Polecane

Ryszard Czarnecki -Szejkowie, którzy nie chcą islamskich imigrantów





Ląduję w Dubaju późnym wieczorem, ale nie zanurzam się w tym mieście atrakcji turystycznych dla ludzi Wschodu i Zachodu – natychmiast jadę do stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA) – Abu Dhabi (Abu Zabi według nowej terminologii). W Dubaju się odpoczywa, w stolicy, jak to zwykle bywa, robi politykę.

W ZEA jestem po raz pierwszy. To była biała plama na mojej mapie całego regionu: po sąsiedzku w Katarze byłem trzy razy, w Bahrajnie – raz, w Jordanii właśnie ostatnio trzeci raz, w Egipcie cztery razy (połowę już za generała As-Sisiego), w Palestynie też parokrotnie. A tu dotąd – mimo że to kluczowe państwo w tej targanej wojnami i wew­nątrzarabskimi konfliktami, ale bardzo bogatej części świata – nigdy. To kraj naftowych krezusów – szejków, ale też pakistańskich (i nie tylko) gastarbeiterów, muzułmańskiej biedoty przyjeżdżającej tu do najprostszych zajęć, aby uciułane pieniądze wysłać do swoich rodzin.

Syryjczycy przecież wrócą do siebie...

Rozmawiam z jednym z najbardziej wpływowych polityków w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Biegle mówi po angielsku, jak olbrzymia większość tutejszych elit. Studiował zresztą w Ameryce Północnej. Jego koleżanka, pierwsza w dziejach świata arabskiego kobieta – przewodnicząca parlamentu, doktorat robiła w… Wielkiej Brytanii. Mojego rozmówcę pytam wprost i proszę o szczerą odpowiedź na pytanie, jak to jest, że jego ojczyzna – jedno z najbogatszych państw świata – woli wydawać miliardy dolarów na obozy islamskich uchodźców z Syrii zlokalizowane w Jordanii czy na podobne obozy i szpitale w Jemenie niż przyjąć swoich braci w wierze u siebie, w Emiratach? Słyszę, że chodzi wyłącznie o względy geograficzne: Syryjczyków trzeba trzymać tam, gdzie mają blisko do własnego kraju, bo przecież do niego wrócą... Cóż, racjonalne. Czy jednak tylko o to chodzi?

Przy okazji wysłuchuję krytyki państw europejskich, które przyjmują imigrantów spoza Europy! „To nie jest dobre ani dla nich, ani dla was” – te słowa nie pozostawiają złudzeń, choć pewnie byłyby wstrząsem dla opętanych „polityczną poprawnością” lewicy, liberałów czy pseudoprawicy na Starym Kontynencie.

Szejkowie i samoloty

ZEA poszły inną drogą niż rywalizujący z nimi o wpływy nad Zatoką Perską i w świecie arabskim Katar. Doha promuje się przez sport – zorganizowała mistrzostwa świata w piłce ręcznej, za pięć lat zorganizuje największe igrzyska na globie: piłkarski mundial. Abu Dhabi postawiło na naukę. To oczywiście pewne uproszczenie, ale coś w tym jest – myślę, gdy zwiedzam IRENE, która nazwę swoją wzięła od angielskiej agencji zajmującej się odzyskiwaniem energii: The International Renewable Energy Agency. Poza miejscowym, arabskim kierownictwem, kierują nią Fin i Francuzka. Skądinąd umiejętność pozyskiwania fachowców z zagranicy dla wzmocnienia potencjału własnego państwa jest dużą umiejętnością szejków z ZEA. Widać to choćby po jednej z najbardziej dynamicznie rozwijających się gałęzi gospodarki Emiratów: transporcie powietrznym. Abu Dhabi zatrudnia – poprzez aż pięć swoich linii lotniczych – aż ponad 18 tys

więcej: http://gpcodziennie.pl
zawartość zablokowana

Pozostało 51% treści.