Polecane

Bogdan Dobosz - Twarde jądro UE przyspiesza integrację

Zajawka: w czasach podbojów kolonialnych niesiono Afryce wartości i zasady chrześcijaństwa. We współczesnych czasach postkolonialnych chce się kraje Afryki… dechrystianizować.

Zacieśnianie współpracy francusko-niemieckiej nie jest niczym nowym. Dwa państwa pretendujące do bycia główną osią Unii Europejskiej postanowiły „przyspieszyć” integrację i współpracę. Ciężar gatunkowy tych krajów w UE, zwłaszcza po brexicie, oznacza konkretne konsekwencje dla reszty państw unijnych, w tym i Polski.

22 stycznia prezydent Emmanuel Macron i kanclerz Angela Mekel podpisują nowy traktat o współpracy. Dzieje się to w 55. rocznicę podobnego dokumentu podpisanego przez obydwa kraje w Pałacu Elizejskim. Tym razem ceremonia odbywa się w Aix-la-Chapelle, a traktat ma „sprostać wyzwaniom XXI wieku”.

Bezpieczeństwo i zasada muszkieterów

W traktacie mocno akcentuje się zwłaszcza wspólną politykę obronną, a nawet wprowadza, niezależnie od gwarancji w ramach NATO i tzw. zasady muszkieterów (wszyscy za jednego, jeden za wszystkich), artykuł, który mówi, że te państwa „służą pomocą i wszelkimi dostępnymi środkami, w tym siłą zbrojną, w przypadku zbrojnej agresji na ich terytorium”. Koordynowana ma być także współpraca zbrojeniowa i jej eksport.

Krok ku samodzielności obronnej (do której mogą się przyłączać inne państwa) to z pewnością echa poróżnienia się Berlina i Paryża z Waszyngtonem. Jako antyamerykański passus można też odczytać artykuł mówiący, że „Zdecydowanie angażujemy się w zasady porządku międzynarodowego” opartego na multilateralizmie. Stany Zjednoczone są tu zwolennikami umów i współpracy bilateralnej.

Klimat wpływa na dobrobyt

Przedmiotem sporu transatlantyckiego stała się też ideologizacja ochrony klimatu. Mocno zideologizowane przesłanie ochrony klimatu i środowiska dołączono w traktacie m.in. do obietnicy współpracy społecznej i gospodarczej: „Wyrażamy przekonanie, że dobrobyt i bezpieczeństwo można osiągnąć jedynie poprzez pilne działanie na rzecz ochrony klimatu i zachowania różnorodności biologicznej i ekosystemów”. W dalszej części traktat wraca raz jeszcze do tego tematu i zapowiada wprost wdrażanie klimatycznego porozumienia paryskiego z 2015 r., które jak wiadomo w imieniu Stanów Zjednoczonych opuścił prezydent Donald Trump. Walka ze zmianami klimatu i transformacja energetyczna to zarazem ulubiony konik prezydenta Macrona, a wiatrakolubni Niemcy też nie mają tu nic przeciwko.

Partnerstwo z Afryką czy protektorat

Współpraca francusko-niemiecka ma objąć niemal wszystkie dziedziny, od gospodarki, po kulturę i dyplomację. Francja zobowiązuje się wspierać np. Niemcy w uzyskaniu statusu stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ. Francuską koncesją na rzecz Niemców może być także współpraca tych dwóch krajów w Afryce (dopuszczenie Berlina przez Paryż do swojej strefy wpływów?). Przy tym punkcie warto się zatrzymać. Artykuł 7 traktatu mówi o partnerstwie z Afryką przez „zacieśnienie współpracy w obszarach rozwoju sektora prywatnego, integracji regionalnej, edukacji i kształcenia zawodowego, równość płci i wzmocnienia pozycji kobiet, poprawy perspektyw społeczno-gospodarczych, zrównoważonego rozwoju, dobrych rządów i zapobiegania konfliktom, rozwiązywania kryzysów, w tym operacji pokojowych, oraz zarządzanie sytuacjami po konflikcie”. Kompleksowy protektorat obejmuje więc niemal wszystkie dziedziny, ale i narzucanie państwom afrykańskich modnej w Europie ideologii „postępu”, łącznie z zasadami gender.

I pomyśleć, że w czasach podbojów kolonialnych niesiono Afryce wartości i zasady chrześcijaństwa. We współczesnych czasach postkolonialnych chce się kraje Afryki… dechrystianizować.

Pytanie o wartości UE

„Postępowości” w traktacie jest zresztą więcej. Już w preambule można przeczytać, że poza tym, że „nadszedł czas, aby podnieść stosunki dwustronne na wyższy poziom i przygotować się do wyzwań, które dotyczą naszych dwóch państw i Europy w XXI w. w ramach konwergencji swoich gospodarek i modeli społecznych”, jest też czas „promowania różnorodności kulturowej i zbliżania społeczeństwa i obywateli”. Wielokulturowość w tym kontekście brzmi dość groźnie.

Traktat wyraża też obietnicę „zaangażowania w podstawowe zasady, prawa, wolności i wartości Unii Europejskiej” razem z ich promocją na zewnątrz. Tekst brzmi ładnie, ale już wielokrotnie niedookreśloność, a nawet nadinterpretacja pojęcia „wartości UE” okazywała się po prostu batem na państwa niepoddające się dyktatowi osi Berlin–Paryż. „Wartości UE” razem z nadejściem lewicowej ich wykładni są bowiem położone dość daleko od aksjologii, która Unię lata temu fundowała.

Bez przełomu

W sumie traktat zawiera 29 artykułów podzielonych na siedem rozdziałów, od „spraw europejskich” po zasady organizacji wzajemnej współpracy. Trudno w nim doszukać się zmian rewolucyjnych, ale jest to raczej dokument, który ma być bazą dla ściślejszej integracji i być może rodzajem manifestu przed wyborami do Parlamentu Europejskiego skierowanym przeciw tzw. populistom. Angela Merkel odchodzi, pozycja Emmanuela Macrona jest akurat teraz osłabiona wydarzeniami polityki wewnętrznej, więc doniosłość podpisywania tego dokumentu zeszła na plan dalszy. Trudno tu mówić o powtórce z roku 1963, kiedy to podpisywano wcześniejszą wersję takiego dokumentu. Swoją drogą jego język brzmiał wówczas znacznie bardziej uniwersalnie.

za: https://niezalezna.pl