Polecane

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr - O wolności słowa

Czytam w jednym z moich ulubionych tygodników o skali cenzury w Europie: „W 2018 r. w Niemczech w życie weszła ustawa nakazująca mediom społecznościowym usuwanie wpisów, które zostaną zgłoszone przez użytkowników jako siejące nienawiść. W Szwecji emeryci lądują w więzieniu za obrazę imigrantów na Facebooku, YouTubie czy Twitterze. Na poziomie europejskim
firmy technologiczne zobowiązały się ściślej kontrolować wpisy swoich użytkowników, a Komisja Europejska monitoruje, na ile się z tego wywiązują.

Jest to nowy wspaniały świat, gdzie wprawdzie wciąż można wyrażać swoje poglądy, ale tylko według ściśle określonych reguł. Czy w takim wypadku można wciąż mówić o wolności słowa?”

Podane przykłady wydają się być z rzędu tych, które podnoszą nam poziom samopoczucia. Jednak warto zapytać - czy słusznie? Czy nie należałoby także postawić sobie w naszych realiach pytania o wolność słowa.

Oto kilkanaście dni temu pewna nauczycielka napisała na portalu społecznościowym krytycznie o lobby homoseksualnym. Została zaskarżona przez własnych uczniów (ciekawi mnie ilu ich było), którzy wpatrzeni we wzór Pawlika Morozowa postanowili się wykazać. Zaskarżenie dotyczyły zachowania rasistowskiego, z czego wniosek, że homoseksualiści stali się rasą. Posypały się gromy dyscyplinujące niepoprawną politycznie panią nauczycielkę.  

To w ubiegłym roku także, w kwietniu  odwołano w Bydgoszczy konferencję naukową. Naciski lewicowych aktywistów doprowadziły do odwołania konferencji bioetycznej w Collegium Medicum UMK. Powodem było zaproszenie do roli prelegentów ludzi związanych z ochroną życia poczętego. Konferencja odbyła się, ale  w innym miejscu, by nie kalać środowiska ludzi przysięgających słowami Hipokratesa, obecnością kogoś, kto śmie bronić życia poczętego. Paradoks? Wolność słowa i poglądów? Wolność nauki?

To nie tak dawno w Polsce przetoczył się spór wokół  jednego ze znanych i cenionych katolickich duchownych, wnikliwych intelektualistów, oskarżonych o… nie, tym razem nie o homofobię, ale o antysemityzm. Oskarżony zaproponował uczciwą debatę wokół stawianych przez siebie tez, ale … propozycja nie została podjęta. Podjęte zostały natomiast działania dyscyplinujące wobec księdza profesora.

Sam mogłem się przekonać, że wyrażenie głośno myślenia o polskich politykach godzących się na nazywanie Polaków z  Marszu Niepodległości nazistami, pomyślenie o nich jak o„zdrajcach” jest myślozbrodnią. Oczywiście, można by się było z tym zgodzić, gdyby tylko podane zostały racjonalne i obiektywne kryteria tłumaczące, że szkalowanie własnego narodu i państwa jest wiernością i patriotyzmem, że przekłamywanie historii obcych narodów jest rzetelnością naukową, że wyrażenie poglądów o obronie życia w środowisku lekarskim jest zbrodniczym urojeniem, że obrona normalności w dziedzinie seksualnej jest zboczeniem. Niestety, nikt takich argumentów racjonalnych nie przedstawia. Może z jednego prostego powodu - tego, że och nie ma. Zamiast tego pojawia się jedyny dostępny w tych warunkach argument -argument siły.