Polecane

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr-„Małe ojczyzny” czy Ojczyzna?

W temacie „małych ojczyzn” przeżyłem nawrócenie pod wpływem p. red. W. Gadowskiego, który zwrócił krytycznie moją uwagę na to pojęcie. Po tym, jak dałem wyraz temu nawróceniu i zarzuciłem owo określenie prof. W. Chałupka przysłał mi swój tekst sprzed kilkunastu lat, w którym pisał:

„Idea ‘małej ojczyzny’ jest kopią niemieckiego pojęcia ‘Heimat’. Przez długie lata Rzesza Niemiecka była zlepkiem takich właśnie ‘heimatów’ i dopiero Bismarck uczynił z niej ‘Vaterland’ (Ojczyznę), dzięki czemu zjednoczone Niemcy w krótkim czasie stały się pierwszą potęgą kontynentalnej Europy. Polakom proponuje się odwrotny proces: od Vaterlandu do Heimatu.

W naszym myśleniu zawsze istniało pojęcie jednej Ojczyzny - Polski. I ono było źródłem naszej siły, ono pozwalało przetrwać tragedie kolejnych zaborów  i odbudować Państwo Polskie”.

Niepokoją mnie dwie sprawy. Jedna dotyczy narracji przedstawicieli obozu dobrej zmiany. W tej narracji także pojawia się pojęcie „małej ojczyzny”. Trzeba powiedzieć wprost – ono jest nieuprawnione, ono jest niebezpieczne. Niewątpliwie ma swoją poetykę, swoje zakorzenienie w poczuciu najbliższego kręgu wartości, z którymi się utożsamiamy, ale… Ale stało się wyznacznikiem tendencji politycznych bardzo określonych i jednoznacznych – od Ojczyzny do małych ojczyzn.
I tutaj pojawia się drugi, zasadniczy niepokój – działania koalicji złej zmiany, koalicji destrukcji. Kiedy spoglądam na aktualne działania tej formacji politycznej, widzę wręcz modelowo określane działania niszczące. Polityka jest rozumiana nie jako roztropna troska o dobro wspólne, lecz technika zdobywania władzy za wszelką cenę i utrzymania tej władzy. I nie chodzi tutaj tylko o definiowanie intelektualne polityki, ale o jej praktykę. Przy czym porażające jest to, że w tej opozycyjnej koncepcji „polityka” nie może być traktowana jako „dobro wspólne”. Nie może, bo pojęcie dobra wspólnego nie istnieje. Dobro wspólne – przypomnę – to nie jest prosta suma dóbr. Dlatego Państwo Polskie to nie jest suma dóbr „wolnych miast” Warszawy, Gdańska, Poznania, Wrocławia, Łodzi… Dobro wspólne to jest zespół warunków, które umożliwiają integralny rozwój osoby ludzkiej, w jej wymiarze indywidualnym, jak i społecznym. Dlatego naturalnym wyrazem dobra wspólnego jest naród, a potem państwo.

Dobro wspólne zakłada ze swej istoty konieczność relacji między jednostką a państwem. I tutaj pojawiają się podstawowe zasady nauki społecznej Kościoła – jak solidarność i pomocniczość. Nie chodzi tu o demagogiczne hasła, które sprawiają, że „solidarność” staje się przestrzenią bezpardonowej walki, a „pomocniczość” wyznacza w istocie dwie prędkości (nie tylko w Europie, ale też w obrębie Państwa Polskiego między prędkością „wolnych miast”, „małych ojczyzn”, a całą resztą pisuarowej, bezrozumnej masy).

Jednoznacznie trzeba porzucić narrację o „małych ojczyznach”. Ojczyzna jest jedna – Polska. I tej wartości, temu dobru wspólnemu mamy poświęcać nasze siły. Bo tutaj jest „nasz zbiorowy obowiązek”.