Polecane

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr - Pamięć i rekonstrukcja

Daleki jestem od znajomości socjotechnik, rządzących  czy usiłujących rządzić naszą rzeczywistością. Ale zastanawiam się, czy po hasłach „ulica” i „zagranica”, nie przyszedł czas na hasło „sama prawica”? Czy nie próbuje się zatomizować, podzielić, wywołać nieufność w obozie władzy?

W mediach ostatnich dni pojawia się szum, a niekiedy wrzawa na temat rekonstrukcji rządu. Najbardziej zdumiewające pomysły dotyczą skrajnych propozycji zamiany na stanowisku premiera. Dotychczasową Panią Premier, którą jeszcze kilka tygodni temu, w stanie lipcowego zamętu spowodowanego nieoczekiwanym wetem prezydenckim, widziano jako naturalną kandydatkę w wyborach prezydenckich, teraz opisuje się jako osobę niezdolną do podejmowania decyzji i kierowania rządem.

Daleki jestem od znajomości socjotechnik, rządzących  czy usiłujących rządzić naszą rzeczywistością. Ale zastanawiam się, czy po hasłach „ulica” i „zagranica”, nie przyszedł czas na hasło „sama prawica”? Czy nie próbuje się zatomizować, podzielić, wywołać nieufność w obozie władzy? Czy nie jest to sama siła, która pchała w grudniu do puczu, podżega do skarg w Brukseli, uruchamia targowiczańskie mechanizmy?

Ministrowie każdego rządu wystawiani są na różnorakie próby. Niekiedy są to tylko wyzwania, niekiedy brutalne konfrontacje. Na przykład taką konfrontacją są protesty rezydentów. Z jednej strony słuszne w kategoriach sprawiedliwości, a jeszcze bardziej w kategoriach europejskich standardów hasła o podwyżce wynagrodzeń. Zasadne w tej grupie, i w każdej innej, która chciałaby użyć argumentu standardów europejskich. Ale z drugiej strony niepokoi fakt, gdy wśród protestujących są ludzie o dłuższym stażu strajkowym niż szpitalnym. Niepokój budzi to, że strajk jako argument siłowy jest wysuwany przez grupę ludzi, która przez wieki kojarzona była bardziej z powołaniem, niż z zawodem. Inaczej mówiąc, kojarzona była z etyką, nie tylko z ekonomią.  

Wobec innego typu konfrontacji staje Minister spraw zagranicznych. Coraz bezczelniejsze są głosy i działania strony ukraińskiej. Wiemy, że spór z Ukrainą może leżeć tylko w jednym interesie – interesie Rosji. Dlatego kierowani i solidarnością z potrzebującymi, i dobrze rozumianą polską racją stanu – pomagamy Ukrainie. Otworzyliśmy granice, kształcimy, nie tylko jako państwo dajemy pracę. Pomagamy finansowo i politycznie. A z drugiej strony…  Nie możemy doprosić się o ekshumacje ciał naszych poległych, o elementarny szacunek i troskę dla cmentarzy, o poszanowanie śladów polskości. Nie możemy nawet doczekać się wyciszenia hołubienia i promowania bandytów, zbrodniarzy i organizacji zaangażowanych w rzeź Polaków. Ta asymetria zaczyna nie tylko niepokoić. Ona zaczyna uwierać.

Wypowiedzi przywódców ukraińskich można w pewnym sensie zrozumieć, czy to przez ich ignorancję (ostatecznie to  nie elity kierują tym państwem) czy to przez arogancję zmieszaną z dozą nacjonalizmu. Ale zrozumienie przyczyn nie może oznaczać tolerancji. Tutaj także jawi się okazja – może niemniej trudna, a może mniej – niż przy współpracy Rządu z Prezydentem w przypadku reformy sądownictwa. Trzeba by obie te instytucje wypowiedziały się jednym, zdecydowanym głosem przeciw banderyzacji dziejów. Tego domaga się na pewno krew męczenników Wołynia i Galicji.