Polecane

Rosyjski ślad – żydowski kac

Kolejna niespodziewana awantura sprowokowana w stosunkach izraelsko-polskich przez stronę żydowską zmusza do postawienia pytania wedle starożytnej zasady prawa rzymskiego – cui prodest? Kto na tym skorzystał?

Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że ani Polska, ani Izrael, który właśnie w spektakularny sposób pozbawił się ostatnich sojuszników w UE, bo z solidarności z Polską również pozostałe państwa Grupy Wyszehradzkiej demonstracyjnie wycofały się z długo przygotowywanego szczytu w Tel Awiwie.

Tylko czy autorzy tych ekscesów – izraelski premier i dopiero co przezeń powołany minister spraw zagranicznych – naprawdę dobro Izraela stawiają nade wszystko? A może jest w tym kraju wpływowe środowisko, któremu wcale nie w smak zacieśnianie więzi z Polską i innymi państwami Europy Środkowej wchodzącymi wszak nie tylko w skład V4, ale i Trójmorza?

Przybysze z Sowietów

A więc stara obsesja o „długiej ręce Kremla”? Cóż, przyjrzyjmy się oficjalnym danym statystycznym i niepodważalnym faktom, a może się przekonamy, czy ta teoria spiskowa ma jakiekolwiek podstawy.

Ludność Izraela liczy obecnie ok. 7 500 000 obywateli, z czego 75,5 proc. jest Żydami, z których 68 proc. urodziło się już w Izraelu, a 22 proc. to imigranci. Bardzo dużą część wśród tych ostatnich stanowią ci przybyli stosunkowo niedawno, głównie po rozpadzie Związku Sowieckiego, ich liczba narastała lawinowo – w 1990 r. było to 189,7 tys., do 1995 r. już ponad 500 tys., a obecnie w liczbie półtora miliona stanowią niemal 20 proc. całej ludności! Co ciekawe, według izraelskiego ministerstwa absorpcji niemal jedna piąta z przesiedleńców z terenu b. Związku Sowieckiego w ogóle nie jest Żydami...

Nie mówiąc już o „sowieckich” Żydach, którzy także zachowali sentyment do rosyjskich obyczajów, mowy i kultury, przybyli do Izraela w różny sposób rdzenni Rosjanie (jako małżonkowie i rodziny Żydów, jako „prześladowani” lub po prostu po uiszczeniu stosownej łapówki) przenieśli w znacznym stopniu do nowej ojczyzny ukształtowaną w starym kraju rosyjsko-sowiecką mentalność. Jej podstawą – oczywistą dla każdego, kto miał jak ja dłuższy czas do poznawania Rosjan – jest potworna ksenofobia, nienawiść i pogarda wobec wszystkich innych narodów.

Partia jastrzębi i szowinistów

Stąd masowe zasilanie przez rosyjskich Żydów i „Żydów” partii uznawanych nie wiedzieć czemu za skrajnie prawicowe, a w istocie po prostu szowinistycznych, jak Nasz Dom Izrael, założona przez wychodźcę ze Związku Sowieckiego Avigdora Liebermana, wielokrotnego ministra w rządach premiera Beniamina Netanjahu.

Był już w nim wicepremierem i ministrem spraw zagranicznych w latach 2009–2012 i ponownie szefem MSZ od 2013 do 2015 r., a potem ministrem obrony, z której to funkcji zrezygnował w listopadzie ubiegłego roku w proteście przeciw „nadmiernej łagodności” rządu Netanjahu w tłumieniu palestyńskich zamieszek w Strefie Gazy. Światowe media pełne były opisów i szokujących przejawów owej łagodności – izraelskich żołnierzy strzelających do cywilów, bijących niepełnosprawnego na wózku itd.

Izrael ma w ostatnich latach jak najgorszą prasę w Europie, gdzie narastający antysemityzm kryje się pod wygodną przykrywką zwalczania izraelskiej nietolerancji wobec ludności arabskiej, czyli jaskrawego łamania praw człowieka i poza wciąż mu sprzyjających USA nie cieszy się sympatią zbyt wielu innych państw świata. Do rozpętania hecy wokół nowelizacji ustawy o IPN miał bodaj najlepsze stosunki z Polską, które zostały jednak mocno tamtą awanturą nadszarpnięte. Załagodzono ten kryzys wielkim wysiłkiem i nie bez bolesnych kosztów ze strony Polski, wyglądało nawet na to, że Izrael zainteresował się wspieraną przez USA inicjatywą Trójmorza i podstawą do bliższej współpracy miała się stać owa konferencja premierów wyszehradzkiej czwórki w Tel Awiwie. Więc dlaczego tak nagle wszystko się popsuło?

Obywatele Izraela i Rosji

Wróćmy do owej znaczącej mniejszości rosyjskiej w Izraelu. Poza wspieraniem polityki jak najbrutalniejszego rozprawiania się z Palestyńczykami wywiera ona także silny wpływ na politykę zagraniczną, naciskając na utrzymywanie i stałe wzmacnianie i tak kwitnących stosunków z Rosją. W 2011 r. po fali demonstracji w Moskwie przeciw sfałszowaniu wyniku wyborów do Dumy wspomniany Lieberman podczas oficjalnej wizyty u Putina oświadczył, że wybory w Rosji były uczciwe, wolne i demokratyczne.

Żydzi rosyjscy w Izraelu w wielkiej części mają podwójne obywatelstwo, co ostatnio pozwoliło im kolejny raz oddać setki tysięcy głosów na prezydenta Putina. i w Izraelu zorganizowali potężne media: 50 rosyjskojęzycznych gazet, w tym cztery ogólnokrajowe, a obok retransmitowanych czterech kanałów rosyjskiej telewizji uruchomili dwa miejscowe. Do Rosji z Izraela odbywa się 60 lotów tygodniowo, a 9 maja jest świętem państwowym i wszyscy weterani Armii Czerwonej (a więc i oddziałów NKWD) są zapraszani na uroczysty pochód, od 2012 r. w kierunku pomnika wdzięczności dla Armii Czerwonej wzniesionego z inicjatywy premiera Netanjahu w mieście Netanja, a odsłoniętego przez prezydentów Pereza i Putina.

Moskwa rewanżuje się wspieraniem „swoich” Żydów na forum międzynarodowym – np. przewodniczącym Konferencji Europejskich Rabinów jest Naczelny Rabin Moskwy Pinchas Goldschmidt, prezesem Europejskiego Kongresu Żydów zaś obywatel Rosji i Izraela Wiaczesław Mosze Kantor. O tym ostatnim wiadomo powszechnie, że jest w dobrej komitywie z Władimirem Putinem i ma związki z rosyjską firmą Acron, która za rządów PO dążyła do przejęcia Grupy Azoty.

W 2013 r. Beniamin Netanjahu dziękował prezydentowi Rosji: „Za Pana rządów stosunki Rosji i Izraela niewątpliwie się ociepliły, zacieśniły, a także stały się bardziej owocne i szczere. Nasza współpraca rozwija się i rozszerza, możemy ją podnieść na nowy, wyższy poziom. Moim zdaniem między naszymi narodami istnieje prawdziwa sympatia”.

Wnioski na przyszłość

Czy więc istotnie dopatrywanie się za hucpą Netanjahu i jego MSZ ręki zegarmistrza z Kremla jest tak obłędną teorią spiskową? Jak zwięźle i trafnie wskazał prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: „Rosja jest wojskowo obecna w Syrii – u granic Izraela, co żywotnie obchodzi ten kraj. Jest też poważnie zainteresowana popsuciem relacji polsko-amerykańskich oraz fragmentaryzacją Europy Środkowej, czyli m.in. rozbiciem Grupy Wyszehradzkiej. […] Politycy izraelscy nie są egzaltowanymi nastolatkami. Wiedzą, co robią. Wnioski są trzy: 1) W Izraelu 9 kwietnia są wybory parlamentarne, a antypolonizm przysparza popularności; 2) Rosja ma Izraelowi coś do zaoferowania – oczywiście nie za darmo; 3) Izrael nie chce silnego zaangażowania USA w Europie Wschodniej, obawiając się, że zredukuje to amerykańską obecność na Bliskim Wschodzie. Polska jest dla niego konkurentem”.

Bardzo stanowcza tym razem i błyskawiczna reakcja rządu polskiego, poparta solidarnie przez resztę państw V4, po której nastąpiły również – znacznie mniej spodziewane – protesty ze strony polskich i amerykańskich organizacji żydowskich tym razem najwyraźniej zaskoczyły rozhucpioną w wyborczym wyścigu ekipę Netanjahu. Ta wpadka może go kosztować fotel premiera, ale to, że Żydzi zostaną z – moralnym? – kacem jest ich sprawą.

Dla nas ważniejsze jest wyciągnięcie wniosków co do wybierania sojuszników. Tak, musimy się liczyć ze stanowiskiem sojusznika kluczowego, czyli USA, ale to nie znaczy, że mamy tak łatwo dopuszczać do udziału w jakiejkolwiek formie w V4 czy Trójmorzu państw, których interesy bynajmniej nie zawsze są zbieżne z naszymi, a już nazbyt wyraźnie zbieżne są z interesami Kremla. I dotyczy to zarówno Izraela, jak Niemiec, bo inaczej za chwilę zacznie się wpraszać kolejny nasz (i amerykański) coraz bardziej wątpliwy sojusznik z NATO, też knująca z Putinem Turcja. Czy nie odejmie nam mowy i będziemy gotowi na zdecydowaną replikę, jeśli się znienacka powołają na dawne braterstwo broni w wiktorii wiedeńskiej?

Jerzy Lubach

za:niezalezna.pl

                                                                                  ***

                  Prof. Jan Żaryn dla Frondy: Antypolskimi kłamstwami Żydzi walczą o wyborców

Tomasz Wandas, Fronda.pl: Czy w świetle ostatnich wypowiedzi izraelskich polityków możemy mówić o kryzysie w relacjach polsko-izraelskich oraz czy reakcja polskiego rządu na to co się wydarzyło była wystarczająca?

Prof. Jan Żaryn, historyk, senator RP: Przede wszystkim chciałbym pogratulować premierowi Morawieckiemu oraz Jackowi Czaputowiczowi za to, że będąc w trudnej sytuacji potrafili zachować się w sposób perfekcyjny. Ważny jest gest, który wykonali w stosunku do Izraela, a w którym to Izrael dostał jasny sygnał, że jeśli chce być nadal dalej traktowany jak partner, to musi zmienić retorykę. Co więcej ta jednoznaczna postawa premiera i szefa polskiego MSZ to nie tylko sukces wizerunkowy, ale wszystko wskazuje na to, że jest to także sukces dyplomatyczny – nie doszło do spotkania grupy V4, które miało odbyć się w Jerozolimie.  

Co w związku z tym?

W tym momencie strona izraelska będzie musiała rozważyć czy warto szukać potencjalnego elektoratu poprzez wygłaszanie antypolskich haseł. Być może politycy izraelscy zrozumieją, że nie warto grać na ideologicznych żydowskich instynktach utwierdzając potencjalny elektorat w nieprawdzie.  

Co natomiast oznacza to dla nas, dla Polski?

Dla nas, dla Polaków, jest to dobra lekcja, by zrozumieć, że jesteśmy w tych wypowiedziach traktowani utylitarnie – nie my jesteśmy tu głównymi bohaterami, a np. Żydzi pochodzący na przykład z Rosji, którzy tak mówią o Polakach w swoich domach. Jest to dla nas sygnał jak bardzo jesteśmy przez część społeczności żydowskiej niesłusznie oskarżani o antysemityzm (choć słowo „antysemityzm” to zbyt mało powiedziane, gdyż oznacza dziś ono zupełnie co innego niż kiedyś).

To znaczy?  

Niewątpliwie w Polsce przed 1939 rokiem z różnych powodów były powszechne nastroje antyżydowskie, natomiast nie było żadnego przyzwolenia, w żadnej partii (nawet tej najbardziej prawicowej) by używać ludobójstwa jako narzędzia rozwiązywania problemów społeczno-gospodarczych. Po II wojnie światowej, używanie określenia, że „Polacy z mlekiem matki wyssali antysemityzm” jest pomówieniem, które ma sugerować jako byśmy mieli być zdolni jako naród do zrobienia tego samego co Niemcy – otóż, nie bylibyśmy zdolni! W żadnym momencie naszych dziejów, nie było siły politycznej w Polsce, która byłaby zainteresowana rozwiązywaniem problemów polsko-żydowskich w sposób zbliżony do praktyk nazistowskich, stąd my Polacy, odbieramy te wszystkie wypowiedzi negatywnie gdyż sytuują nas one zupełnie w innej rzeczywistości niż ta związana z naszymi dziejami.

Czy jest cień szansy, że Żydzi zmienią swoją postawę?

Jeśli okaże się, że strona żydowska niczego się nie nauczy na tym przykładzie to oczywiście jest prawdopodobne, że eskalacja będzie postępować – ale zależy to od strony żydowskiej. Wiele wskazuje na to, że przyjdzie opamiętanie i opadnie ten emocjonalny kurz. Mówię o tym kurzu dlatego, że widzę, to w kontekście utylitarnego traktowania polskiej historii i kłamstwa na temat Polaków.

Utylitarnego?

Utylitarnego, to znaczy, że nie my jesteśmy tutaj tak naprawdę podmiotem tylko są nimi wskaźniki w sondażach wyborczych. Jest to dla nas ilustracja nie tyle poglądów ministra spraw zagranicznych Izraela czy kogokolwiek sprawującego władzę w Izraelu, tylko jest to dla nas znak mówiący o tym, że w społeczności żydowskiej istnieją bardzo silnie zakorzenione mity o Polsce, których warto używać jeśli chce się wygrać wybory.

O czym to świadczy?

Jest to oczywiście podwójnie obrzydliwe, dlatego, że politycy izraelscy próbują się w wygrywaniu wyborów na kanwie podsycania kłamstwa – to samo w sobie jest smutne. Po drugie sama społeczność żydowska nakręca siebie na pomnażanie nienawiści.

Może zdymisjonowanie ambasador Izraela nie byłoby w tych okolicznościach złą decyzją?

Jeśli chodzi o panią ambasador, to moim zdaniem w zeszłym roku był moment, w którym należało w taki resjrykcjy sposób rozwiązać sprawę. Tutaj nie widzę jej winy (choć może się mylę), jednak nie jest ona bezpośrednią winowajczynią – musi się teraz tłumaczyć przed ministrem spraw zagranicznych Polski z kontrowersyjnych wypowiedzi swoich głównych pracodawców, czyli premiera czy ministra spraw zagranicznych Izraela. Natomiast sama Anna Azari nie jest sama w sobie nosicielem tego napięcia.  

Jeśli nie dymisja Anny Azari to może zmiana dyrektora POLINu bądź muzeum Auschwitz-Birkenau?

Niewątpliwie tak się składa, że ważnym punktem , który związany jest z historią Polski, z historią II wojny światowej stanowiska dyrektorów są kadencyjne, do takich muzeów należą: muzeum POLIN i muzeum Auschwitz- Birkenau. Dotychczasowa praktyka potwierdza, że jesteśmy bardzo mocno przywiązani do wsłuchiwania się w głos żydowski i chcemy tę wrażliwość żydowską pielęgnować, stąd w nie próbujemy na te stanowiska stawiać osób pokroju np. mojego czyli prof. Jana Żaryna, gdyż mogłoby być to odczytane jako prowokacja – jest tylko i wyłącznie dobrym gestem ze strony Polski, strona żydowska powinna zdawać sobie z tego sprawę.

Dziękuję za rozmowę.  

za:www.fronda.pl