Polecane

Swoje życie zawdzięczam prawu

Jakie mogłabym mieć prawa, gdybym nie miała prawa nawet do tego, by się urodzić? Bez prawa do życia wszystkie inne prawa nie mają żadnego znaczenia – mówi Rebecca Kiessling, amerykańska adwokat działająca na rzecz ochrony życia

, w rozmowie z Łukaszem Karpielem.

Co Pani poczuła, gdy spotkania z Panią zostały w naszym kraju oprotestowane przez środowiska lewicowe i LGBT?

– Byłam zaskoczona. Polaków uważa się za jeden z najbardziej opowiadających się za życiem narodów na świecie, a Polskę za kraj katolicki, bardzo pro life. Byłam bardzo zaskoczona, że próbowano przeszkodzić mi w wystąpieniu na uniwersytecie. W Stanach Zjednoczonych w takim przypadku uczelnia musiałaby się liczyć z pozwem; wolność słowa jest tam prawem fundamentalnym. Z drugiej strony, Polska ma za sobą historię cenzury w czasach komunistycznych. Dziwię się tylko, że działa ona jeszcze dzisiaj.

Po jednym ze spotkań podeszła do Pani pewna kobieta i stwierdziła, że zmieniła zdanie w sprawie aborcji. Pewnie nie był to pierwszy taki przypadek?

– Ludzie bardzo często mi mówią, że po wysłuchaniu mnie zmienili zdanie na temat aborcji. Dotyczy to także polityków popierających aborcję i proaborcyjnych aktywistów. Uświadomiłam sobie kiedyś, że same argumenty filozoficzne nie są skuteczne i dlatego łączę je z historią mojego życia. To pomaga w zmierzeniu się z tematem. Zostałam poczęta wskutek gwałtu, moja matka chciała dokonać aborcji. Swoje życie zawdzięczam prawu – aborcja była wówczas nielegalna.

Doświadcza Pani nienawiści?

– Wyraża ją wiele osób. Najbardziej zdumiewa mnie fakt, że atakują mnie inne kobiety. Takie jest moje życie: nie prosiłam o to, by zostać poczęta w wyniku gwałtu, to nie ja jestem sprawcą przemocy. Jestem niewinna.

Jednak atakujące Panią środowiska feministyczne prezentują się jako „głos kobiet”.

– Gdy spotykam takie osoby, mówię im, że jestem kobietą broniącą praw ofiar gwałtu. Pytam, jakie mogłabym mieć prawa, gdybym nie miała nawet prawa do tego, by się urodzić? Odpowiedzią jest milczenie. Bez prawa do życia wszystkie inne prawa nie mają żadnego znaczenia. Kiedy słyszę, że moja matka powinna była mieć wybór, wiem, że ktoś życzy mi śmierci. I w wielu wypadkach tak właśnie jest.

Pani historia nie pasuje do narracji środowisk aborcyjnych.

– Moja historia skutecznie wpływa na to, co ludzie myślą. I właśnie dlatego chcą mnie uciszyć. Autorzy niektórych artykułów sugerowali, że kłamię. Jeśli miałabym kłamać, to co w takim razie z moją matką, która także pojawia się w telewizji? Moja matka sama przyznaje, że opowiadała się za aborcją i starała się mnie zabić. Potwierdza też, że to prawo ochroniło moje życie. I że jest za to wdzięczna.

Tymczasem nawet osoby sprzeciwiające się aborcji nierzadko robią jeden wyjątek: właśnie w przypadku dzieci poczętych w wyniku gwałtu.

– Ludzie współczują ofiarom przemocy seksualnej i chcą to okazać. Jednak w przypadku zdecydowania się ofiary gwałtu na aborcję ryzyko śmierci – w perspektywie jednego roku – rośnie czterokrotnie. Ludzie myślą, że w takiej sytuacji większość kobiet pragnie aborcji, ale to nieprawda. W Stanach Zjednoczonych decyduje się na nią około pięćdziesięciu procent ofiar, myśląc, że to poprawi ich sytuację. Tak jednak nie jest. Jeśli ktoś naprawdę współczuje, to powinien się troszczyć o ochronę kobiet – przed gwałcicielami, a także przed aborcją. Pewna kobieta wyznała mi kiedyś, że o wiele szybciej mogła wybaczyć gwałcicielowi gwałt niż sobie to, że zdecydowała się na aborcję.
Nie widziałam nigdy, aby zwolennicy aborcji domagali się kary śmierci dla gwałcicieli. Tymczasem, kiedy ktoś popiera w tym przypadku „prawo” do aborcji, to tak naprawdę mówi, że ja nie zasługuję na to, by żyć. A to nie ja jestem sprawcą przemocy; to nie ja dopuściłam się gwałtu. Moje życie ma taką samą wartość, jak każdego człowieka. Niektórzy nienawidzą tego, że nie zostałam poddana aborcji, że moje życie było chronione przez prawo. I że ja swoje życie cenię.

Dziękuję za rozmowę.

 

za: Polonia Christiana nr 56