Polecane

Wobec Polski i Węgier uruchomiono procedurę naruszeniową

Komisja Europejska uruchomiła procedurę naruszeniową wobec Polski i Węgier za – jej zdaniem – dyskryminację środowisk homoseksualnych. Działaniom Komisji przyklaskuje opozycja.

W marcu Parlament Europejski większością głosów przyjął rezolucję w sprawie ogłoszenia UE strefą wolności osób LGBTIQ. Była to odpowiedź na rzekomo istniejące w Polsce „strefy wolne od LGBT”. Kłamliwą akcję rozpoczął działacz środowisk homoseksualnych – Bart Staszewski. W internecie zamieszczał zdjęcia z własnoręcznie wykonanymi tablicami. To przekonało UE.

    – Jest to oczywiście pewnym ośmieszeniem instytucji europejskich, że na podstawie tego typu fotomontaży instytucje zajmują się takimi sprawami – zauważa dr Piotr Gawryszczak, politolog.

Teraz KE wszczęła przeciwko Polsce i Węgrom procedurę w sprawie rzekomych uchybień związanych z równością i ochroną praw podstawowych.

    „W przypadku Polski Komisja uważa, że władze polskie nie ustosunkowały się w pełni i w odpowiedni sposób do zapytania Komisji dotyczącego charakteru i wpływu uchwał dotyczących tzw. stref wolnych od ideologii LGBT, przyjętych przez kilka polskich regionów i gmin” – wskazuje Komisja Europejska.

W lutym Komisja wezwała Polskę do wyjaśnień. Władze w Warszawie wielokrotnie podkreślały, że w Polsce nie ma dyskryminacji homoseksualistów. Strona polska zapewnia, że na pytania Komisji odpowiedziała we wskazanym terminie. Narrację instytucji europejskich podtrzymuje lewicowa opozycja. O rzekomych strefach wolnych od LGBT mówi poseł Koalicji Obywatelskiej Adam Szłapka.

    – Takie były uchwały. (…) Nie można tworzyć stref wolnych tylko dla kogoś – mówi o rzekomych strefach wolnych od LGBT poseł Adam Szłapka.

Działania KE oburzają Zjednoczoną Prawicę – zaznacza wicerzecznik Porozumienia, Jan Strzeżek, i dodaje, że samorządy przyjmowały uchwały, ale prorodzinne.

    – Chodziło o wzmocnienie tradycyjnej roli Kościoła katolickiego, rodziny. Tam nie było rzeczy, do których można by mieć jakiekolwiek zarzuty – tłumaczy Jan Strzeżek.

W ubiegłym roku premier Mateusz Morawiecki zgodził się powiązać wypłatę unijnych środków z praworządnością. Przed taką decyzją pod koniec ubiegłego roku ostrzegał go m.in. minister sprawiedliwości i szef Solidarnej Polski, Zbigniew Ziobro. Jak mówił, reguła może być furtką dla szkodliwych ideologii.

    – Nie chodzi tu o żadną praworządność, która jest tylko pretekstem, pięknym słowem trafiającym do ucha, ale chodzi o instytucjonalne, polityczne zniewolenie, radykalne ograniczenie suwerenności – zaznaczał minister Zbigniew Ziobro.

Według posła Lewicy Andrzeja Rozenka teraz zasada praworządności doprowadzi do odebrania nam unijnych funduszy.

    – Podjął świadomie decyzję. Dzisiaj jesteśmy świadkami, że premier Mateusz Morawiecki ryzykuje budżet Polski, stawiając na szali sprawy światopoglądowe. Wydaje mi się, że gra nie warta świeczki – przekonuje poseł Andrzej Rozenek.

Miłosz Motyka z Polskiego Stronnictwa Ludowego podkreśla, że rząd jest zmuszony przychylać się do nakazów UE.

    – Jeśli rząd premiera Mateusza Morawieckiego będzie dawał jakiekolwiek sygnały stronie europejskiej, że łamie praworządność, to stracimy środki i będzie to odpowiedzialność tylko i wyłącznie premiera Morawieckiego – wskazuje poseł Miłosz Motyka.

Zgodnie z ustaleniami premiera Mateusza Morawieckiego Polsce nie grozi odebranie funduszy. Jak mówi Piotr Gaglik, prawnik, zasada praworządności nie dotyczy spraw związanych z LGBT.

    – Praworządności, ale rozumianej jako działalność antykorupcyjna – podkreśla Piotr Gaglik.

Jednak KE pracuje nad przepisami, które wprowadzą kary za mówienie prawdy o ideologii LGBT, m.in. do osób homoseksualnych. Jak mówi Piotr Gaglik, sprawa toczy się wokół dużych pieniędzy, co będzie motywować państwa członkowskie do szukania kar uderzających w Polskę i Węgry.

    – Wiele krajów, przede wszystkim zachodnio-europejskich, boli to, że Polska – kraj z niedużą praktyką unijną – otrzyma środki. Dlatego robią wszystko, aby Polska ich nie otrzymała. Każdy pretekst jest dobry – zauważa Piotr Gaglik.

Polska ma dwa miesiące na ustosunkowanie się do zastrzeżeń KE. W przeciwnym razie Komisja może przesłać uzasadnioną opinię i skierować sprawę do TSUE.

za:www.radiomaryja.pl

***

Czy to nie sygnał zwiastujący czas na... Czas!

kn