Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

II Konferencja KSD

Red. Grzegorz Górny

Redaktor Grzegorz Górny - reporter, eseista, publicysta, producent i reżyser filmowy i telewizyjny, założyciel i redaktor naczelny kwartalnika „Fronda", dyrektor programowy wydawnictwa Fronda, zdobywca nagrody Grand Press w 2004 r. za film dokumentalny Śmierć na życzenie? o eutanazji w Holandii, autor książki Demon Południa.

 

***

 

 

 

 

 

 

Anonimowe autorytety - sposób manipulacji


Witam państwa serdecznie!
W świecie dziennikarskim, pomiędzy prawdą a kłamstwem sytuuje się manipulacja, czyli, mówiąc inaczej, perswazja niejawna, ukryta. Jednym z bardziej rozpowszechnionych sposobów manipulowania jest korzystanie z anonimowych autorytetów.
Wyrażenie „anonimowe autorytety" po raz pierwszy pojawiło się w 1941 roku w głośnej pracy znanego psychologa społecznego Ericha Fromma Ucieczka od wolności. Fromm pisał, że obecnie wmawia się ludziom, iż powinni wyrzec się tradycyjnych autorytetów, takich jak szkoła, rodzina czy Kościół, a w zamian winni podejmować swoje decyzje w całkowitej wolności, w pełni suwerenni, nie podlegając żadnym wpływom zewnętrznym. Fromm zauważył, że jest to jedna wielka iluzja, dlatego, że człowiek nie jest w stanie podejmować wszystkich decyzji całkowicie samodzielnie, ponieważ nie jest dla siebie autorytetem we wszystkich dziedzinach. Dlatego też zawsze potrzebuje jakichś punktów odniesienia, drogowskazów czy podpowiedzi. Jeżeli człowiekowi, który odrzuca oficjalne autorytety, wydaje się, że podejmuje swoje decyzje całkowicie autonomicznie, to w rzeczywistości ulega złudzeniu, gdyż poddaje się faktycznie wpływowi tego, co Fromm nazywał właśnie anonimowymi autorytetami. Wśród owych anonimowych autorytetów wymieniał on między innymi autorytet nauki, tzw. zdrowy rozsądek, czy też autorytet opinii publicznej. Jak bardzo tyranizujący potrafi być ten ostatni, ów autorytet większości, widzimy zwłaszcza dzisiaj.
Odwołam się na początku do eksperymentu, jaki w latach czterdziestych przeprowadził na jednym z uniwersytetów amerykańskich psycholog społeczny Salomon Ash. Eksperyment polegał na tym, że wprowadzono do sali dziesięciu studentów, z których dziewięciu było wtajemniczonych, o co chodzi, zaś jeden nie. Pokazywano im na ścianie odcinek długi i odcinek krótki. Dziewięciu wtajemniczonych, którzy wiedzieli, na czym ten eksperyment polega, twierdziło, że odcinek długi jest krótki, a krótki jest długi. Tak mówił jeden, drugi, trzeci, dziewiąty, i kiedy w końcu przyszła kolej na dziesiątego, to ten, widząc, że wszyscy przedtem twierdzili co innego, niż mówił mu wzrok, też stwierdzał: ależ oczywiście, ten odcinek jest krótki (i pokazywał na długi), a ten jest długi (i wskazywał krótki). Okazało się, że 40 procent badanych w ten sposób studentów - a zaznaczam, nie byli to jacyś analfabeci, tylko przyszła elita kraju - twierdziło inaczej, niż pokazywał im wzrok.
Na marginesie: mała dygresja - spotkałem niedawno studentów psychologii z Gdańska, którzy powtórzyli ten eksperyment w październiku 2007 roku na swoim wydziale, badając reakcje nowo przyjętych roczników. W ich wypadku aż 61 procent studentów utrzymywało co innego niż widziało. Utkwiło mi to w pamięci dlatego, że akurat w tamtym czasie odbywały się wybory parlamentarne, w których po raz pierwszy właśnie nasza młodzież zadecydowała o wynikach wyborów. Pamiętam wówczas teksty prasowe pełne zachwytów nad niezależnością i bezkompromisowością polskiej młodzieży. A tu - na tym małym, wycinkowym poletku - można było zobaczyć, jak potężna, także wśród ludzi młodych, jest siła konformizmu.
Mechanizm ten zresztą znakomicie opisał Hans Christian Andersen w baśni o nowych szatach króla. Jak pamiętamy, większość poddanych twierdziła, że król ma wspaniałe szaty, chociaż był nagi. Ten mechanizm postępowania odwołuje się do naturalnego w ludziach pragnienia, żeby nie być osamotnionym, wystawionym na pośmiewisko, żeby nie kompromitować się w oczach innych. Jak owo prawo mimikry jest wykorzystywane, widać w różnych sondażach i badaniach opinii publicznej. Można w nich osiągnąć właściwie takie wyniki, jakie się tylko chce, w zależności od tego, jak się zada pytanie. Jeżeli na przykład formułuje się pytanie następująco: „90 procent ludzi twierdzi, że coś jest dobre, a co pan uważa?", to respondent najczęściej myśli: „jeżeli 90 procent twierdzi, że to jest dobre, to ja nie mogę być gorszy i oczywiście twierdzę tak samo, jak owe 90 procent".
Co ciekawe, w jednym ze stanów USA przeprowadzono eksperyment polegający na tym, że na identycznych próbkach reprezentacyjnych ludności przeprowadzono dwa sondaże, zawierające dwa różne pytania, ale dotyczące jednej sprawy. Chodziło konkretnie o aborcję. W pierwszym sondażu okazało się, że zdecydowana większość opowiada się przeciwko aborcji, a w drugim, że ją popiera. Wystarczyło tylko w jednym przypadku zapytać, czy jesteś za prawem kobiety do wyboru, czy i kiedy ma urodzić dziecko, a w drugim sondażu, czy jesteś za uśmiercaniem nienarodzonych dzieci w łonach matek. Większość opowiedziała się za prawami dla kobiet i przeciwko zabijaniu dzieci. Okazało się więc, że za pomocą różnic w pytaniach można było osiągnąć diametralnie różne wyniki.
Bardzo dużo na temat anonimowego autorytetu opinii publicznej mówił Bernard Nathanson, który swego czasu stał na czele organizacji NARAL, która doprowadziła do legalizacji aborcji w Stanach Zjednoczonych. Nathanson później zmienił front, nakręcił głośny film Niemy krzyk i nawrócił się na katolicyzm. Wspominał, że kiedy był działaczem proaborcyjnym, to celowo wprowadzał do obiegu publicznego fałszywe dane, zawyżając statystyki i zwielokrotniając liczby, właśnie po to, by oddziaływać na społeczeństwo poprzez mechanizm opinii większości. Istnieje bowiem w ludziach takie podświadome utożsamianie zdania większości z pewną normą, pojęciem normalności, obowiązującym standardem.
Jeden z rabinów skomentował, że to oczywista bzdura, bo gdyby większość rzeczywiście miała zawsze rację, to o wszystkim powinni decydować Chińczycy.
Nawiasem mówiąc, tego samego argumentu odwołania się do opinii większości używał Alfred Kinsley, gdy publikował swoje głośne raporty o seksualności Amerykanów, które dały sygnał do rozpoczęcia rewolucji seksualnej w USA. Kinsey ogłosił wówczas dane, z których wynikało, że 58 procent Amerykanów jest homoseksualistami lub biseksualistami, gdyż tylu mężczyzn w Stanach miało doświadczenia homoseksualne. Wiele lat potem okazało się, że badania przeprowadzone były na niereprezentatywnej próbce, bo na pacjentach mających problemy z dewiacjami seksualnymi i korzystających z pomocy psychologicznej oraz na więźniach, którzy odizolowani długo w zakładach karnych często uprawiają seks homoseksualny. Badania prowadzono więc na specyficznym wycinku społeczności, ale uzyskane dane zostały uogólnione na całą populację męską Stanów Zjednoczonych. Dane te były potem mnóstwo razy powtarzane w wielu publikacjach, co przyczyniło się do utrwalenia wizerunku homoseksualizmu jako pewnej praktycznej normy.
Kolejnym anonimowym autorytetem, o którym pisał Fromm, był autorytet nauki. Pamiętam, że na początku lat dziewięćdziesiątych pewien mój kolega pracował w jednym z kolorowych tygodników. Opowiadał, jak to na zebraniu redakcyjnym redaktor naczelny zakomunikował zespołowi, że trzeba napisać tekst o życiu seksualnym Polek: trzeba postawić tezę, że są one sfrustrowane, niezadowolone ze swego życia seksualnego, bo chciałyby się wyszaleć, ale wszystko je ogranicza - rodzina, zakazy, Kościół - więc chodzą sfrustrowane, taszcząc te swoje zakupy i marząc o tym, żeby się wyżyć. Naczelny wskazał jednego z dziennikarzy i powiedział: napiszesz to ty. Tamten odpowiedział: ale nie ma na ten temat żadnych badań. Wtedy jeszcze, na początku lat dziewięćdziesiątych, nie było jeszcze tylu pracowni i ośrodków badania opinii publicznej, żeby można takie badanie zamówić. Ale naczelny oznajmił dobitnie: spokojnie, napiszesz. Po trzech tygodniach ukazał się tekst, w którym pełno było następujących sformułowań: „nauka nie ma wątpliwości, iż..." albo „jak dowiodły badania specjalistów..." itp. Tego typu określenia odwołują się do anonimowego autorytetu nauki, który przyjmujemy zazwyczaj z pewnym respektem a nawet szacunkiem.
Innym anonimowym autorytetem, wymienionym przez Fromma, jest tak zwany zdrowy rozsądek. Jak zauważył rosyjski pisarz Wiktor Szkłowski - zdrowy rozsądek jest sumą przesądów danej epoki. Dzisiaj ten argument zdroworozsądkowy jest zastępowany argumentem poprawności politycznej, w naszym kontekście zwanym argumentem europejskości. Widać to w bardzo wielu debatach, na przykład w sprawie aborcji. Pojawia się wówczas argumentacja, że w Europie już dawno te kwestie zostały rozstrzygnięte, a my jesteśmy wciąż w tyle, musimy więc tę Europę nadgonić i przyjąć wzorce, które tam obowiązują. Przekonuje się nas, że mamy do odrobienia lekcję, którą oni już dawno mają za sobą. Że wszystkie spory o aborcję są tak naprawdę jałowe, gdyż są to problemy zastępcze, najlepiej więc przyjąć jak najszybciej normy obowiązujące w większości krajów Europy Zachodniej. Argument europejskości, a więc dorastania do cywilizowanych standardów, zastępuje więc merytoryczna dyskusję.
Kolejny anonimowy autorytet to neutralność światopoglądowa, którą utożsamiono z obiektywną prawdą. Zauważmy, ze dziś synonimem słowa „obiektywny" jest słowo „encyklopedyczny". Definicja encyklopedyczna uważana jest za taką, która wyraża prawdę obiektywną. Tymczasem u źródeł projektu encyklopedystów nie stała wcale chęć opisania świata takim, jakim on jest, tylko chęć przemiany tego świata w duchu oświeceniowym. Taki cel przyświecał francuskim filozofom oświeceniowym XVIII wieku, gdy decydowali się stworzenie encyklopedii. Chodziło o przebudowę świata i stworzenie nowego człowieka. Tak jak Biblia zbudowała świat chrześcijański, tak Encyklopedia miała być księgą, na której zbudowana miała zostać cywilizacja oświeceniowa.
Obecnie bardzo dobrze widać, zwłaszcza w świecie dziennikarskim, że fetysz neutralności światopoglądowej powszechnie obowiązuje. Tymczasem jest to postulat zupełnie nierealny, dlatego, że media są tworzone przez ludzi, a nie przez maszyny, i ci ludzie mają swoje konkretne poglądy, postawy, sympatie, uprzedzenia i przez filtr tych swoich osobistych przemyśleń i doświadczeń przepuszczają informacje i opatrują je komentarzem. Czasami nawet komentarz jest już przemycany na poziomie informacji.
Pamiętam, jak kiedyś w „Gazecie Wyborczej" pierwsze zdanie tekstu informacyjnego w dziale zagranicznym zaczynało się od stwierdzenia, że już wkrótce pierwszą ofiarą rewolucji konserwatywnej w Stanach Zjednoczonych padnie pigułka RU-486. Zobaczmy na użycie w tej notce wyrazów nacechowanych skojarzeniowo i emocjonalnie. Z jednej strony jakaś bezduszna rewolucja, a my w Polsce mamy raczej złe skojarzenia z rewolucjami, z drugiej zaś strony - biedna, bezbronna ofiara tejże rewolucji. Czym jednak naprawdę była owa rewolucja? Otóż były to wybory do kongresu i senatu Stanów Zjednoczonych, gdzie akurat wygrali republikanie, więc rewolucją została nazwana normalna demokratyczna procedura. Z drugiej strony ową biedną ofiarą, która miała być łupem rewolucji, nazwana została pigułka RU-486, czyli środek wczesnoporonny, a więc dzieciobójczy. Widzimy więc całkowite odwrócenie znaczeń - i to w jednym zdaniu informacyjnym - a zarazem silne oddziaływanie na podświadomość dzięki emocjonalnym skojarzeniom (solidarność z ofiarami, niechęć wobec prześladowców)
Często jako przykład zastosowania postulatu neutralności światopoglądowej podaje się działalność BBC. Ich recepta to najpierw przedstawienie argumentów jednej strony, potem drugiej, a na końcu odbiorca ma sam sobie wyrobić zdanie. Podam jednak pewien przykład. W telewizji publicznej był swego czasu program, w którym dyskutowano, czy jeżeli ktoś kogoś celowo, z premedytacją zarazi wirusem HIV, to jest dobre, czy też złe. Jedni wypowiadali się, że złe, bo jednak zarażenie nieuleczalną, śmiertelną chorobą nie może być czymś dobrym. Ale inni mówili, że człowiek ma prawo do zachowania swojej prywatności, więc byłoby naruszeniem jego godności, gdyby dzielił się z innymi wiedzą na temat własnej choroby. Te dwie opinie się równoważyły, a na końcu wyszła pani prowadząca program i powiedziała, że świat jest tak skomplikowany, życie jest tak złożone, że nic na pewno nie da się powiedzieć. Nie wiemy więc, czy to jest dobre, czy złe. Można powiedzieć, że jest to idealny przykład neutralności światopoglądowej - zdanie jednej strony, potem drugiej, a na końcu dziennikarz, który nie zajmuje stanowiska. Tylko że w rzeczywistości rozmyte zostały granice między dobrem a złem. Takie rozmywanie zaś zawsze odbywa się kosztem dobra, nigdy zła. W ten sposób zło się rozszerza, zacierają się linie graniczne i w końcu już nie wiadomo, gdzie jest dobro a gdzie zło. Postulat neutralności światopoglądowej jest więc często parawanem, za którym próbuje się forsować określony światopogląd.
Na koniec chciałbym odwołać się do opinii jeszcze jednego psychologa społecznego, Davida Riesmana, który pisał o tym, że ludzie dzielą się na tzw. zewnątrzsterownych i wewnątrzsterownych. Ci wewnątrzsterowni to są ci, którzy mają głęboko zakodowany system wartości, kręgosłup moralny, jakąś busolę wewnętrzną, którą kierują się w życiu. Natomiast zewnątrzsterowni są podatni na wszelkie zewnętrzne wpływy i bodźce, są często tzw. ludźmi ostatniej rozmowy, co oznacza, że przyznają rację temu, z kim ostatnio rozmawiali. Właśnie ci zewnątrzsterowni są, jak się okazuje, bardziej podatni na wszelką manipulację, niż wewnątrzsterowni. Zatem dobrowolne, świadome, przemyślane przyjęcie jakiegoś konkretnego systemu wartości, wybranie sprawdzonego autorytetowi, uodparnia na działalność autorytetów niejawnych i na manipulację.

 

 

Copyright © 2017. All Rights Reserved.