Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Komentarze i pytania

Tupolew wypracowuje ścieżkę odejścia oraz 1001 baśni o "uchodzie"

Dynamika zmian w narracji dotyczącej katastrofy smoleńskiej: przez ponad rok grono ekspertów eksplikowało, że przycisk "uchod" nie działa na lotniskach bez systemu ILS. Teraz już działa, ale piloci jakoby nie powciskali tego, co trzeba. Czy za miesiąc usłyszymy, że zainicjowali właściwą sekwencję działań, ale za późno? Nawet na trenażerach w Moskwie można ćwiczyć odejścia w automacie bez systemu ILS. Dlaczego zatem MAK uznał, że jest to manewr nie do wykonania?

Doświadczeni piloci, a z takich składała się załoga Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, nie mogli popełnić błędu polegającego na nieaktywowaniu przycisku "uchod" - twierdzą piloci, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik". Tę funkcję sprawdza się jeszcze na ziemi, przed startem.

- Najpierw słyszeliśmy, że samolot nie może odejść w systemie automatycznym na lotnisku niewyposażonym w system ILS, teraz zaczyna się to zmieniać. Nie rozumiem tego - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" jeden z pilotów, oficer Sił Powietrznych, do niedawna pełniący służbę w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego.

Przyciśnięcie "glisady" i "zachodu" powoduje, że samolot aktywuje ścieżkę lądowania bądź zniżania. - Jeśli na lotnisku jest system ILS, to on to przechwyci. Jeśli go nie ma, to nie przechwyci, ale ścieżkę odejścia wypracowuje - mówi pilot. Co, jeśli pilot nie aktywuje "uchodu"? - Jeśli nie włączy się przystawek, to też można naciskać "uchod". Jeśli się nie włączy autopilota, to też można naciskać "uchod" i nie odejść. Jest wiele różnych możliwości - tłumaczy pilot. Jak zauważa, piloci z reguły aktywują "uchod", robią to automatycznie. Ponadto, żeby "uchod" zadziałał, musi być spełniony cały szereg innych warunków, poza aktywacją funkcji "glisady" i "zachodu" musi być przygotowany cały system. Piloci zaznaczają przy tym, że na trenażerach w Moskwie można ćwiczyć manewr odejścia w automacie bez ILS. Jak podkreślają, działanie "uchodu" sprawdza się zawsze przed startem samolotu, jeszcze na ziemi. Warto przy tym zaznaczyć, że w jednym z wywiadów prof. Marek Żylicz, członek komisji Millera i ekspert międzynarodowego prawa lotniczego, mówił, że z ustaleń komisji wynika, że nie można odejść w automacie bez ILS. Jak również ustalił Międzypaństwowy Komitet Lotniczy, instrukcja użytku w locie zabrania odejścia w automacie bez ILS. - Nie wiem, skąd "Newsweek" ma te dane. Jeszcze niedawno prasa rozpisywała się, że użycie przycisku "uchod" bez ILS jest niemożliwe. Teraz pisze, że jest możliwe. Pamięta pani, ile było szumu po publikacji "Naszego Dziennika", kiedy napisaliście, że w czasie próby z Tu-154M o numerze bocznym 102 "uchod" zadziałał? To jest wyraźna przedwyborcza narracja - pokazać, że zawinili piloci - mówi oficer. Jak zaznaczają doświadczeni piloci, "uchod" sam się automatyzuje. - "Uchod", nawet bez włączonego autopilota, po naciśnięciu uzbraja i autopilota, i systemy, które naciskają na manetki, które idą do przodu na moc startową. To wykonanie tzw. uchodu w automacie - tłumaczy kpt. Janusz Więckowski, wieloletni pilot Tu-154. Jak zaznacza kpt. Michał Wiland, który ma 7 tys. godzin nalotu, w tym 4,5 tys. na Tu-134, działanie "uchodu" nie zależy od tego, czy na lotnisku jest ILS, czy też nie. - Sugerowanie w tej chwili, że to piloci zawinili, jest bezzasadne - stwierdza Wiland, krytykując przy tym domniemania publikatora co do obecności w kabinie pilotów dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika. - Podczas zbliżania się do lotniska wszyscy pasażerowie siedzą na swoich miejscach. Bez wyjątku. Poza tym wszystko to, co dotyczy samolotu, musi się znajdować w instrukcji pilotażu. Wszystkie te działania, które są możliwe do wykonania na pokładzie samolotu, muszą być objęte zapisami w instrukcji - mówi Wiland. Jego zdaniem, nawet gdyby stwierdzono, że przycisk nie był aktywowany, należałoby zapytać, czy zbadano wariant, że pilot właściwe przyciski nacisnął, ale maszyna nie zadziałała. - Jednak wiarygodne ustalenie czegokolwiek nie jest możliwie bez dostępu do pierwotnych dowodów. To będzie tylko gdybanie i przypuszczanie - konkluduje.

Według "Newsweeka", komisja Millera po przeprowadzeniu eksperymentów na drugim polskim tupolewie ustaliła, że przycisk zadziałałby także na lotnisku bez ILS, czyli takim jak w Smoleńsku. Najpierw jednak trzeba było go aktywować - tak samo jak przed lądowaniem na lotnisku z systemem ILS. Piloci mogli jednak o tym nie wiedzieć, bo informacji takiej nie było jakoby w oficjalnej instrukcji Tu-154M. Według tygodnika, który powołuje się na źródła znające ustalenia komisji Millera, piloci prezydenckiego lotu nie aktywowali przycisku "uchod" przez naciśnięcie przycisków "zachod" i "glis".

- Nieaktywowanie przycisku automatycznego odejścia nie może być traktowane jako jedyna bezpośrednia przyczyna katastrofy Tu-154M - uważa płk Edmund Klich, były przedstawiciel Polski akredytowany przy rosyjskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK). - Słyszałem dywagacje na ten temat. Nie mogę w tej chwili potwierdzić, że tak rzeczywiście było, ale nie może to być bezpośrednią przyczyną katastrofy, bo to wszystko działo się za późno, kiedy piloci przekroczyli wysokość decyzji. (...) Nie można tego traktować jako jedynej bezpośredniej przyczyny - mówi Klich. Pytany o "nieuzbrojenie" przycisku automatycznego odejścia Klich powiedział, że jest to elementarna wiedza dotycząca bezpieczeństwa. - Pamiętam, że wielka dyskusja była już w Moskwie specjalistów rosyjskich i naszych specjalistów. Nikt naprawdę nie wiedział, jak ten samolot zareaguje, a właściwie było takie zdanie, że samolot nie odejdzie z automatu, jeśli nie ma systemu ILS - dodał.

W kwietniu "Nasz Dziennik" ujawnił, że eksperyment automatycznego odejścia na drugi krąg znad lotniska pozbawionego systemu ILS, przy włączonej dalszej radiolatarni, zakończył się powodzeniem. Komisja Jerzego Millera badająca okoliczności katastrofy rządowego tupolewa na Siewiernym ustaliła, że można odejść w autopilocie po naciśnięciu przycisku "uchod" znad lotniska niewyposażonego w system precyzyjnego lądowania ILS. Manewr taki z powodzeniem wykonali na wojskowym lotnisku w Powidzu piloci bliźniaczej maszyny o numerze burtowym 102. Korzystając z systemu automatycznego odejścia, w Smoleńsku mjr Arkadiusz Protasiuk podjął prawidłową sekwencję działań. A jednak maszyna nie nabrała wysokości.

Tu-154M o numerze bocznym 102, na którym wykonywany był eksperyment, miał wpięte w system dwie przystawki: lewostronny pulpit PN-5 (odpowiadający za system nawigacyjny) i prawostronny pulpit PN-6 (skonfigurowany z automatem ciągu). Przycisk "uchod" spina obydwa systemy. Wystarczy, że samolot zwiększy kąt natarcia i PN-6, jeżeli automat ciągu jest zaciążony, automatycznie zwiększa obroty. W ten sposób zadziałała procedura odejścia automatycznego na lotnisku z odłączonym systemem ILS.
W bliźniaczy system wyposażona była maszyna o numerze burtowym 101, dowodzona przez mjr. Arkadiusza Protasiuka, która roztrzaskała się 10 kwietnia ubiegłego roku na rosyjskim lotnisku wojskowym w Smoleńsku. Jak tłumaczy w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" doświadczony pilot samolotów Tu-154M, który wylatał wiele godzin w lewym fotelu dowódcy, w dniu katastrofy załoga w sposób prawidłowy korzystała z automatycznego pilota, gdyż podczas podejścia w trudnych warunkach atmosferycznych, jakie panowały na Siewiernym, pozwala on na dokładniejsze pilotowanie: mniejsze odchylenie od kierunku drogi startowej nie powoduje zbędnych przechyleń samolotu. - Fakt zadziałania przycisku "uchod" potwierdza, że załoga działała prawidłowo. Ona zabezpieczyła się poprzez wykorzystanie tego systemu i miała świadomość włączenia "uchodu" gwarantującego im odejście automatyczne. Po jego włączeniu maszyna powinna pójść do góry - zaznacza pilot.

W kabinie Tu-154M na każdej sterownicy znajdują się przyciski do rozłączenia autopilota oraz przycisk odejścia, tzw. uchod. Naciśnięcie tego ostatniego powoduje, że automat ciągu zwiększa obroty, a przystawka PN-5 zwiększa kąt natarcia. Kiedy samolot nabiera już wysokości, pilot przechodzi na sterowanie ręczne. - Wykonane doświadczenie pokazuje więc, że załoga wykonywała wszystkie procedury prawidłowo, tylko nastąpił jakiś niekorzystny zbieg okoliczności - dodaje nasz rozmówca.
W Tu-154M jest przystawka nawigacyjna, którą można wykorzystać przy podejściu nieprecyzyjnym, ale pod warunkiem zaprogramowania wszystkich detali do podejścia i lądowania. Wówczas autopilot (w tzw. modzie nawigacji) przechwytuje kierunek na próg pasa i stabilizuje przechylenia samolotu. Z kolei tzw. mod wertykalny (pokrętło na autopilocie) odpowiada za pochylenie maszyny. - Piloci wykorzystywali ten mod wertykalny ręcznie, czyli manualnie sterowali zniżaniem, a dokładnie tym pokrętłem, które jest na autopilocie. W takiej konfiguracji przycisk "uchod" zadziała, jeżeli włączony jest automat ciągu. W przeciwnym razie nie ma sprzężenia między przyciskiem "uchod" a automatem ciągu.

Anna Ambroziak


za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110719&typ=po&id=po21.txt (kn)

***

Dynamika zmian w narracji dotyczącej katastrofy smoleńskiej: przez ponad rok grono ekspertów eksplikowało, że przycisk "uchod" nie działa na lotniskach bez systemu ILS. Teraz już działa, ale piloci jakoby nie powciskali tego, co trzeba. Czy za miesiąc usłyszymy, że zainicjowali właściwą sekwencję działań, ale za późno?


1001 baśni o "uchodzie"

Z oficerem rezerwy Sił Powietrznych RP rozmawia Marcin Austyn

Tygodnik "Newsweek" twierdzi, że piloci Tu-154M próbowali użyć przycisku "uchod", ale ten miał być "nieuzbrojony". Wcześniej Rosjanie uważali, że takie zbrojenie było bezcelowe, bo bez systemu ILS przycisk ten i tak by nie zadziałał. Jak Pan ocenia tego rodzaju rozbieżne ustalenia?

- Dla mnie tego rodzaju "przecieki" nie są przekonujące. Odnoszę wrażenie, że być może jest to kontrolowana wrzutka mająca na celu wysondowanie, w jaki sposób dana informacja zostanie odebrana. Myślę, że społeczeństwo już doskonale wie, że rząd Donalda Tuska posługuje się tego typu metodami, a w sposób szczególny dotyczy to sposobu informowania o katastrofie smoleńskiej. Stąd też nie przywiązywałbym większej wagi do tego rodzaju informacji.

Rosyjscy eksperci mieli problem z ustaleniem podstawowego szczegółu dotyczącego działania Tu-154M?

- Wówczas należałoby się zastanowić nad tym, jakiej klasy eksperci Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) badali tę katastrofę... Tak czy inaczej, w przypadku tej katastrofy - by rozwiać wszelkie wątpliwości - należało sięgnąć po międzynarodowych ekspertów, którzy mają doświadczenie w badaniu tego rodzaju katastrof lotniczych.

Samoloty Tu-154 latały w Rosji, zatem MAK powinien doskonale znać specyfikę tej maszyny.

- I myślę, że Rosjanie wiedzą, jak to urządzenie działa naprawdę. Inną sprawą jest to, w jaki sposób te informacje są przekazywane dalej i jakie są to informacje. Przecież Rosjanie przeznaczają ogromne fundusze na badania, także nowości technicznych pojawiających się na Zachodzie, i nie zostają w tym zakresie w tyle. Co więcej, bez ich wiedzy w maszynach wyprodukowanych na terenie Federacji Rosyjskiej nie można było wprowadzać żadnych zmian czy udoskonaleń. Wszystko musiało być rozpoznane i uzgodnione.

Z "przecieków" ma wypływać prosty przekaz: załoga straciła czas na nieudaną próbę odejścia i procedura została wdrożona "ręcznie" za późno, na zbyt małej wysokości...


- Na razie wiemy tylko, kiedy załoga wydała komendę "odchodzimy", było to na 100 metrach. Czy jednak w chwili jej wykonania samolot był za nisko? To miała ustalić polska komisja. Tu możemy jednak sięgnąć do doświadczenia słowackich pilotów, m.in. Viliama Polnisera, dyrektora operacyjnego słowackiej rządowej służby lotniczej, wieloletniego pilota Tu-154M, który na łamach "Naszego Dziennika" wskazywał, że bezpieczne odejście samolotem Tu-154M jest możliwe z wysokości 30 m nad progiem pasa startowego. W tym kontekście to istotna informacja. Niestety, jeśli chodzi o "polskie zdanie" w tej sprawie, to obawiam się, że z powodu uszczupleń kadrowych w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego brakuje dziś osób mających odpowiednie doświadczenie, by zajmować stanowisko w tego rodzaju kwestiach.

Na ile możemy weryfikować wiarygodność przecieków?


- Należałoby wszystkie tego rodzaju kwestie analizować w gronie fachowców. To pozwalałoby na merytoryczną ocenę takich doniesień. Niewątpliwie pod tym względem bardzo ciekawe jest to, jakie ustalenia ma faktycznie komisja Millera. Obawiam się jednak, że jej raportu szybko nie poznamy, a przynajmniej nie do wyborów.

Dziękuję za rozmowę.

za:http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110719&typ=po&id=po23.txt (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.