Polecane

Krzysztof Karnkowski-Wojna karnawału z postem

Kalendarz liturgiczny w tym roku zupełnie nie zgrywa się z kalendarzem politycznym. Czas wyciszenia i refleksji, jaki powinien być udziałem katolików, nakłada się na początek kampanii wyborczej, o której już wiemy, że będzie jedną z najostrzejszych i najbrutalniejszych w historii polskiej demokracji.

Pewnego moralnego dramatyzmu całej sytuacji dodaje fakt, że środowiska liberalne stały się zakładnikiem swoich najbardziej radykalnych obyczajowo sojuszników, w związku z czym zaczyna być widoczne, że debata przed wyborami do Parlamentu Europejskiego zostanie ustawiona wokół kwestii LGBT. To dla Platformy Obywatelskiej i całej Koalicji Europejskiej jest dość ryzykowne, dla Prawa i Sprawiedliwości zaś wydaje się bardzo wygodne.

W stolicy rządy kontynuacji i rezygnacji

Po wyborach w Warszawie, gdzie doszło do spodziewanego, a jednak bardzo ważnego psychologicznie dla opozycji zwycięstwa Rafała Trzaskowskiego i Pawła Rabieja, bardzo szybko okazało się, że czekają nas rządy kontynuacji i rezygnacji. Kontynuacji niejasnej polityki ratusza w sprawach reprywatyzacyjnych, czego najostrzejszym przykładem jest torpedowanie przez Rabieja decyzji, które wcześniej podejmował w ramach prac komisji weryfikacyjnej. I rezygnacji z większości obietnic z kampanii, takich jak remont Skry, dofinansowanie żłobków, rozbudowa metra czy dotacje na kulturę. Gdy pojawiło się hasło karty LGBT, większość osób zwracała uwagę na objęcie tylko jednej grupy działaniami osłonowymi, które tak samo, lub nawet bardziej, potrzebne są innym, realnie wykluczonym grupom i środowiskom. Jednak już po podpisaniu karty okazało się, że problem leży zupełnie gdzie indziej – w narzucanej w sposób bezprawny i niekonstytucyjny edukacji seksualnej według skandalicznych i motywowanych ideologicznie standardów WHO. Gdy część mediów, a także zaszokowani rodzice rozpowszechnili, co kryje się za zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia, władze miasta i ich sympatycy zaczęli odwracać kota ogonem, z jednej strony zaprzeczając ogólnodostępnym informacjom o treści instrukcji, próbując też rzecz sprowadzić do nauczania tolerancji.

Niekonstytucyjna ingerencja w naturalny rozwój dziecka

Forsowana na siłę narracja opiera się na kłamstwie, jakoby tylko jedna z bardzo długiej listy przesłanek była faktyczną przyczyną choćby prześladowań w szkole. Jakby z przemocą fizyczną czy słowną nie spotykały się dzieci inaczej wyglądające, biedne, gorzej radzące sobie w nauce czy też w jakikolwiek inny sposób niż orientacja seksualna odbiegające od środowiskowej normy. Oczywiście nie zabrakło głosów twierdzących, że seksedukacja dzieci ma zapobiec nadużyciom seksualnym wobec nich, jej krytycy zaś są sojusznikami pedofilów. Seksualizacja dzieci, którą najmocniej opisuje hasło nauki masturbacji czterolatków, nie jest jednak lekarstwem. Wiele wskazuje na to, że to wręcz druga twarz tego samego zjawiska, z którym rzekomi edukatorzy chcą walczyć. Granica między faktyczną edukacją a ingerencją w naturalny rozwój dziecka jest cienka, ale bardzo wyraźna i trzeba wiele ideologicznego zaślepienia, by nie widzieć, że standardy, które za WHO próbuje się narzucić warszawiakom, wyraźnie ją przekraczają. Łamie się przy tym konstytucyjną zasadę o prawie rodziców do decydowania o wychowaniu dzieci, a proponowane rozwiązania narzucane szkołom mogą być poza jakimkolwiek porządkiem prawnym. Tymczasem jeśli już ktoś z polityków PO to zauważa, jako radę podsuwa… szkoły prywatne.

Ideologiczny cień Biedronia nad Koalicją Europejską

I tu wracamy do szerszego problemu, w jaki na własne życzenie pakuje się Koalicja Europejska. Pierwszym jego zwiastunem był wizerunkowy problem PSL, które od momentu przystąpienia do KE jest bombardowany krytyką ze względu na całkowity rozjazd własnej, przynajmniej w teorii konserwatywnej, identyfikacji a kierunkiem, w jakim idzie koalicja jako całość. Co ciekawe, politycy Stronnictwa próbowali na swoją obronę przypominać, że w czasach realnej władzy PO i PSL żadne głębsze zmiany obyczajowe w przepisach nie zostały przeforsowane, co rzekomo ma być gwarancją (jak rozumiem – dla ludowego elektoratu), że tak będzie i tym razem, jeśli odnowiona współpraca da partiom władzę w gremiach mogących realnie o tym decydować.

Te same doświadczenia dwóch poprzednich kadencji stały się pretekstem do dyscyplinującego ataku, jaki na koalicję przypuściła Akcja Demokracja. Jednak kropkę nad i postawiła Barbara Nowacka, która w rozmowie z „Rzeczpospolitą” powiedziała: „Rozmawialiśmy o tym w Koalicji i po wyborach parlamentarnych, jeśli uda się nam pokonać PiS, związki partnerskie będą wprowadzone. Jestem co do tego przekonana po rozmowach w KE”. Wydaje się więc, że na kierunek działania antypisowskiego pospolitego ruszenia większy wpływ ma dziś niebędący nawet jego częścią Robert Biedroń niż nie tak dawno lansowany na lidera opozycji i przyszłego premiera Władysław Kosiniak-Kamysz.

Od Sasa do Lasa – czyli pomysły opozycji na Polskę

Co więcej, ten ideowy skręt w lewo to właściwie jedyna pewna rzecz, jaką wiemy o pomyśle opozycji na Polskę, oczywiście poza sprawą pierwszą i fundamentalną, czyli odsunięciem PiS od władzy. Zgody nie ma choćby w kwestii wprowadzenia euro. Ludowcy tu są przeciw, reszta za, przy czym liberałowie zapewne zgodziliby się przyjąć wspólną walutę jak najszybciej i bezwarunkowo, lewica zaś jeszcze chwilę by poczekała. PiS przedstawił w ostatnim czasie kilka bardzo konkretnych pomysłów dla Polski i Polaków – objęcie programem 500+ również pierwszego dziecka, jednorazowa, lecz z perspektywą wprowadzenia na stałe, trzynasta emerytura, obniżki podatków dla młodych czy odbudowa lokalnych połączeń komunikacji zbiorowej, których dziś pozbawiona jest mniej więcej 1/3 kraju.

Są to potężne konkrety, które w niektórych aspektach mogą oczywiście wydawać się dyskusyjne, niemniej powinny pozytywnie wpłynąć na jakość życia, a także poprawić możliwości awansu zawodowego i cywilizacyjnego Polaków. Opozycja, po upływie już niemal dwóch tygodni, nadal nie jest w stanie odpowiedzieć na te działania spójnym przekazem. Wciąż mamy do czynienia z kompromitującą zbitką przypisywania sobie autorstwa pomysłów i stwierdzania ich szkodliwości. Joanna Mucha mówi, że trzynasta emerytura jest upokorzeniem dla ludzi, zapominając, że nie tak dawno pomysł ten zgłaszała jej partia. „Dla mnie 500+ jest pogardliwe” – mówi posłanka Platformy Julia Pitera i dodaje, że „problem polega na tym, że te koszmarne obietnice PiS realizuje”.

Wybór jest bardzo prosty

Wydaje się, że przede wszystkim jest to jednak problem samej Platformy Obywatelskiej i jej koalicjantów, którzy nie mogąc równać się z Prawem i Sprawiedliwością w działaniach, które mają krótko- lub długoterminowy wpływ na poprawę sytuacji Polaków, uciekają w ideologiczną wojnę, która dla większości jest całkowicie obca, jeśli zaś zostanie uznana za zagrożenie, może wręcz zmobilizować ją do obrony status quo. Tę zaś PiS bierze właśnie na sztandary, kolejny raz lepiej od konkurencji widząc, co się święci. Podczas kolejnej konwencji prezes Jarosław Kaczyński skupia się więc na rodzinie, a praktyka czterech lat rządów czyni jego partię siłą wiarygodną i, jak przyznać musiała przywołana wyżej Julia Pitera, realizującą obietnice. Wybór jest więc bardzo prosty, ostry i konkretny. To, że w dzisiejszych czasach dla wielu nieoczywisty, to już temat na zupełnie inny tekst. Pozostaje faktem, że Koalicja Europejska na własne życzenie rezygnuje z elektoratu konserwatywnego lub po prostu życzącego sobie spokoju w kwestiach obyczajowych.

Krzysztof Karnkowski

za:niezalezna.pl