Polecane

To Bóg daje odwagę

Jako chrześcijanie mamy obowiązek żyć Ewangelią Życia, głosić i poświęcać szczególną uwagę osobom najsłabszym i pomijanym – mówi Mary Wagner, kanadyjska obrończyni życia, w rozmowie z Mateuszem Ziomberem.

Jak postrzega Pani działalność pro-life? Na czym ona tak naprawdę polega?

– Wszyscy powinniśmy budować kulturę życia w takim stopniu, w jakim możemy. A można to robić na wiele sposobów. Kiedyś poznałam grupę osób pracujących w przestrzeni publicznej, rozmawiających z kobietami, które myślą o przeprowadzeniu aborcji. W Kanadzie istnieje telefon zaufania, każda kobieta, która z niego skorzysta, może otrzymać konkretne wsparcie i pomoc ze strony osoby, która jest na danym terenie zaangażowana w obronę życia. Jest też wiele osób, które nie mogą się zaangażować w ten sposób ze względu na dzieci, którymi się opiekują, bądź starszych rodziców wymagających opieki. To także postawa pro-life, realizacja Ewangelii Życia. Jako chrześcijanie mamy obowiązek nią żyć i ją głosić, szczególną uwagę poświęcając tym najsłabszym i pomijanym przez innych – w tym dzieciom nienarodzonym.

W Pani przypadku wierność Ewangelii Życia wiązała się z pobytem w więzieniu. Jak postrzega Pani to doświadczenie?

– Jeśli chodzi o cierpienie i uwięzienie, to jesteśmy na to gotowi. Linda Gibbons spędziła w więzieniu 11 lat. Staram się pamiętać o kobietach, które odpowiedziały na głos powołania, zostawiły wszystko i zamieszkały w klasztorze, którego potem już nigdy nie opuściły. Czuję z nimi pewną jedność, chociaż moje doświadczenie jest inne. Chrystus powiedział: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! (Łk 9, 23).
Krzyż zawsze wiąże się z cierpieniem. Czasem ludzie o tym zapominają albo nie chcą o tym pamiętać.
– Ochrona życia, kierowanie się Ewangelią Życia to walka o ochronę życia dzieci nienarodzonych, ale także o osoby niepełnosprawne, starsze, cierpiące czy umierające. Cierpimy razem z nimi, na tym polega realizacja wezwania do współczucia wobec innych. Pomagać, służyć im najlepiej, jak potrafimy – na tym polega poświęcenie. Cierpienie może się spotykać z brakiem zrozumienia, ze sprzeciwem. To daje nam możliwość praktykowania miłosierdzia. Uczestnicząc w ruchu pro-life, cierpię w takim stopniu, w jakim pozwalam Chrystusowi, aby kierował moim życiem tak, jak On tego pragnie.

Skąd bierze się taka odwaga?

– Każdy ma do niej dostęp. Kiedy Bóg nas do czegoś wzywa, jednocześnie daje nam siłę. Niektórzy nie chcą Go o nią prosić, dla innych jest to ciężkie. A jednak, to Bóg daje nam siłę i w naszym życiu możemy dostrzec wystarczająco wiele tego przykładów. Przytoczę historię kobiety, którą kiedyś poznałam. Corrie ten Boom pochodziła z holenderskiej rodziny, która w trakcie okupacji ukrywała Żydów w swoim domu. Cała rodzina została aresztowana przez Niemców, a Corrie i jej siostra Betsie trafiły do obozu koncentracyjnego. Betsie zmarła w obozie.
Po wojnie, bodajże w Monachium, Corrie ten Boom mówiła na temat przebaczenia. Wśród słuchaczy dostrzegła mężczyznę, który pracował w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück i był szczególnie okrutny wobec jej siostry. Po przemówieniu ten mężczyzna do niej podszedł. Corrie powiedziała mu wówczas, że pamięta o tym, co zrobił jej siostrze. Prosiła Boga o to, by pozwolił jej wybaczyć, bo sama nie jest do tego zdolna. To właśnie wtedy doświadczyła spotkania z Bogiem. Wyciągnęła rękę do człowieka, który skrzywdził jej siostrę. To, co wydaje się nam niemożliwe do spełnienia, staje się możliwe, o ile dajemy Bogu nasze przyzwolenie. Tak działa Jego miłosierdzie.

Ufa Pani Bożej Opatrzności?

– Bóg pokazał mi, że mogę Mu zaufać. Od czasów dzieciństwa wskazuje mi, że to On daje nam wiarę, światło w życiu i pomaga wzrastać w tym, co jest zgodne z Jego wolą. Bóg wspiera nas nie tylko w podążaniu Jego drogą, pozwala nam także doświadczać Jego bezwarunkowej miłości. Kiedyś Bóg był w moim życiu obecny, ale był odległy. Ciężko było mi Mu zaufać. Później odkryłam, że Bóg mnie kocha. Kiedy to dostrzegamy, wszystko się zmienia. Możemy pozwolić Bogu, by nami pokierował, by zabrał nas tam, gdzie On chce, żebyśmy się znaleźli. Także do takich miejsc, gdzie sami nie chcielibyśmy pójść, których się boimy. To staje się możliwe właśnie dzięki Bogu.

Jednocześnie istnieją przypadki, w których odpowiedzią na wiarę, na autentycznie chrześcijańską postawę, jest nienawiść.

– Ludzie, którzy twierdzą, że nienawidzą chrześcijaństwa, nienawidzą tak naprawdę czegoś, co wydaje im się, że jest chrześcijaństwem. Być może niektórzy chrześcijanie dają zły przykład. Ale im bardziej zbliżamy się do świętości, tym wyraźniej widać, na czym polega powołanie chrześcijanina, kim powinien być wyznawca Chrystusa. Zawsze jednak będą istnieć ludzie powtarzający, że nienawidzą chrześcijan. Prawdziwy wyznawca Chrystusa jest wyrzutem sumienia dla osoby, która żyje w ciemności. Mówi o tym św. Jan Ewangelista.

Co poradziłaby Pani osobom, które nie posiadają tego daru wiary? Tym, którzy szukają Boga?

– Ludzi przyciąga dobro, prawda i piękno. Jestem przekonana, że jeśli pozwolimy prowadzić się w tych poszukiwaniach, to dotrzemy do Boga. Jeśli jako chrześcijanie pozostajemy w przyjaźni z osobami niewierzącymi, to być może dzieje się tak dlatego, że dostrzegają oni w nas coś szczególnego. Możemy się za nich modlić i próbować im pomóc. Nie w tym sensie, że „musimy dawać przykład”, ale kierując wzrok w stronę Boga. To Bóg działa i to w sposób, który nas niejednokrotnie zaskakuje. Myślę, że jeśli modlimy się za tych, którzy nie posiadają daru wiary, to te osoby otrzymają go w pierwszej kolejności.

Dziękuję za rozmowę.


Polonia Christiana nr 58