Polecane

Paweł Bortkiewicz TChr - Trochę zapomniane

W atmosferze bieżących spraw, zmęczenia ustalaniem, czy ci, którzy sami się obwołali „szczególną kastą” mogą czuć się obrażeni, gdy ktoś inny ich tak nazywa, i w ogóle w atmosferze podobnych fundamentalnych dla życia każdego z nas kwestii, przechodzi już w niepamięć incydent związany z nowowybranym rzecznikiem praw dziecka.

Przepytywany przez zainteresowanych w Senacie jak ocenia metodę reprodukcji in vitro, pan Mikołaj Pawlak powiedział: „W tym zakresie patrzeć na tę metodę należy w sposób taki, że jakkolwiek metoda, pewnie skuteczna do poczęcia dzieci, jakkolwiek powodująca, że wiele dzieci przyszło na świat, to jednak od strony prawno-moralnej jest to metoda niegodziwa, bo w znaczącej liczbie poczęć powoduje, że poczęte istoty ludzkie, poczęte dzieci nie są wystarczająco chronione”.

Ten fakt zasługuje już sam w sobie na zauważenie. Można bowiem stawiać pytanie, dlaczego członkowie Senatu kierują swoje pytanie o ocenę in vitro do rzecznika praw dziecka. Zwolennicy tej techniki wyraźnie dzielą status embrionu. Ten, który zostaje implantowany do łona matki i zrodzony jest człowiekiem. To nim w takim układzie może interesować się rzecznik praw dziecka. Ale ma to czynić niezależnie od metody poczęcia. Natomiast zdaniem tych samym obrońców in vitro zamrożone w ciekłym helu zarodki nie mają statusu człowieka. Są tylko tkanką biologiczną. Więc co rzecznikowi praw małego człowieka do nich? A jednak pytający najwyraźniej uznali, że z tym rozróżnieniem na jeszcze-nie-człowieka i już-człowieka jest coś nie tak. Zapytali zatem i dostali odpowiedź. Wyważoną, logiczną, jasną.

Ale to nie usatysfakcjonowało zwolenników in vitro. Dla nich nieważne jest to, co się dokonuje w in vitro, co dzieje się z tymi, którzy nie mieli szczęścia zostać implantowani i zrodzeni. PIęć, sześć odrzuconych do pojemnika z ciekłym gazem istnień ludzkich - to nie jest istotne. Istotne jest to jedno istnienie, które jest „szczęściem”, „radością” rodziców.
Cel uświęca środki, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, można unicestwić ileś tam istnień ludzkich, bye osiągnąć upragniony cel.
Jak donoszą niektóre portale internetowe, blogerka ”kataryna” napisała: „Dzieci poczęte z in vitro dziękują swojemu rzecznikowi”.
Na to zareagował Rafał Ziemkiewicz: „Przytłaczająca większość nie może przecież podziękować, bo siedzi w ciekłym helu, jeśli w ogóle nie wylano ich do zlewu”.

Przywołuję ten drobny epizod z kilku względów. Najważniejszy to może ten, który wyznacza kontekst tych dni. Bóg staje się człowiekiem poprzez dziecko i rodzinę. Bóg przychodzi na świat poprzez poczęcie i poród, a nie poprzez reprodukcję i technologię.
Po drugie, ten spór pokazuje, że… czasem warto czekać na takiego rzecznika, który nie godzi się na bezsensowne kompromisy, ale ma odwagę stać po stronie prawdy.

A po trzecie, do katalogu spraw, które czekają na swoją dobrą zmianę, obok ustawy o ochronie życia poczętego, obok wycofania się z konwencji stambulskiej, by zagwarantować ochronę instytucji małżeństwa, dochodzi jeszcze to jedno - bronić godności dziecka przed traktowaniem go w kategoriach produktu.