Polecane

Ojcowie byli komunistami, a dzieciom zęby cierpną

Na temat rozrachunków dzieci z przeszłością totalitarną rodziców napisano dość dużo. Znacznie łatwiejsza wydaje się sytuacja „sierot” po nazistach. Denazyfikacja Niemiec ułatwiła w wielu przypadkach odcięcie od poglądów ojców i matek oraz ułożenie sobie relacji między naturalnymi więzami krwi a prawdą historii. W wypadku komunizmu, który swojej Norymbergi nigdy nie miał, sprawy się komplikują.

Tylko w tych kategoriach da się, być może, zrozumieć postawę francuskiego historyka Benoît Rayskiego, syna komunisty i szpiega PRL, który dzisiaj jest francuskim publicystą i niezwykle zajadle atakuje Polskę. Rayski nie jest już zwariowanym lewakiem, ewoluował, a wiele społecznych tematów opisuje z dużą dozą zdrowego rozsądku. Z wyjątkiem… Polski. Niedawno w sprawie jego skandalicznego artykułu na portalu Atlantico interweniowała nawet Ambasada RP w Paryżu.

Adam Rayski – z Francji do PRL i z powrotem

Zacznijmy jednak po kolei. Benoît Rayski jest historykiem, synem Adama (Abrahama Rayskiego-Rajgrodzkiego), działacza Komunistycznej Partii Polski, później Komunistycznej Partii Francji, członka francuskiego ruchu oporu. Po wojnie w 1949 r. przyjechał do Polski, by wprowadzać komunizm. Listy polecające miał mu wystawić czołowy działacz KPF, francuski deputowany, a nawet kandydat komunistyczny na prezydenta w 1969 r. (otrzymał 21 proc. głosów) Jacques Duclos, który był agentem KGB.

Adam Rayski w 1954 r. „za zasługi w pracy zawodowej w dziedzinie prasy i wydawnictw” otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. W latach 50. zajmował się partyjną kontrolą mediów w randze podsekretarza stanu. Jak podaje Wikipedia, rozczarowany wrócił jednak w 1957 r. nad Sekwanę. Rzekome rozczarowanie wywołuje jednak zdziwienie, bo Rayski, chociaż wyjechał z PRL, to podjął się… pracy szpiega. Przykrywką do tej działa 6lności było założenie przez niego wydawnictwa. W 1959 r. został aresztowany w aferze szpiegowskiej dotyczącej wywiadu PRL we Francji.

Amerykanie pomogli Francuzom ujawnić siatkę wywiadu, kierowanego m.in. przez nielegała Henryka Adlera vel Trojana (Henryk Chaim Adler), oficera oddziału II Sztabu Generalnego LWP. Adler to prawdziwy internacjonał, też dąbrowszczak, który był działaczem francuskiej, palestyńskiej, hiszpańskiej i angielskiej partii komunistycznej.

Afera nosi we Francji miano „sprawy Bertelé”. Hermann Bertelé, ps. Armand, urodził się w Wiedniu, był od 1920 r. członkiem Komunistycznej Partii Austrii, uczestnikiem wojny domowej w Hiszpanii. W 1938 r. pełnił funkcję kuriera do Hiszpanii ambasady sowieckiej w Paryżu. Po wojnie prowadził niepozorną księgarnię z działem dewocjonaliów w Fontenay-sous-Bois założoną za pieniądze wywiadu PRL, która była przykrywką dla pracy szpiegowskiej. W 1961 r. został skazany na 10 lat pozbawienia wolności za „zdradę i szpiegostwo”, zwolniono go 30 listopada 1967 r., odebrano mu obywatelstwo i deportowano razem z żoną do Warszawy, gdzie mieszkał pod nazwiskiem Aleksander Lewandowski jako emerytowany pułkownik. Dość szybko deportowano także z Francji prowadzącego szpiega attaché wojskowego ambasady Kazimierza Dopierałę.

Do zadań tej siatki należało: „rozpracowanie dyslokacji wojsk na terenie Francji, poznawanie jego uzbrojenia i stanu wyszkolenia, rozlokowania składów broni i amunicji, zbieranie danych dotyczących sieci kolejowej ze strategicznego punktu widzenia, rozpracowanie zakładów przemysłowych o znaczeniu wojskowym w rejonie Grenoble, urządzenie we Francji dwóch stacji nadawczo-odbiorczych na czas wojny”. Do tego werbunek.

W procesie Bertelé skazano też Adama Rayskiego. W lipcu 1961 r. usłyszał wyrok siedmiu lat więzienia. Nie podzielił jednak losu towarzyszy. W jego przypadku przydały się koneksje z czasu wojny, ruchu oporu i organizacji żydowskich. Został zwolniony już w marcu 1963 r. Napisał wówczas kilka książek o historii żydowskiego oporu we Francji, historii Holokaustu, działał w stowarzyszeniu żydowskich kombatantów we Francji. Jego poglądy się zmieniły, odszedł od komunizmu, rozpoczął współpracę z organizacjami diaspory żydowskiej. Zmarł w wieku 94 lat i spoczął na cmentarzu Père-Lachaise.

Benoît, syna Adama

Jego syn Benoît (rocznik 1938) został historykiem. Postać ojca, żydowskiego członka ruchu oporu, działacza komunistycznego jest dla niego rodzajem karty wizytowej. Poświęcił mu książkę „Fils d’Adam, Nostalgies communistes” („Syn Adama, nostalgiczni komuniści”), w której zamieścił swój list do ojca internacjonalisty. „Jestem częścią tego judeo-bolszewickiego potomstwa” – pisze. W próbach usprawiedliwienia flirtu ojca z totalitarnym systemem słychać np. echa Aleksandra Watta: „Tragedia komunistyczna zawsze była częścią tragedii żydowskiej, czasem nawet się z nią myliła. Podobnie jak ty, setkami tysięcy porzucali religię swoich ojców, zarezerwowaną tylko dla Żydów, aby przyjąć inną religię, komunizm, niosąc obietnicę szczęścia dla całej ludzkości”. Komunista jako antyteza Chrystusa to motyw… ciekawy. W dodatku, okazuje się, że to komunizm ich porzucił. Pozostaje więc powrót do korzeni i mesjanizmu żydowskiego.

Benoît Rayski dość często wraca do tematyki ruchu oporu i komunizmu (polemizuje m.in. z „Czarną księgą komunizmu” czy tezą o rewolucyjnym ludobójstwie w Wandei). Czyni to jednak, trzymając się jako publicysta, kanonów pracy historyka. Wyjątkiem jest kwestia… Polski. Być może na dwa mesjanizmy nie ma w świecie miejsca.

W swojej książce Benoît Rayski mówi wprost, że „nie rozumie, dlaczego jego ojciec chciał powrócić po wojnie do kraju, który w 1946 r. pozwolił swoim wieśniakom masakrować ocalałych z Auschwitz, bo odważyli się wrócić, by odebrać swój dom, i w którym nacjonaliści wyciągali tych samych ocalałych z pociągów, by ich zabić. Polska odzyskała bowiem smak pogromu, jakby nic się w międzyczasie nie wydarzyło”. I pyta: „Dlaczego wróciłeś do kraju, którego tak bardzo nienawidziliśmy?”. Teraz te tezy powtarza coraz częściej.

Publicystyka w cieniu wyborów ojca

Benoît Rayski pracuje dla „France-Soir”, „Le Matin de Paris”, „Globe”, udziela się na portalach Boulevard Voltaire i Atlantico. Nie jest postacią anonimową. Ciężaru wyborów ojca jednak nie potrafi unieść. Zabrał np. głos w sprawie nowelizacji ustawy o IPN. Pisał wtedy, że „polski rząd czuje się zobowiązany schlebiać najbardziej ponurym nacjonalistycznym ciągotom. Nie bez powodu Polska jest wytykana palcem za swój antysemityzm”. Było też o „obskuranckiej prawicy”, co wskazuje, że trochę się Benoît nauczył od tatusia.

Równie krytycznie opisuje on postawę Polski podczas II wojny światowej. Pomniejsza rolę polskich ofiar: „Niektórzy twierdzą, że 3 mln Polaków zginęły w czasie II wojny światowej z rąk nazistów. 3 mln! Tyle samo co Żydów. To kłamstwo. Ta liczba została zmyślona po to, by postawić polskie ofiary na równi z żydowskimi. Tymczasem te 3 mln Polaków to w dużej mierze ofiary głodu, chorób i złych warunków sanitarnych podczas wojny. Oczywiście są tam także ujęte polskie ofiary Auschwitz i innych obozów. A raczej panujących w nich złych warunków. Bo nie komór gazowych”.

Ostatnio Rayski na portalu Atlantico zamieścił jednak wyjątkowo paskudny tekst o 75-leciu powstania Brygady Świętokrzyskiej. Zaczyna od definicji BŚ: „Nacjonalistyczna podziemna jednostka walcząca przeciwko niemieckim okupantom (trochę), przeciwko komunistom (dużo), Sowietom (bardzo dużo) i Żydom (bardzo dużo)”.

Dalej są już kłamstwa coraz większego kalibru i raczej historyka niegodne: „Gdy w 1944 r. Armia Czerwona wkroczyła do Polski, Brygada Świętokrzyska współpracowała z nazistami, zabijając żołnierzy sowieckich. Zabijali także partyzantów komunistycznych i masakrowali, gdy tylko nadarzyła się okazja, grupy żydowskich partyzantów. Dla nich komunista oznaczał Żyda, a Żyd komunistów”. Twierdzi też, że Brygada zabiła „ponad 1000 Żydów, którzy przeżyli Auschwitz i Treblinkę”.
Kolejna próbka: „Nacjonalistyczni bojownicy wyciągali pasażerów pociągów i zmuszali ich do zdejmowania spodni, a obrzezanych zabijali. Wielu z tych »przeklętych żołnierzy« zostało zabitych przez polskie władze i wydaje się, że to (obecnie) wystarcza, aby zostali bohaterami...”.

Nic dziwnego, że „polska opozycja demokratyczna zbuntowała się przeciwko temu haniebnemu hołdowi, a najmocniejszy protest zgłosił naczelny rabin Polski”, którego sprowokowano „oficjalnym zaproszenie na tę ceremonię ekspiacyjną!”. Artykuł kończy zdanie, które jest też tytułem „Polska zasługuje na coś lepszego, o wiele lepszego, niż g…. rząd, który nią kieruje”.
Na ten artykuł pt. „Comment se fait-il qu’un pays aussi beau que la Pologne ait un gouvernement de m… ?” zareagowała Ambasada RP w Paryżu i chyba trochę nawet zbyt grzecznie: „Z wielkim smutkiem i zdziwieniem przeczytaliśmy artykuł (…) opublikowany na stronie Atlantico 14 sierpnia 2019 r. Jestem głęboko wstrząśnięta, gdy przeczytałam takie zniewagi ze strony dziennikarza i historyka i czuję się zmuszona zwrócić uwagę na fakt, że obrażając demokratycznie uzasadniony polski rząd, obraża się cały naród i system wartości, o które Polska tak mocno walczyła od 1989 r. Fraza, którą sugerujesz w tytule swojego artykułu, jest niewłaściwa i wykracza poza wszelkie normy dziennikarskie...” – napisała zastępująca ambasadora Barbara Sośnicka. Odnosząc się do „języka nienawiści” ze strony Rayskiego, dodała: „Niezależnie od różnic opinii i preferencji politycznych wszystkich, istnieje ogólna kultura i standardy, których należy przestrzegać (…)”.

Portal Atlantico artykułu nie usunął, Rayski nikogo nie przeprosił. Cień ojca okazuje się zbyt potężny. Ojcowie jedli zielone winogrona, a synom zęby ścierpły?

Bogdan Dobosz

za:niezalezna.pl