Polecane

Skazani na zapomnienie, wracają. Dziś Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych

Dziś przypada Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. W całej Polsce organizowane będą liczne imprezy, marsze i wystawy. W państwowych obchodach wezmą udział m.in. prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki. Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych obchodzimy już po raz dziewiąty. W ustawie uchwalonej przez Sejm 3 lutego 2011 r., napisano, że święto to jest hołdem "dla bohaterów antykomunistycznego podziemia, którzy w obronie niepodległego bytu Państwa Polskiego, walcząc o prawo do samostanowienia i urzeczywistnienie dążeń demokratycznych społeczeństwa polskiego, z bronią w ręku, jak i w inny sposób, przeciwstawili się sowieckiej agresji i narzuconemu siłą reżimowi komunistycznemu".

Data 1 marca nawiązuje do wydarzeń z 1951 r., kiedy w więzieniu mokotowskim wykonano karę śmierci na członkach IV Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość – Łukaszu Cieplińskim, Mieczysławie Kawalcu, Józefie Batorym, Adamie Lazarowiczu, Franciszku Błażeju, Karolu Chmielu i Józefie Rzepce.

za:dorzeczy.pl

***
Komuniści bali się Niezłomnych - podkreśla prezydent Duda. Chcieli zabić też pamięć o Nich

- Komuniści bali się Żołnierzy Niezłomnych, dlatego nad miejscami ich pochówku kładziono chodniki i wylewano asfalt - powiedział prezydent Andrzej Duda podczas dzisiejszej uroczystości wręczenia odznaczeń państwowych z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych.

Duda podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim podkreślił, że 1 marca jest "zawsze bardzo wzruszony". "Dlatego, że mam tą niebywałą możliwość uhonorowania orderami przede wszystkim ludzi, którzy walczyli o wolną Polskę suwerenną, niepodległą prawdziwie" - wyjaśnił.

Jak mówił, "nie pogodzili się oni z półwolnością, z zakłamaniem, z niby niepodległością i niby suwerennością". Wyjaśnił, że Żołnierze Wyklęci "zapłacili za to zazwyczaj wysoką cenę".

"Spotykam oczywiście tych, którzy nie polegli, nie zostali zamordowani, przeżyli, przetrwali, ale to nigdy nie było za darmo. Cena służby ojczyźnie była ogromna" - powiedział.

Zwracając się do odznaczonych powiedział: "jesteście państwo bohaterami" i - jak dodał prezydent - bohaterami są również "najbliżsi tych, którzy polegli i zostali zamordowani". Przypomniał, że "komunistyczne represje spadały na całe rodziny".

"Cena była często bardzo wysoka od represji, prześladowań, więzienia, katowania, poprzez odebranie możliwości rozwijania się, kariery, nauki, pracy, często głód, biedę" - powiedział.

"Spotykam oczywiście tych, którzy nie polegli, nie zostali zamordowani, przeżyli, przetrwali, ale to nigdy nie było za darmo. Cena służby ojczyźnie była ogromna" - powiedział.

Zwracając się do odznaczonych powiedział: "jesteście państwo bohaterami" i - jak dodał prezydent - bohaterami są również "najbliżsi tych, którzy polegli i zostali zamordowani". Przypomniał, że "komunistyczne represje spadały na całe rodziny".

"Cena była często bardzo wysoka od represji, prześladowań, więzienia, katowania, poprzez odebranie możliwości rozwijania się, kariery, nauki, pracy, często głód, biedę" - powiedział.

za:niezalezna.pl
***

Prof. Szwagrzyk: Jestem w stanie sobie wyobrazić, że pewne siły polityczne zlikwidują święto 1 marca

- Mogę sobie wyobrazić, że w przyszłości ci, którzy od lat dążą do likwidacji IPN, będą w stanie ten zamiar zrealizować. Tak samo jestem w stanie sobie wyobrazić, że pewne siły polityczne zlikwidują święto 1 marca. Jednak nie mogę sobie wyobrazić, aby ktoś mógł zakazać nam pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Wierzę, że ich wielkość obroni się sama, a ci, którzy próbują z nimi walczyć, są skazani na niepowodzenie - powiedział wiceprezes IPN, dyrektor Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN prof. Krzysztof Szwagrzyk w rozmowie z Lidią Skrzyniecką dla tygodnika "Gazeta Polska".

Lidia Skrzyniecka: W jaki sposób możemy przybliżać historię Żołnierzy Wyklętych ludziom, którzy na co dzień nie interesują się tym tematem?

Prof. Krzysztof Szwagrzyk: Przede wszystkim należy o tym mówić. Formy, które sobie do tego dobierzemy, mają moim zdaniem znaczenie drugorzędne. Powinniśmy tę historię propagować w sposób, który podpowiada nam rozum i serce. To są festiwale, filmy, rajdy, koncerty, społeczne inicjatywy realizowane w Polsce przy okazji 1 marca, ale i poza nim. Najważniejsza jest pamięć o naszych bohaterach. Czy upamiętnimy ich śpiewając, tańcząc, kręcąc film czy pisząc wiersz – to jest rzecz wtórna. Pamiętajmy, że to są ludzie, którzy, jeżeli w ogóle przeżyli terror komunistyczny, to dziś odchodzą już z tego świata. Pozostali bardzo nieliczni, ich rodziny, współpracownicy, świadkowie historii. Powoduje to, że czas, którym dysponujemy, jest tym ostatnim, kiedy możemy jeszcze powiedzieć, że jesteśmy obok naszych bohaterów, kiedy możemy uścisnąć im rękę i podziękować za to, co uczynili. A także podziękować ich współpracownikom i rodzinom, bez których nasi bohaterowie nie mogliby tak długo trwać w walce z systemem komunistycznym przez tyle powojennych lat.

Jeszcze 10 lat temu, kiedy ruszała pierwsza edycja Festiwalu NNW, niektórzy dziennikarze wywodzący się z PZPR nazywali Żołnierzy Wyklętych terrorystami, a organizatorom wydarzenia zarzucali, że gloryfikują zbrodniarzy. Wydawało się, że po tym czasie przyszło zrozumienie tematu, czego dowodem są setki pomników i innych inicjatyw upamiętniających Niezłomnych. A jednak dziś obserwujemy nasilenie się ataków na Żołnierzy Wyklętych. Powraca narracja, że byli to bandyci i terroryści. Jawnie się mówi, że po ewentualnej zmianie władzy może zostać zlikwidowany IPN i Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Co Pan o tym sądzi?

Mogę sobie wyobrazić, że w przyszłości ci, którzy od lat dążą do likwidacji IPN, będą w stanie ten zamiar zrealizować. Tak samo jestem w stanie sobie wyobrazić, że pewne siły polityczne zlikwidują święto 1 marca. Jednak nie mogę sobie wyobrazić, aby ktoś mógł zakazać nam pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Wierzę, że ich wielkość obroni się sama, a ci, którzy próbują z nimi walczyć, są skazani na niepowodzenie. Czy się to komuś podoba, czy nie, czy ktoś jest zwolennikiem Wyklętych, czy przeciwnikiem, Żołnierze Niezłomni byli polskimi bohaterami walczącymi z systemem komunistycznym, byli takimi samymi powstańcami jak ci z 1830 i 1863 roku czy Powstania Warszawskiego. Za to należy im się najwyższa cześć i chwała. A to, że się komuś nie podoba idea Żołnierzy Wyklętych z przyczyn politycznych, świadczy wyłącznie o braku wiedzy historycznej i ideologicznym podejściu do tego tematu.

za:niezalezna.pl

***

Uroczystości w Ostrołęce. Premier: Jesteśmy winni Żołnierzom Wyklętym wieczną pamięć

- Dziękuję wszystkim, którzy z poświęceniem walczą o prawdę historyczną, bo na fundamencie prawdy możemy budować wielką, wspaniałą Polskę. Cześć i chwała polskim bohaterom! - mówił w Ostrołęce premier Mateusz Morawiecki.

Mateusz Morawiecki wziął udział w uroczystym zakończeniu przebudowy i rozbudowy siedziby Muzeum Żołnierzy Wyklętych połączonym z obchodami Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce.

Jesteśmy winni Żołnierzom Wyklętym wieczną pamięć- podkreślił premier.

Szef rządu podziękował wszystkim "którzy przyczynili się do powstania tego muzeum, dzięki któremu historia nie będzie głucho milczeć o naszych bohaterach".

To tutaj tworzy się nowa, wolna Polska- dodał.

Dziękuję tym, którzy walczą o prawdę historyczną, że dobro jest dobrem, a zło złem. Dziękuję też tym, którzy wierzyli, że ta walka o pamięć ma sens, bo ona jest fundamentem naszej przyszłości.
Dziękuję wszystkim, którzy z poświęceniem walczą o prawdę historyczną, bo na fundamencie prawdy możemy budować wielką, wspaniałą Polskę. Cześć i chwała polskim bohaterom!

za:niezalezna.pl
***

"Względna bezkarność". Tak pisano o "rozliczeniach" zbrodniarzy sądowych w Polsce. Dane przerażają

Po upadku komunizmu w Polsce nie udało się rozliczyć zbrodniarzy sądowych pełniących obowiązki sędziów. W 2001 r. niemiecki Instytut Maxa Plancka Zagranicznego i Międzynarodowego Prawa Karnego uznał Polskę za jeden z krajów, który wobec funkcjonariuszy reżimu totalitarnego przyjął zasadę „względnej bezkarności”.

Zdaniem zastępcy prezesa IPN prof. Krzysztofa Szwagrzyka grupa prokuratorów i współpracujących z nimi sędziów wydających wyroki w okresie stalinowskiego terroru liczyła ok. 1100 osób. Ostatnich zbrodni sądowych wydanych na podstawie wyroków śmierci dopuszczono się w sierpniu 1955 r., gdy za murami więzień były już zauważalne przebłyski odwilży. Zaledwie niewielka część spośród sędziów stalinowskiego wymiaru sprawiedliwości działała przez cały okres terroru. Mimo to liczba popełnionych przez nich zbrodni sądowych jest ogromna.

Prawdopodobnie największym spośród zbrodniarzy sądowych był Włodzimierz Ostapowicz. Przedwojenny absolwent lwowskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza oraz adwokat w latach 1946–1955 pracując w kilku sądach wojskowych, wydał ok. 300 wyroków śmierci. 180 z nich wykonano.

125 wyroków śmierci wydał sowiecki sędzia w polskim mundurze Julian Giemborek. Nieco mniej było autorstwa Mieczysława Widaja. Co najmniej kilku innych sędziów stalinowskich wydało minimum 50 wyroków śmierci.

Sędziowie sądów wojskowych w latach 1944–1955 wydali ponad 5600 wyroków śmierci oraz ok. 100 tys. innych wyroków z oskarżenia o działalność antypaństwową. W ciągu pierwszych lat istnienia Instytutu Pamięci Narodowej za zbrodnie sądowe uznano 2500 wyroków wydanych przez sądy wojskowe i cywilne.

Rozliczenie wielu stalinowskich sędziów nie było możliwe ze względu na ich niemal masowe wyjazdy do Izraela. Pierwsi sędziowie wyjechali już w latach 1956–1959. Wśród nich był m.in. Gustaw Auscaler, który był sędzią składu orzekającego w procesie „Nila”. W Izraelu pracował jako prokurator. Kolejna fala wyjazdów funkcjonariuszy sądowych nastąpiła w latach 1968–1970. Wśród sędziów opuszczających PRL byli m.in.: Filip Feld (69 wyroków śmierci). Wiktor Adamski (właśc. Altschüler, 46 wyroków), Aleksander Warecki (właśc. Warenhaupt, 39 wyroków), Michał Salpeter (32), Leo Hochberg (25), Franciszek Kapczuk (Nataniel Trau, 25) oraz kilku innych funkcjonariuszy, którzy wydali po kilkanaście wyroków śmierci.

W pierwszych latach XXI wieku żyło wciąż kilkudziesięciu byłych stalinowskich prokuratorów i sędziów wojskowych. Wielu z nich przebywało na emigracji. Wśród opuszczających PRL był stalinowski zbrodniarz sądowy Stefan Michnik, który w latach 1952–1953 podpisał się pod blisko 30 wyrokami śmierci w procesach politycznych. Stefan Michnik jest prawdopodobnie ostatnim żyjącym sędzią stalinowskim, który wydawał wyroki śmierci. Od wielu lat jako obywatel Szwecji jest ścigany przez polski wymiar sprawiedliwości.

Sędziowie, w przeciwieństwie do funkcjonariuszy bezpieki i prokuratorów, są dotąd jedyną całkowicie nieosądzoną grupą komunistycznych zbrodniarzy działających w latach 1944–1956. Dopiero pod koniec 1997 r. na podstawie nowelizacji prawa o ustroju sądów powszechnych uznano, że orzekanie przeciwko żołnierzom i działaczom podziemia działającym na rzecz niepodległego bytu Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1944–1956 uznano za równorzędne z pracą w GZI, UB i NKWD. Stalinowscy sędziowie byli jednymi z głównych elementów machiny terroru działającej w latach 1944–1956. Poza sędziami i prokuraturami ważnym „zabezpieczeniem” odpowiedniego dla władz komunistycznych procesu pokazowego byli nominalni obrońcy. Kazimierz Moczarski, żołnierz AK i autor pamiętnych „Rozmów z katem”, nazywał swojego „obrońcę” „pomocnikiem oskarżenia”.

za:niezalezna.pl

***

Kaci i mordercy Żołnierzy Wyklętych


ZYGMUNT BAUMAN

Zygmunt Bauman służąc w wojsku szkolił żołnierzy komunistycznych z Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Formacja ta podlegała ministrowi bezpieczeństwa publicznego. Dowodził oddziałem wyłapującym Żołnierzy Wyklętych.  

ako szef Wydziału Polityczno-Wychowawczego (…) bierze udział w walce z bandami. Przez 20 dni dowodził grupą, która wyróżniła się schwytaniem wielkiej ilości bandytów. Odznaczony Krzyżem Walecznych” – można przeczytać we wniosku z 1950 roku o awans dla Baumana.

"Rozpoczynał w stopniu podporucznika jako zastępca dowódcy 5. Samodzielnego Batalionu ochrony KBW do spraw polityczno-wychowawczych" - pisał Piotr Gontarczyk w tekście pt. "Towarzysz Semjon" w biuletynie IPN, nr 6 (65) z czerwca 2006.  

"Struktura, choć ubrana w mundury wojskowe, to z wojskiem miała niewiele wspólnego. Była bowiem zbrojnym ramieniem partii komunistycznej utworzonym na wzór wojsk NKWD i służącym ujarzmieniu polskiego społeczeństwa. To właśnie jednostki KBW ścigały po wojnie najsłynniejsze oddziały polskiej partyzantki: V. Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” na Białostocczyźnie, mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory” na Lubelszczyźnie czy Józefa Kurasia „Ognia” na Podhalu. Przeciwko zbrojnemu podziemiu walczył z bronią w ręku także Bauman. Otrzymał za to Krzyż Walecznych" - pisał Gontarczyk.


HELENA WOLIŃSKA

W czasie II wojny światowej Wolińska uciekła z warszawskiego getta. Od 1 sierpnia 1942 do 31 lipca 1944 służyła w Gwardii Ludowej i Armii Ludowej, kierowała biurem Sztabu Głównego AL. Od 1 sierpnia 1944 do 31 marca 1949 szefowa Wydziału Kadr w Komendzie Głównej Milicji Obywatelskiej. Od 1 kwietnia 1949 do dnia zwolnienia ze służby – 25 listopada 1954 w Ludowym Wojsku Polskim, m.in. w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej.

W roku 1949 w wieku 30 lat została podpułkownikiem, później zasiadała w komisji weryfikującej sędziów i prokuratorów wojskowych, w ramach fali czystek i represji w Wojsku Polskim związanych z nominacją marszałka Konstantego Rokossowskiego na ministra obrony narodowej. Przez trzy lata zaś była sekretarzem Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej.

Jak pisał na łamach "WP" Taduesz Płużański, Wolińska "21 listopada 1950 r., jako płk Helena Wolińska, na wniosek por. Zygmunta Krasińskiego z Departamentu III MBP (zajmującego się walką z podziemiem), usankcjonowała bezprawne aresztowanie szefa "Kedywu" Armii Krajowej gen. Augusta Emila Fieldorfa "Nila". W konsekwencji doprowadziło to do śledztwa, skazania i zamordowania jednego z największych bohaterów Polskiego Państwa Podziemnego (dowody winy spreparowano). Gen. Fieldorf został powieszony 24 lutego 1953 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie".

 
JÓZEF ŚWIATŁO

Jako oficer WP Józef Światło - primo voto Izaak Fleischfarb - wszedł w kontakty z ujawniającymi się żołnierzami AK, a potem brał udział w ich aresztowaniach. Światło był jednym z wielu ludzi oddelegowanych do tworzonej wówczas milicji. W styczniu 1945 roku został skierowany do współpracy z sowieckimi grupami operacyjnymi. Znany był z osobistego uczestnictwa w przesłuchaniach aresztowanych z użyciem siły oraz w obławach i pacyfikacjach. Odegrał decydującą rolę w najważniejszych zatrzymaniach oraz aresztowaniach tamtego okresu.

Głównie dzięki znajomości z pierwszym wiceministrem Mietkowskim Światło był w roku 1945 jako kapitan kolejno zastępcą komendanta Urzędu Bezpieczeństwa w Warszawie, Olsztynie, a jesienią 1946 roku w Krakowie. Odpowiedzialny za represje i liczne aresztowania działaczy Polski podziemnej, w tym ostatniego dowódcy AK – gen. Leopolda Okulickiego.

Jako wicedyrektor Departamentu X miał prawo do bezpośrednich rozmów telefonicznych z Ławrientijem Berią, ówczesnym wicepremierem w szczególnie ważnych wypadkach

W grudniu 1953 roku Światło wyjechał do Berlina Wschodniego w celu rozmów ze STASI. Jednak nagle zniknął. 5. grudnia pojawił się w budynku zachodnioniemieckich służb specjalnych. Wywieziono go wkrótce do Stanów Zjednoczonych. Z USA zaczął denuncjować zbrodnie swoich kolegów z Urzędu Bezpieczeństwa.  



JULIA BRYSTYGIER

Julia Brystygier porządnie zapracowała sobie na swój przydomek "Krwawa Luna". Była jednym z najkrwawszych oprawców związanych z aparatem bezpieczeństwa PRL. Uwielbiała pastwić się nad więźniami, w sposób szczególnie okrutny- nad mężczyznami.

Julia Prajs przyszła na świat 25 listopada 1902 roku, we wsi Stryj na Ukrainie, jako pierwsza z czworga dzieci Hermanna Preissa, magistra farmacji i Berty Salzerberg, córka posiadaczy ziemskich z Nowego Sioła. Zamożną rodzinę stać było na zapewnienie dzieciom przyzwoitej edukacji. Julia była pilną uczennicą, a inteligencją przewyższała rówieśników. Po ukończeniu studiów historycznych na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, kontynuowała naukę w Paryżu, gdzie uzyskała doktorat z filozofii. W międzyczasie wyszła za mąż za działacza syjonistycznego, Natana Brystigera i urodziła mu syna, a pod koniec lat 20. XX wieku została nauczycielką historii w Wilnie.

Młoda nauczycielka fascynowała się bolszewizmem i na początku lat 30. wstąpiła do Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, gdzie rozpoczęła walkę z władzami II Rzeczpospolitej. Kilkakrotnie siedziała w więzieniu.

Na każdym kroku podkreślała, że nie czuje się Polką. Nie kryła radości, gdy w 1939 r. Armia Czerwona wkroczyła do Polski. Brystygierowa przyjęła radzieckie obywatelstwo i została donosicielką NKWD. Wstąpiła do PPR i zrobiła błyskawiczną karierę w partii. Była pupilką przełożonych, oddana swojej pracy i o charakterze, któremu nie mogli się oprzeć ludzie z jej kręgów.

Mimo że nie odznaczała się szczególną urodą, mogła przebierać w mężczyznach, a liczne romasnse pomogły przyspieszyć karierę partyjną. W 1945 r. została dyrektorką V Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i wtedy rozpoczęła się gehenna działaczy podziemia antykomunistycznego, którzy mieli z nią styczność...

Z największym zapałem zwalczała organizacje i ugrupowania religijne. Zanstalowała sieć tajnych agentów w kuriach i parafiach. Donosiły zarówno osoby świeckie, jak i duchowne, a do donoszenia na katechetów szkolnych często wykorzystywała uczniów najstarszych klas.

Kościół spotkał się wówczas z niespotykaną dotychczas falą prześladowań, a w latach 50. XX wieku aresztowano ponad tysiąc księży, wielu z nich sądzono w procesach pokazowych. To wtedy Julia Brystygier dorobiła się pseudonimu "Krwawa Luna".

Często z przyjemnością brała udział w procesach osób oskarżonych o działania na szkodę PRL i pastwiła się w sposób wyjątkowo okrutny nad przesłuchiwanymi i więźniami.

Tomasz Grotowicz na łamach „Naszej Polski” opisywał, jak wyglądało przesłuchanie ludowca o nazwisku Szafarzyński. Szef propagandy PSL został rozebrany do naga, a następnie "Luna" własnoręcznie zaczęła pastwić się nad jego genitaliami, do tego stopnia, że „jądra miał na wysokości kolan”. Przesłuchiwanego Brystygier zaprowadziła do znajdującej się w pokoju komody, włożyła do szuflady jego przyrodzenie i gwałtownie zatrzasnęła. Jakby tego było mało, mężczyzna przez cały czas był bity metalowym kablem i po kilku dniach zmarł z wycieńczenia.

Podobno "Krwawa Luna" w sposób szczególny "upodobała" sobie młodych mężczyzn. Tortury wobec nich zawsze kończyły się w okolicy genitaliów, a Brystygier nie przebierała w środkach: wykręcała, biła, nakłuwała i przypalała.

Miała opinię „bestii, która swoim okrucieństwem przewyższała dozorczynie z hitlerowskich obozów koncentracyjnych”.

Przesłuchiwała również Prymasa Tysiąclecia. Nic nie wiadomo o metodach, jednak kard. Stefan Wyszyński miał później powiedzieć: "To była straszna kobieta". Zwolniła z więzienia historyka Pawła Jasienicę, lecz w opinii wielu badaczy- z powodów czysto pragmatycznych, uznając, że Jasienica bardziej przyda się komunistom żywy niż martwy.

Po śmierci Stalina wielu gorliwych katów z aparatu bezpieczeństwa trafiło pod sąd, lecz "Krwawa Luna" uniknęła procesu. Za Brystygier miał wstawić się osobiście sam Władysław Gomułka.

Z bezpieki odeszła w 1956 r. Dostała rentę i podjęła pracę w państwowych wydawnictwach, np. "Naszej Księgarni" lub PIW. Chciała spróbować swoich sił jako pisarka, lecz mimo dwóch publikacji wydanych pod panieńskim nazwiskiem środowisko literackie traktowało ją z dużą nieufnością. Pod koniec lat 60. odrzucono jej aplikację do Związku Literatów Polskich. Podczas swojej pracy w bezpiece pastwiła się nad wieloma pisarzami, której twórczość odebrano jako szkodliwą dla PRL.

"Krwawa Luna" pod koniec życia doznała spektakularnego nawrócenia. Stała się częstym gościem Zakładu dla Niewidomych w Laskach i tam pod wpływem sióstr Franciszkanek nawróciła się oraz przyjęła Sakrament Chrztu Świętego, choć brakuje aktu chrztu, który mógłby to jednoznacznie potwierdzić. Do końca swoich dni miała zachowywać się jak gorliwa katoliczka, choć nie wiadomo, czy nawrócenie było szczere, czy był to wynik chłodnych kalkulacji, przeprowadzony na pokaz.

Julia Brystygier zmarła 9 października 1975, choć niektórzy świadkowie twierdzą, że raczej w ośrodku w Laskach, w otoczeniu sióstr. Pochowano ją na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Czy jej nawrócenie było prawdziwe, zdążył już zapewne osądzić sam Pan Bóg. Powstaje jednak pytanie, czy Powązki są miejscem właściwym dla kogoś, kto w sposób tak okrutny pastwił się nad polskimi bohaterami.



STEFAN MICHNIK

Oskarżany o zbrodnie stalinowskie – był sędzią między innymi w procesach:

    majora Zefiryna Machalli (wyrok śmierci, pośmiertnie rehabilitowany, skład sędziowski podjął wspólną decyzję o niedopuszczeniu obrońcy do procesu, o wykonaniu wyroku nie poinformowano rodziny),
    pułkownika Maksymiliana Chojeckiego (niewykonany wyrok śmierci),
    por. Andrzeja Czaykowskiego, w którego egzekucji uczestniczył,
    majora Jerzego Lewandowskiego (niewykonany wyrok śmierci),
    pułkownika Stanisława Weckiego wykładowcy Akademii Sztabu Generalnego (13 lat więzienia, zmarł torturowany, pośmiertnie zrehabilitowany),
    majora Zenona Tarasiewicza,
    pułkownika Romualda Sidorskiego redaktora naczelnego Przeglądu Kwatermistrzowskiego (12 lat więzienia, zmarł wskutek złego stanu zdrowia, pośmiertnie zrehabilitowany),
    podpułkownika Aleksandra Kowalskiego,
    majora Karola Sęka, artylerzysty spod Radomia, przedwojennego oficera, potem oficera Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (wyrok śmierci, stracony w 1952).

Był również sędzią w tzw. sprawach odpryskowych od procesu generałów (sprawy Tatara).

Wymieniony przez Komisję Mazura jako jeden z sędziów łamiących praworządność. Stefan Michnik określił wtedy swoją działalność jako spowodowaną "młodzieńczą naiwnością". (źródło: Wikipedia)

"Był dobrowolnym i świadomym mordercą sądowym, dobrowolnie wstąpił do LWP, był szalenie gorliwy, nie chciał oddawać istotnych spraw. Mamy do czynienia ze świadomym katem. Wśród wyeliminowanych przez Stefana Michnika, a potem leżących na Łączce był Andrzej Czajkowski, wybitny polski żołnierz, żołnierz Września, Armii Krajowej, cichociemny, którego jedyną winą było to, że poświecił się walce o ojczyznę i nie chciał Polski sowieckiej. Stefan Michnik nie tylko wydał wyrok wraz z innym sędzią Mieczysławem Widajem, ale był też świadkiem wykonania egzekucji na Mokotowie" - mówił o nim niedawno na antenie "Telewizji Republika" Tadeusz Płużański.

Jak pisała swego czasu "Gazeta Polska", "procedura ścigania kpt. Stefana Michnika sięga 1999 r., kiedy na biurku Hanny Suchockiej (ówczesnej minister sprawiedliwości) znalazły się dwa wnioski – o wszczęcie śledztwa wobec stalinowca (autorstwa Ligi Republikańskiej) oraz o jego ekstradycję ze Szwecji. Zarzuty były konkretne – wydawanie wyroków śmierci w sfingowanych procesach politycznych, co w myśl polskiego kodeksu karnego stanowi przestępstwo. Oba wnioski nie doczekały się jednak rozstrzygnięcia. W jednym z wywiadów Suchocka stwierdziła, że nie będzie zajmować się ewentualną ekstradycją Michnika do Polski, gdyż sprawa nie leży w kompetencjach prokuratury powszechnej, lecz IPN (który jeszcze nie istniał i w którego powołanie mało kto wówczas wierzył).

W 2000 r. IPN jednak powstał i zapowiedź wystąpienia o ekstradycję Michnika – jako winnego zbrodni sądowych – była pierwszą publiczną deklaracją, jaką złożył prof. Witold Kulesza, szef pionu śledczego Instytutu – Głównej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu. Zapowiedź przeżyła nawet swojego autora – prof. Kulesza został odwołany".

Wreszcie w 2010 Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie wydał nakaz aresztowania Michnika. Wydano za nim Europejski Nakaz Aresztowania, ale sąd w Uppsali odmówił w 2010 roku ekstradycji zbrodniarza, bo według szwedzkiego prawa jego czyny ulegly przedawnieniu. Obecnie kierownictwo IPN nie wyklucza wniosku o ekstradycję Stefana Michnika

za:ww.fronda.pl