RED. BERNARD MARGUERITTE

MEDIA: MISJA CZY DYMISJA?

W rzeczy samej sytuacja mediów na świecie i w Polsce jest pożałowania godna. Ale mamy zbyt często tendencję, aby obciążać winą innych. My, ludzie wierzący, powinniśmy zawsze zacząć od pokuty. Musimy zadawać sobie zasadnicze pytanie: czy umiemy zachować się, codziennie i wszędzie, jako prawdziwi chrześcijanie, nie z nazwy tylko lecz w działaniu? Czy potrafimy walczyć o wartości które są nam drogie? A przecież Jan Paweł II powiedział jak mamy postępować. „Jest wielkim zadaniem naszego pokolenia, wszystkich chrześcijan tego czasu, nieść światło Chrystusa w życie społeczne. Nieść je na ‘współczesne areopagi’, ogromne obszary dzisiejszej cywilizacji i kultury, polityki i ekonomii. Wiara nie może być przeżywana tylko we wnętrzu ludzkiego ducha. Ona musi znajdować swój wyraz zewnętrzny w życiu społecznym…Każdy człowiek wierzący jest w jakiś sposób odpowiedzialny za kształt życia społecznego. Chrześcijanin żyjący wiarą, żyjący Eucharystią, jest wezwany do budowania przyszłości własnej i swego narodu — przyszłości opartej na mocnych fundamentach Ewangelii. Nie lękajcie się zatem brać odpowiedzialności za życie społeczne w naszej Ojczyźnie. To jest wielkie zadanie, jakie stoi przed człowiekiem: pójść odważnie do świata.” /Legnica 1997/. Posłuchajmy papieża tysiąclecia! Jeżeli tak się stanie nasze otoczenie, Polska, Europa, zmienią się bardzo szybko. Jestem o tym przekonany.

Czy możemy się dziwić, że media, prawie wszędzie na świecie, zatraciły zaufanie społeczeństw? Czy nie mamy bowiem do czynienia już nie z „misją” mediów lecz z ich „dymisją”? Czy dlatego stopień aprobaty dla działalności dziennikarzy waha się w granicach 17-18% i to zarówno w Stanach Zjednoczonych, w Anglii czy we Francji? Już podczas pielgrzymki do Polski w 1991 Jan Paweł II musiał zadawać smutne pytania: “Czy podstawowe zasady wolności nie zostały “wyrwane” z naszej gleby przez Złego, który pod różnymi ukrywa się postaciami? Czy nie zostały “wydziobane” przez rozkrzyczane ptactwo wielorakiej propagandy, publikacji, programów, które igrają z naszą ludzką słabością?” i papież ostrzegał: “Nie dać się uwikłać całej tej cywilizacji pożądania i użycia, która panoszy się wśród nas, korzystając z różnych środków przekazu i uwodzenia...”

Stan mediów jest odbiciem stanu naszej cywilizacji. Podczas mojego ostatniego dłuższego pobytu na Uniwersytecie Harvarda (Shorenstein Center on The Press, Politics and Public Policy na Kennedy School of Government) skonstatowałem z pewnym zdziwieniem, że najwięksi dziennikarze amerykańscy, najsłynniejsi i najlepiej zarabiający, którzy nas odwiedzali, ubolewali jeden po drugim nad stanem mediów w Ameryce. Mamy do czynienia z tym, co prezenterzy ABC i CBS Ted Koppel czy Dan Rather nazywali “infotainment” lub “showbizzification”, czyli mieszaniną wiadomości z rozrywką. Ostatni skarżył się, że „media są teraz zarządzane przez ludzi, którzy nie mają pojęcia o ich deontologii i nie mają nic wspólnego z nami”. W. Apple Jr., szef waszyngtońskiego biura „New York Times” podsumował sytuację: „kiedy patrzymy na to co zrobiliśmy z tego pięknego zawodu, powinniśmy opuścić głowę w poczuciu ogromnego wstydu”.

Odwiedzając niedawno szereg słynnych amerykańskich szkół dziennikarskich, na uniwersytecie Columbia czy Maryland, w Missouri i w Poynter Institute na Florydzie, spotkałem się z tą samą, dla mnie zaskakującą reakcją. Po moim exposé o powinnościach mediów według wizji The International Communications Forum- międzynarodowej organizacji starającej odbudować wiarygodność mediów, której mam zaszczyt być prezesem- słyszałem z reguły od zacnych profesorów: „to szalenie interesujące; wierzymy, iż znakomicie przygotowujemy naszych studentów do wykonania zawodu, wiedzą wszystko o technikach dziennikarstwa. Może jednak zapomnieliśmy rzeczywiście o najważniejszym. Mówimy im ‘jak zostać dziennikarzem’, ale powinniśmy najpierw im powiedzieć ‘po co’, ‘dlaczego’ mają zostać dziennikarzami, jaka ma być ich rola w społeczeństwie!” W rzeczy samej, wydaje się, że coraz mniej ludzie mediów zadaje sobie to kluczowe pytanie od którego wszystko zależy.

Skądinąd, nawet dowcip, który kursuje w niektórych środowiskach dziennikarskich ilustruje sytuację. W tym samym dniu umarł papież i umarł dziennikarz. Święty Piotr przyjmuje ich i prowadzi najpierw dziennikarza do wspaniałego, bogatego apartamentu; potem pokazuje papieżowi skromniutki pokoik. Ojciec Święty nie chce oczywiście protestować, ale nieśmiało pyta Świętego Piotra czy przypadkiem nie doszło do pomyłki, do zamiany. Piotr odpowiada: “nie, tak miało być. Wasza Świątobliwość musi zrozumieć: papieży mieliśmy tu dwu stu sześćdziesięciu pięciu, ale z dziennikarzy ten jest pierwszy!” Pytanie brzmi teraz: co robić aby trochę więcej wśród nas zasłużyło na spotkanie z Piotrem…

 

Jakie media miały być?

Najwyższy czas więc, aby się zastanowić nad tym jakie media miały być. Warto i tu wrócić do nauki Jana Pawła II. W Liście do Rodzin (1994) czytamy, iż Kościół „śledzi z wielką uwagą kierunki rozwoju środków społecznej komunikacji, których zadaniem jest nie tylko informować, lecz również formować szerokie rzesze. Znając dobrze rozległe oddziaływanie tych środków, Kościół przestrzega ludzi odpowiedzialnych za ich używanie, przed fałszowaniem prawdy i rozmijaniem się z nią. O jakąż prawdę może chodzić w filmach, przedstawieniach, w programach radiowo-telewizyjnych zdominowanych na przykład przez pornografię? Czy jest to właściwa służba prawdzie o człowieku? Oto pytania, które trzeba stawiać tym, którzy pracują w tej dziedzinie i są za nią odpowiedzialni.”

I Jan Paweł II dodaje: „można więc bez przesady powiedzieć, że środki masowego przekazu, nawet gdy starają się poprawnie informować, jeżeli nie kierują się zdrowymi zasadami etycznymi, nie służą prawdzie w jej wymiarze zasadniczym. Oto dramat: nowoczesne środki komunikacji społecznej są poddane pokusie manipulacji przekazem, zakłamując prawdę o człowieku..” Istotnie rola mediów miała być zupełnie inna skoro, jak powiedział Jan Paweł II w czerwcu 1991 w Olsztynie, “środki przekazu winny podejmować obronę wolności, ale także poszanowania godności osoby, winny popierać autentyczną kulturę “.

Miałem szczęście, bo zacząłem karierę dziennikarską najlepiej jak można, pod kierownictwem Huberta Beuve-Méry, wspaniałego człowieka mediów, założyciela dziennika „Le Monde”. On miał jasną wizję misji mediów. Według niego nie można było zacząć kariery dziennikarskiej bez poczucia szczególnego powołania. Pewnego dnia- byłem dopiero po kilku tygodniach pracy w „Le Monde”- zawołał mnie do siebie, czego nigdy nie robił. Chciał mi udzielić lekcji i udzielił. Byłem świeżo po studiach i od razu redaktorem w największej gazecie francuskiej. Miałem trochę „wody sodowej” w mózgu. Czułem się wielki. Napisałem już artykuł o Polsce. Pisałem, że „wydaje mi się”, iż nasi polscy przyjaciele popełniają błąd…, że „moim zdaniem” powinni to i to…, że „sądzę”, iż nie widzą to i tamto, że „myślę” tak i tak. Kiedy wchodziłem do biura Beuve-Méry, z daleka machnął kawałkiem papieru pytając: „co to jest, proszę Pana?”. Zbliżyłem się, nieco stremowany, i musiałem przyznać, że to mój artykuł. I wówczas usłyszałem: „No właśnie! A co za język! „Twierdzę”, „sądzę”, myślę”, „moim zdaniem”! Musi Pan zrozumieć, iż to co pan Margueritte myśli jest nieciekawe dla naszych czytelników. To nie jest dziennikarstwo.” (Dodawał jednak, iż może za lat 30, jeżeli będę znany, to wówczas może będę poproszony o zdanie…). „Chce Pan wiedzieć co to jest dziennikarstwo?” ciągnął Beuve-Méry. „Otóż to bardzo proste. Coś się wydarzyło, Pan opisuje to, stosując owe pięć „w”, o których mówią Amerykanie ( why? Who? I tak dalej, czyli Kto? Kiedy? Co? Gdzie? Dlaczego?); ale to nie wystarczy. Trzeba jeszcze powiedzieć skąd to się wzięło, jakie są źródła, ekonomiczne, socjologiczne, historyczne itp. tego zdarzenia; trzeba poinformować o tym co Pan X czy Y, partia A lub B proponuje dla rozwiązania problemu. A wówczas, proszę Pana, pański czytelnik będzie miał wszystko co musi mieć (nie tylko wszystko co chce mieć) aby zrozumieć co się dzieje wokół niego, w jego mieście, w jego kraju, na świecie. I wówczas on będzie w stanie wyrobić sobie swój własny pogląd. I wówczas, proszę Pana, on będzie OBYWATELEM. I wówczas, proszę Pana, będziemy żyli w DEMOKRACJI”. Taka była, dla tego wspaniałego człowieka mediów, podstawowa misja mediów.

Zaraz jednak dodawał drugą: człowiek mediów jest „mediatorem”. On ma to niezwykle szczęście, że może się zapoznać- zwłaszcza jeżeli jest korespondentem zagranicznym- ze stylem życia, z problemami, z religią, z marzeniami „innych ludzi”. Jego zadaniem jest spróbować, nie ocenić lecz zrozumieć, i przekazać prawdę o „drugim człowieku” swoim czytelnikom, słuchaczom, widzom. W ten sposób, jego publiczność, jego odbiorcy, będą mieli unikalną szansę poznania, zrozumienia i szanowania, a może w końcu i pokochania tego „drugiego człowieka” z bliskiego lub dalekiego kraju. „W ten sposób, podkreślał Beuve-Mery, my- i tylko my w mediach- mamy tą możliwość pomocy w budowaniu świata zrozumienia i pokoju”. W rzeczy samej twierdzę, że jeżeli dziś mamy świat pełen nienawiści, terroryzmu, wojen i gwałtu, to w dużym stopniu dlatego, iż my, ludzie mediów, zapomnieliśmy o swojej misji i przyjęliśmy własną dymisję.

Daleko w każdym razie jesteśmy od spełnienia naszej podwójnej, zasadniczej, wspaniałej roli, którą jest być zarazem być filarem demokracji i filarem zrozumienia i pokoju.

 

O kilku aktualnych problemach mediów

Pragnę tu zasygnalizować tylko kilka palących problemów mediów na początku XXI wieku, ograniczając się do tych, które wydają mi się najważniejsze.

- wpływ globalizacji na media: coraz bardziej mamy do czynienia z uniformizacją stylu i treści mediów. Uniformizacja przekazu medialnego jest tym większa, iż mamy do czynienia z coraz większą koncentracją mediów, i to często pod władzą gigantów, którzy w zasadzie nie mają nic wspólnego z mediami. W „Le Monde diplomatique”, dyrektor pisma, Ignacio Ramonet, pokazał jak giganci przemysłu, z dziedzin usług elektrycznych, wodnych czy gazowych, ze świata elektroniki lub też z przemysłu zbrojeniowego weszli szturmem do mediów. America Online kontroluje Netscape, Time,, Warner Bros i CNN; król oprogramowania Bill Gates panuje również w fotografii prasowej poprzez agencję Corbis; Rupert Murdoch jest właścicielem licznych dzienników brytyjskich czy amerykańskich, jak „The Times”, „The Sun”, „The New York Post” i ostatnio „The Wall Street Journal”, jak i programu satelitarnego BSkyB i firmy produkcji filmowej 20thCentury Fox. W Europie nie jest lepiej skoro Bertelsmann, Berlusconi czy Ringier kontrolują ogromną część mediów. W Francji, na domiar złego dwie największe grupy medialne, Dassault i Lagardère, są związane z przemysłem zbrojeniowym.

Ramonet pisze słusznie: „wszystkie te koncentracje stanowią zagrożenie dla pluralizmu prasy i dla demokracji. Co więcej kładą nacisk na zysk zamiast na jakość”. I dodaje: „jednym z cennych praw osoby ludzkiej jest prawo do swobodnego komunikowania swoich myśli i opinii. W społeczeństwach demokratycznych wolność jest nie tylko zagwarantowana, idzie w parze z innym prawem zasadniczym, prawem aby być rzetelnie poinformowanym. Ale to prawo jest zagrożone koncentracją mediów i wchłonięciem pism kiedyś niezależnych w hegemonistyczne grupy” i Ramonet zadaje zasadnicze pytanie: „czy obywatele powinni akceptować to zawłaszczenie wolności prasy? Czy mogą się zgodzić z faktem, że informacja staje się zwykłym towarem?”

W USA najlepsi dziennikarze są też wrażliwi na te zagrożenia. Paul Krugman pisze w „New York Times” w sposób zabawny, ale w gruncie rzeczy bardzo smutny i niepokojący, że ogromna większość amerykańskiej publiczności dostaje swoje informacje właściwie z jednego źródła: „AOLTimeWarnerGeneralElectricDisneyWestinghouseNewsCorp.” I dodaje: „garstka organizacji, które dostarczają wiadomości dla ogromnej większości ludzi ma zasadnicze interesy handlowe, które w sposób nieunikniony skłaniają je do manipulowania informacją i do wspierania partii rządzącej”. Konkluzja Krugmana daje do myślenia: „jak na razie jaskrawe fałszowanie rzeczywistości przez media jest jeszcze ograniczone dzięki starym regułom i starym normom zachowania. Ale niebawem reguły zostają zniesione a normy znikają na naszych oczach. Czy konflikty interesów naszych wysoce skoncentrowanych mediów prezentują zagrożenie dla demokracji? Przedstawiłem fakty; państwo zadecydują.”

Niestety media rzadko omawiają te problemy, podstawowe przecież dla ich przyszłości. I dla przyszłości naszej demokracji. Jack Fuller napisał w książce “News Values” (Wartości mediów), że losy mediów i świata politycznego są ściśle ze sobą związane. Tam gdzie media są słabe, nie cieszą się zaufaniem społecznym, albo po prostu nie dają ludziom uczciwych i dogłębnych informacji ułatwiających wyrobienie własnego poglądu, tam też ludzie bardzo szybko przestają się interesować życiem publicznym, przestają myśleć o dobru publicznym, przestają głosować. Albowiem, jak trafnie zauważa Davis Merritt w książce “Public Journalism and Public Life” (Dziennikarstwo publiczne i życie publiczne): “to nie przypadek, że upadek dziennikarstwa i upadek życia publicznego mają miejsce w tym samym czasie. W nowoczesnym społeczeństwie, są one współzależne: życie publiczne potrzebuje informacji i wizji, których dostarcza dziennikarstwo a dziennikarstwo potrzebuje prężnego życia publicznego, bo bez niego staje się niepotrzebne”.

- liberalizm, prymat zysku i pogoń za sensacją: Innym poważnym problemem, ściśle związanym z poprzednim, jest dążenie do maksymalizacji zysku na wszelką cenę. Na jednej z konferencji o mediach słyszałem jak zastępca redaktora naczelnego warszawskiej gazety, której redaktorzy afiszowali kiedyś głęboki idealizm, twierdził z rozbrajającą szczerością, a może z cynizmem: “naszym zadaniem jest zarobić ile się da”. W sposób nieco zabawny, to Amerykanin, Bill Kovacs, wówczas na czele Nieman Foundation na Harvardzie, replikował z oburzeniem: „ nie rozumiem Pana; musi Pan się zdecydować: chce Pan być biznesmenem czy dziennikarzem?” Pamiętam również słowa pewnego dyrektora wielkiego dziennika francuskiego, który starał się mnie przekonać, iż gazeta jest dla niego “produktem do sprzedania” i dodawał: “dziś sprzedaję taki produkt, jutro może będę sprzedawał mydło; bez różnicy” (dodam na marginesie, iż istotnie przestał od kilku lat działać w dziedzinie mediów). Był bardzo zdziwiony, kiedy mu powiedziałem, że to nie jest moja koncepcja dziennikarstwa.

Najbardziej szczerze wypowiadał się na temat tej instrumentalnej koncepcji mediów Patrick Le Lay, który w 2004- jako prezes francuskiej telewizji TF1- napisał wręcz (w książce « Les dirigeants français et le changement »): „Bądźmy realistami: zasadniczo robota TF1 to pomoc Coca-Coli na przykład sprzedać swój produkt… Aby przekaz reklamowy był trafiony mózg telewidza musi koniecznie być do dyspozycji. Nasze programy mają misję doprowadzić do tego, aby mózg telewidza był do dyspozycji… To co sprzedajemy Coca-Coli to jest czas dyspozycyjnego ludzkiego mózgu ».

Media owszem są też biznesem, ale to jest bardzo specyficzny biznes, skoro nie chodzi o sprzedaż produktu konsumentowi, lecz- i musimy o tym pamiętać- każdy z nas angażuje się w tym medialnym działaniu jako osoba ludzka i obywatel i każdy z nas pracuje dla innych osób ludzkich - obywateli.

W każdym razie trudno zaprzeczać, że dążenie do maksymalizacji zysku na wszelką cenę prowadzi do obniżania jakości mediów. Dążenie to, związane z pogardą dla publiczności jest oczywiście u źródła „tabloidyzacji” mediów, które coraz bardziej preferują płytkie sensacje, przemoc i pornografię czy też tematy i plotki o „people”.

- brak profesjonalizmu i lenistwo dziennikarzy: W „Le Monde” za czasów Beuve-Mery, każdy dziennikarz miał swoją specjalizację. Był znawcą niektórych przedmiotów (ekonomia, teatr, ekologia…) lub danego kraju czy też grupy krajów. Musiał bez przerwy pracować nad sobą i dokształcać się, spędzając na przykład wiele godzin w dziale dokumentacji lub w bibliotece. Teraz, aby pisać artykuły sensacyjne lub płytkie, dziennikarz- czy on jednak jeszcze zasłuży na to miano?- nie musi się wysilać. Aby atakować np. pewnego polityka wystarczy siąść do komputera i napisać co popadnie.

Myślę, że naturalna, ludzka tendencja do lenistwa jest jednym z powodów złego dziennikarstwa. Obserwuję dość często jak młodzi dziennikarze (nie wszyscy bynajmniej!) nie wykazują ochoty, aby dokształcać się, aby pracować w bibliotece, aby godzinami sprawdzać źródła w internecie. Artykuł sensacyjny nie wymaga pracy. I w dodatku „sprzedaje się” sam i nie wymaga pracy nad formą. Natomiast dziennikarstwo, które omawia ważne tematy społeczne wymaga dużo więcej pracy przed redagowaniem jak i więcej talentu, jeżeli chcemy, aby było ono atrakcyjne. Więcej pracy i więcej talentu! Jak się dziwić, że tak wielu ludzi mediów preferuje złe dziennikarstwo?

Jak widać, istnieje związek między dziennikarstwem moralnym a dziennikarstwem profesjonalnym. Można wręcz powiedzieć, iż dziennikarstwo moralne jest profesjonalne i dziennikarstwo profesjonalne jest moralne. Brak profesjonalizmu objawia się ucieczką od tematów fundamentalnych, od których zależy przyszłość danego społeczeństwa, jak też przyjęciem opinii obiegowych bez pogłębionych analiz. Dziennikarz oddaje pole walkowerem. Zapomina o swojej służbie. Widzimy to zarówno w sposobie omawiania niektórych tematów jak i w unikaniu innych.

To jest złe dziennikarstwo i nawet więcej: ten brak profesjonalizmu jest działaniem na szkodę nie tylko mediów ale i demokracji. Słabe media nie pozwalają ludziom być prawdziwymi obywatelami swojego państwa. Taka postawa zaś jest niebezpieczna. Uczciwe traktowanie społeczeństwa przez media i polityków jest nie tylko moralne ale i roztropne dla nich samych.

- powierzchowność i trywializacja tematyki mediów: Omawiane już tendencje prowadzą do tego, że media coraz bardziej uciekają od tematów społecznych naprawdę ważnych dla społeczeństwa. To jest szczególne widoczne i jaskrawe w telewizji. W praktyce w każdym kraju świata dzienniki telewizyjne są napełnione wiadomościami drugorzędnymi. I w dodatku na ogół dość ponurymi. Tu zabójstwo, tam afera, dalej terroryzm czy konflikt. Normalny człowiek- po oglądaniu przez tydzień wiadomości telewizyjnych- musi odczuć ochotę samobójczą. Co to za świat w którym żyje? To wszystko jest nie tylko powierzchowne, nie tylko zredukowane do kilku drugorzędnych tematów, ale również ponure. Nie oddaje w niczym realiów tego świata, gdzie rzeczywistość nie jest zapewne zbyt różowa, ale gdzie jednak mnóstwo ludzi porządnych dokonuje rzeczy pozytywnych dla wspólnoty ludzkiej.

Już w 1996 w swojej znakomitej książce „Sur la Télévision” (o telewizji) francuski socjolog Pierre Bourdieu zanotował, że wiadomości drugorzędne i sensacyjne (faits-divers) coraz bardziej opanowują telewizję, zajmując „czas, który mógłby być używany aby powiedzieć coś innego”. Autor daje do zrozumienia, iż w tym szaleństwie jest metoda i że mamy do czynienia z polityką świadomego ogłupiania społeczeństwa. „Jeżeli się używa minuty tak cenne aby mówić o rzeczach drugorzędnych, to dlatego, iż te rzeczy tak drugorzędne są traktowane jako bardzo ważne, gdyż pozwalają ukryć to co naprawdę ważne” i Bourdieu konkluduje: „kładąc nacisk na wiadomości drugorzędne, napełniając ten drogocenny czas pustką, niczym albo prawie niczym, odrzucamy informacje istotne, które powinien posiadać obywatel aby być w stanie korzystać ze swoich demokratycznych praw”.

Tak samo w Ameryce znakomity dziennikarz David Halberstam, niedawno zmarły, mówił z naciskiem o tym dramacie „trywializacji tematyki mediów” (trivialisation of our agenda).

- postęp techniczny a jakość dziennikarstwa: Żyjemy w czasach fantastycznych postępów w dziedzinie komunikacji. Nadszedł czas społeczeństwa komunikacji. To na pewno wspaniale. Trudno mnie samemu przypomnieć sobie jak jeszcze 20 lat temu musiałem zamawiać rozmowy telefoniczne w centrali, czekać z drżeniem czy dostanę połączenie przed godziną zamknięcia numeru w Paryżu a na końcu mozolnie dyktować artykuł stenotypistce, która z największym trudem notowała polskie nazwiska.

Dziś mamy komórki, internet, maile itp. Podczas sympozjum na Harvardzie Ted Koppel notował, że ma ambiwalentny stosunek do postępu technologicznego. Fakt, iż może komentować na żywo dla telewizji, to co się dzieje gdziekolwiek na świecie jest- jak mówił- a „tour de force” technologicznym, ale obniża jakość jego pracy. Może nadawać „live” z każdego punktu globu, ale nie ma czasu sięgnąć do dokumentacji, pomyśleć, analizować czy korygować.

Tak samo “osobisty” dziennik komputerowy, który każdy może dostać codziennie na swoim biurku czy wybór własnych programów TV spowoduje paradoksalnie zmniejszenie różnorodności informacji, gdyż człowiek ogląda tylko to co go interesuje i dostanie tylko wiadomości w wybranych z góry dziedzinach (patrzy 24 godziny na dobę, jeżeli chce, na program o piłce nożnej lub o wędkowaniu). O otwarciu jego umysłu nie ma już mowy. W internecie, ma kopalnię informacji ale nie bardzo może się przekonać o ich wiarygodności, w odróżnieniu od tego co się dzieje kiedy czyta gazetę i autorów, którzy zyskali jego zaufanie.

Pisząc o tych dylematach Jan Paweł II dochodził do wniosku, że “żyjemy w czasach zarówno zagrożenia jak i nowych możliwości”. Tak samo, Adam Clayton Powell, wice-prezes Freedom Forum, podkreśla, iż “ciągły postęp technologii cybernetycznej sprawia, że amoralne zachowanie staje się coraz łatwiejsze i kuszące”. Czy to znaczy, że należy odrzucić postęp, również w dziedzinie technologii medialnych? Najlepszą odpowiedź dał Vaclav Havel: “myślenie, że rozwiązanie tych problemów zależy od hamowania postępów cywilizacyjnych jest nierealistyczne. Zadanie najważniejsze w nowej erze jest całkiem inne: chodzi o radykalną odnowę naszego poczucia odpowiedzialności... Najlepsza alternatywa dla przyszłości człowieczeństwa polega na osiągnięciu przez naszą cywilizację wymiaru duchowego”.

W każdym razie postęp technologiczny stwarza nowe szanse tak jak i nowe zagrożenia. Problem polega na tym jak go używać dla dobra społeczeństwa, a- w dziedzinie mediów- dla poprawienia ich jakości.

 

Źródła optymizmu

W tej niejasnej sytuacji mamy jednak liczne powody do optymizmu. Już wśród samych ludzi mediów rośnie świadomość, że mamy zmienić swoje postępowanie. Jesteśmy to winni naszej odbiorcom. Nie możemy kontynuować zakłamania i manipulacji. Wspólnota cała płaci za to ogromną cenę. Ale każdy z nas jest winny to po prostu sobie. Dziennikarz też człowiek i ma tylko jedno życie, którego nie powinien się wstydzić. W USA rozwija się w szybkim tempie stowarzyszenie walczące o godność mediów. Zrzeszający kilka tysiące ludzi mediów Committee of Concerned Journalists (nazwany też czasem „The Project for Excellence In Journalism”), utworzony przez fundację Niemana na Harvardzie dla uratowania dziennikarstwa amerykańskiego, przypomina, że “podstawowa misja dziennikarstwa to być służbą publiczną dla demokracji”. The International Communications Forum, jest obecna już w 114 krajach świata. Jego działanie na rzecz odpowiedzialności i służebności mediów jest coraz lepiej rozumiane. We Francji „Reporters d’espoir” (reporterzy nadziei) utworzony przez Christiana de Boisredon, stał się między innymi, specyficzną agencją prasową, która zbiera…wiadomości pozytywne. Ogromny sukces „Reporters d’espoir” pokazuje jaki jest głód wśród publiczności zrównoważonego przekazu medialnego, gdzie nie będzie 90% newsów dramatycznych czy ponurych.

W rzeczy samej publiczność, od której ostatecznie wszystko zależy (nie musi kupować tabloidów i oglądać prostackich programów telewizyjnych) zmienia się coraz bardziej. Skądinąd kiedy ICF organizuje „town meetings” (spotkania z odbiorcami) dochodzi często do dziwnych sytuacji. Obywatele zaczynają z reguły atakami na niegodziwe, nieodpowiedzialne media; kiedy się ich przekona, że oni sami, swoimi wyborami, decydują o kształcie mediów, czują się zawstydzeni i obiecują poprawę. I ta poprawa już jest.

W Anglii mówi się dużo na temat „The Sun” czy „Daily Mail”, krytykując- i słusznie- ich skandaliczną jakość. Mało kto wie jednak, że podczas ostatnich 20 lat sprzedaż tabloidów w Wielkiej Brytanii nie powiększała się lecz zmalała, kiedy cyrkulacja gazet „poważnych” została na tym samym poziomie. W USA, The Committee of Concerned Journalists zorganizował gigantyczny „survey” (badanie) dzięki pomocy Pew Foundation. Chodziło o badanie reakcji i gustów publiczności 43 stacji telewizji w całych Stanach. Ankieterzy pytali o to jakie wiadomości pragną dostawać ludzie: krótsze, szersze, z wieloma punktami widzenia czy też jednoznaczne, lokalne lub również międzynarodowe. Wynik był zaskakujący: ponad 70% badanych chciało być traktowane poważnie i być wszechstronnie poinformowane na wysokim poziomie. Stacje, które po tych wynikach zmieniły swój profil programowy, stwierdziły, iż ich oglądalność wzrasta. Słynne „ratings” się poprawiły. Jeszcze raz się okazało, że nasi odbiorcy nie są wcale tacy źli jak się często mówi i że nie jest prawdą, iż słaba jakość mediów jest determinowana słabymi gustami publiczności. Cały survey został opublikowany pod znaczącym tytułem: „Quality sells” (czyli: jakość wzmacnia sprzedaż)!

Czasem jednak niektórzy twierdzą, że w końcu wina leży po stronie właścicieli mediów, którzy interesują się tylko zyskiem. I to, jak się okazuje, nie jest takie pewne. ICF zorganizował w Londynie, wraz z „Financial Times”, konferencję, w której brali udział lordowie, dziennikarze oraz właściciele mediów, co prawda dobrej jakości jak „The Financial Times” czy „The Guardian”. Na zakończenie dnia, ci właściciele się zgodzili z dziennikarzami, iż należy wszystko robić aby poprawić jakość i służebność mediów. Zrozumieli, iż media, które tracą wiarygodność, zagrażają w istocie demokracji. Człowiek, który nie wierzy już w media, traci zainteresowanie dla spraw publicznych, nie idzie głosować w dniu wyborów, i przyczynia do tego, iż nasza demokracja staje się iluzoryczną fasadą. Jak podsumował jeden z właścicieli: „nie możemy tego akceptować nie tylko z względów etycznych, ale też dlatego, że jest naszym interesem na długą metę aby demokracja była prężna, bo kiedy nie ma demokracji nie ma też, na zakończeniu procesu, zapotrzebowania na media”. Poza tym można zawsze z byle jakimi mediami uzyskać pokaźny zysk na najbliższe 2-3 lata; jeżeli jednak chcemy być na rynku za lat 20, musimy dbać o nasze dobre imię i o nasz wizerunek.

Jak widać, wśród dziennikarzy jak i wśród publiczności, ale też wśród liderów mediów wzrasta przekonanie o konieczności poprawy- i nie zawsze tam gdzie można było się tego spodziewać.

Jest inne źródło optymizmu. Jest ono związane z postępem technologicznym, nawet kiedy jest nadużywany. Człowiek jest współcześnie zalewany wiadomościami przeróżnymi. Dostaje wszystko z różnych kanałów telewizyjnych, z multum stacji radiowych, z ogromnego bogactwa internetu. Nie potrzebuje już gazet, aby się poinformować. Na ogół słyszał o wszystkim zanim otwiera swoje ulubione pismo. Wiadomości atakują go zewsząd. Wie, ale coraz mniej jest w stanie rozumieć. Nie potrzebuje faktów, ale uczciwej interpretacji faktów zaprezentowanych w kontekście. Szuka coraz bardziej sensu (meaning) wszystkich wydarzeń. Oczekuje więc od swojej gazety, że będzie mogła mu zaprezentować, w sposób otwarty i różnorodny, wszystko czego potrzebuje aby rozumieć sens i znaczenie wydarzeń. Czyli, paradoksalnie, obfitość wiadomości dostarczanych dzięki postępowi technologicznemu wzmacnia zdecydowanie zapotrzebowanie na dobre, uczciwe, inteligentne dziennikarstwo. Przyszłość, nawet w sensie materialnym, gospodarczym, należy bardziej niż kiedykolwiek do jakościowych mediów, a w szczególności do jakościowych dzienników!

 

Wreszcie paradoksalnie nasz optymizm jest związany z głębokim, zasadniczym kryzysem, który przeżywamy. I to nie jest bynajmniej kryzys li tylko gospodarczy lecz kryzys wręcz cywilizacyjny. Zagubiliśmy sens naszego istnienia. Nie wiemy jaki model egzystencji wybrać. Ale czego potrzebujemy aby wyjść z impasu? Otóż z jednej strony potrzebujemy świadomych i zaangażowanych obywateli w każdym kraju a z drugiej wspólnego dążenia wszystkich obywateli naszego globu w świecie solidarnym, w którym wtedy zapanuje szacunek wzajemny i pokój. Tymczasem, jak pokazaliśmy na początku, nie ma świadomych obywateli i nie ma świata szacunku i pokoju bez uczciwych mediów godnych swojej misji. Media zamiast być instrumentem kryzysu muszą stać się instrumentem zbawienia. Jeżeli tak nie będzie nie mamy szans wyjścia z impasu.

 

Nowe media dla nowej cywilizacji

Jak widzimy, czas najwyższy, aby media się zmieniły i wróciły do swojej roli i misji filara demokracji i filara zrozumienia między ludźmi. Nie ma problemu mediów czy problemu ekonomii, urbanistyki, rolnictwa itp. Jest problem wyboru modelu cywilizacyjnego. Media są tylko częścią tego zagadnienia.

Należałoby przy tym mieć świadomość, iż media są częścią kultury. Tak samo jak sztuka jest komunikowaniem, to komunikowanie jest sztuką. Ale sztuką na służbie osoby ludzkiej. Media, tak jak inne dziedziny życia, muszą być oparte na nauce społecznej Jana Pawła II, czyli być przepojone wartościami personalizmu. Musimy pamiętać, że w słowie „komunikacja” jest słowo „komunia”. Dziennikarz musi być w „komunii” z tymi, do których adresuje swoje słowa. Jednocześnie renowacja mediów wymaga współdziałania wszystkich dla których wartości duchowe, albo przynajmniej humanistyczne, są drogie. Tak jak wspaniale pisał Saint-Exupéry, „Kochać to nie patrzyć na siebie wzajemnie, to patrzyć razem w tym samym kierunku”. Powinniśmy tez wrócić do ideału greckiego „kalonkagaton”, czyli jedności Prawdy, Piękna i Dobra. Nie ma skądinąd w tym nic sprzecznego z nauką Ewangelii i ze wołaniem: „poznajcie prawdę i prawda was wyzwoli”.

Polityka, powiada Havel, jest “moralnością w działaniu”. W praktyce daleko nam do tego. Żeby tak się stało musimy budować inne społeczeństwo. Amoralne media są logiczną konsekwencją amoralności systemu. Trudno, aby nasze media były lepsze niż społeczeństwo w którym żyjemy, cywilizacja której jesteśmy częścią. Nie ma przeto problemu mediów jest natomiast wielki problem cywilizacji, w której pragniemy żyć.

Neoliberalny kapitalizm, który Ojciec Święty Jan Paweł II potępiał surowo, buduje jednocześnie cywilizację konsumeryzmu i cywilizację deprawacji moralnej. Odwiedzając Słowenię w 1996 roku papież-Polak ostrzegł mieszkańców tego kraju (ale to jest oczywiście ważne dla wszystkich): „wasz naród przeżywa okres radykalnej transformacji: próbując uwolnić się stopniowo od konsekwencji negatywnych ideologii totalitarnej, który go silnie uwarunkował, dąży on ze wszystkich sił do budowy społeczeństwa bardziej demokratycznego i braterskiego. Musimy jednak pozostać specjalnie czujni, aby nie dopuścić do przyjęcia innej, niemniej niebezpiecznej, ideologii, ideologii nieokiełzanego liberalizmu okupującego miejsce zostawiane puste przez poprzednią ideologię”.

Podczas Kongresu Rodziny w 1994 roku w Warszawie, belgijski prof. Callens mówił o tym dobitnie: “materializm praktyczny rozprasza dobra duchowe, rodząc jednocześnie w samym sercu dobrobytu głębokie frustracje i wznosząc przeszkody na drodze porozumienia, skoro wspólnotę można odczuwać tylko tam, gdzie istnieje coś wspólnego. W dodatku skoro najważniejsze jest użycie, trzeba było pozbyć się norm moralnych, relatywizując wartości miłości, sprawiedliwości, dobra i zła”.

W rzeczy samej postęp zależy od zmiany naszego modelu cywilizacyjnego, ale zależy również od każdej i każdego z nas. Przyszłość każdy buduje w swoim sercu. Każdy musi wiedzieć czy zadowala się cywilizacją materializmu, konsumeryzmu, hedonizmu, cywilizacją śmierci, czy też pragnie budować cywilizację osoby ludzkiej, cywilizację miłości. Jeżeli nie zaangażujemy się w tym drugim kierunku, niczego nie będzie można zmienić, a na pewno nie media.

W tym dziele, dziele budowy cywilizacji godności człowieka, w mediach i nie tylko w mediach, nie może zabraknąć głosu Polski, głosu polskich dziennikarzy, polskiego społeczeństwa. Więcej, Polska, Polska Solidarności z 1980 roku, wciąż może być dla nas, dla nas wszystkich w Europie i w świecie, inspiracją i przykładem. Gdzie ma być budowana cywilizacja miłości i godności jeżeli nie w ojczyźnie Jana Pawła II? Przecież Polacy mają wszelkie powody aby być z siebie dumni. Jeżeli patrzymy na świat ostatniego pół wieku, wszystko co naprawdę wielkie i wartościowe, a więc Ideały Sierpnia i nauka Jana Pawła II, wywodziło się z tej ziemi, z Polski!

Niestety niektórzy w Polsce mają chore pojecie „nowoczesności”. Wstydzą się Polską! Sadzą, że najlepiej co Polska może robić to wziąć do siebie wzorców zachodnich. Najlepiej co może się zdarzyć to wysprzedać Polskę kapitałowi zachodniemu- i tak się już stało w dużym stopniu! Ideałem dla Polski jest według nich, aby Polska była drugą Ameryką, drugą Japonią czy nawet drugą Irlandią. Wszystkim tylko nie Polską! Ja, drodzy przyjaciele, nie mogę tego po prostu zrozumieć. Nie można tego ode mnie wymagać. Ponad 40 lat temu wybrałem Polskę i całe moje życie jest długim marszem ku polskości. Jak mógłbym zrozumieć ludzie, którzy wstydzą się polskości? Jak? Kiedy- abstrahując od wszelkiej polityki- czytam słowa jak te napisane w 1987 przez Pana Tuska w odpowiedzi na ankietę pisma „Znak”, jak mogę się czuć? Cytuję: „Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń? Polskość to nienormalność — takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze, wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać…Polskość w rzeczy samej jest nieadekwatną do ponurej rzeczywistości projekcją naszych zbiorowych kompleksów. Piękniejsza od Polski, jest ucieczką od Polski tej na ziemi, konkretnej, przegranej, brudnej i biednej. I dlatego tak często nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem.” Proszę mi wybaczyć, ale takiej postawy po prostu nie mogę pojąć!

Ci ludzie zapomnieli na przykład słowa Jana Pawła II, który tak napisał w „Pamięć i Tożsamość” w roku 2005: „Kraje Europy Zachodniej są dzisiaj na etapie, który można by określić jako ‘posttożsamościowy’…Narody Europy Środkowo-wschodniej pomimo wszystkich przeobrażeń narzuconych przez dyktaturę komunistyczną zachowały swoją tożsamość, a poniekąd nawet ją umocniły... Na czym wobec tego polega ryzyko? Polega ono na bezkrytycznym uleganiu wpływom negatywnych wzorców kulturowych rozpowszechnionych na Zachodzie. Dla Europy Środkowo-wschodniej, w której tendencje te mogą jawić się jako rodzaj „promocji kulturowej”, jest to dzisiaj jedno z najpoważniejszych wyzwań. Myślę, iż właśnie z tego punktu widzenia toczy się tutaj jakieś wielkie duchowe zmaganie, od którego zależeć będzie oblicze Europy tworzące się na początku tego tysiąclecia”.

Istotnie, my na Zachodzie wiemy, wiemy, iż żyjemy w cywilizacji klinicznej śmierci duchowej; nie potrzebujemy Polski, która naśladuje to co u nas najgorsze, to co skończyło się upadkiem! Potrzebujemy natomiast-- w dziedzinie mediów też, ale bynajmniej nie tylko-- Polski, która jest wierna swoim korzeniom, swoim wartościom, swoim chrześcijańskim wartościom, etosowi Solidarności. Potrzebujemy wciąż, aby w pełni zrealizowało się piękne hasło lat 80-tych. Potrzebujemy- cały świat potrzebuje!-, aby “Polska była Polską”, gdyż wówczas Polska, taka Polska, pokaże nam drogę ku cywilizacji miłości. I wówczas i nasze media będą godne i nasze społeczeństwo będzie godne, w pełnym szacunku dla osoby ludzkiej. Głęboko w to wierzę.

***

Po studiach humanistycznych na Sorbonie (łacina, greki, literatura francuska), Bernard Margueritte został redaktorem “Le Monde” w 1965. Rok później został korespondentem tej gazety na Europę Środkową najpierw w Warszawie a, po wydaleniu z Polski w 1971, w Wiedniu. Po powrocie do Polski w 1977 był korespondentem „Le Figaro”, „Ouest-France”, radia „Europe1” i telewizji „La Cinq”. Bernard Margueritte był również Fulbright Fellow w USA i trzykrotnie Research Fellow na uniwersytecie Harvard. Od 2001 jest on prezesem międzynarodowej organizacji medialnej „The International Communications Forum”. "