Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Prof. Szwagrzyk w rocznicę zbrodni wołyńskiej

Nie mamy możliwości prowadzenia prac na terenie państwa ukraińskiego. To jest coś, czego nie potrafimy zrozumieć
— powiedział prof. Krzysztof Szwagrzyk w programie „Minęła dwudziesta” na antenie TVP Info.



Prof. Szwagrzyk i jego ekipa planują przeprowadzić ekshumacje ciał ofiar zbrodni wołyńskiej. Rozpoczęcie prac utrudnia państwo ukraińskie.

Do dziś nie wiadomo ilu Polaków zostało zamordowanych przez Ukraińców. Historycy do dziś spierają się co do liczb.

To pokazuje, że jedna z największych zbrodni w dziejach narodu polskiego wciąż jest nieudokumentowana. Trudno uwierzyć, że dziś możemy się poruszać między liczbami tak bardzo od siebie odległymi. Cieszę się, że mamy dziś sytuację, że możemy publicznie mówić o zbrodni wołyńskiej. Mamy bardzo jasną postawę władz państwa polskiego, które mówi o zbrodni ludobójstwa. To zupełnie inna sytuacja niż kilka czy kilkanaście lat temu, gdy o tym co działo się na Kresach w ogóle nie mówiono, tę sprawę bardzo długi czas przemilczano. Jeżeli dziś mówi się o tym z tak wielkimi emocjami, to jest to skutek zaniedbań przez wiele lat w Polsce — powiedział prof. Szwagrzyk.

Profesor tłumaczy dlaczego wciąż nie rozpoczęły się prace polskich archeologów na Ukrainie.
   
W ciągu minionego roku stworzyliśmy w ramach Instytutu Pamięci Narodowej Biuro Poszukiwań i identyfikacji. Ważną częścią tego biura jest wydział kresowy, który stworzyliśmy właśnie po to, by na dawnych Kresach Rzeczpospolitej realizował zadania państwa polskiego. Odnajdywał miejsca, gdzie znajdują się szczątki naszych bohaterów, naszych rodaków zamordowanych przez Ukraińców. 28 kwietnia była gotowa do wyjazdu, strona ukraińska wstrzymała nam zezwolenie na wjazd na Ukrainę, wstrzymała wszelkie prace poszukiwawcze. Do dziś nie możemy powrócić na Ukrainę i prowadzić tam żadnych działań. Strona ukraińska jako powód swoich działań podała fakt zdarzeń, które miały miejsce w Hruszowicach, gdzie kilka miesięcy temu został zburzony pomnik upamiętniający Ukraińską Powstańczą Armię. Ten pomnik nie został postawiony członkom UPA, był to pomnik ku czci UPA. To zupełnie inna sytuacja  —
    
Nie mamy możliwości prowadzenia prac na terenie państwa ukraińskiego. To jest coś, czego nie potrafimy zrozumieć. Musimy wierzyć w to, że znajdziemy rozwiązanie tej trudnej sytuacji. Naszym obowiązkiem jest powrót na Kresy i odnalezienie mogił pomordowanych przez UPA - dodał.

Drugi gość programu, Tadeusz Płużański mówił o tym, co zrobić w tej sprawie powinno państwo polskie.

 Pamiętajmy, że to tylko wycinek naszych problemów związanych z Ukrainą. Stanowisko ich IPN-u jest wielce nam nieprzychylne. Oni zaprzeczają wręcz zbrodniom na Wołyniu. Powstają ulice i pomniki Bandery. Państwo polskie ma szereg sposobów reagowania. Musimy powiedzieć Ukraińcom, że bez spojrzenia w przeszłość, bez rozliczenia się ze zbrodni ludobójstwa na Polakach nie może być normalnych stosunków z państwem polskim. Powinien być to nasz warunek jasno deklarowany — powiedział.

Mly/tvp.info
autor: Zespół wPolityce.pl

                                                                              ***

Piotr Zaręba - Jeśli o nich zapomnimy niech zapomną o nas. Moje uwagi na temat Wołynia


Może w żadnej sprawie nie jestem tak rozdarty jak przy okazji tematu rzezi, nie rzezi, ludobójstwa, na Wołyniu. Opowiadanie o własnych rozterkach nie jest dziś modne. Ale trudno, spróbuję. Zwłaszcza, że te moje rozterki są też udziałem czołowych postaci obozu rządzącego.

Zacznę od osobistego doświadczenia. Całkiem niedawno napisałem na portalu wspomnienie poświęcone Zygmuntowi Rumlowi. To poeta, syn rodziny osadników wojskowych, ale też ludowiec, żołnierz ZWZ, a potem BCh, który w lipcu 1943 pojechał w imieniu Delegatury Rządu na pertraktacje z UPA i już nie wrócił. Scena rozerwania go końmi jest jedną z drastyczniejszych (choć nie najdrastyczniejszą) sceną w filmie „Wołyń.

Tragiczna postać, bo przed wojną zwolennik kompromisu z Ukraińcami, a jego wiersze wyciskają dziś łzy z oczu. Kiedy zawiesiłem swój komentarz na Facebooku, zaczęła się kanonada kilku zwolenników sojuszu z dzisiejszą Ukrainą za wszelką cenę. Pytali mnie: po co o nim piszesz, czy to najważniejszy z polskich bohaterów. W końcu jeden z nich pozwolił sobie na wyjątkową brutalność. Tradycja tamtych zabitych nie jest szczególnie ważna, bo w przeciwieństwie do ludzi, którzy zginęli w Katyniu, ogromna większość z nich to chłopi.

To była jedna z przyczyn wieloletniego milczenia na temat wołyńskiej masakry. Nie tylko większość zabitych zginęła z całymi rodzinami, ale istotnie należeli przeważnie do mało opiniotwórczej grupy, stąd trudniej było w innych częściach Polski o orędowników ich losu. Na dokładkę nie mieścili się w żadnej z narracji. I narracji tych, którzy uznawali za naszych głównych prześladowców Niemców, i tych, którzy kładli nacisk na zbrodnie sowieckie i na zniewolenie – w latach 1939-1941 i po wojnie. W teorii można było godzić jedno z drugim i trzecim, ale dla klarowności tamtych obrazów o zbrodni ukraińskiej mówiono mniej. Możliwe, że już w latach 80., a na pewno w III RP, wpływ na to miała także Giedroyciowa nadzieja na pojednanie ze współczesną Ukrainą. W każdym razie poczucie, że my i oni byliśmy zniewoleni przez wielką Rosję.

Ale w miarę postępów polityki historycznej opartej na poszanowaniu dla wszelkich polskich martyrologii tego milczenia nie dało się utrzymać. Zarazem słowa natrafiały na przeszkody, bo nie pasowały do współczesności. Nie wolno poświęcać zmarłych na rzecz jakiejkolwiek gry politycznej, choćby najszlachetniejszej. Trudno też kwestionować oczywistość – to nie był ciąg bratobójczych starć, jak przebąkują Ukraińcy. To było zaplanowane i metodycznie realizowanie ludobójstwo. Cóż stąd, że nie zaplanowane przez władzę. Przez dowództwo UPA, które w warunkach wojennych aspirowało do roli reprezentanta ukraińskiego narodu.

Dochodzą inne okoliczności, choćby wyjątkowe, nawet jak na warunki drugiej wojny, okrucieństwo. Niemcy gdy przychodziło do egzekucji zabijali na ogół szybko, „przemysłowo”. Sowieci czasem tak, czasem inaczej. Tu mamy do czynienia z potwornymi torturami, które trudno pojąć. W filmie Wołyń postać grana przez Arkadiusza Jakubika mówi po znalezieniu zwłok księdza: To nie zwierzęta. Zwierzęta się tak nie znęcają.

I stoimy wobec sytuacji, kiedy znaczna część ukraińskiego społeczeństwa utożsamia się ze swoimi nacjonalistami, jako najważniejszą częścią ich tradycji , dziś wymierzonej raczej nie przeciw Polakom. Przeciw Rosjanom, naszym wspólnym antagonistom. Nie wiemy, czy to większość, ale to ci najbardziej suwerennościowi, więc nasi potencjalni sprzymierzeńcy. Innej tradycji za bardzo nie mają, poza nią jest Ukraina „czerwona”, związana z Rosją. To jednak właśnie wymaga od nich zaprzeczania zbrodniom ulubionych formacji i postaci lub przynajmniej ich bagatelizowania.


Obecny obóz rządowy poparł mocno rewolucję na Majdanie, rozpętaną przez tych suwerennościowców. Przy kunktatorstwie PO. Ale wobec nastrojów prawicowego elektoratu ten sam obóz zaczął przemawiać coraz twardziej – w kwestii Wołynia, chociaż nie tylko.


Minister Macierewicz jeszcze niedawno próbował stworzyć jakąś kompromisową formułę mówiąc, że pośrednią odpowiedzialność za tamtą masakrę ponoszą Rosjanie. Równie dobrze można by powiedzieć, że Niemcy, bo obie potęgi w 1939 rozwaliły ład wersalski, wywróciły granice i otworzyły drogę także i do tego, czego nie zrobiły same. Ale decyzje: „mordujcie” były decyzjami Ukraińców. Najbardziej proukraińscy historycy jak Grzegorz Motyka nie pozostawiają złudzeń: to była zbrodnia z premedytacją upozowana na spontaniczne „powstanie”.

Jarosław Kaczyński pozwala dziś ministrowi Waszczykowskiemu powtarzać: z Banderą do Europy nie wejdziecie. To teoretyk ukraińskiego nacjonalizmu, który prowadził do mordów. Zarazem i prezes PiS próbował godzić ogień z wodą – na przykład podkreślając mocno rolę Ukraińców ratujących Polaków. Jest jednak jasne, że to nie są dla obecnej Ukrainy wymarzeni bohaterowie.

Niektóre wypowiedzi ukraińskich oficjeli brzmią skandalicznie. Równocześnie gorączkę wokół tematu Wołynia podsycają środowiska polskiej prawicy nie tylko endeckiej, więc wobec PiS konkurencyjnej, ale niejednokrotnie wspieranej przez Rosję. Zarazem część rewindykacji historycznych jest całkiem naturalna. A do ożywienia zainteresowania tematyką Wołynia przyczynił się także wspaniały film Smarzowskiego. On zaś nie ma nic wspólnego ani z prawicą ani z Rosją.

No i w końcu warto pamiętać o paradoksie przedstawionym niedawno przez dr Jerzego Targalskiego. Mamy z Ukrainą „śmiertelny” spór o historię, a zarazem w sprawach współczesnych to ona bywa naszym naturalnym przyjacielem. Jak w sporze o Nord Stream II. Ona, a nie dogadujące się z Kremlem, choć ukochane przez polską prawicę na płaszczyźnie ideologicznej Węgry.

Co z tym zrobić? Mówię szczerze – nie wiem. Ale jestem w dobrym towarzystwie, bo nie wiedzą też wszystkie wymienione przeze mnie osoby. Żadna z nich nie opowiada się za jedną z wyraźnych możliwości. Nie mówi: odwróćmy się plecami od własnej historii. Ale nie mówi też: odwróćmy się plecami od Ukrainy.

Jesteśmy moim zdaniem skazani na zygzakowatość, czasem graniczącą ze schizofrenią. Na doraźne interwencje. Ale i na próby przechodzenia pomad nimi. Czasem presja ma sens, zdaje się, ze pod wpływem polskiego niezadowolenia Szuchewycz nie jest już patronem ulicy w Kijowie. Ale żadnych trwałych rozstrzygnięć się w najbliższych latach nie doczekamy. I pamiętać musimy. Więcej: wciąż pozostaje przed nami, choćby przed IPN-em, wielkie dzieło skatalogowania i uczczenia wszystkich pomordowanych, tak jak zrobiliśmy to z wojskowymi i cywilnymi ofiarami Powstania Warszawskiego.

Nie potrafię zrozumieć tych, co oponują przeciw dyskusji o ukraińskich zbrodniach w imię politycznej poprawności. Bo podobno nie należy rozbudzać uprzedzeń, bo wszyscy byli podczas wojny jednakowi. Nie wszyscy byli jednakowi, a filozofia nierozbudzania uprzedzeń wymagałaby milczenia o holokauście. Czy o zbrodniach chorwackich Ustaszów. Czy o ludobójstwie w Rwandzie. Nie zawsze wszyscy są winni symetrycznie.

Rozumiem za to i szanuję tych, co mają odruch wyciszania wołyńskiej debaty w imię współczesnego pragmatyzmu, w imię obrony innego polskiego interesu. Tyle że nie mogą oni w tym swoim najsensowniejszym dążeniu przegiąć. Żądając ode mnie na przykład, żebym nie pisał o Rumlu. To absurd. Trzeba o nim pamiętać, tak jak o ofiarach zbrodni niemieckich, sowieckich czy powojennego terroru komunistycznego. O nim i o dziesiątkach tysięcy tych nieszczęsnych biednych ludzi, o dzieciach Polski. Jak zapomnimy, niech zapomną o nas.

                                                                                    ***
 Szanowni Państwo,

11 lipca obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na obywatelach II RP. W 1944 r. Ukraińcy zaatakowali i wymordowali ludność z blisko 100 polskich miejscowości. Na terenie Wołynia i Galicji Wschodniej w okrutny sposób pozbawili życia ponad 100 tys. Polaków. Pamiętajmy szczególnie dziś o tych tragicznych wydarzeniach.

W magazynie "Reduta Online" dostępnym tutaj: http://www.anti-defamation.org/redutanews/ znajdą Państwo kilka ciekawych artykułów wokół tematu rzezi wołyńskiej. Poniżej redaktorzy magazynu przedstawiają najciekawsze wątki numeru zachęcając do lektury.     
 
/.../

W lipcu pamiętać również należy o ofiarach Obławy Augustowskiej z 1945 r., dlatego przedstawiamy Państwu tekst Danuty i Zbigniewa Kaszlejów, z Klubu Historycznego im. Armii Krajowej w Augustowie, pt. "Co wiemy i czego nie wiemy o Obławie Augustowskiej z lipca 1945r.".

/.../
 
"Reduta Online" dostępna jest pod tym linkiem: http://www.anti-defamation.org/redutanews/     

Copyright © 2017. All Rights Reserved.