Polecane

Repolonizacja w zawieszeniu

Przywrócenie narodowego charakteru rynkowi medialnemu to tak naprawdę warunek konieczny, by w pełni funkcjonowała wolność słowa. Obecnie od sytuacji zupełnie normalnej w państwach zachodnich dzieli nas przepaść. W mediach tzw. głównego nurtu, czyli docierających do największej liczby odbiorców, brakuje nie tylko poczucia identyfikacji z Polską, ale także minimalnego pluralizmu.

 Ustawa dekoncentrująca rynek medialny

 – Podstawową funkcją państwa jest stworzenie na wolnym rynku warunków uczciwej konkurencji. Obecnie nie na wszystkich rynkach właściwych są te warunki, gdyż Polacy nie mieli kiedy się wzbogacić, żeby stworzyć duże koncerny medialne. Wpuszczono zagraniczne koncerny, a Polacy nie mieli szans na stworzenie dla nich konkurencji. Przepisy, które tworzyłyby i chroniły uczciwą konkurencję, są w mojej ocenie pożądane – zapewnia Paweł Lewandowski, wiceminister kultury. Jego zespół pracował nad projektem ustawy o dekoncentracji rynku medialnego. Prawie dokładnie rok temu prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział w Telewizji Trwam, że sprawa ta będzie załatwiona do jesieni. Jednak nie została. Przeciwnie, w listopadzie w resorcie kultury prace zawieszono. Były na etapie zbierania danych, analiz i tworzenia założeń legislacyjnych. Tuż po wyborach w 2015 roku tą samą sprawą zajmowano się w ministerstwie kultury. Odpowiedzialny za to wiceminister Patryk Jaki pisał projekt do jesieni 2016 roku, kiedy to, również na skutek decyzji politycznej, prace przerwano i zajęto się reformą sądownictwa. W debacie publicznej najczęściej mówi się o repolonizacji mediów, tak jak rząd chwali się (częściową) repolonizacją banków. Ale fachowcy unikają tego określenia. Prawne preferencje dla polskiego kapitału byłyby niezgodne z prawem unijnym, więc rząd nie może iść tą drogą. Wolno jednak dbać o to, by jeden czy dwa duże koncerny nie zdominowały całego segmentu rynku medialnego. Stąd mówi się o dekoncentracji.

Kierunek zmian

Koncepcje rządowe kładły nacisk na wykorzystanie istniejących przepisów antymonopolowych, ochrony konkurencji i konsumentów. Obecnie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) teoretycznie może zajmować się także rynkiem medialnym, ale rzadko w ogóle na niego zwraca uwagę. Przeszkodą jest specyfika mediów. Poza tym istnieją jeszcze dwie instytucje, które za to odpowiadają. Przede wszystkim Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT) oraz Urząd Komunikacji Elektronicznej (UKE). Pomysł ministerstwa kultury polegał na prawnym wzmocnieniu UOKiK i stworzeniu ciała konsultacyjnego złożonego z przedstawicieli wszystkich trzech podmiotów, które nie byłoby nowym urzędem, ale posiadało pewne ustawowe kompetencje dotyczące rynku mediów. Typowe rozwiązania z zakresu prawa antymonopolowego i konsumenckiego obejmują nadzór nad strukturą kapitałową na określonym rynku i wydawanie decyzji uniemożliwiających jego opanowanie przez pojedynczy podmiot (monopol) lub kilka podmiotów łatwo mogących działać w zmowie (oligopol). UOKiK ma takie narzędzia prawne, jak zakaz fuzji czy nakaz ograniczenia udziałów w rynku, zasięgu itp. Jeśli dwa podmioty mają się połączyć, urząd może polecić wycofanie się z części rynku, czyli sprzedaż niektórych tytułów czy kanałów. W polskich warunkach to nic nowego. W 2007 roku doszło do połączenia banków Pekao i BPH. Żeby zostało to zatwierdzone, musiały odsprzedać konkurencji część oddziałów. Wzorem mogą być niemieckie przepisy antykartelowe z 1997 roku. Nie tylko obejmują one zakazy, ale także wymuszają szczegółową sprawozdawczość. Niemieckie koncerny medialne informują odpowiedni urząd o wszelkich zmianach w swojej strukturze własnościowej, a nawet o niektórych zawieranych umowach. Prawo konsumenckie przewiduje w pewnych sytuacjach ingerencję w cenę oferowanych usług. W odniesieniu do mediów mogłoby to oznaczać, że urząd w pewnych sytuacjach będzie zatwierdzał np. stawki za zamieszczanie reklam lub zakres programu objętego kodowaniem (płatnym dostępem). W Wielkiej Brytanii prywatne media elektroniczne w koncesjach zobowiązywane są do realizacji w części programu tzw. misji publicznej. Może to być np. 10 proc. całej emisji.

Huczne zapowiedzi

Państwo ma też inne narzędzia. Wzorem rynku finansowego media publiczne mogą po prostu przejmować niektóre prywatne, o ile uda się doprowadzić do takiej transakcji. Duży wpływ na rynek państwo może osiągnąć przez działania fiskalne, a także subsydiowanie mediów realizujących pożądaną misję. To rozwiązanie pozwala utrzymać narodowy charakter rynku medialnego we Francji. Rząd otwarcie dotuje gazety, radia czy telewizje spełniające warunki tak sformułowane, że nie pada tam słowo „kapitał francuski” (bo tego zabrania UE), ale efekt jest identyczny. W Polsce jest to trudniejsze. Wybuchają protesty nawet przy podziale dotacji dla niszowych czasopism. – Bardzo żałuję, że żadnego z wielu pomysłów nie rozwinięto do końca. Można to interpretować jako huczne zapowiedzi, na których się kończy. I nie można usprawiedliwiać wszystkiego brakiem woli politycznej – podkreśla dr Hanna Karp, medioznawca, ekspert KRRiT. Polityka sprzęgnięta z interesami nie daje jednak o sobie zapomnieć. Pierwsza próba wprowadzenia przepisów dekoncentracyjnych do ustawy o radiofonii i telewizji na początku tego wieku skończyła się tzw. aferą Rywina. Ten skandal korupcyjny pokazuje też, jak trudne praktycznie jest wyzwanie stworzenia naprawdę sprawiedliwych reguł rynku medialnego. Wtedy pozornie błahe sformułowanie „lub czasopisma” mogło zdecydować o losie telewizji Polsat (która miała być sprzedana).

Medialne monopole

Obecnie również nie jest łatwo sformułować precyzyjnej definicji dotyczącej tych zagadnień. Na przykład dziennik „Gazeta Wyborcza” posiada dodatki lokalne w każdym województwie. Różnice są widoczne na wielu stronach. Czy zatem jest to jedna gazeta ogólnopolska czy 16 różnych gazet regionalnych, mających niektóre treści wspólne? W przypadku „Wyborczej” nikt nie ma wątpliwości, ale należąca do niemieckiego kapitału Polska Press wydaje ok. 20 lokalnych gazet (m.in. „Gazeta Pomorska”, „Dziennik Zachodni”, „Głos Wielkopolski”, „Ekspres Ilustrowany”, „Dziennik Bałtycki” i „Dziennik Łódzki”). Koncentrują się na wydarzeniach w swoich regionach, ale część artykułów o treści ogólnej się powtarza. Sytuacja jest więc dość podobna. Inny problem dotyczy internetu. Czy popularny bloger jest dziennikarzem i podlega prawu prasowemu? A czy kanał na YouTubie można uznać za telewizję? Jak kwalifikować duże portale informacyjne? A technologie typu VOD, podcasty itd.? Nie zapomnijmy, że poszczególne segmenty nie są rozdzielone, bo gazety, radia i telewizje mają swoje portale internetowe, a z kolei portale – swoje telewizje itd. Niestety brak zdecydowania ze strony PiS szkodzi całemu rynkowi i dobru obywateli, bo czyni ich bezbronnymi wobec nowych technologii i zalewu niesprawdzonych informacji. – W tej kadencji raczej PiS tego nie zrobi. Były różne ruchy, jeśli chodzi o media.

W kwestii abonamentu mieliśmy trzy ustawy w komisji, a potem trafiły do kosza. Tymczasem nasze prawo nie nadąża za tym, co się dzieje, zwłaszcza na rynku mediów elektronicznych, internetowych. Chodzi o to, żeby zachować wartość, jaką jest wolność w sieci, a jednocześnie ten rynek uporządkować – tłumaczy poseł Elżbieta Zielińska (Kukiz’15). Część komentatorów uważa, że PiS uznało za satysfakcjonujące przejęcie mediów publicznych. Inni przypominają, że kiedy Kaczyński rok temu zapowiadał zajęcie się tym obszarem, miało to nastąpić, gdy „w krótkim czasie sprawa sądów zostanie załatwiona”. Spodziewał się też „wielkiego oporu”. Jak się okazało, z sądami partia rządząca wciąż się nie uporała. A opór widoczny był, zanim powstał jakikolwiek projekt. Gdy KRRiT nałożyła na telewizję TVN karę finansową, zareagował amerykański Departament Stanu. Można sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby trzeba było tę stację sprzedać, podzielić czy zamknąć. Zapowiedź Kaczyńskiego, jak się okazało, obudziła zagraniczne koncerny, które podniosły szum w Europie i USA, co przestraszyło władzę. TVN wraz z szeregiem kanałów tematycznych należał do amerykańskiego koncerny Scripps, ostatnio przejętego przez Discovery.

Na polskim rynku dominuje jednak kapitał niemiecki. Firma Bauer posiada stacje RMF FM i RMF Classic, portal Interia, liczne czasopisma (tytuły kobiece i tzw. lifestylowe, „Tele Tydzień”). Obok wspomnianej Polska Presse na rynku czasopism działa też szwajcarska Edipresse (m.in. „Party”, „Przyjaciółka”). Niemiecko-szwajcarski Ringier Axel Springer wydaje w Polsce „Fakt”, „Przegląd Sportowy”, tygodnik „Newsweek”, ma też portal Onet.

Do kapitału francuskiego należy spółka Eurozet prowadząca Radio Zet i Antyradio. Doliczyć do tego trzeba grupy medialne z przewagą polskiego kapitału. Agora posiada „Gazetę Wyborczą”, radio TOK FM i kilka innych stacji radiowych oraz czasopism. ZPR Media Zbigniewa Benbenka to m.in. „Super Express” i sieć stacji radiowych. Medialne interesy Zygmunta Solorza-Żaka to oczywiście Polsat (wiele kanałów) i nie mniej ważna platforma Cyfrowy Polsat.


Piotr Falkowski

za:naszdziennik.pl