Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Niezwykły obraz

Trwa remont zabytkowego zespołu obiektów parafii pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Hannie. W trakcie przygotowania do prac odkryto niezwykłą historię obrazu z ołtarza głównego.

W 1950 r. w obecności dwóch świadków ksiądz zdejmuje z obrazu srebrną koszulkę przykrywającą Matkę Bożą i Dzieciątko Jezus. Spod koszulki wypada kartka, na której widnieje napis: „Obraz ten został odnowiony w 1850 r.”.
Kartka zaginęła, ale żyją świadkowie: organista i kobieta posługująca wówczas na plebanii. Wiadomo, że między 1850 r. a okresem powstania styczniowego obraz zmienił właściciela. Najprawdopodobniej został skradziony - ze względu na srebrną koszulkę i wykonane ze złota korony Jezusa i Maryi. Właścicielami ikony stają się flisacy, którzy w tym czasie spławiali drewno Bugiem z Ukrainy do Gdańska. Przypłynęli do miejscowości Kuzawka, gdzie znajdowała się przystań. Zeszli na ląd i udali się do wioski po żywność na dalszą drogę. Przyszli do domu Marka Pietruczyka, właściciela garbarni, który ich ugościł. W podzięce za chleb flisacy dali mu obraz - ikonę Matki Bożej Poczajowskiej.

Malowidło przedstawiające Matkę Bożą w srebrnej koszulce tulącą małego Jezusa było zapłatą za gościnę lub darem dla gospodarza. Obraz prezentował się dość skromnie i nie należał do najpiękniejszych. Pietruczyk powiesił go w swojej garbarni. W czasie powstania styczniowego, kiedy Kuzawka płonęła dwa razy, a za drugim razem ogień ogarnął także garbarnię, ktoś przypomniał sobie o obrazie. Wyniesiony z płomieni, był poopalany po bokach, ale nie uległ spaleniu. Pietruczyk powiesił go w mieszkaniu. Było to ok. 1870 r. lub kilka lat później. Pewnego dnia domownicy zauważyli, że obraz świeci. Potem dostrzegli, że sam się odnowił i nie ma śladów nadpalenia. Wieść o tym rozniosła się po okolicy. Wkrótce pojawił się kolejny znak. Żona Pietruczyka, sprzątając w domu, zauważyła pod ławką i na niej rozlaną wodę. Wytarła ją i spostrzegła, że wycieka spod koszulki na obrazie. Do dziś żyje świadek tego wydarzenia: wnuczka kobiety z tego domu. Kiedy ludzie w okolicy dowiedzieli się o wypływającej z obrazu wodzie, mówili, że Matka Boża płacze, i zaczęli gromadzić się przy obrazie.


Teoria ks. M. Uzdowskiego zakłada, że obraz wydał z siebie wodę, ponieważ autor nie namalował źródła - jak na oryginalnej ikonie Matki Bożej Poczajowskiej. Jest zatem kamień i znak stopy Matki Bożej, obraz, symbol Ducha Świętego, ale brakuje źródła wody, która wytrysnęła w czasie objawienia Maryi w Poczajowie.
 
Do Hanny, nie do Sławatycz

Po zdarzeniu z wypływającą spod obrazu wodą cała wieś zebrała się na podwórku u Pietruczyka, aby radzić, co zrobić z obrazem, bo - jak twierdzili - Matce Bożej jest tu źle, skoro płacze. Zdecydowano, że oddadzą obraz nie do unickiej świątyni w Kuzawce, ale do katolickiego kościoła w Sławatyczach.
Na przewiezienie obrazu wyznaczono piątą niedzielę wielkanocną, nie wiadomo jednak którego roku. Tego dnia zebrali się unici z Dołhobród, z Hanny przyszedł ksiądz unicki z parafianami, a ze Sławatycz procesja „jak na Boże Ciało” - z krzyżem, chorągwiami i obrazami. Ludzie ze Sławatycz przyszli bez księdza. Mieli ze sobą przystrojony wóz ciągnięty przez parę wołów, którym miano przewieźć obraz. Pod domem Pietruczyka rozstrzygnięto, że obraz wyniosą dzieci pierwszokomunijne. Jedną z dziewczynek, które wynosiły ikonę Matki Bożej Poczajowskiej z domu, była babcia 86-letniej kobiety, która żyje do dzisiaj, a mieszka w Jasieniu nad Odrą. Kobieta ta przysłała do ks. M. Uzdowskiego list z opisem sytuacji, o której opowiadała babcia. Kiedy zatem procesja z obrazem wyruszyła z Kuzawki i doszła do rozwidlenia dróg, woły nagle się zatrzymały. Co dalej się działo - opowiedziały księdzu proboszczowi mieszkanki. Wzięto kije i zaczęto bić zwierzęta, chcąc zmusić je do dalszej drogi do Sławatycz. Woły jednak stawały na tylnych nogach i nie chciały ruszyć do przodu. Wtedy z tyłu tłumu ktoś krzyknął - jak relacjonuje ks. M. Uzdowski - aby „odwrócić je na Hannę”. Odwrócono zwierzęta, które ruszyły w tym kierunku, w związku z czym zmienił się układ procesji: odtąd woły szły na czele. Ludzi było tak dużo, że nie mieścili się na polnej drodze. Procesja szła po polu, depcząc rosnące na nim żyto. W ten sposób dotarła do Hanny.
 
Nabożeństwo i kult

Zdecydowano, że obraz pozostanie w Hannie. Na pamiątkę wydarzenia postawiono krzyż, który do dzisiaj stoi w parku. Zapytano księdza unickiego, czy zgodzi się przyjąć obraz Matki Bożej. Kapłan wyraził zgodę, powiesił obraz w centralnym miejscu ikonostasu.
Ludzie pomodlili się w kościele i ruszyli w drogę powrotną do domów. Idąc do Kuzawki tą samą drogą, stwierdzili, że po ich gromadnym przemarszu nie ma śladu. Zboże, które było wygniecione nogami przez tłum, podniosło się. Nie pozostał nawet ślad. Do dziś opowiadają o tym starsi ludzie.
W parafii ustanowiono nabożeństwo, odprawiane w każdą V Niedzielę Wielkanocną, praktykowane przez unitów, potem prawosławnych. W trakcie nabożeństwa obraz był zdejmowany i ustawiany nisko, aby ludzie mogli podejść. Dotykano chusteczkami postaci Maryi i Jezusa, a następnie zanoszono do domów i kładziono te chusteczki na ciała chorych domowników.

Joanna Szubstarska

Za: http://www.echokatolickie.pl
                                                                               ***

Matka Boska szykuje tron w Hannie?


Gmina i parafia w Hannie są właśnie na starcie remontu unikatowego, drewnianego kościoła. Okazuje się, że świątynia może kryć skarb o wiele cenniejszy, niźli ona sama. Chodzi o obraz Matki Boskiej, który oprócz tego, że jest „łaskami słynący”, skrywa niesamowitą wprost historię. Jest ona tak ciekawa i tajemnicza, że zainteresowała filmowców, którzy już nakręcili film dokumentalny, a teraz pracują nad scenariuszem obrazu fabularnego.

Remont zabytkowego, unikalnego na skalę światową drewnianego kościoła w Hannie jest tuż, tuż. Jest to jedna z największych inwestycji w tej małej gminie. Jej inspiratorem jest proboszcz – ks. Marek Uzdowski, który dziś w rozmowie z nami przyznaje, że być może długo wyczekiwany remont może być tylko otoczką, bądź przyczynkiem do czegoś o wiele bardziej spektakularnego. – Będąc na początku starań do zdobycia środków na tę inwestycję byłem przekonany, że cel będzie znakomity. Dziś coraz bardziej skłaniam się ku przeświadczeniu, że remont będzie tylko etapem. Etapem do powstania w Hannie sanktuarium ze świętym obrazem Matki Boskiej, który znajduje się w naszej świątyni – mówi proboszcz. Chodzi o kopię obrazu matki Boskiej Poczajowskiej. Ikona ma format A4 i na tle innych dzieł w kościele wypada raczej skromnie. Ale jeśli wierzyć słowom proboszcza i mieszkańców gminy, ma w sobie prawdziwą, wielką moc. Ale ma też i niesamowitą historię, którą zebrał i spisał ks. Uzdowski wraz z wójt, Grażyną Kowalik. Historia obrazu jest tak nieprawdopodobna, że stała się kanwą filmu dokumentalnego, a obecnie filmowcy z Wrocławia pracują nad scenariuszem do obrazu fabularnego.


Historia obrazu

Około roku 1870 – tuż po powstaniu styczniowym, a w przeddzień kasaty kościoła unickiego – flisacy spławiający Bugiem drewno z Ukrainy do Gdańska zatrzymali się na odpoczynek we wsi Kuzawka. Zeszli na ląd i udali się w poszukiwaniu jedzenia i gościny. Trafili pod dach gospodarza o nazwisku Pietruczyk, który przyjął ich i zapewnił poczęstunek. W zamian za jedzenie flisacy ofiarowali mu obraz namalowany na drewnie (o rozmiarach A4). Malowidło przedstawiało Matkę Boską w srebrnej koszulce tulącą małego Jezusa. Gospodarz przyjął podarunek i powiesił go na ścianie swojego domu. Po pewnym czasie domownicy zauważyli, że obraz świeci. Niektórzy świadkowie mówili, że obraz sam się odnowił, inni, że bił od niego jasny blask. Od tego czasu we wsi i po okolicy zaczęto na ten temat plotkować i snuć domysły. Jednak prawdziwą sensację wzbudziło dopiero kolejne odkrycie. Otóż żona Pietruczyka, podczas porządków zauważyła pod obrazem mokrą plamę. Wytarła więc ją i więcej tym faktem głowy sobie nie zaprzątała. Po jakimś czasie woda pod obrazem zebrała się znowu. Tym razem gospodyni zastanowiła się, skąd woda się wzięła. Wtedy zauważyła, że sączy się ona z oczu Matki Boskiej. Wkrótce w obejściu zebrała się cała wieś i zaczęto radzić, co zrobić z tak wyjątkowym obrazem. Ustalono, że trafi on do kościoła rzymskokatolickiego w Sławatyczach. Przeniesienie miało się odbyć w piątą niedzielę po Wielkanocy. Na ten dzień przygotowano specjalny wóz ciągnięty przez woły, który miał przewieźć obraz. Do Kuzawki przybyły też tłumy wiernych z okolicznych miejscowości, którzy w wielkiej procesji mieli towarzyszyć przy przeprowadzce. W wydarzeniu tym uczestniczył też ksiądz unicki z parafii w Hannie. Obraz z domu na wóz wyniosły dzieci i procesja ruszyła w stronę Sławatycz. Na rozstaju dróg woły nagle stanęły i mimo razów i batów za nic nie chciały ruszyć z miejsca. W końcu ktoś z tłumu krzyknął, by spróbować zwrócić wóz w stronę Hanny. Gdy tak się stało, woły bez oporów ruszyły w dalszą drogę. Właśnie tak procesja doszła do kościoła unickiego, którego ksiądz przyjął obraz i umieścił go w głównym miejscu świątyni, czyli ikonostasie. Po modlitwie ludzie ruszyli w drogę powrotną. Jakież było ich zdziwienie, gdy zauważyli, że stratowane żyto i inne zboża, które wielka procesja wygniotła prowadząc obraz do Hanny, wyglądają tak, jak sprzed przejścia. Na pamiątkę tego wydarzenia postawiono na rozwidleniu dróg drewniany krzyż, który stoi w tym miejscu do dziś i ustanowiono odpust, który przypadał na każdą 5. niedzielę po Wielkanocy (Odpust ten był kultywowany do lat 60. ub. wieku. W ten dzień ludzie uczestniczący w nabożeństwie podchodzili do obrazu Matki Boskiej, dotykali go chusteczkami, a po powrocie do domu tymi chusteczkami dotykali chorych miejsc).

Po kilku latach od tych wydarzeń car skasował kościół unicki. Do Hanny w miejsce księdza unickiego przyszedł kapłan prawosławny, który o dziwo, nie zdjął obrazu Matki Boskiej. Po wybuchu I wojny światowej ksiądz z Hanny ucieka przed Niemcami do Rosji, zabierając ze sobą obraz. Tam przez 5 lat tuła się w poszukiwaniu zajęcia. Około 1920 r. wraca do Hanny, oddaje obraz do kościoła, już katolickiego, a sam usuwa się w cień. Ludziom opowiada, że w czasie rewolucji obraz uratował mu życie.

W 1924 r. parafię Sławatycze wizytuje biskup Henryk Przeździecki. Wierni z Hanny proszą go o utworzenie w Hannie parafii, która działa do dziś, a obraz Matki Boskiej Haneńskiej wisi na głównym ołtarzu drewnianego kościoła pw. Piotra i Pawła.

– Nasz obraz jest kopią obrazu Matki Boskiej Poczajowskiej – mówi ks. Uzdowski. – Nie wiadomo, kto go namalował. Wiemy, za to kiedy powstał. Stało się to w pierwszej połowie XVIII w. Co ciekawe, w tym samym czasie powstał kościół w Hannie. Kolejnym zbiegiem okoliczności jest piąta niedziela po Wielkanocy. W ten dzień, ok. 50 lat od budowy, biskup chełmski dokonał konsekracji naszej świątyni, a w czasie odczytywania Ewangelii niewidomy mężczyzna odzyskał wzrok. W sumie nasz obraz ma aż siedem cech wspólnych z oryginałem w Poczajowie. Oryginał w roku 1559 r. zabrał ze sobą patriarcha grecki wędrujący z Moskwy na Litwę. Po drodze zatrzymał się w domu Anny Hojskiej. Urzeczony jej pobożnością patriarcha dał jej obraz w prezencie. Szlachcianka powiesiła go w prywatnej kaplicy. Po około 30 latach malowidło zaczęło świecić. Ta natychmiast wezwała niewidomego brata i kazała mu się modlić o uzdrowienie, co też się stało. Gdy jej brat odzyskał wzrok, Hojska w podzięce ufundowała remont kościoła w Poczajowie i przekazała do niego obraz. Po wybuchu I wojny światowej zakonnicy z Poczajowa zostali wypędzeni z sanktuarium. Oni także zabrali ze sobą obraz i dzięki niemu przetrwali wojenną zawieruchę i szczęśliwie wrócili (analogia z wypędzonym księdzem z Hanny) – opowiada ks. Uzdowski. – Na tę historię natknąłem się przypadkiem dwa lata temu podczas kolędy. Starsza kobieta zapytała mnie, czy wiem, że obraz w kościele płacze. I tak, z przekazów słownych od różnych mieszkańców gminy wyłoniła się ta niezwykła opowieść. Choć te świadectwa nieco się różniły, to istota została zachowana – wyjaśnia proboszcz.

– Do lat 60. XX w. w Hannie był bardzo żywy kult Maryi – mówi wójt Grażyna Kowalik. – Bardzo interesujące jest to, że teraz, gdy mamy pieniądze na remont kościoła, pojawia się niejako przypadkiem ta historia z cudownym obrazem. Czy można to uznać za zbieg okoliczności? Wątpię. Za dużo jest cech wspólnych naszego obrazu z oryginałem z Poczajowa. Myślę, że ksiądz ma rację. Matka Boska może szykować sobie tron w Hannie, a nasz kościół może stać się sanktuarium. I to bardzo wyjątkowym, bo w zgodzie łączącym wszystkie religie. (bm)

 

 



za: https://www.nowytydzien.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.