyplomatę, czy wie, kim jestem. Powiedział: "Nie znam tego człowieka, proszę go aresztować, zabrać mu i zniszczyć sprzęt" - relacjonował Wiśniewski na wczorajszym posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej.

Wiśniewski taką reakcją był całkowicie zaskoczony. Liczył, że obecność polskiego dyplomaty pomoże w tej sytuacji. - Wydawało mi się, że jest dobrze, jak jest Polak - powiedział. - Zrobiło mi się nieprzyjemnie, że polski dyplomata nie stanął w mojej obronie, poczułem się bardzo źle, niekomfortowo - tłumaczył.

Reporter TVP powiedział, że dyplomata nie przedstawił się. Opisując jego wygląd, powiedział, że był to krótko ostrzyżony szatyn w wieku ok. 40 lat, średniej budowy ciała, w beżowym płaszczu. Gdy po zakończeniu posiedzenia pokazaliśmy mu zdjęcia z dnia katastrofy ze Smoleńska z osobą odpowiadającą opisowi, z dużym prawdopodobieństwem stwierdził, że był to właśnie ten mężczyzna.

Wcześniej pojawiały się spekulacje, że być może chodzi o byłego ambasadora tytularnego w Moskwie Tomasza Turowskiego odpowiedzialnego za organizację wizyty w Katyniu 7 i 10 kwietnia 2010 roku. Jednak Wiśniewski, któremu pokazywano zdjęcia ambasadora, stwierdził wczoraj w Sejmie, że raczej go wyklucza. Ale jak zaznaczył, najlepiej, gdyby zobaczył Turowskiego w rzeczywistości. Reporter powiedział, że mówił o tym zdarzeniu w prokuraturze. - Było pytanie, prokurator przyjął i zanotowali. Nie było żadnego dopytywania, nie było okazania zdjęć - powiedział Wiśniewski w rozmowie z "Naszym Dziennikiem".

Podczas posiedzenia parlamentarnego zespołu ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej reporter TVP przedstawił nagrany przez siebie film, znany dobrze wcześniej m.in. z internetu, z miejsca tragedii. Podczas projekcji szczegółowo opisywał okoliczności jego powstania i to, co widział w danym momencie. - Pan Sławomir Wiśniewski widział jedną z czarnych skrzynek kilka minut po katastrofie, a strona rosyjska dopiero o godz. 16.00 wydała oficjalny komunikat o ich odnalezieniu - zwrócił uwagę szef zespołu poseł Antoni Macierewicz (PiS). - Te informacje mają olbrzymie znaczenie przy weryfikacji nagrań czarnych skrzynek Tu-154 - podkreślił.

Wiśniewski powiedział, że na miejscu katastrofy zjawił się około godz. 8.49. Zobaczył wówczas kilka osób, m.in. z interweniującej straży pożarnej. Dodał, że wówczas pojawiły się pierwsze karetki. - Widać, że Rosjanom za bardzo się nie spieszyło - stwierdził pytany o sprawność działania straży pożarnej i pogotowia na miejscu katastrofy.

Macierewicz zwrócił uwagę, że według raportu MAK pierwsi funkcjonariusze pojawili się na miejscu wypadku dopiero o godz. 8.55. - Skąd pochodziły służby, które pan tam widział? - zastanawia się Macierewicz. - Strażacy, nie strażacy, ale służby były - dodał.
- Pana relacja pozwala ocenić, w jakim kształcie jest ten wrak, przy jego braku w Polsce - podkreślił szef zespołu. - Filmuje pan pogiętą płaszczyznę blachy, to blisko 10-metrowej długości kadłub, między ogonem a skrzydłami, otóż on leży w bardzo charakterystycznym kształcie - podkreślił Antoni Macierewicz.

Reporter opisywał też wydarzenia tuż po katastrofie. - Stałem w hotelowym oknie i zdejmowałem tę nieszczęsną kamerę, która wtedy rejestrowała mgłę. Robotnicy akurat obok coś naprawiali i obawiałem się, że mogą strącić mi kamerę z parapetu albo ją uszkodzić, więc ją zdjąłem. I to był moment decydujący. Akurat trzymałem kamerę w rękach, już niestety wyłączoną, i najpierw usłyszałem ten dziwny dźwięk silników, a potem zobaczyłem już bardzo nisko lecący, spadający samolot, który lewym skrzydłem był skierowany pod kątem ok. 90 stopni w dół. Potem były łomot, eksplozja, wybuch, słup ognia - powiedział.

- Ja widziałem, że skrzydło było skierowane do ziemi. Czy samolot się potem obrócił, czy koziołkował, czy jakoś się przetaczał, to nie wiem - wskazał. Dodał, że widział jedynie zarys samolotu, z uwagi na to, że panowała gęsta mgła.
Reporter, filmując miejsce katastrofy, początkowo nie miał świadomości, że wypadkowi uległ samolot z prezydentem na pokładzie.

Zenon Baranowski

za: NDz Piątek, 25 lutego 2011, Nr 46 (3976) (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.