Polecane

Światowy Dzień Ludności okazją do dalszej promocji aborcji, antykoncepcji oraz ideologii gender

11 lipca, w Światowy Dzień Ludności, Organizacja Narodów Zjednoczonych zwróciła uwagę na wpływ pandemii na płodność. Co roku od 1989 roku, gdy liczba ludności na świecie przekroczyła 5 mld, obchodzony jest Światowy Dzień Ludności. Ma on służyć skoncentrowaniu się na „palących kwestiach niepokojącego wzrostu liczby ludności”. Tyle, że nowe przewidywania sugerują skurczenie się populacji do końca tego wieku.

Tegorocznym tematem przewodnim jest wpływ pandemii COVID-19 na płodność. Wedle szacunków ONZ światowa populacja w 2011 roku wynosiła 7 miliardów. Dziś ma być nas około 7,7 miliarda. W ciągu dekady ta liczba ma wzrosnąć do około 8,5 miliarda, by w połowie wieku wynieść 9,7 miliarda, a w 2100 – 10,9 miliarda osób.

Zespół amerykańskich naukowców przewiduje jednak, że za około 50 lat liczba ludności na świecie zacznie drastycznie spadać i to – ich zdaniem – częściowo bardzo dobra wiadomość. Mniejsza populacja będzie bowiem korzystna dla środowiska, ale odbije się niekorzystnie na gospodarce.

Najnowsze badanie dotyczące globalnej populacji przeprowadzone przez uczonych z Institute for Health Metrics and Evaluation (IHME) oraz University of Washington, którego wyniki opublikowano w internetowym czasopiśmie „Lancet” sugeruje, że w obliczu spadającej liczby ludności w wieku produkcyjnym konieczne będzie wdrożenie przez wszystkie kraje liberalnej polityki migracyjnej i upowszechnienie „praw reprodukcyjnych” (aborcja i antykoncepcja).

Opierając się na modelowaniu komputerowym i uwzględniwszy aktualne trendy w zakresie płodności, śmiertelności i migracji, wykorzystując także dane z 2017 Global Burden of Disease Study, naukowcy przewidują wzrost liczby ludności na świecie do 9,7 mld w 2064 roku, ale potem zacznie ona spadać i przed końcem stulecia wyniesie 8,8 mld osób.

Najnowsze szacunki są drastycznie mniejsze niż inne, wcześniejsze przewidywania ONZ, sugerujące, że do 2100 roku będzie na świecie 12,3 miliarda ludzi.

Naukowcy uważają, że niektóre kraje takie jak Japonia czy Włochy stracą nawet połowę swojej populacji, a Polska jeszcze więcej.

W różnych raportach oenzetowskich, ale także innych think tanków i organizacji ekonomicznych wskazuje się, że domniemane „przeludnienie” jest jednym z głównych problemów na Ziemi. Rosnąca populacja ma mieć negatywny wpływ na środowisko i kurczenie się zasobów naturalnych.

Jednak, jak zauważają naukowcy w najnowszym badaniu, kurcząca się populacja nie oznacza automatycznie, że ludzie będą mogli żyć wygodniej w przyszłości. W nomenklaturze ekonomicznej ludzie stanowią „zasób” tak, jak ziemia i praca. Mniejsza populacja oznacza negatywny wpływ na światową gospodarkę.

„Podczas gdy spadek liczby ludności jest potencjalnie dobrą wiadomością dla zmniejszenia emisji dwutlenku węgla i presji na systemy żywnościowe, przy większej liczbie osób starszych i mniejszej liczbie młodych, pojawią się wyzwania gospodarcze. Społeczeństwa będą walczyć o rozwój przy mniejszej liczbie pracowników i podatników, a zdolności krajów do generowania bogactwa potrzebne do finansowania wsparcia społecznego i opieki zdrowotnej dla osób starszych będą ograniczone” – zauważył w oświadczeniu biostatystyk Stein Emil Vollset z IHME i główny autor badania.

Ludność Chin w wieku produkcyjnym ma zmniejszyć się o 48 proc. z 1,4 miliarda ludzi obecnie do 730 milionów za 80 lat.

Światowa populacja prawdopodobnie osiągnie szczyt w 2064 r., wynosząc około 9,7 miliarda, a następnie spadnie do około 8,8 miliarda do 2100 roku – o około 2 miliardy mniej niż niektóre wcześniejsze szacunki – według modelowania komputerowego przeprowadzonego przez amerykańskich naukowców. Mówią, że do roku 2100 przewidywane wskaźniki dzietności w 183 ze 195 krajów nie będą wystarczająco wysokie, aby utrzymać obecną populację bez liberalnej polityki migracyjnej. Dodają, że w 23 krajach populacja zmniejszy się o ponad połowę, w tym w Japonii, Tajlandii, Włoszech i Hiszpanii. Przewidują również dramatyczny spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym w krajach takich jak Indie i Chiny, co może ograniczyć wzrost gospodarczy i doprowadzić do zmian w światowych potęgach. Ostrzegają, że reakcje na spadek liczby ludności nie mogą zagrażać postępom w zakresie „wolności kobiet i praw reprodukcyjnych”.

Badanie finansowała Fundacja Billa i Melindy Gatesów.

Uczeni przekonują, że „poprawa dostępu do nowoczesnej antykoncepcji oraz edukacji dziewcząt i kobiet powoduje powszechny, trwały spadek płodności”.

Nowe badanie przewiduje również ogromne zmiany w globalnej strukturze wiekowej: około 2,37 miliarda osób w wieku powyżej 65 lat na całym świecie w 2100 roku w porównaniu z 1,7 miliarda w wieku poniżej 20 lat. Autorzy sugerują, że trzeba jak najszybciej wdrożyć liberalną politykę migracyjną.

– Ciągły wzrost globalnej populacji w ciągu stulecia nie jest już najbardziej prawdopodobną trajektorią dla światowej populacji – zaznacza dyrektor IHME dr Christopher Murray. – Badanie to daje rządom wszystkich krajów możliwość ponownego przemyślenia swoich polityk dotyczących migracji, siły roboczej i rozwoju gospodarczego, aby sprostać wyzwaniom związanym ze zmianami demograficznymi – dodał.

Profesor IHME Stein Emil Vollset zaznacza, że sam spadek liczby dorosłych w wieku produkcyjnym zmniejszy tempo wzrostu PKB, co może doprowadzić do poważnych zmian w światowej sile gospodarczej do końca stulecia. Reagowanie na spadek liczby ludności prawdopodobnie stanie się nadrzędnym problemem politycznym w wielu krajach, ale „nie może zagrażać wysiłkom na rzecz poprawy zdrowia reprodukcyjnego kobiet lub postępu w zakresie praw kobiet” – komentował.

Dr Richard Horton, redaktor naczelny „The Lancet”, z kolei uważa, że „To ważne badanie wyznacza przyszłość, którą musimy pilnie zaplanować. Przedstawia wizję radykalnych zmian we władzy geopolitycznej, kwestionuje mity dotyczące imigracji i podkreśla znaczenie ochrony oraz wzmocnienia praw seksualnych i reprodukcyjnych kobiet. XXI wiek przyniesie rewolucję w historii naszej ludzkiej cywilizacji. Afryka i świat arabski będą kształtować naszą przyszłość, podczas gdy Europa i Azja cofną się pod ich wpływem. Pod koniec wieku świat będzie wielobiegunowy, z dominującymi potęgami w Indiach, Nigerii, Chinach i USA. To będzie naprawdę nowy świat, na który powinniśmy się dzisiaj przygotowywać”.

Wskaźnik płodności ma stale spadać z 2,37 w 2017 roku do 1,66 w 2100 – znacznie poniżej minimalnego wskaźnika (2,1) koniecznego do utrzymania zastępowalności pokoleń. We Włoszech i Hiszpanii ma on wynieść około 1,2 dziecka na kobietę, a w Polsce zaledwie 1,17.

Nawet niewielkie zmiany tego wskaźnika przekładają się na duże różnice w wielkości populacji np. zwiększenie TFR o zaledwie 0,1 urodzeń na kobietę odpowiada około 500 milionom więcej osób na planecie w 2100 roku.

Znaczna część przewidywanego spadku płodności ma nastąpić w krajach o wysokiej płodności, szczególnie w Afryce Subsaharyjskiej, gdzie oczekuje się, że wskaźniki po raz pierwszy spadną poniżej poziomu zastępowalności pokoleń – ze średnio 4,6 urodzeń na kobietę w 2017, do zaledwie 1,7 do 2100 roku. W Nigrze, gdzie współczynnik dzietności był najwyższy na świecie w 2017 roku, kobiety rodzą średnio siedmioro dzieci, przewiduje się, że do 2100  wskaźnik ten spadnie do około 1,8.

Mimo spadku wskaźnika płodności, populacja Afryki Subsaharyjskiej potroi się w ciągu stulecia z około 1,03 miliarda w 2017 do 3,07 miliarda w 2100 roku. Afryka Północna i Bliski Wschód to jedyne regiony, które według prognoz będą miały większą populację w 2100 (978 mln) niż w 2017 roku (600 mln).

Wiele z najszybciej kurczących się populacji będzie znajdować się w Azji oraz Europie Środkowej i Wschodniej. Przewiduje się, że populacja zmniejszy się o ponad połowę w 23 krajach i terytoriach, w tym w Japonii (z około 128 mln w 2017 do 60 mln w 2100 roku), w Tajlandii (z 71 do 35 mln), w Hiszpanii (z 46 do 23 mln), we Włoszech (z 61 do 31 mln), w Portugalii (z 11 do 5 mln) i Korei Południowej (z 53 do 27 mln). Oczekuje się, że w kolejnych 34 krajach liczba ludności spadnie od 25 do 50 proc, w tym w Chinach (z 1,4 mld w 2017 r. do 732 mln w 2100 r.).

Ogromne zmiany nastąpią też w globalnej strukturze wiekowej. Ponieważ płodność na całym świecie spada, a średnia długość życia wzrasta, przewiduje się, że liczba dzieci poniżej 5 roku życia spadnie o 41 proc, z 681 mln w 2017 do 401 mln w 2100 roku, podczas gdy liczba osób w wieku powyżej 80 lat wzrośnie sześciokrotnie, ze 141 mln do 866 mln. Podobnie przewiduje się, że globalny stosunek dorosłych w wieku powyżej 80 lat do każdej osoby w wieku 15 lat lub młodszej wzrośnie z 0,16 w 2017 do 1,50 w 2100 roku w krajach o spadku liczby ludności przekraczającym 25 proc.

Co więcej, globalny stosunek niepracujących dorosłych do pracujących wyniósł około 0,8 w 2017, ale w 2100 roku wzrośnie do 1,16, jeśli udział w sile roboczej według wieku i płci nie ulegnie zmianie.

Zmniejszająca się liczba ludności w wieku produkcyjnym może spowodować poważne zmiany w wielkości gospodarek

Podczas gdy Chiny mają zastąpić USA w 2035 roku, mając największy na świecie całkowitym produkt krajowy brutto (PKB), gwałtowny spadek liczby ludności od 2050 roku ograniczy wzrost. W rezultacie Stany Zjednoczone mają odzyskać pierwsze miejsce do 2098 roku, jeśli imigracja będzie nadal wspierać amerykańską siłę roboczą.

Liczba dorosłych w wieku produkcyjnym w Indiach spadnie z 762 mln w 2017 do około 578 mln w 2100 roku.

W Chinach liczba pracowników ma spaść z 950 mln w 2017 do 357 mln w 2100 roku. Afryka Subsaharyjska ma znacznie zyskać na scenie geopolitycznej wraz ze wzrostem liczby ludności. Nigeria będzie jedynym krajem wśród 10 najbardziej zaludnionych państw świata, w którym liczba ludności w wieku produkcyjnym wzrośnie w ciągu stulecia (z 86 mln w 2017 r. do 458 mln w 2100 roku), wspierając szybki wzrost gospodarczy.

Podczas gdy Wielka Brytania, Niemcy i Francja pozostaną w pierwszej dziesiątce pod względem największego PKB na świecie na przełomie wieków, spadną Włochy (z 9. miejsca w 2017 na 25. w 2100) i Hiszpania (z 13. na 28. miejsce). Krajom tym ma pomóc liberalna polityka migracyjna.

Uczeni zauważają, że niektóre kraje o dzietności poniżej poziomu zastępowalności, takie jak USA, Australia i Kanada, prawdopodobnie utrzymają populację w wieku produkcyjnym dzięki imigracji netto.

Autorzy wyrazili obawę, że „istnieje jednak bardzo realne niebezpieczeństwo, iż w obliczu zmniejszającej się liczby ludności niektóre kraje mogą rozważyć politykę ograniczającą dostęp do usług zdrowia reprodukcyjnego, co może mieć katastrofalne skutki. Konieczne jest, aby wolność i prawa kobiet znajdowały się na szczycie programu rozwoju każdego rządu”.

Uczeni wskazują na pewne ograniczenia analizy, w tym fakt, że chociaż w badaniu wykorzystuje się najlepsze dostępne dane, przewidywania są ograniczone ilością i jakością danych z przeszłości. Zauważają również, że przeszłe trendy nie zawsze pozwalają przewidzieć, co stanie się w przyszłości, a niektóre czynniki nieuwzględnione w modelu mogą zmienić tempo dzietności, śmiertelności lub migracji. Na przykład w analizie nie uwzględniono pandemii COVID-19, która dotknęła lokalne i krajowe systemy opieki zdrowotnej na całym świecie i spowodowała ponad pół miliona zgonów. Jednak autorzy uważają, że nadmierne zgony spowodowane pandemią prawdopodobnie nie zmienią znacząco długoterminowych trendów prognozowania globalnej populacji.

Profesor Ibrahim Abubakar z University College London (UCL) i zarazem szef Lancet Migration (który nie był zaangażowany w badanie) komentował, że „migracja może być potencjalnym rozwiązaniem przewidywanego niedoboru ludności w wieku produkcyjnym”.

„Podczas gdy demografowie nadal dyskutują o długofalowych skutkach migracji jako remedium na spadek TFR, aby odniosła ona sukces, potrzebujemy fundamentalnego przemyślenia polityki globalnej. Większy multilateralizm i nowe globalne przywództwo powinny umożliwić czerpanie korzyści zarówno krajom wysyłającym, jak i przyjmującym migrantów, przy jednoczesnej ochronie praw jednostek. Narody musiałyby współpracować na poziomach, które do tej pory nam umykały, aby strategicznie wspierać i finansować rozwój dobrze wykwalifikowanego kapitału ludzkiego w krajach, które są źródłem migrantów. Sprawiedliwa zmiana globalnej polityki migracyjnej będzie wymagała głosu krajów bogatych i biednych. Przewidywane zmiany w rozmiarach gospodarek narodowych i wynikająca z tego zmiana siły militarnej mogą wymusić te dyskusje” – pisze.

Dodaje: „Ostatecznie, jeśli przewidywania Murraya i współpracowników będą choć w połowie trafne, migracja stanie się koniecznością dla wszystkich narodów, a nie opcją. Pozytywny wpływ migracji na zdrowie i gospodarkę jest znany na całym świecie. Stoimy przed wyborem, czy poprawimy zdrowie i bogactwo, pozwalając na planowy ruch ludności, czy też skończymy z podklasą importowanej siły roboczej i niestabilnymi społeczeństwami. Antropocen stworzył wiele wyzwań, takich jak zmiana klimatu i większa globalna migracja. Podział populacji w wieku produkcyjnym będzie miał kluczowe znaczenie dla tego, czy ludzkość będzie dobrze prosperować, czy wymrze”.

ONZ zaznaczyła, że odpowiedzią na dzisiejsze wyzwania populacyjne jest „zagwarantowanie praw reprodukcyjnych kobiet”.

Zaznacza, że w drugim roku pandemii COVID-19 jesteśmy zawieszeni w stanie pośrednim. „Pandemia zagroziła systemom opieki zdrowotnej, szczególnie w obszarze zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego. Ujawniła również i zaostrzyła nierówności ze względu na płeć: przemoc ze względu na płeć wzrosła w warunkach zamknięcia, podobnie jak ryzyko małżeństw dzieci i okaleczania żeńskich narządów płciowych, ponieważ programy mające na celu zniesienie szkodliwych praktyk zostały przerwane. Znaczna liczba kobiet odeszła z rynku pracy – ich często niskopłatna praca została zlikwidowana lub zwiększyły się obowiązki związane z opieką nad dziećmi uczącymi się na odległość czy osobami starszymi powracającymi do domu – destabilizując ich finanse, nie tylko teraz, ale na dłuższą metę. W tym kontekście wiele krajów wyraża coraz większe zaniepokojenie zmianami wskaźników dzietności. Historycznie, panika nad współczynnikami dzietności prowadziła do znoszenia praw człowieka” – czytamy.

Fundusz Ludnościowy ONZ (UNFPA) odradza „reakcyjne działania polityczne, które mogą być niezwykle szkodliwe, jeśli naruszają prawa, zdrowie i wolny wybór”. Agencja podkreśla, że ​​kobiety muszą mieć uprawnienia edukacyjne, ekonomiczne i polityczne, aby mogły dokonywać właściwych wyborów odnośnie swojego ciała i płodności.

Ten dramatyczny wzrost był napędzany w dużej mierze przez rosnącą liczbę osób dożywających wieku rozrodczego i towarzyszyły mu poważne zmiany we wskaźnikach dzietności, rosnąca urbanizacja i przyspieszająca migracja. Tendencje te będą miały daleko idące konsekwencje dla przyszłych pokoleń.

Spadek dzietności i urbanizacja mają mieć daleko idące konsekwencje, wpływając na rozwój gospodarczy, zatrudnienie, dystrybucję dochodów, ubóstwo i ochronę socjalną, a także na powszechny dostęp do opieki zdrowotnej, edukacji, mieszkań, urządzeń sanitarnych, wody, żywności i energii. „Aby w bardziej zrównoważony sposób odpowiadać na potrzeby jednostek, decydenci muszą zrozumieć, ilu ludzi żyje na planecie, gdzie się znajdują, ile mają lat i ilu ludzi przyjdzie po nich”. Kluczowe jednak ma być zrozumienie roli praw kobiet. „Pomimo konstytucyjnych gwarancji równości płci w wielu krajach, na całym świecie kobiety mają średnio tylko 75 proc. praw mężczyzn”. ONZ dodaje, że z badań wynika, że od 4 do 29 proc. kobiet stosujących antykoncepcję robi to bez wiedzy męża lub partnera, a „tylko 55 proc. kobiet ma prawo do podejmowania własnych decyzji dotyczących własnego ciała, co powinno być sygnałem alarmowym dla rządów, decydentów i instytucji rozwojowych”.

Agencja wskazuje na przemoc wobec kobiet, którą miała pogorszyć pandemia. ONZ chce „wzmocnienia pozycji kobiet” i upowszechnienia „praw reprodukcyjnych oraz seksualnych”, czyli aborcji i antykoncepcji długotrwałej oraz promocji homoseksualizmu, transseksualizmu itp.


za:pch24.pl