Polecane

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr - Wartość życia

Bez najmniejszego wątpienia, mord prezydenta Adamowicza w Gdańsku jest dramatem. Wywołuje szereg pytań i komentarzy. Niektóre stawiane są bardzo wyraźnie - jak te dotyczące sposobu zabezpieczenia tzw. imprez masowych. Inne, gdzieś nikną wśród wielu komentarzy - jak te dotyczące reakcji widzów namiętnie nagrywających tragedię na smartfonach. Nie twierdzę, że ci ludzie mogli zapobiec, mogli pomagać w reanimacji. Nie mogli. To oczywiste, ale czy staliśmy się społeczeństwem paparazzich, czy mamy tę elementarną wrażliwość, która nakazuje szacunek wobec tragedii?

Jedno pośród wielości opinii jest pewne - to był pospolity mord, ale nie mord polityczny. Ci, którzy usiłują uczynić z zabitego polityka ofiarę i męczennika walk politycznych, popełniają więcej niż nadużycie.

Nie zmienia to faktu, że zabójstwo w Gdańsku jest porażające i bardzo bolesne. Zapytajmy jednak - dlaczego? Dlatego, że w sposób spektakularny zginął na oczach tysięcy ludzi człowiek niewinny, nie ponoszący żadnej winy w stosunku do agresora. Myślę, że ten opis jest prawdziwy i zasadny.

W marcu 1970 roku w stanie Teksas młode reprezentantki prawa Linda Coffee i Sarah Weddington wszczęły proces z powództwa ciężarnej Normy L. McCorvey (która występowała w sprawie pod pseudonimem „Jane Roe”). Sprawa przeszła do historii jako sprawa Roe versus Wade. Henry Wade - to nazwisko prokuratora okręgowego, który reprezentował stan Texas. Powódka twierdziła (niewiarygodnie), że jej ciąża była wynikiem zgwałcenia.  „Jane Roe” domagała się prawa do usunięcia niechcianej ciąży, chociaż prawo stanowe uznawało aborcję za nielegalną. Ponieważ proces się przedłużał, dziecko się urodziło, matka jednak oddała je natychmiast do adopcji.

Po tym, jak sąd okręgowy odrzucił pozew Roe, kobieta odwołała się do Sądu Najwyższego USA, wskazując, że wbrew swojej woli została przymuszona przez stan Teksas do urodzenia dziecka.
22 stycznia 1973 roku zapadł precedensowy wyrok: „Naszym wnioskiem jest, że prawo do prywatności osobistej obejmuje także prawo do podjęcia decyzji o aborcji, lecz prawo to nie jest bezwarunkowe i musi być rozpatrywane z uwzględnieniem istotnego interesu stanu”. Oznaczało to w istocie, że Sąd Najwyższy deklaratywnie uznając prawo do życia, wskazał w przypadku konfliktu na wyższość „prawa do prywatności” kobiety. Ograniczył to prawo poprzez wskazane przez siebie obszary - swobody dokonywania aborcji w pierwszych 3 miesiącach, pewnych ograniczeń w następnych trzech i zakazu w ostatnim trymestrze. W ten sposób aborcja stała się faktem zalegalizowanym.

W sposób być może niespektakularny, nie na scenach i imprezach masowych, ale wobec milczenia i bierności milionów ludzi dokonuje się zabijania najbardziej niewinnych spośród niewinnych, najbardziej słabych pośród najsłabszych, najbardziej domagających się szansy życia spośród wszystkich.
Na pamiątkę tych wydarzeń od lat ruchy pro-liferskie w USA organizują Marsze dla Życia.  To jedyny sensowny marsz po gdańskiej tragedii.