Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

III Konferencja KSD

Ks. inf. dr Ireneusz Skubiś

 

Oblicza wolności słowa.

Doświadczenia redaktora "Niedzieli" z cenzurą. camera


 

„Oblicza wolności słowa” – to dzisiaj temat dla nas bardzo ważny. Powinien być często podejmowany, bo człowiekowi wolność została dana, ale i zadana – jak to podkreśla Jan Paweł II. Jednocześnie wolność słowa może być zagrożona nawet w czasach, o których mówi się, że są czasami wolności. Słowo może być zniewolone, jakby zakute w kajdany ideologii, np. mających na celu dobrobyt określonych grup społecznych.
Człowiek z natury jest istotą wolną i dlatego jego słowo powinno emanować blaskiem wolności. Człowiek w sposób świadomy wypowiada się na różne tematy, objawiając swoją tożsamość, opisując rzeczywistość, która znajduje się zarówno w jego wnętrzu, w jego jestestwie, jak i tę rzeczywistość postrzeganą: mówi o tym, co widzi, mówi o swoich przemyśleniach, o swoim stosunku do rzeczywistości.

W swojej wypowiedzi chciałbym podjąć temat słowa skrępowanego, słowa zniewolonego, skowanego. Nie tak dawno bowiem w Polsce, która nazywała się Polską Rzeczpospolitą Ludową, królowała instytucja, służąca dławieniu wolności słowa. Chodzi, oczywiście, o cenzurę, której oficjalna nazwa brzmiała: Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Instytucja ta była obecna we wszystkich krajach tzw. bloku wschodniego, zresztą dzisiaj w krajach, gdzie istnieje komunizm, nadal funkcjonuje. Cenzura w strukturze państwa komunistycznego odgrywała rolę szczególną – była podporą władzy, wprowadzając w życie zalecenia najwyższych kręgów partyjnych.
Przygotowując się do tej wypowiedzi, sięgnąłem do materiałów, które są bardzo ciekawe, ale jednocześnie bulwersujące. Zostały zawarte w dwutomowym wydaniu książki pt. Czarna księga cenzury PRL. Książka ta ukazała się w 1977 r. w Londynie nakładem Wydawnictwa „Aneks”, a inicjatorem jej powstania był Tomasz Strzyżewski, który wyjechał do Szwecji i stamtąd przekazał do dyspozycji Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR” w Warszawie dokumenty GUKPPiW w Warszawie. Oczywiście, te dwa tomy nie wyczerpują całej wiedzy o działalności cenzury w Polsce, ale mają bardzo duże znaczenie. Tomasz Strzyżewski pracował w Delegaturze Krakowskiej GUKPiW, był cenzorem od 1 sierpnia 1975 r. do 10 marca 1977 r. We wspomnianej książce napisał: „Uświadomiwszy sobie wówczas ogrom niszczycielskich możliwości i zasięg destrukcyjnego wpływu cenzury na kulturę narodową oraz świadomość społeczną Polaków, zdecydowałem się wydostać i ujawnić opinii światowej możliwie najobszerniejszą i dobraną w najbardziej reprezentatywny sposób część dokumentacji tajnej Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk”.
Nie będę tu, oczywiście, omawiać wspomnianej książki, ale chciałem m.in. na jej podstawie przedstawić zasadnicze wytyczne i instrukcje dla cenzorów, określające z pedantyczną drobiazgowością nie tylko rodzaj, ale i zakres publikowanych informacji, precyzujące, jakie typy informacji i w jaki sposób należy lansować i popierać, a jakich bezwzględnie popierać nie wolno. Chodziło zarówno o sprawy ogólnonarodowe, jak i o drobne zjawiska społeczne. Jesteśmy zszokowani, gdy dowiadujemy się, co w Polsce można było przeczytać, a czego nie, co można było podać do wiadomości, a czego zabraniano. Bazę stanowiły informacje, które ukazywały się w Polskiej Agencji Prasowej, bo były one uzgadniane z partyjną centralą. Książka zawiera także noty informacyjne na różne tematy. Często są to notatki instruktażowe, które były przekazywane cenzorom – materiały poufne, tajne, podawane tylko do ich wiadomości.
Istniał więc wówczas ogromny problem zniewolenia słowa. Pewne teksty, a nawet słowa nie mogły się wydostać na światło dzienne; również pewne nazwiska były traktowane jako niepożądane i nie wolno było ich publikować. Niektóre wiadomości mogły ukazać się w jednym czy drugim czasopiśmie, a już w innych nie miały prawa zaistnieć.
Struktura cenzury, którą pokazała Czarna księga cenzury PRL, była bardzo rozbudowana. Był to system niszczenia prawdy. W takiej sytuacji Polak wychowywał się przez pięćdziesiąt lat. Społeczeństwo było poddawane indoktrynacji partyjnej, nie było wolności słowa. Dzisiaj ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak wielkie było wówczas zniewolenie narodu. Czasem słyszy się westchnienia, że w PRL ,,jakoś się żyło”. Ale nie wszyscy wiedzą, że byli poddani ogromnemu zakłamaniu, że nie znali prawdy, że prawda była reglamentowana.
Doświadczyłem na sobie, co to jest cenzura. Tygodnik Niedziela został przywrócony do życia w 1981 r. Wcześniej, jeszcze zanim podjąłem wydawanie Niedzieli jako jej redaktor naczelny, przez kilkanaście lat byłem redaktorem rocznika Częstochowskie Studia Teologiczne. Już wtedy spotkałem się z cenzurą i z cenzorami. Przypominam sobie wydanie Studiów Teologicznych w roku 1974/75, w którym z okazji 50-lecia powstania diecezji częstochowskiej została przedstawiona jej historia. Jakże trudno było rozmawiać na ten temat z pracownikami cenzury. W jednym z artykułów znalazła się informacja, że w Częstochowskim Seminarium Duchowym pod koniec wojny przebywały wojska radzieckie i po ich wyjściu budynek seminarium był nie do użycia. Żołnierze radzieccy dokonali zniszczeń i dewastacji, pozostawili brud i fetor. Cenzor powiedział mi wtedy: albo ksiądz usunie „wojska radzieckie”, albo informację mówiącą, że seminarium było zdewastowane. Podobnych problemów było więcej. Pamiętam, że kiedy już sobie nie umiałem poradzić z pewnymi problemami, jechałem do bp. Bronisława Dąbrowskiego – ówczesnego sekretarza Episkopatu Polski, z prośbą o pomoc i radę. Pewnego razu Ksiądz Biskup poszedł ze mną do Urzędu do Spraw Wyznań, do ministra Kazimierza Kąkola. Rozmowa przebiegała kulturalnie, z poczęstunkiem kawą i herbatą. Myślałem, że wszystko jest już jasne. Gdy wróciłem do Częstochowy, okazało się, że mimo tylu miłych i obiecujących słów nic się nie zmieniło. Cenzura w Katowicach nie puściła nic, a w dodatku później dowiedziałem się, że nie rozmawiał ze mną cenzor, ale oficer służby bezpieczeństwa, który podszył się pod nazwisko cenzora.
Przytoczę jeszcze jedno wspomnienie z jeszcze wcześniejszych lat. Opowiadał nieżyjący już ks. prał. Jan Walicki jak w latach 50. oddawał do kontroli cenzury kalendarz liturgiczny. Bodajże na 6 lutego przypadało wspomnienie św. Tytusa (po łacinie sancti Titi) i cenzor w Katowicach zastanawiał się, czy przypadkiem to imię – zamieszczone w rubryceli, czyli w kalendarzu liturgicznym diecezji – nie odnosi się do marszałka Tito. Był poważny problem, żeby zwolnić tę linijkę tekstu do druku. Świadczy to o tym, że ci tzw. „pilnowacze tekstów” zwracali uwagę na każdy wyraz, a szczególnie było to widoczne w Katowicach.
Po wyborze Jana Pawła II też miałem problemy wydawnicze związane z działaniem cenzury. Chcieliśmy przed pierwszą wizytą Ojca Świętego w Polsce wydrukować najważniejsze myśli z jego wypowiedzi. Książeczka (niewielka objętościowo) miała mieć tytuł: Bardzo pragnę przybyć do Was. Cenzor z Katowic zatwierdził do druku jej maszynopis. Przy tej decyzji, czyli przy stawianiu ważnej pieczątki, był obecny ktoś z urzędu cenzury w Częstochowie. Wszystko wydawało się więc załatwione, łącznie z obietnicą, że książka ukaże się w ostatnim dniu wizyty Ojca Świętego w Częstochowie w 1979 r. Nazajutrz po tych uzgodnieniach udałem się do drukarni w Częstochowie, a tam dowiedziałem się, że druk jest niemożliwy, gdyż pani cenzor z Częstochowy zablokowała wydanie książeczki. Udało się ją ostatecznie wydrukować dopiero za rok u Sióstr Loretanek w Warszawie.
Cenzura działała więc na różne sposoby. Ale największe kłopoty były, gdy zaczęliśmy wydawać Niedzielę. Nasz rejonowy urząd cenzury był w Opolu, bo tam mieściła się drukarnia. Przygotowane strony tygodnika, tzw. „szczotki”, zawoziliśmy z drukarni do cenzury, która miała kilka dni na obejrzenie materiału proponowanego do numeru. Tekstów w całym numerze nie było zbyt wiele, bo nasz tygodnik na początku po wznowieniu liczył tylko 8 stron. (Pomyślmy, jak by to wyglądało dzisiaj: 32 strony + strony edycyjne, co czyni ok. 130 stron pisma tygodniowo. Nie wiem, czy byłaby jakakolwiek możliwość wydawania Niedzieli, gdyby dzisiaj istniała cenzura). I tak co tydzień, jeżdżąc do Opola, pierwsze kroki należało kierować do cenzury, gdzie na ogół w każdym tygodniu przedstawiano nam zastrzeżenia do tekstów. Czasem dotyczyły one jednego wyrazu, czasem zdania, a czasem całego artykułu. Cenzorzy pracowali nad tym, żeby znaleźć jakiekolwiek argumenty przeciwko tekstom przygotowanym do druku.
Nawiasem mówiąc, mieliśmy w Opolu o wiele bardziej przykre doświadczenia z kobietami niż z mężczyznami, z którymi często można było jakoś się porozumieć. Kobiety były nieprzejednane, uparte i zarozumiałe. Pewnego razu zablokowały nam nawet druk fragmentu Pisma Świętego. Czasami obawialiśmy się, że nie uda się wydać numeru – zarzuty dotyczyły kilku artykułów. Kiedy cenzorzy debatowali nad materiałem, my przebywaliśmy na zecerni, gdzie trzeba było praktycznie przygotowywać numer od nowa, dokonywać zmiany tekstów, które także po zmianach musiała przeglądać i zatwierdzać cenzura.
Cenzura regionalna pracowała zawsze w łączności z Warszawą. Jeżeli podejrzewano, że prasa katolicka będzie chciała napisać o jakimś problemie w Polsce, specjalny zespół partyjno-rządowy, składający się z pracowników Urzędu do Spraw Wyznań, komitetu partii, MSW, decydował o treści artykułów w naszej prasie.
Pamiętam czas, gdy został zamordowany ks. Jerzy Popiełuszko. Panowało ogromne napięcie i konsultacje naszych cenzorów z Warszawą były bardzo częste i szczegółowe. Tekst o ks. Popiełuszce, o jego pogrzebie, miał wtedy aż 14 ingerencji.
Niekiedy pracowników cenzury – mogę to powiedzieć – udało się „wyprowadzić w pole”. Np. Agencja TASS (w minionym okresie największa i najważniejsza prasowa agencja informacyjna dla obozu socjalistycznego, mająca siedzibę w Moskwie) przekazała kiedyś takie głupstwa o pielgrzymkach zdążających na Jasną Górę, że chcieliśmy to zamieścić w Niedzieli. Sam cenzor, przerażony wypisywanymi bzdurami, powiedział, że nie puści tego tekstu. Zaproponowaliśmy zaznaczenie w tym miejscu ingerencji cenzury. W Niedzieli ukazała się więc historyczna notatka: „Agencja TASS .... i tu zaznaczono parametry urzędu cenzury. Myślę, że wtedy cenzor z Opola dostał z Warszawy niezłą reprymendę, gdyż ocenzurował bratnią agencję prasową.
Kiedy indziej cenzura przepuściła nam tekst, który mówił o ludziach przetrzymywanych w radzieckich szpitalach psychiatrycznych ze względów politycznych. Miało to miejsce za rządów Gorbaczowa. Cenzor dostał wtedy z Warszawy naganę. Żeby się jakoś wybronić, dał mi upomnienie – że to z mojej winy, że to ja go nabrałem, i żebym w przyszłości tego nie robił. Tę informację, przekazał mi, pracujący wtedy w redakcji Niedzieli red. Juliusz Braun, którego cenzor prosił, żeby nie informował mnie o tym, ale który musiał to upomnienie podpisać. Odpisałem cenzorowi, że nie jest prawdą, jakobym chciał go oszukać; ale żeby też nie utrudniać mu życia, nie wysłałem kopii swojego listu do Warszawy.
Bywały czasami i śmieszne sytuacje związane z cenzurą. Opowiadano mi, że kiedyś cenzor przeglądając scenariusz sztuki zauważył, iż jedna z postaci wchodzi na scenę z czerwoną walizką, otwiera ją, a walizka jest pusta. Dla cenzora zaistniał więc już problem: czerwona walizka i pusta.
Takich i podobnych sytuacji, które cenzura „przerabiała” z nami i innymi pismami, było wiele. To jest tylko świadectwo, jak ,,właściciele” PRL-u troszczyli się o ,,jedynie właściwą” informację – także w radiu i w telewizji. To był bardzo rozbudowany i bardzo ważny urząd, który pilnował, by słowo nie było wolne, by w całości funkcjonowało na usługach władzy. I trzeba powiedzieć, że ludzie ci wykonywali swoje zadania sumiennie.
Gdy dzisiaj doświadczamy wolności słowa, musimy wiedzieć, że nie zawsze tak było, że był taki czas – długi czas – kiedy nie wolno było przekazywać narodowi prawdy, kiedy nie można było informować o tym, co myśli naród. Była cała formacja ludzi, którzy służyli systemowi, ludzi, którzy – odpowiednio ukształtowani – niekiedy nawet w swojej dobrej wierze wyrządzili innym wiele zła. Trzeba nam też więcej mówić o potrzebie wolności słowa. Bo człowiek wychowywany był w zakłamaniu i jest kilka pokoleń ludzi, którzy takim słowem byli karmieni i którzy takim słowem do dziś się posługują. Ich świadomość i wyobraźnia naznaczone są brakiem wolnego słowa, co przejawia się choćby w przyzwoleniu na wiele kłamstw o naszej historii, preparowanych przez antypolskie środowiska w kraju i za granicą, w braku reakcji na łamanie praw obywatela przez telewizję państwową, czy tolerowaniu ewidentnie antywychowawczych pism i pisemek, zalewających nasze społeczeństwo. Istnieje potrzeba, żeby nie tylko odkłamywać historię, ale i uczyć ludzi prawdy, żeby ludzie tę prawdę cenili, żeby wiedzieli, jak ogromną przedstawia wartość. Słowo, które wyraża prawdę – służy dobru, rozwija. Kłamstwo zaś, informacja zniewolona to wyraz chorego społeczeństwo, wychowywanego i karmionego w minionej epoce lub będącego na usługach nowych, szkodliwych dla człowieka ideologii.
„Oblicza wolności słowa” - to temat, mówiący, jak wielkie znaczenie ma wolność słowa, ile dobra może przynieść. Należy jednak także zauważyć te niedostatki, które zaistniały w życiu społecznym i narodowym z powodu ukrywania prawdy, okaleczenia słowa, niszczenia wolności słowa, a które skutkują do dziś, sprawiając, że społeczeństwo nie umie się moralnie pozbierać, nie umie też reagować, gdy komuś udowadnia się kłamstwo.
Trzeba więc wielkiej pracy nad naszym społeczeństwem, które przez działanie cenzury stało się dziś nieczułe na działanie kłamstwa.

***

Ks. inf. dr Ireneusz Skubiś - prałat honorowy papieża Jana Pawła II. Święcenia kapłańskie 1961 r. Praca naukowa w ramach studiów prawa kanonicznego na KUL, gdzie w 1978 otrzymał doktorat. W latach 1965-82 diecezjalny duszpasterz akademicki, dyrektor Wydawnictwa Diecezjalnego (do 1981) i redaktor "Częstochowskich Studiów Teologicznych" (1974-85). Razem z bp. Stefanem Barełą doprowadził do wznowienia wydawania tygodnika katolickiego "Niedziela", w którym do dzisiaj pełni obowiązki redaktora naczelnego. Uczestniczył w pracach Episkopatu jako wiceprzewodniczący Komisji Episkopatu ds. Kultury, członek Komisji Duszpasterstwa Akademickiego, Komisji Duszpasterstwa Ogólnego i Komisji ds. Środków Społecznego Przekazu. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, jest laureatem nagród: im. św. Maksymiliana Marii Kolbego, im. Włodzimierza Pietrzaka, im. Karola Miarki, nagrody Prezydenta Miasta Częstochowy "Tym, co służą Miastu i Ojczyźnie", im. Juliana Kulentego "Multimedia w służbie Ewangelizacji ", Platynowego Lauru Umiejętności i Kompetencji.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.