Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

DIALOG z ISLAMEM

 – świadectwo o. Henriego Boulada, egipskiego jezuity wieloletniego rektora jezuickiego kolegium w Kairze (Ma 86 lat)



Porozmawiajmy na początek o koegzystencji islamu i chrześcijaństwa. Jak to wygląda na Bliskim Wschodzie?


My, chrześcijanie i muzułmanie od wieków żyjemy razem w naszych arabskich krajach. Problem polega na tym, że system społeczny, system polityczny jest tu naznaczony przez islam. Żyjemy w społeczeństwie opartym na nierówności. Muzułmanin w definicji jest ważniejszy niż chrześcijanin. Mężczyzna jest ważniejszy niż kobieta. A zatem problem koegzystencji z muzułmanami polega na tym, że wszyscy nie muzułmanie są uważani jako obywatele drugiej kategorii.

Jak  ta kwestia polityki i religii, a także równości jest postrzegana przez sunnicki uniwersytet Al-Azhar?

Al-Azhar  odzwierciedla prawowierne nauczanie islamu  sunnickiego. Głosi zatem wyższość z definicji muzułmanina nad chrześcijaninem i jeszcze nad kobietą. Bo mężczyzna ma panować nad kobietą. Mężczyzna może mieć cztery żony, ale kobieta nie może mieć czterech mężów. Mężczyzna może się rozwieść z żoną, ale kobieta nie może się rozwieść z mężem. Świadectwo mężczyzny warte jest tyle, co świadectwo dwóch kobiet. Innymi słowy, islam ze swej natury oparty jest na nierówności. Trzeba to powiedzieć jasno. Dopóki nie osiągniemy systemu obywatelskiego, w którym czynnik religijny nie istnieje, który został wyanulowany, dopóty będziemy się borykać z tym samym problemem.
A zatem wspólna koegzystencja jest w porządku. Ale kiedy dotyka się kwestii drażliwych, dochodzi do starcia. Sytuacja jest taka, że albo islam się zmieni i przyjmie prawa człowieka, albo zmierzamy do totalnego starcia. Wszystkie kraje na świecie podpisały powszechną deklarację praw człowieka, wszystkie z wyjątkiem 57 krajów muzułmańskich.

A nie zrobiły tego do tej pory?

Nie, do dziś nie. Ponieważ nie chcą przyjąć tej deklaracji, która jest sprzeczna z ich religią. Bo islam to system, który w definicji jest dyskryminacyjny. A ja chcę zgodnie żyć z innym, ale pod warunkiem, że będziemy mieć te same prawa, że jeden Egipcjanin jest równy drugiemu Egipcjaninowi, kobieta równa mężczyźnie. Ale to nie jest dozwolone. Ponieważ drugi punkt egipskiej konstytucji stwierdza, że islam jest podstawowym źródłem jej inspiracji. A w punkcie wyjścia istnieje ta dyskryminacja, która przejawia się na wszystkich szczeblach społeczeństwa. I choć sam dialog chrześcijański z islamem jest czymś pięknym, to jednak jest on kompletnie chybiony. Bo prawdziwy problem zamiana się pod dywan. Żyjemy w lęku, a zatem i w kłamstwie. Jesteśmy zakorzenieni w kłamstwie, boimy się prowadzić dialog.

Jeśli chcemy to zmienić, to trzeba wskazać na prawdziwy problem i spróbować go rozwiązać. Bez tego będziemy stać w miejscu.

I to właśnie dzieje się z dialogiem muzułmańsko-chrześcijańskim od 50 lat. Od chwili, kiedy się on rozpoczął w 1965 r. po „Nostra aetate (Sobór Watykański II, 28 X 1965 r.) nie posunęliśmy się ani krok dalej. Jesteśmy w punkcie wyjścia. Totalny impas. Dlaczego? Bo eksperci dialogu po stronie katolickiej nie chcą słuchać tego, co mówią wschodni chrześcijanie, którzy mają inny język, inne podejście, inną wrażliwość i inne doświadczenie.

Eksperci Zachodu, których nazywa się islamologami nie mają żadnego doświadczenia islamu. Znają islam akademicki, teoretyczny, abstrakcyjny. I dlatego mówię im: rzeczywistość islamu jest inna niż to, co czytacie w książkach lub co wam opowiadają wasi rozmówcy.

Papież Franciszek miał odwagę podjąć ten problem w swym przemówieniu z Kairze, mówiąc: Niech sprawy religii dotyczą Boga, a sprawy państwa i społeczeństwa dotyczą człowieka. W islamie nie ma tej separacji między religii i sferą obywatelską. Wszystko jest wymieszane. Jest to system całościowy i totalitarny.

A czy zatem można liczyć na powolne zmiany na wprowadzenie rozdziału między państwem i religią w islamie?

To niemożliwe. W dwóch minionych stuleciach było pięć takich prób. Reformatorski ruch islamu miał w XIX wieku wielkich myślicieli, takich jak Muhammad Abduch czy Rashid Rida. Pod koniec tego samego wieku podjęta została druga próba w postaci myśli laickiej. Dążono do rozdzielenia państwa i religii bez powodzenia. Trzecia próba to nacjonalizm egipski na początku XX wieku. Papież Franciszek wspomniał o tym w swoim przemówieniu w Kairze. Inna próba to ruch /….?/ intelektualiści syryjscy czy libańscy, którzy chcieli wyeliminować sferę religijną ze świeckiego społeczeństwa. Nie przyniosło to żadnych rezultatów.

Ostatnią próbę podjął szejk Mahmud Muhammad Taha z Chartumu, wielki przywódca, który chciał zreformować islam islam poprzez powrót do źródeł do Mekki, do islamu otwartego. Został powieszony.

Od 10 stuleci islam znajduje się w pułapce jakby w zaklęciu i nie może się z tego wydostać. Wszyscy muzułmanie, którzy próbowali go zreformować zostali odrzuceni. I na tym polega jego dramat. Jeśli islam będzie nadal postępował w tym samym kierunku dojdzie do totalnego starcia nie tylko z Kościołem, z Zachodem, ale również z Chinami, z Azją, z całą resztą świata.

Jedynym możliwym fundamentem dla współistnienia i dialogu jest człowiek, prawa człowieka, godność człowieka, prawa dla wszystkich.

Jaki jest wkład papieża Franciszka w sprawę wzajemnego współistnienia?

Papież ma niezwykłą siłę moralną. Wykazuje się wielką mądrością i ostrożnością, ale mógłby pójść trochę dalej. Powinien przyprzeć swego partnera do muru i zażądać od niego jasnej odpowiedzi: tak lub nie. Np. w sprawie faktu, że szejk Uniwersytetu Al-Azhar Ahmed al-Tajeb nie zgodził się na usunięcie z podręczników szkolnych uniwersyteckich treści, które podżegają do przemocy, nietolerancji i nienawiści względem innych. A prosił go o to wielokrotnie prezydent Abd al-Fattah as-Sisi – on tego nie zrobił i ni zrobi. A te podręczniki i nauczanie mają wpływ na cały świat, bo kaznodzieje z całego świata, ci, którzy propagują islam uczą się w Kairze. Swoje wykształcenie zdobywają na Al-Azhar. Jeśli więc Al-Azhar nie chce zmienić swego nauczania, to cały świat będzie nadal zarażany tą nietolerancją i postawą konfrontacji.

Po drugie, zwrócono się do szejka al-Tajeba Al-Azhara, by potępił daresz – tzw. państwo islamskie. Nie zrobił tego i nie chce zrobić, i nie zrobi. Dlaczego? Powód jest prosty. Daresz jest w pełni zgodny z Koranem. Koran jest dla daresz źródłem inspiracji. Sytuacja jest bardzo trudna. Papież miałby wskazać muzułmanom, zwłaszcza szejkowi uniwersytetu Al-Azhar na tę sprzeczność i zapytać, czy naprawdę chcą żyć w pokoju z całym światem. Czy islam rzeczywiście jest religią pokoju?

Mówi Ksiądz o tym całkiem otwarcie. Nie boi się Ksiądz tego mówić? Dlaczego?

Nigdy mi nie grożono. Ani w Egipcie, ani gdzie indziej. Ja się nie lękam. Ten, kto by mnie zabił, potwierdziłby w ten sposób, że mam rację. Pokazałby, że jedynym argumentem przeciw prawdzie jest nóż. Okazałby swoją słabość. Na argument odpowiada się argumentem a nie groźbami czy zabójstwem. Jeśli taka jest jego odpowiedź, to znaczy że nie potrafi zachować się po ludzku. To jest poziom zezwierzęcenia. Prawo dżungli.  

W jaki sposób można więc dzisiaj prowadzić dialog z muzułmanami?

 Istnieje przede wszystkim dialog codziennego życia. Moja sąsiadka jest muzułmanką. Jeśli zabraknie mi dwóch ziemniaków to idę do niej, a ona się uśmiecha i daje mi dwa czy cztery ziemniaki. Nie ma problemu. jutro ona czegoś potrzebuje, a ja jej daję. I znowu nie ma problemu. Na tej płaszczyźnie współistnienie nie napotyka żadnych problemów.

Inna płaszczyzna dialogu to działalność charytatywna. Pracowałem w Caritas. 90 proc. ludzi, którym pomagamy to muzułmanie. Bez żadnej dyskryminacji. Pomagamy ludziom nie dlatego, że są muzułmanami czy chrześcijanami, ale dlatego że są ludźmi i potrzebują pomocy.

Po trzecie, większość uczniów i pacjentów w szkołach i w szpitalach katolickich to muzułmanie. Można więc prowadzić dialog na poziomie czysto ludzkim, ale trzeba unikać aspektów religijnych. Jeśli dialog sytuuje się na płaszczyźnie teologicznej, wybucha wojna. Kiedy chce się teologii, wchodzi się na pole apologii. Dialoguje się i dialoguje, ale jeśli wyniki dialogu są sprzeczne z Koranem, to wyrzucamy je do kosza. I w ten sposób dialog stoi w miejscu.

Dialog w zakresie myślenia racjonalnego, taki jak to postulował papież Benedykt XVI nie istnieje. Bo myślenie racjonalne obowiązuje dopóki wnioski z tego myślenia nie są sprzeczne z podstawowymi tekstami islamu. Bo w tym momencie myślenie takie zostaje odrzucone.

A zatem nie można rozwijać dialogu na płaszczyźnie racjonalnej. Rozum w islamie został zablokowany przez dekret z X wieku, który odrzuca możliwość krytycznej interpretacji źródłowych tekstów islamu.

                                                                                 

                                                                                    ***

                                                                           Rémi Brague: Islam

Według islamu, rozdzielenie sfery politycznej od sfery religijnej nie ma racji bytu. Sama idea jest szokująca, może być bowiem rozumiana jako porzucenie spraw ludzkich na rzecz mocy zła lub też jako wyrzucenie Boga poza to, co do niego należy - przeczytaj fragment  z książki "Prawo Boga", która ukazała się nakładem naszego wydawnictwa
________________________________________
 
Jakkolwiek nie można zredukować islamu do faktu politycznego, to jednak właśnie jako taki wkroczył on na scenę historii. Jeśli odejdziemy nieco od przekazu tradycyjnego, który pochodzi z okresu o sto lat późniejszego od  wydarzeń, o których tu mowa, początki islamu są niesłychanie trudne do odtworzenia: społeczne i kulturalne środowisko twórców przekazu jest całkowicie różne od tego, w którym najpewniej rozgrywały się wydarzenia[1].

Zdobywcy

Najdawniejszym faktem, którego data może być dokładnie określona, jest arabski podbój Bliskiego Wschodu i południowego wybrzeża Morza Śródziemnego w VII wieku, nawet jeśli nie znamy jego przyczyn (i być może nie poznamy ich nigdy)[2]. W Koranie nie znajdziemy odpowiednika dla misyjnego posłannictwa: „Idąc tedy, nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je…” zamykającego Ewangelię wg św. Mateusza[3].
Podbój ten (nie tak szybki jak podbój Aleksandra) był jednak terytorialnie bardziej rozległy, a jego skutki – o wiele trwalsze. W muzułmańskiej świadomości jest on nieustannie przywoływany jako historia cudownego zwycięstwa pozwalająca wygłodniałym Beduinom przenieść się od nędznego życia „wśród piasku i wszy (raml wa-qaml)” do fantastycznego bogactwa. Przypominany jest jako namacalny dowód prawdziwości islamu, czyli należna od niego dywidenda. Proszę mi pozwolić na użycie brutalnego sformułowania: Allah popłaca[4]. Późniejszy islam był świadomy, że pobudki zdobywców były wielce wątpliwej czystości. Omarowi przypisywane są słowa: „Nazywacie Untela męczennikiem; może on już jednak napełnił swoje dwa juki łupami”[5]. Jest rzeczą znamienną, że najstarszym datowanym dokumentem w całej historii islamu jest egipski papirus, rachunek (entagion) spisany w językach greckim i arabskim, będący poświadczeniem uiszczenia podatku wpłaconego zdobywcom przez jakiegoś fellaha w roku 643[6].

Związek pomiędzy islamem a polityką jest, być może, jeszcze ściślejszy niż się powszechnie uważa. Jest on nie tylko istotny, ale wręcz konstytutywny. Można tu sięgać do jego początków, takich jak narodziny państwa, jak przekazanie funkcji wykonywanych w ramach koligacji plemiennych państwowemu aparatowi władzy[7]. Z jednej strony, islam stworzył – tak jak miało to miejsce przed nim, w przypadku chrześcijaństwa – oryginalny typ uspołecznienia. Nie był to już jednak Kościół; był to „naród” (umma), który wyparł tradycyjne więzi społeczne, w Arabii przedislamskiej oparte na więzach krwi; „Islam zniszczył związki”[8]. Zwyczajowe więzy zostały rozbite i zastąpione przez wspólnotę innego typu.
Arabska ekspansja pociągnęła za sobą w istocie redystrybucję nierówności, które przeniosły się na zewnątrz wspólnoty: stosunki wśród samych Arabów zaczęły się wyrównywać, na rzecz nowej hierarchii ustanowionej pomiędzy zdobywcami a pokonanymi. Ci ostatni otrzymali status prawny obywateli drugiej kategorii, niekiedy wynikający z uzgodnień pomiędzy Mahometem a poszczególnymi ugrupowaniami żydowskimi lub chrześcijańskimi[9].

W ten sposób ukształtowało się „państwo zdobyczne”[10]. Praca podbitych utrzymywała zdobywców, ci zaś musieli, we wszystkich znaczeniach tego słowa, zorganizować ludzi, od których zależeli. Sytuacja ta była niekiedy postrzegana z całą jasnością. Według formuły przypisywanej Alemu, ludy podbite stanowią „materię muzułmanów”. W podobnym duchu pisywał kalif Omar do Abu Obeyda: „Jeśli ludy przez nas ujarzmione podzielimy pomiędzy siebie, cóż wówczas zostanie dla tych muzułmanów, którzy przyjdą po nas? Dalibóg, nie znajdą już nikogo, do kogo można by mówić i z czyjej pracy można by korzystać!”[11].
Sytuacja ta relatywizowała wewnętrzne napięcia. Jedność pierwszej społeczności, która schroniła się w Medynie, została przypieczętowana w czasie wspólnego rabowania karawan zdążających z Mekki. Jedność społeczności zdobywców konkretyzowała się w czasie wspólnego wykorzystywania podbitych ziem i rolników. Niektórzy późniejsi prawnicy zbudowali teorię, według której ludność niemuzułmańska nie była prawowitym właścicielem swoich dóbr. Odebranie im tego w ciężkiej walce oznaczało jedynie zmuszenie ich, by oddali to, co bezprawnie zabrali[12].
W ciągu całego początkowego okresu ekspansji walka ze wspólnym wrogiem pozwala atawistycznej rywalizacji pomiędzy plemionami przejawiać się na polu zewnętrznym, co podbojom dodawało dynamizmu.

Krystalizacja jednej religii

Możliwe też, że islam jako religia różniąca się wyraźnie od dwóch innych religii monoteistycznych skrystalizował się dopiero w momencie, w którym został narzucony decyzją polityczną pierwszego kalifa z rodu Omejadów Abd al.-Malika (był on kalifem w latach 685-705) z dynastii Merwanidów. Wcześniej napisy arabskie odwoływały się do jedynego Boga, nie było w nich jeszcze mowy o Bogu specyficznie islamskim[13]. Bóg islamski, różniący się od chrześcijańskiej Trójcy i skonkretyzowany odniesieniem do Mahometa, pojawia się wyraźnie dopiero w końcu VII wieku. Wówczas właśnie reformy Abd al-Malika narzuciły, między innymi, arabizację administracji i monety niefiguratywne zawierające islamiczne formuły. Zbudowanie w Jerozolimie Kopuły na Skale (691 r.) nadało konkretną formę podwójnej rewindykacji: w stosunku do judaizmu, którego symboliczne miejsce – plac świątynny – zostało zajęte; w stosunku do chrześcijaństwa, ponieważ ta islamska budowla jednocześnie naśladuje ówczesną kopułę Grobu Pańskiego, zawiera też inskrypcje w stylu koranicznym przeciw Trójcy Świętej.

Trzy religie i ich stosunek do polityki

W okresie średniowiecza te trzy religie zachowują związek z polityką. Polityka przybrała jednak konkretną formę jedynie w dwóch przypadkach. Chrześcijaństwo uformowało świat chrześcijański, islam (religia) stał się Islamem (cywilizacją). Judaizm, wręcz odwrotnie, nie miał wówczas wymiaru państwowego. Doświadczył nawet inwolucji: przeszedł do statusu protektoratu, następnie został pozbawiony nawet złudzeń autonomii i stracił swoją tożsamość polityczną. W momencie zburzenia Drugiej Świątyni utracił nawet swoją podstawę geograficzną; nagle stał się po prostu „judaizmem”, jest to termin, który poprzez odwołanie się do krainy plemienia Judy i zastosowanie takiego właśnie sufiksu oznacza sposób istnienia możliwy w każdym miejscu.

Obie religie zawierające w sobie wymiar polityczny nie osiągnęły go bynajmniej w ten sam sposób. Chrześcijanie narzucili swoją religię światu antycznemu przeciwko politycznej władzy cesarstwa rzymskiego, w którym byli prześladowani przez niemal trzy stulecia, zanim imperium przyjęło ich wiarę. Islam, po krótkim okresie trudnych doświadczeń, zatriumfował niemal za życia swojego założyciela. W bitwach wywalczył sobie prawo praktykowania własnej wiary w czasach pokoju, a nawet prawo dyktowania wyznawcom innych religii, nazywanych religiami Księgi, warunków, na jakich mogli oni przetrwać. Możemy to streścić w zapożyczonym od współczesnych sformułowaniu: chrześcijaństwo podbiło państwo, wychodząc od społeczeństwa obywatelskiego; islam, odwrotnie, podbił społeczeństwo obywatelskie, wychodząc od państwa.

Tak oto chrześcijaństwo postawiło się od razu poza polityką, a jego podstawowe teksty świadczą o nieufności wobec niej: określenia polityczne używane w Nowym Testamencie to tytuły prześladowców, a więc odnosiły się do ludzi, którzy niegdyś ukrzyżowali centralną postać tej religii. Niektóre rzekome oczywistości „zachodnie” mają tu swoje korzenie: Bóg i cezar są rozdzieleni[14], państwo Boga i państwo Szatana są dwoma rodzajami zachowań, a nie dwiema całościami politycznymi; państwo winno kierować się regułami moralnymi, czasem wpisanymi w prawo, jego organizacja nie wywodzi się jednak z prawa religijnego.

Wymiar polityczny współistnieje natomiast z objawieniem koranicznym. W Mekce przekaz skupiał się na zapowiedzi zbliżającego się Sądu, na przypominaniu o straszliwym przeznaczeniu ludów niepokornych, na wołaniu o nawrócenie, jednocześnie moralne i społeczne. Gdy tylko Mahomet osiadł w mieście Yathrib, zwanym odtąd Medyną („Miasto [Proroka]” ), został otoczony przez społeczność, której życie należało zorganizować. To, co u proroków bywa najczęściej rozdzielone, zostaje połączone w przypadku Mahometa, który jest jednocześnie prorokiem i królem[15]. Koran zajął się prawodawstwem, szczególnie w kwestiach związanych z małżeństwem i dziedziczeniem. Przez tę księgę, jak się uważa, przemawia Bóg, a nie prorok, który jest tylko zwykłym narzędziem. Regulacje polityczne mają wagę ostatecznego objawienia, które zawiera się w prawie. To samo dotyczy słów i gestów proroka (hadith) – są traktowane jako przykłady zachowań, które należy przyjąć.

Po śmierci proroka jego miejsce „przejmuje” kalifat; w ten właśnie sposób ulega przedłużeniu funkcjonowanie zasady, na podstawie której Bóg (według najbardziej rozpowszechnionej, choć najpewniej zmyślonej, interpretacji słynnego wersetu) powierzył świat Adamowi[16]. Islamiczna władza polityczna w dalszym ciągu będzie dążyć do osiągnięcia szczęśliwości zarówno na ziemi, jak i w innym świecie[17]. Rozbieżności pomiędzy praktyką a wiarą religijną cały czas nakładają się (lub współistnieją) z rozbieżnościami dotyczącymi wyboru prawowitych przewodników wspólnoty (imamat). Wówczas to pojawiają się w sferze religijnej kwestie, naszym zdaniem, do niej nie należące. Wręcz przeciwnie, polityk rozumie te wymiary, które w oczach mieszkańców Zachodu są mu obce: przede wszystkim profetyzm, którego funkcją jest również realizacja idealnego państwa poprzez narzucenie mu Prawa objawionego przez Boga.
Według islamu, rozdzielenie sfery politycznej od sfery religijnej nie ma racji bytu. Sama idea jest szokująca, może być bowiem rozumiana jako porzucenie spraw ludzkich na rzecz mocy zła lub też jako wyrzucenie Boga poza to, co do niego należy. Państwo idealne ma istnieć na ziemi. W zasadzie ono już tu nawet jest: to państwo muzułmańskie.

Rémi Brague

Fragment pochodzi z książki "Prawo Boga", która ukazała się nakładem naszego wydawnictwa
http://www.teologiapolityczna.pl

Remi Brague, Prawo Boga    
47.00 zł     
Autor: Remi Brague     
Tłumaczenie: Maria Wodzyńśka, Anna Kocot     
Redakcja naukowa: ks. dr hab. Waldemar Linke     
Oprawa: miękka     
Format: 148x210     
Liczba stron: 560     
Wydawnictwo: Teologia Polityczna     
ISBN: 978-83-62884-40-7


Copyright © 2017. All Rights Reserved.