Polecane

Ostatecznym zwycięstwem „długiego marszu przez instytucje” będzie „wrogie przejęcie” Kościoła katolickiego.

 /.../ W okresie międzywojennym Antonio Gramsci – marksistowski filozof i współzałożyciel Włoskiej Partii Komunistycznej – wymyślił strategię „długiego marszu przez instytucje”. Jego zdaniem najpoważniejszym przeciwnikiem, który nie pozwala zapanować komunizmowi nad światem, jest chrześcijaństwo.

Zaraziło ono świadomość mas robotniczych, dlatego nie były w stanie rozpoznać swego interesu klasowego. Przejęcie władzy nie rozwiąże problemu, ponieważ politycy nie panują nad ludzkimi duszami. I o to właśnie powinien rozegrać się bój, który zadecyduje o losie ludzkości.


Gramsci doszedł do wniosku, że zwycięstwo marksizmu będzie możliwe tylko dzięki hegemonii kulturowej. Żeby ją osiągnąć, trzeba wybrać strategię „długiego marszu przez instytucje”: przejmować i przekształcać szkoły, uczelnie, czasopisma, gazety, teatr, kino, sztukę. Należy opanować ośrodki opiniotwórcze, by zmienić dominującą kulturę, a przede wszystkim wyrugować z niej wpływy chrześcijaństwa. Trzeba kształtować odpowiednio poglądy, trendy, mody, zwyczaje, sympatie, fascynacje. Uformowany w ten sposób nowy człowiek przyszłości sam, bez przymusu państwa, przyjmie komunistyczne postulaty za własne. Dziś przedstawiciele lewicy na Zachodzie nie ukrywają, że idee gramscizmu z powodzeniem wcielone zostały w życie.

Teorie Gramsciego rozwinął później były włoski ksiądz katolicki, ekskomunikowany za szerzenie herezji – Ernesto Buonaiuti. Jego zdaniem prawdziwym zwieńczeniem „długiego marszu przez instytucje” będzie dopiero „wrogie przejęcie” Kościoła katolickiego. Chodzi o to, aby tak zainfekować Kościół od środka, by sam przyjął jako swoje idee, które w rzeczywistości są przeciwne jego istocie.

Są dziś miejsca na świecie, gdzie ta strategia święci triumfy. Dotyczy to zwłaszcza licznych wspólnot protestanckich, które zaakceptowały wiele grzechów, łącznie z aborcją i eutanazją, czyli jawnym złamaniem piątego przykazania „nie zabijaj”.

Marszowy krok legionów postępu słychać dziś jednak również w katolickich świątyniach. Świadectwem tego mogą być wydarzenia, do których doszło ostatnio w katedrze św. Szczepana (Stephansdom) w Wiedniu. Gospodarz tego miejsca kardynał Christoph Schönborn z okazji Światowego Dnia AIDS zorganizował nabożeństwo modlitewne z udziałem homoseksualistów. Sam przywitał w drzwiach kościoła i zaprowadził w stronę ołtarza znanego aktywistę gejowskiego Gery’ego Keszlera. Po to, by licznie zgromadzeni w katedrze homoseksualiści nie czuli się obco, zadbano, by ściany i podłogi świątyni przyozdobione zostały banerami oraz iluminacjami z symboliką gejowską.

Nabożeństwo poświęcone było upamiętnieniu 36 milionów ofiar AIDS. W zamyśle organizatorów miało być wyrazem sprzeciwu wobec panujących w społeczeństwie uprzedzeń. Takie było też przesłanie kardynała Schönborna, który w swym kazaniu powiedział: „Bóg nie przyszedł po to, by potępić, ale po to, żeby zbawić”. Następnie zaś rozwinął tę myśl: „Co to oznacza dla nas? Nie osądzać, nie wykluczać, nie przywoływać do porządku”.

Wystąpienie zostało ciepło przyjęte przez przedstawicieli LGBT. W ich imieniu głos zabrał słynny transwestyta Thomas Neuwirth, znany na świecie bardziej jako „Conchita Wurst” – zwycięzca festiwalu Eurowizji w 2014 roku. Zajął on przy ołtarzu miejsce, z którego chwilę wcześniej przemawiał kardynał, by wygłosić mowę o „prześladowaniu tych, którzy przeżywają swoją tożsamość w sposób odmienny od większości”.

Ostatnie słowo należało do wspomnianego już Gery’ego Keszlera, który stwierdził, że „nie ma znaczenia, kogo kochamy lub w kogo wierzymy”. I to było najlepsze podsumowanie całej uroczystości.

/.../

Homoseksualiści mogą czuć się zresztą w wiedeńskiej katedrze jak u siebie w domu. 14 lutego 2006 roku, z okazji Walentynek zorganizowano tam po raz pierwszy ceremonię błogosławienia „par, narzeczonych i zakochanych”, na którą ówczesny rektor katedry ks. Anton Faber zaprosił również związki gejowskie.

W 2008 roku w Muzeum Katedralnym (Dommuseum) w Wiedniu odbyła się wystawa zatytułowana „Religia. Ciało. Siła” Alfreda Hrdlicki, artysty deklarującego się jako ateista i komunista. Przedstawiała ona szereg bluźnierczych obrazów, np. „Biczowanie”, przedstawiające żołnierza, który uderza Jezusa pejczem, trzymając Go jednocześnie za genitalia. Inne płótno, „Ostatnia Wieczerza” – stylizowane na dzieło Leonarda da Vinci – pokazywało orgię nagich i onanizujących się apostołów. Dopiero po licznych protestach wielu oburzonych katolików kardynał Schönborn zdecydował się na interwencję. Doprowadził jednak do usunięcia tylko jednego obrazu: bluźnierstwa z Ostatniej Wieczerzy.

W 2012 roku kardynał Schönborn przywrócił do rady parafialnej w wiedeńskiej dzielnicy Mistelbach 26-letniego Floriana Stangla – aktywnego homoseksualistę pozostającego w związku ze swym partnerem. Wcześniej wybór mężczyzny do rady, dokonany głosami parafian, zablokował ówczesny proboszcz ks. Gerhard Swierzek, twierdząc, że ktoś żyjący w konkubinacie z osobą tej samej płci nie może pełnić oficjalnych funkcji w Kościele. Kardynał uchylił jednak decyzję proboszcza. Mediom tłumaczył to następująco: „Zadałem sobie pytanie, co w tej sytuacji zrobiłby Jezus.” Jego zdaniem homoseksualista żyjący w związku z drugim mężczyzną to w radzie parafialnej „właściwy człowiek na właściwym miejscu”, a „różnorodność [członków rady] odzwierciedla różnorodność współczesnych dróg życia i wiary”.

W 2014 roku po zwycięstwie „Conchity Wurst” podczas festiwalu Eurowizji kardynał Schönborn powiedział:

Cieszę się, że Tom Neuwirth odniósł sukces ze swoją artystyczną kreacją jako Conchita Wurst (…) Jak wszyscy wiemy, w ogrodzie Boga istnieje wielobarwna różnorodność. Nie każdy, kto urodził się mężczyzną, czuje, że nim jest, i to samo dotyczy kobiet.

W 2016 roku ukazał się biuletyn katedralny poświęcony adhortacji apostolskiej „Amoris Laetitia” (przypomnijmy, że kardynał Schönborn został wyznaczony przez Watykan na oficjalnego interpretatora adhortacji i na jej podstawie zezwolił w swej archidiecezji na dopuszczanie do Komunii osób rozwiedzionych i pozostających w ponownych związkach). We wspomnianym biuletynie przedstawiono homoseksualną parę oraz adoptowanego przez nich syna jako „alternatywną formę rodziny”.

Kościół zawsze nauczał, że należy kochać grzesznika i nienawidzić grzechu. Homoseksualiści zasługują zatem – jak wszyscy ludzie – na szacunek, ale akty homoseksualne wymagają jednoznacznego potępienia – i to właśnie z powodu szacunku do homoseksualistów. To dla ich dobra, czyli dla zbawienia wiecznego, Kościół nie może nie ostrzegać ich przed straszliwym grzechem mogącym stać się przyczyną wiecznego potępienia. Co więcej, akceptacja i usprawiedliwianie tego rodzaju czynów oznacza narażanie owych ludzi na coś najgorszego, co może spotkać człowieka, czyli wieczne cierpienie w piekle. Takie było od początku stanowisko Kościoła, a każdy, kto je kwestionował, stawiał się poza nauczaniem Magisterium.

Dziś na naszych oczach sytuacja zaczyna ulegać zmianie, ponieważ poglądy i praktyki, uważane zawsze za sprzeczne z doktryną Kościoła, przedostają się do jego wnętrza, a ich wyrazicielami stają nawet najwyżsi dostojnicy katoliccy. Kwestia homoseksualizmu jest tylko jednym z wielu tego przykładów, ale bardzo wymownym.

Prócz wielu wniosków, jakie same się narzucają, jeden wydaje się szczególnie naglący: katolicy na świecie powinni więcej modlić się za swych biskupów i księży, by pozostali oni wierni nauce Kościoła.

autor: Grzegorz Górny

za: https://wpolityce.pl