Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Niedokończone rewolucje będą się mścić

Wyniki sondażowe wyborów samorządowych potwierdziły jedno: przez kolejne kilkanaście miesięcy Polskę czeka permanentna awantura. Aż do wyborów prezydenckich w 2020 roku staniemy się areną nieustających społecznych niepokojów, medialnych ataków, afer obyczajowych i konfliktów politycznych na skalę, o jakiej nam się dotąd nie śniło.

Reprezentanci totalnej opozycji przekonali się, że można pokonać PiS, oraz dowiedzieli się z czego składa się idealna formuła mogąca dać im zwycięstwo: ciągła obstrukcja w instytucjach publicznych, nieustanne protesty i prowokacje na ulicach, interwencje organów unijnych i organizacji międzynarodowych, oraz produkowanie fake newsów na masową skalę. To wszystko kolportowane i rozdmuchiwane przez usłużnych celebrytów, autorytety III RP i media z niemiecko-szwajcarskim kapitałem. Nieustająca presja na PiS, aż pęknie.

Po wygranych wyborach prezydenckich i samorządowych w 2015 roku, kiedy Prawo i Sprawiedliwość zdobyło ponad 37,5%, znaczna część doradców i komentatorów politycznych gorliwie namawiała kierownictwo tej partii do wdrażania umiarkowanej polityki koncyliacyjnej i otwierania się na mityczne centrum. Celem miało być zdobycie w wyborach konstytucyjnej większości. Dziś po 3 latach dobrych rządów, po wprowadzeniu programów socjalnych na skalę niespotykaną po 1989 r., okazuje się, że PiS może liczyć wyłącznie na swój 30% żelazny elektorat. O większości konstytucyjnej nie ma co marzyć, a przy takiej dynamice poparcia sukcesem będzie utrzymanie obecnego status quo w wyborach parlamentarnych w 2019 roku. Mit o „rozsądnym centrum” i „wyborcach środka” upadł bezpowrotnie. Koniec, kropka. Amen.

Podczas wieczoru wyborczego Grzegorz Schetyna podziękował kandydatom, którzy wygrali już w pierwszej turze. Podziękował Rafałowi Trzaskowskiemu, współpracownikowi Hanny Gronkiewicz-Waltz, pod której rządami Warszawa straciła ponad 21 miliardów złotych na reprywatyzacjach. Dziś wiceprezydentem Stolicy ma być człowiek, określany przez świadka koronnego Jarosława Sokołowskiego pseudonim Masa jako „chłopiec na posyłki mafii pruszkowskiej”. Przewodniczący PO podziękował także Hannie Zdanowskiej, która w wyborach na prezydenta Łodzi startowała z prawomocnym wyrokiem za poświadczenie nieprawdy w dokumentach. Podziękował również Jackowi Jaśkowiakowi, niestrudzonemu zwolennikowi wdrażania w stolicy Wielkopolski ideologii LGBT. Po tych podziękowaniach Grzegorz Schetyna otrzymywał rzęsiste brawa z sali. Platforma Obywatelska nie wstydzi się takich kandydatów. Jest z nich dumna.

Warto przy tym pamiętać, że słowa te wypowiadał ten sam Grzegorz Schetyna, który w 2016 r. obiecywał likwidację IPN i CBA, a w trakcie obecnej kampanii obiecał m.in. przywrócenie emerytur resortowych byłym funkcjonariuszom SB.

Po stronie Koalicji Obywatelskiej zadziałała też mobilizacja strachem. Elektorat liberalno-lewicowy postanowił się zjednoczyć po to, by nie utracić resztek synekur w wielkich miastach. Zadziałało. Między innymi dlatego Rafał Trzaskowski prawdopodobnie wygrał już w pierwszej turze w wyborach w Warszawie. Poza kandydatami PO i PiS, pozostali pretendenci do fotela prezydenta Stolicy właściwie nie istnieli.

W Zjednoczonej Prawicy zadziałał mechanizm odwrotny, demobilizacyjny. Zapał ostygł. Coś, co pozwoliło zwyciężać Prawu i Sprawiedliwości w 2015 r., wyparowało i znikło. W połowie swoich rządów PiS zaczął się wstydzić swoich ideowych korzeni, zaczął unikać jednoznacznych deklaracji, sukcesywnie łagodził przekaz, dostosowując go do nieistniejącego, wyimaginowanego wyborcy z centrum. Symbolami tych zmian była przede wszystkich rekonstrukcja rządu na przełomie 2017 i 2018 r., kiedy to ze stanowisk ministrów odsunięto Antoniego Macierewicza, Jan Szyszko i Witolda Waszczykowskiego, nie mówiąc już o dymisji samej premier Beaty Szydło. Dla większości twardego, "betonowego" elektoratu te zmiany były zupełnie niezrozumiałe.

PiS nie tylko okazał lekceważenie swojemu żelaznemu elektoratowi, ale przegrał walkę o wyborców niezdecydowanych, których nie można mylić z nieistniejącymi, mitycznymi "wyborcami centrum". Przegrał tę walkę nie dlatego, że za mało się ten niezdecydowany elektorat kokietował, że był za mało ugodowy, spolegliwy, kompromisowy. PiS przegrał walkę o wahających się wyborców, ponieważ nie wykazał wystarczająco silnej determinacji i woli walki w projektach przebudowy państwa, zainicjowanych w 2015 r. Przegrał tę walkę, ponieważ nie stworzył wizerunku konsekwentnego fajtera, który potrafi nie tylko przyjmować ciosy, ale też skutecznie i celnie je oddawać. Nie stworzył wizerunku zwyciężcy, potrafiącego przechodzić do kontruderzenia i nie zrażającego się pojedynczymi potknięciami. A jak doskonale wiemy, większość z nas woli należeć do obozu zwycięzców.

Wybory samorządowe 2018 pokazują jak silny jest budowany przez ponad 25 lat układ III RP. Układ wspierany zagranicznymi pieniędzmi, zagranicznymi mediami oraz gotowymi na wszystko instytucjami europejskimi. Jeśli rewolucja moralna i ustrojowa nie zostanie dokończona, w wyborach 2019 r. PiS czeka dotkliwa porażka, która będzie oznaczać również klęskę dla Polski.

Wnioski na kolejne miesiące nasuwają się same: w Polsce spokojnie nie będzie! Polska skazana jest na niezwykle brutalną walkę, zacięty konflikt społeczno-polityczny, podżegany i finansowany w dużej mierze z zagranicy. W takiej sytuacji nie można okazać słabości. Jeśli PiS nie będzie odpowiadał zdecydowanym ciosem na każdy cios, jeśli będzie bierny jak policjanci na demonstracjach KOD, jeśli co chwila będzie przyjmował razy i wycofywał się z zapowiadanych wcześniej reform, projektów i zmian- przegra.

Jeśli Zjednoczona Prawica odda pole politycznych działań, to na tę ziemię niczyją wkroczą rozochocone hufce pod uśmiechniętymi sztandarami Grzegorza Schetyny. Pamiętajmy, że heroldowie Koalicji Obywatelskiej od dawna zapowiadają depisyzację po ewentualnie wygranych wyborach, wieszczą polityczną zemstę, procesy i więzienie dla wszystkich tych, którzy ośmielili się podnieść rękę na dotychczasowy, pookrągłostołowy porządek rzeczy. Sam przewodniczący Schetyna, być może również w obawie przed powrotem swojego największego konkurenta politycznego, Donalda Tuska, będzie chciał zasłużyć w oczach lewicowo-liberalnych zwolenników, na swój przydomek „zniszczę cię”, PiS-owska szarańczo.

za:www.fronda.pl
                                                                              ***

                                              Dużymi miastami rządzą sieroty PO 'okrągłym stole'

Tak jak po pierwszej turze wyborów samorządowych Prawo i Sprawiedliwość mogło cieszyć się ze znaczącego sukcesu i z wyniku jakiego nie udało się uzyskać do tej pory żadnemu innemu ugrupowaniu politycznemu po ’89 roku, to w drugiej turze kandydatów PiS czekał zimny prysznic. W żadnym dużym mieście, a i w większości tych mniejszych startujący z listy PiS nie zdołali wygrać w dogrywce. Powody takiego stanu rzeczy są arcyboleśnie oczywiste, jednak trudno powiedzieć dlaczego sprawująca od 3 lat władzę Zjednoczona Prawica nie spróbowała nawet uporać się z problemami leżącymi u ich źródła.

Wygląda na to, że w terenie dobra zmiana została zatrzymana w pół kroku. Wyborcy oddali kandydatom PiS władzę w większości sejmików, rad powiatów i miast, ale nie zdecydowali się na przekazanie władzy prezydentów i burmistrzów. Jest to, oczywiście, pewne uproszczenie, przy czym w dużej mierze oddające nastroje społeczne i przekładające się na realny wynik wyborczy. Trudno spodziewać się heroizmu i poświęcenia od zwykłych ludzi w Polsce powiatowej, ryzykowania przez nich karier, etatów i narażania zastałych relacji społecznych, skoro sami premierzy, ministrowie czy nawet prezydent RP nie są pewni swego, i wahają co do skali i zakresu zmian, jakie w naszym kraju powinny nastąpić.

Sprawowanie władzy w Polsce samorządowej zdecydowanie różni się od polityki ogólnopolskiej. Dzieje się tak z kilku zasadniczych powodów. Po pierwsze- brak wymogu lustracyjnego w samorządach do 2007 roku. Ktoś powie, że to odległe czasy, i nie ma o czym mówić. Jednak przez 18 lat zdążyły wytworzyć się relacje i zależności, które w kolejnych latach znalazły przełożenie na redystrybucję władzy. Tym bardziej, że od administracji lokalnej zależne były całe lokalne struktury partyjne i ich rodziny, pracujące na etatach w urzędach i podległych spółkach.

Po drugie- brak kadencyjności i patologie wyborcze. To tandem, który kształtował Polskę samorządową przez ostatnie 30 lat. Są w naszym kraju miasta i miasteczka, gdzie prezydenci i burmistrzowie rządzą przez 5, 6 lub więcej kadencji. Swoje stanowiska zdobywali oni oczywiście w wyniku wyborów. Przy czym to w jaki sposób wybory samorządowe w naszym kraju przebiegały od lat, mogliśmy zaobserwować w 2014 roku, kiedy PSL uzyskało ponad 23% przy 17% głosów nieważnych (2,5 miliona zmielonych kart). Sądy uznały ważność takiego głosowania.

Wprowadzona w tym roku nowelizacja kodeksu wyborczego ograniczyła do pewnego stopnia patologie, chociaż w Warszawie w niektórych okręgach wyborczych frekwencja przekroczyła 100% przy przytłaczającej większości głosujących na kandydata Platformy Obywatelskiej.

Po trzecie- poczucie bezkarności. Po trzech latach rządów dobrej zmiany nie doczekaliśmy się ani spektakularnych rozliczeń, ani osądzenia i wyroków skazujących za patologie, afery i przekręty. Sejmowe komisje śledcze działają, komisja ministra Jakiego odbiera nieruchomości aferzystom, jednak administracja prezydent Gronkiewicz-Waltz zdaje się śmiać się w twarz wszystkim, którzy próbują naprawić wyrządzone dziką reprywatyzacją szkody. Dotąd nie ukarano winnych afery Amber Gold, czy odpowiedzialnych za zniszczenie setek firm polskiej branży budowlanej w latach 2010-2012, zaangażowanych w inwestycje przed Euro 2102. A to tylko kilka z tysięcy przykładów.

Po czwarte- media lokalne. Truizmem jest pisać, że ponad 90% prasy lokalnej znajduje się obecnie w rękach wydawców niemieckich. Na poziomie ogólnopolskim udało się odwojować telewizję publiczną i zbudować relatywnie silne media prawicowe, jak Niezależną, Gazetę Polską, wPolityce, Sieci, Do Rzeczy czy Frondę. Lokalnie nadal w mediach rządzi i dzieli kapitał obcy. Portale internetowe w mniejszych miastach znajdują się bardzo często pod kontrolą polskich wydawców i dziennikarzy, są przy tym zwykle uzależnione od budżetów samorządowych, stąd ich funkcja informacyjna i kontrolna jest mocno ograniczona. Skąd zatem mieszkańcy powiatów i miasteczek mają się dowiedzieć o ewentualnych patologiach i aferach, skoro nikt ich o nich nie informuje? Bardzo duży wpływ na świadomość społeczną wywierają również skrajnie antyrządowe, żeby nie powiedzieć antypolskie media elektroniczne, co jest nie do pomyślenia w państwach Europy Zachodniej, takich jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania.

Po piąte- brak konsekwencji w działaniu. Dobra zmiana miała oznaczać powrót do wartości tradycyjnych, patriotycznych i naprawę państwa. Ale jak wytłumaczyć wyborcom wolę naprawy państwa, skoro nowy rząd i prezydent rezygnują z usług min. Macierewicza czy min. Szyszko? Rząd wycofuje się z ochrony Puszczy Białowieskiej, podczas gdy Niemcy tną swoje lasy na potęgę z powodu kornika drukarza i włos im z głowy nie spada. Jak można przekonać wyborców, że reformowane jest sądownictwo, skoro premier RP spotyka się z emerytowaną prezes Sądu Najwyższego w siedzibie tegoż sądu, chociaż od 4 lipca, zgodnie z prawem, prezes Gersdorf znajduje się w stanie spoczynku. Wreszcie jak wytłumaczyć obronę dobrego imienia kraju, skoro kilka miesięcy po wprowadzeniu nowelizacji ustawy o IPN rząd i parlament wycofują się jej zapisów. I wreszcie w 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości rząd i prezydent nie są w stanie porozumieć się z organizatorami Marszu Niepodległości, który w dusznych latach rządów PO-PSL był przejawem nadziei polskiego społeczeństwa na odzyskanie niepodległego państwa. Brzmi górnolotnie, ale tak przecież było.

Efektem powyższych zaniechań jest wybór na szóstą kadencję prezydenta Gdańska- szczęśliwego posiadacza 7 mieszkań i 36 kont bankowych. W Łodzi wybór padł na panią prezydent z prawomocnym wyrokiem za poświadczenie nieprawdy w dokumentach, a w Warszawie na prezydenta z Krakowa, bliskiego współpracownika Hanny Gronkiewicz-Waltz, za której rządów w wyniku dzikiej reprywatyzacji oddano nieruchomości na ponad 21 miliardów złotych i wyrzucono na bruk niemal 50 tys. warszawiaków. Wisienką na wyborczym torcie jest wybór na kolejną kadencję wójta gminy Daszyna w województwie łódzkim, oskarżonego o 92 przestępstwa związane z wyłudzeniami. Stanowisko wójta pan Zbigniew W. wywalczył zza krat- obecnie przebywa bowiem w areszcie tymczasowym.

Po pierwszej turze wyborów samorządowych napisałem, że niedokończone rewolucje będą się mścić. Dwa tygodnie później jesteśmy naocznymi świadkami zaistnienia tego procesu w wyborczej praktyce.

za:www.fronda.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.