Polecane

Paweł Bortkiewicz TChr-Kilka obaw i niepokojów

Czytam w biuletynie mojego Uniwersytetu krótki tekst jednego z Profesorów Uczelni o Bitwie Warszawskiej.
Autor rozróżnia trzy pojęcia - historii, pamięci i mitu. Wskazuje też na ich zależności. Z tym wszystkim się zgadzam. Ale jakiś niepokój budzi we mnie konkluzja:

"Historia ukazuje nam Bitwę Warszawską, dramatyczne starcie, w którym stawką był los Niepodległej, bitwę, która została wygrana dzięki całkiem racjonalnym wysiłkom dowódców i żołnierzy.
Mit umacnia nas w przekonaniu o słuszności naszej sprawy, o sprawiedliwości dziejów i Opatrzności nimi kierującej. Warto abyśmy te dwie rzeczywistości rozróżnili,  abyśmy mówiąc o Bitwie Warszawskiej wspominali realne, naukowo zweryfikowane fakty, używając zaś pojęcia Cudu nad Wisłą pamiętali, że poruszamy się w sferze mitu".

Nie bardzo rozumiem dlaczego racjonalność decyzji ma być w opozycji do Opatrzności. Nie bardzo też przyjmuję, że to wyłącznie racjonalność decyzji była przyczyną zwycięstwa. Nie wiem, czy w paradygmacie racjonalności mieszczą się heroiczne decyzję, czy w paradygmacie racjonalności mieszczą się godziny, ciągi godzin modlitw ludzi wspierających walkę i zmagania militarne.

Nie wiem, czy w imię nowoczesnej racjonalności, musimy ustawiać w opozycji Bitwę i Cud. I wreszcie nie wiem, czemu takie opozycjonowanie ma służyć? Mogę oczywiście się mylić, mogę być przewrażliwiony, ale wyczuwam w takich i podobnych zabiegach jedno - osłabianie pamięci i tożsamości.

Już bez wątpliwości, bo mieć ich nie można, czytam głos tym razem znanego Profesora UJ: "W sprawie wojny z bolszewicką Rosją w 1920 r. to tylko chciałem nieśmiało przypomnieć, że to Polacy napadli na Rosję, a nie odwrotnie. Mieliśmy niezbyt mądry obyczaj rajdów na wschód, a potem się oburzaliśmy, że zabory, że inwazję. Trza w domu siedzieć". Można doradzić i samemu profesorowi Hartmanowi, by w domu siedział i uczelni nie nawiedzał. Można wczytać się w słowa Pana ministra Gowina o wstydzie jaki mu towarzyszy, jako ministrowi nauki, gdy czyta takie słowa profesorów.

Myślę jednak, że problem trzeba osadzić w szerszej perspektywie. Reforma nauki i szkolnictwa wyższego pod hasłem "transferu wiedzy do gospodarki" nie zapobiegła w niczym szerzeniu się ideologizacji nauki. Jej elementem staje się "demitologizacja", która faktycznie oznacza w wielu wypadkach wyzbywanie się wartości.

W pustce aksjologicznej zaczynają natomiast gościć antywartości. W miejsce godności człowieka mamy np. tolerancję każdego innego, tylko dlatego, że jest inny. W miejsce praw człowieka, mamy promocję roszczeń z równoczesnym wyzbyciem się obowiązków. Wiem, że zabrzmi to patetycznie - ale zawsze te trendy są antyludzkie, antypolskie i antykatolickie.

Klasycznym przykładem tego zjawiska jest cała ta przestrzeń kulturowa, która najchętniej uhonorowała by ofiary II wojny światowej potańcówką gejów i lesbijek.
Mamy więc "demitologizację" Cudu nad Wisłą.
A przed nami gdańskie obchody 1 września.