Polecane

Odczarować szarlatana Marksa. Z Bettiną Rohl rozmawia Olga Doleśniak-Harczuk

Od 150 lat konserwatyści na całym świecie nie zdołali odczarować szarlatana Marksa, a przecież wystarczyłoby tylko strona po stronie przeanalizować jego książki. Przez to, że nikt do tej pory się tego nie podjął, praojciec wszystkich zbrodniczych systemów komunistycznych do dziś jest dla wielu świetlaną postacią.


W kwietniu br. ukazała się pani książka „RAF was kocha” [oryg. „Die RAF hat euch lieb”]. Dzięki tej lekturze można się przyjrzeć bliżej pani dzieciństwu. Jako córka Klausa Röhla i Ulrike Meinhof nie tylko poznała pani wszystkich protagonistów pokolenia ’68, lecz także obserwowała z bliska narodziny Frakcji Czerwonej Armii (RAF). Skąd się wzięła decyzja, by opublikować tę mimo wszystko dość intymną książkę?

Nie, ta książka wcale nie jest „intymna“. Prywatność jest polityczna – zapewniali rewolucjoniści ’68 r. i programowo zabiegali o to, by życie prywatne zrewolucjonizować. Nie da się zgłębić intencji ruchu ’68 r. bez świadomości, że był on pewnego rodzaju psychosektą. Odwrócenie porządku wychowawczego, czyli kształtowanie tzw. nowego człowieka, odbywało się przecież w warunkach życia prywatnego, w komunach, w związkach dwojga ludzi, w edukacji najmłodszych. Funkcjonujący w opinii światowej „mit Meinhof” był zarazem „mitem matki”. W licznych biografiach ­Meinhof mit ten eksploatowano do granic wytrzymałości. Zgodnie z tym mitem była ona co prawda terrorystką, ale za to dobrą, a zgniły Zachód nie dorastał jej do pięt. Na potrzeby podkreślenia jej piękna i dobra napisano wiele książek, nakręcono wiele filmów, wystawiono wiele sztuk teatralnych. Wykreowano „mit matki” i Meinhof jako osoby prywatnej. Z tego względu nie postrzegam historii mojej rodziny jako czegoś, co jest moją osobistą sprawą, ale jako kwestię jak najbardziej polityczną.

Każdy, kto chce zrozumieć, na czym polegała żelazna idea ruchu ’68, ma okazję to zrobić przez poznanie całego szeregu wydarzeń, które miały miejsce w mojej rodzinie – od rozwodu Ulrike Meinhof i Klausa Röhla począwszy, na walce politycznej skończywszy. Co zaś się jeszcze tyczy „mitu matki Meinhof“, tylko ona może go naprostować, dlatego w książce przytaczam obszerne fragmenty niepublikowanych wcześniej dokumentów, niech same przemówią. W ciągu ostatnich 50 lat o moim dzieciństwie ukazało się wiele bzdur, wiele z nich wynikało z przywiązania [opinii publicznej] do „mitu matki”, o którym wspomniałam, dlatego nie uważam, by moja książka zdradzała jakieś intymne szczegóły, ona wyłącznie oddaje tamtą rzeczywistość.

Często pisze Pani o ’68 jako o pierwszym pokoleniu Republiki Federalnej, które zasmakowało w luksusie. Jak ma się kawior do rewolucji?

W pewnym momencie zachodnioeuropejska eksplozja kulturalna, w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu, czyli muzyka, moda, technika, sport, dobrobyt itd., zderzyła się z koszmarną rewolucją kulturalną Mao. Chowane w dobrobycie dzieciaki zaczęły odrzucać daną im wolność i wszelkie życiowe możliwości. Nazywały je mianem „terroru konsumpcyjnego”. Posługiwały się przy tym takimi kategoriami, jak „ucisk” czy „kapitalistyczny uniformizm”. Ci młodzi rzucili się z pasją w wir ekstremizmu spod znaku dalekich dyktatur, a nadali temu otoczkę wyższego celu, sensu życia. Złapani na lep maoistowskiej propagandy, utkwili na dobre w jej ideologii

/.../

Autor: Olga Doleśniak-Harczuk

Pozostało 51% treści.

za: https://gpcodziennie.pl