Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Rozpoczęli walkę o wolność! 77 lat temu wydano rozkaz o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego. Dumna stolica chwyciła za broń przeciw okupantom.

31 lipca 1944 roku, dowódca AK gen. Tadeusz Komorowski „Bór” podjął decyzję o rozpoczęciu 1 sierpnia 1944 roku powstania. „Po pięciu blisko latach nieprzerwanej i twardej walki prowadzonej w podziemiach konspiracji stajecie dziś otwarcie z bronią w ręku” – napisał w rozkazie do żołnierzy AK.

O podjęciu walk w stolicy zadecydowano 21 lipca 1944 r. na spotkaniu generałów Tadeusza Komorowskiego „Bora”, Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” i Tadeusza Pełczyńskiego „Grzegorza”.

Przez kilka następnych dni trwały konsultacje wewnątrz KG AK, której stanowisko przedstawiono następnie Janowi S. Jankowskiemu Delegatowi Rządu na Kraj w celu uzyskania jego akceptacji. Odbyło się także w tym czasie posiedzenie Rady Jedności Narodowej, na którym opowiedziano się za opanowaniem Warszawy przed wkroczeniem do niej Armii Czerwonej.

25 lipca 1944 r. gen. Komorowski wysłał do Londynu depeszę skierowaną do Naczelnego Wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego, w której stwierdzał:

    „Jesteśmy gotowi w każdej chwili do walki o Warszawę. Przybycie do tej walki Brygady Spadochronowej będzie miało olbrzymie znaczenie polityczne i taktyczne. Przygotujcie możliwość bombardowania na nasze żądanie lotnisk pod Warszawą. Moment rozpoczęcia walki zamelduję”.

Negocjacje z Sowietami

Tego samego dnia Rada Ministrów wydała uchwałę, w której upełnomocniła Delegata Rządu „do powzięcia wszystkich decyzji wymaganych tempem ofensywy radzieckiej, w razie konieczności bez uprzedniego porozumienia się z Rządem”. Dzień później premier Stanisław Mikołajczyk polecił ministrowi spraw wewnętrznych przesłać do kraju informację o tym, iż: „Na posiedzeniu Rządu RP zgodnie zapadła uchwała upoważniająca Was do ogłoszenia powstania w momencie przez was wybranym”.

Premier Mikołajczyk, udający się pod koniec lipca na rozmowy ze Stalinem, liczył iż ewentualny wybuch powstania w stolicy wzmocni jego pozycję negocjacyjną wobec Sowietów.

Opinii premiera nie podzielał Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski, który uważał, iż w zaistniałej sytuacji, zbrojne powstanie pozbawione jest politycznego sensu i w najlepszym przypadku zmieni jedną okupację na drugą. W depeszy do gen. Komorowskiego z 25 lipca 1944 r. stwierdzał m.in. „W obliczu szybkich postępów okupacji sowieckiej na terytorium kraju trzeba dążyć do zaoszczędzenia substancji biologicznej narodu w obliczu podwójnej groźby eksterminacji”. Gen. Sosnkowski, jako Naczelny Wódz, nie podjął jednak jednoznacznej decyzji zabraniającej rozpoczęcia powstania.
Nieprecyzyjna informacja

31 lipca po południu dowódca AK gen. Tadeusz Komorowski "Bór" spotkał się z płk Antonim Chruścielem, który przekazał "Borowi" nieprecyzyjną - jak się potem okazało - wiadomość o tym, że sowieckie czołgi są już na przedmieściach Pragi. Ta niesprawdzona informacja była jednym z powodów, dla którego wahający się jeszcze "Bór" podjął ostatecznie decyzję, że powstanie wybuchnie 1 sierpnia.

Przebieg kluczowej narady 31 lipca i podjętej wówczas decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego tak w swoich wspomnieniach przedstawił "Bór" Komorowski:

    "Tegoż dnia komendant Okręgu Warszawa-Miasto, +Monter+, oczekiwany był w kwaterze głównej o godzinie 6 po południu. Zjawił się niespodziewanie o piątej, z wiadomością, że sowieckie oddziały pancerne wdarły się w przyczółek niemiecki, zdezorganizowały jego obronę i że Radość, Miłosna, Okuniew, Wołomin i Radzymin są już w rękach rosyjskich. Po krótkiej naradzie uznałem, że nadszedł właściwy moment do rozpoczęcia walki o Warszawę".

Godzina "W" - dlaczego 17.00?

Tego samego dnia ok. godz. 19 z gmachu przy ul. Filtrowej 68, gdzie mieściła się konspiracyjna kwatera sztabu dowódcy Okręgu AK Warszawa-Miasto, płk Chruściel "Monter" wysłał zaszyfrowaną wiadomość o godzinie "W". "Alarm - do rąk własnych Komendantom Obwodów (…). Nakazuję +W+ dnia 1.8. godzina 17. Adres m.p. Okręgu: Jasna nr 22 m. 20 czynny od godziny +W+. Otrzymanie rozkazu natychmiast kwitować" – rozkazywał komendant Okręgu AK Warszawa-Miasto. Godzinę wybuchu powstania o 17.00 Chruściel uzasadniał tym, że w popołudniowym tłoku na ulicach żołnierzom podziemia łatwiej będzie niepostrzeżenie dotrzeć na miejsca zbiórek.

Decyzja gen. Komorowskiego został opublikowany z datą 1 sierpnia w "Biuletynie Informacyjnym" w drugim dniu powstania. "ŻOŁNIERZE STOLICY. Wydałem dziś upragniony przez Was rozkaz do jawnej walki z odwiecznym wrogiem Polski, najeźdźcą niemieckim. Po pięciu blisko latach nieprzerwanej i twardej walki prowadzonej w podziemiach konspiracji stajecie dziś otwarcie z bronią w ręku, by Ojczyźnie przywrócić Wolność i wymierzyć zbrodniarzom niemieckim przykładną karę za terror i zbrodnie dokonane na ziemiach Polski. Warszawa, 1.VIII-1944 r. Dowódca Armii Krajowej (-) BÓR".

W Powstaniu Warszawskim Chruściel był dowódcą całości walczących sił. 9 września 1944 r. skierował list do dowódcy AK gen. "Bora", domagając się odwleczenia decyzji kapitulacji. Awansowany do stopnia generała brygady rozkazem Naczelnego Wodza z 14 września 1944 r. "za wybitne dowodzenie i przykład osobistego męstwa w walkach o Warszawę".

Antoni Chruściel przed I wojną światową działał w ruchu niepodległościowym; w szeregi odrodzonego Wojska Polskiego trafił w grudniu 1918 r. W kampanii polskiej 1939 r. dowodził 82. Syberyjskim Pułkiem Strzelców. Po kapitulacji twierdzy w Modlinie został wzięty do niewoli i osadzony w niemieckim obozie jenieckim w Działdowie (Soldau); w końcu października tego roku został zwolniony.

Od czerwca 1940 r. Chruściel działał w konspiracji. Należał do zwolenników wybuchu powstania w Warszawie, choć zarazem przestrzegał przed skutkami niedostatku broni i amunicji. W Powstaniu Warszawskim był dowódcą całości walczących sił. Po kapitulacji oddziałów powstańczych przebywał w obozach jenieckich w Niemczech, gdzie uwolniły go oddziały amerykańskie.

Po demobilizacji oddziałów polskich w 1948 r. pozostał na emigracji w Londynie. Od 1956 r. mieszkał w Waszyngtonie; tam też zmarł w 1960 r. W 2004 r. jego prochy zostały przewiezione do Polski i pochowane na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach.

za:niezalezna.pl

***

Dumna stolica chwyciła za broń przeciw okupantom. 77 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego

1 sierpnia wybuchło w Warszawie powstanie. Walki trwały 63 dni. Straty po stronie polskiej wyniosły ok. 18 tys. zabitych i 25 tys. rannych żołnierzy oraz od 120 do 200 tys. ofiar wśród ludności cywilnej.

Wojska niemieckie w trakcie tamtych sierpniowych dni nie przebierały w środkach. Systematycznie dokonywały licznych morderstw na ludności cywilnej. W dniach 5–7 sierpnia 1944 r. na Woli i w północno-zachodniej części Śródmieścia podczas masakry zginęło co najmniej 40 tys. ofiar, a niektóre szacunki mówią nawet o 50 tys. pomordowanych. Do największych egzekucji doszło w rejonie ulic Górczewskiej, Zagłoby i Moczydła. Rozstrzeliwano na podwórzach domów, na terenach fabrycznych bądź przy torach kolejowych. Łącznie pozbawiono życia ok. 12 tys. osób. Jeżeli ponadto uwzględnić fakt, że już w dniu 2 sierpnia – a także w dniach 8–15 sierpnia – na Woli zginęło z rąk żołdaków Reinefartha i Dirlewangera jeszcze kilka tysięcy ludzi, to łączna liczba poległych Polaków w tej części miasta przekroczyła znacznie 65 tys. osób. Ponadto od 4 sierpnia na Ochocie masowe mordy ludności cywilnej rozpoczęły oddziały z brygady „RONA” Bronisława Kamińskiego. Również w innych dzielnicach – zwłaszcza w Śródmieściu i na Mokotowie – Niemcy w pierwszych dniach powstania wymordowali tysiące osób. Akcję masowych egzekucji wstrzymać miał ok. 10 sierpnia 1944 r. rozkaz Hitlera, nakazujący wysyłanie zagarniętej ludności do obozów koncentracyjnych i zakładów pracy na terenie GG i Rzeszy. Jednak już po wydaniu tego rozkazu Niemcy, Rosjanie i Ukraińcy nadal przeprowadzali egzekucje, choć na nieco mniejszą skalę.

Między 1 a 4 sierpnia walczący na Woli żołnierze Dywizji „Hermann Göring” zamordowali ok. 400 wziętych do niewoli powstańców, w tym wielu rannych. Systematycznie wypędzano z budynków mieszkalnych polską ludność cywilną, dopuszczając się przy tym mordów, grabieży i gwałtów na kobietach. Walczące na Woli oddziały niemieckie nagminnie wykorzystywały polskich cywilów, w tym kobiety i dzieci, w charakterze żywych tarcz osłaniających natarcia piechoty lub czołgów. W dniach 5–7 sierpnia oddziały SS i policji niemieckiej pod dowództwem Reinefartha i Dirlewangera dokonały rzezi ludności Woli, mordując wtedy 59 tys. mieszkańców. Była to prawdopodobnie największa jednorazowa masakra ludności cywilnej dokonana w Europie w czasie II wojny światowej. Na Woli Niemcy zamordowali w sumie ponad 65 tys. Polaków. Zidentyfikowano 41 miejsc masowych egzekucji dokonanych przez oddziały niemieckie na Woli.

W dniach 3 i 4 sierpnia żołnierze Wehrmachtu, atakując z okolic Muzeum Narodowego, pędzili przed czołgami, jak również w środku kolumny, jako żywe tarcze, wyciągniętych z domów mieszkańców Warszawy. W krzyżowym ogniu zginęło wówczas kilkudziesięciu zakładników. Ponadto grenadierzy dopuścili się szeregu innych mordów – rozstrzelali m.in. ok. 100 mieszkańców domów przy Al. Jerozolimskich i ul. Brackiej. Pod wiaduktem mostu Poniatowskiego rozstrzelano 19 wziętych do niewoli powstańców. Blisko 4 tys. cywilów spędzono do piwnic gmachu Muzeum Narodowego, dowództwo niemieckie traktowało ich jako zakładników. 3 sierpnia na podwórzu domu przy ul. Marszałkowskiej rozstrzelano 30–44 polskich cywilów. Tego samego dnia w tzw. Domu Profesorskim przy ul. Nowy Zjazd 5 żołnierze niemieccy zamordowali ok. 15 mężczyzn – w tym profesorów Uniwersytetu Warszawskiego.

W czasie Powstania Warszawskiego Ochota (obok Woli) stała się dzielnicą o największym natężeniu zbrodni dokonanych przez żołnierzy niemieckich i formacji wschodnich SS na ludności cywilnej. Najwięcej z nich popełniono w szpitalach, na terenie budynku Instytutu Radowego, w kolonii Staszica. Szczególnie ponurą sławę zyskał obóz przejściowy zorganizowany na terenie tzw. Zieleniaka (róg ul. Grójeckiej i Opaczewskiej). Zginęło tam około 1000 Polaków. Szczególnym bestialstwem wobec mieszkańców wykazywali się żołnierze Brygady Szturmowej SS „RONA”. Jej dowódca Waffen SS-Brigadeführer Bronisław Kamiński otrzymał od Heinricha Himmlera następujące szczegółowe polecenia:

1. Ujętych powstańców należy zabić bez względu na to, czy walczą zgodnie z Konwencją Haską, czy ją naruszają;

2. Nie walcząca część ludności, kobiety i dzieci, ma być również zabijana;

3. Całe miasto ma być zrównane z ziemią, to jest domy, ulice, urządzenia w tym mieście i wszystko, co się w nim znajduje.

Prócz morderstw pacyfikujący dzielnicę żołnierze dopuszczali się na masową skalę gwałtów oraz grabieży. W okresie od 4 do 25 sierpnia na Ochocie zostało zamordowanych około 10 tys. mieszkańców.

13–15 września 1944 r. nastąpiła pacyfikacja Marymontu. Fali mordów, podpaleń, grabieży i gwałtów dokonały przede wszystkim jednostki Wehrmachtu (25. Dywizja Pancerna) z dużym udziałem kolaborantów ze wschodnich jednostek ochotniczych. 13 września Niemcy zamordowali co najmniej 363 mieszkańców, w tym 25 dzieci w wieku od trzech miesięcy do 14 lat.. Piwnice, w których chroniła się ludność cywilna, obrzucano granatami. Mordowano też rannych oraz wziętych do niewoli powstańców. 15 września ofiarą padło ok. 300 mieszkańców wielu żoliborskich ulic, w tym kobiety i dzieci. W wielu wypadkach po rewizji, której zazwyczaj towarzyszyła grabież wszystkich cennych przedmiotów osobistych, Polaków pędzono do gmachu CIWF na Bielanach. Tu odbywała się selekcja schwytanych, część rozstrzeliwano na miejscu, ocalałych wywożono do obozu przejściowego w Pruszkowie.

Podczas Powstania Warszawskiego na Mokotowie Niemcy dopuścili się licznych zbrodni na żołnierzach Armii Krajowej oraz ludności cywilnej. Większości mordów dokonano od 2 do 5 sierpnia, a ich ofiarą padło kilkuset mieszkańców dzielnicy. Nie zakończyło to zbrodniczej działalności żołnierzy niemieckich. Dalsze mordy odbywały się we wrześniu – po upadku Sadyby czy po kapitulacji oddziałów powstańczych 27 września 1944. Ogółem ofiarami przestępczej działalności Niemców padło około 2000 Polaków. Wśród nich było od 100 do 200 mieszkańców Mokotowa, zamordowanych przy użyciu granatów w budynku przy ul. Olesińskiej 5, a ponadto 119 żołnierzy z Pułku AK „Baszta” i osób cywilnych, zgładzonych przy ul. Dworkowej już po kapitulacji oddziałów powstańczych. Niemcy nie oszczędzili również znajdującego się na ul. Chełmskiej Szpitala Ujazdowskiego. Kilkakrotne bombardowania spowodowały śmierć 240–300 rannych żołnierzy polskich oraz członków personelu szpitala.

za:bialykruk.pl

***

Duchowny w mundurze - historia jednego z powstańców

Ks. Tadeusz Jachimowski zginął w pierwszych dniach powstania warszawskiego w nieznanych bliżej okolicznościach. Jan Dobraczyński w swoich pamiętnikach zanotował, że "został zamordowany na […] rogu Elektoralnej i Solnej".

Dokładnie 1 sierpnia 1944 r., we wtorek o godz. 17.00 wybuchło powstanie warszawskie. Kolejna, w tym roku 77. rocznica tego wydarzenia kieruje nasze myśli ku tym, którzy zginęli w ruinach Warszawy w walce o honor i wolność. Jednym z nich był ksiądz pułkownik Tadeusz Julian Jachimowski, kapelan naczelny Armii Krajowej, żołnierz - poeta, autor słynnego, wydawanego w wielu nakładach  modlitewnika pt. Żołnierz Chrystusowy. Ocalała w czasie pożogi spuścizna po nim została zdeponowana w Bibliotece Uniwersyteckiej KUL, gdzie czeka na swojego badacza.

Kanclerz Kurii Biskupiej Wojsk Polskich

Jego życiorys obejmuje interesujące wątki powiązane z lubelską Wszechnicą. Jednym ze  śladów owych jest, zachowane w archiwum uniwersyteckim pismo datowane na 1 grudnia 1919 r. skierowane do ks. Idziego Radziszewskiego, założyciela i pierwszego rektora katolickiej uczelni w Lublinie, w którym czytamy: ”Wobec dokonywanej weryfikacji wojskowych przez M.[inisterstwo] S.[praw] Wojsk.[owych], dla ustalenia starszeństwa i stopni, proszę o przesłanie mi zaświadczenia o wysłuchaniu 8 semestrów w Akademii Piotrogrodzkiej na sekcji dogmatyczno-biblijnej i dyplomu Magistra św. Teologii”. Pismo miało charakter formalny; petent, ks. Jachimowski  podpisał je jako kanclerz Kurii Biskupiej Wojsk Polskich. Warto objaśnić  kontekst powstania tego krótkiego, jednozdaniowego podania. Otóż w  czasie wytworzenia pisma jego nadawca był mocno usadowiony w strukturach wojskowych. Miał już za sobą studia w seminarium duchownym w Kielcach zwieńczone przejęciem święceń kapłańskich i kilkuletni pobyt w carskiej Rosji. Znalazł się tam ponieważ w rok przed wybuchem I wojny światowej został wysłany do Piotrogrodu, stolicy imperium rosyjskiego, aby w Akademii Duchownej kontynuować studia teologiczne i filozoficzne. Tam kształcił się pod okiem ks. I. Radziszewskiego, który podówczas pełnił funkcję rektora akademii, jak się później okazało, ostatniego w historii tej instytucji. Pobyt ks. T. Jachimowskiego w Rosji wypadł na okres niezwykle burzliwy; imperium rosyjskie trzeszczało w szwach, trwała wojna, straszna rewolucja bolszewicka zwana październikową i wojna domowa zbierały krwawe żniwo. Wśród Polaków budziły się nadzieje na odzyskanie niepodległości. W lipcu 1917 r. z żołnierzy polskich, służących wcześniej w armii rosyjskiej, uformowano I Korpus Polski na Wschodzie pod dowództwem gen. Józefa Dowbór-Muśnickiego. Żołnierze korpusu przejawiali  gorące przywiązanie do wiary i Kościoła katolickiego, co dla wielu z nich było wyrazem polskiej tożsamości. Potrzebowali także opieki i wsparcia duchowego. W takich okolicznościach rektor akademii, ks. Radziszewski  zwrócił się do studentów ostatniego rocznika z apelem, aby podjęli posługę kapelanów wśród polskich żołnierzy. Jednym z pierwszych ochotników był ksiądz T. Jachimowski. W kwietniu 1917 r. bp Jan Cieplak, administrator archidiecezji mohylewskiej (obejmowała terytorium niemal całej Rosji, a później ZSRR, z wyjątkiem dawnych ziem Rzeczypospolitej), mianował go kapelanem w Wojsku Polskim na Wschodzie. Niedługo potem świeżo upieczony kapelan objął służbę i wkrótce został dziekanem I Dywizji Strzelców Polskich, która weszła w skład  Korpusu.

Kanclerz Kurii Biskupiej Wojsk Polskich

Jego życiorys obejmuje interesujące wątki powiązane z lubelską Wszechnicą. Jednym ze  śladów owych jest, zachowane w archiwum uniwersyteckim pismo datowane na 1 grudnia 1919 r. skierowane do ks. Idziego Radziszewskiego, założyciela i pierwszego rektora katolickiej uczelni w Lublinie, w którym czytamy: ”Wobec dokonywanej weryfikacji wojskowych przez M.[inisterstwo] S.[praw] Wojsk.[owych], dla ustalenia starszeństwa i stopni, proszę o przesłanie mi zaświadczenia o wysłuchaniu 8 semestrów w Akademii Piotrogrodzkiej na sekcji dogmatyczno-biblijnej i dyplomu Magistra św. Teologii”. Pismo miało charakter formalny; petent, ks. Jachimowski  podpisał je jako kanclerz Kurii Biskupiej Wojsk Polskich. Warto objaśnić  kontekst powstania tego krótkiego, jednozdaniowego podania. Otóż w  czasie wytworzenia pisma jego nadawca był mocno usadowiony w strukturach wojskowych. Miał już za sobą studia w seminarium duchownym w Kielcach zwieńczone przejęciem święceń kapłańskich i kilkuletni pobyt w carskiej Rosji. Znalazł się tam ponieważ w rok przed wybuchem I wojny światowej został wysłany do Piotrogrodu, stolicy imperium rosyjskiego, aby w Akademii Duchownej kontynuować studia teologiczne i filozoficzne. Tam kształcił się pod okiem ks. I. Radziszewskiego, który podówczas pełnił funkcję rektora akademii, jak się później okazało, ostatniego w historii tej instytucji. Pobyt ks. T. Jachimowskiego w Rosji wypadł na okres niezwykle burzliwy; imperium rosyjskie trzeszczało w szwach, trwała wojna, straszna rewolucja bolszewicka zwana październikową i wojna domowa zbierały krwawe żniwo. Wśród Polaków budziły się nadzieje na odzyskanie niepodległości. W lipcu 1917 r. z żołnierzy polskich, służących wcześniej w armii rosyjskiej, uformowano I Korpus Polski na Wschodzie pod dowództwem gen. Józefa Dowbór-Muśnickiego. Żołnierze korpusu przejawiali  gorące przywiązanie do wiary i Kościoła katolickiego, co dla wielu z nich było wyrazem polskiej tożsamości. Potrzebowali także opieki i wsparcia duchowego. W takich okolicznościach rektor akademii, ks. Radziszewski  zwrócił się do studentów ostatniego rocznika z apelem, aby podjęli posługę kapelanów wśród polskich żołnierzy. Jednym z pierwszych ochotników był ksiądz T. Jachimowski. W kwietniu 1917 r. bp Jan Cieplak, administrator archidiecezji mohylewskiej (obejmowała terytorium niemal całej Rosji, a później ZSRR, z wyjątkiem dawnych ziem Rzeczypospolitej), mianował go kapelanem w Wojsku Polskim na Wschodzie. Niedługo potem świeżo upieczony kapelan objął służbę i wkrótce został dziekanem I Dywizji Strzelców Polskich, która weszła w skład  Korpusu.
Reklama

W niepodległej Polsce

Swoje obowiązki wykonywał z wielkim zaangażowaniem, był nie tylko przewodnikiem duchowym, ale pełnił również rolę wychowawcy i propagatora polskości wśród żołnierzy. Już wtedy ujawniły się jego zdolności organizacyjne. Był człowiekiem odważnym, nie brakowało mu fantazji, co wielokrotnie wykazywał w trudnych okolicznościach frontowych, zaświadczały o tym przyznane mu wysokie odznaczenia wojskowe. Jego życiorys obejmuje niezwykłe, wręcz sensacyjne wydarzenie z początku lutego 1918 r., które miało miejsce  w  czasie potyczki z bolszewikami pod Tołoszczycą (miejscowość położona niedaleko  na wschód od Bobrujska, dzisiaj środkowa Białoruś). Otóż kiedy pułkownik  Daniel Konarzewski został ranny i  kontuzjowany,  ks. Jachimowski objął dowództwo brygady i zwycięsko zakończył starcie z przeciwnikiem.

Po demobilizacji I Korpusu ks. Jachimowski rozstał się z wojskiem i powrócił do Polski, która budziła się do niepodległego bytu. Nie wracał z pustymi rękoma; towarzyszyła mu fama rzutkiego duszpasterza i odważnego kapelana. Dysponował sprzętem liturgicznym i rzeczami potrzebnymi do pełnienia funkcji kapelana, stąd na podróż do Polski, wcale niełatwą,  zaopatrzył się w zaświadczenie wystawione po niemiecku i po polsku, w którym stwierdzono, że jego okaziciel „ma prawo przewieźć do Kraju rzeczy Kościelne dla wręczenia ich Arcybiskupowi Warszawskiemu. Rzeczy te – czytamy - zostały nabyte z funduszu złożonego przez oficerów sztabu I Dywizji Strzelców”. Zaświadczenie wystawione 5 czerwca 1918 r. w Starym Bychowie (obecnie wschodnia Białoruś; tam stacjonowała jednostka) podpisał dowódca dywizji, generał - podpułkownik Gustaw Ostapowicz.

W niepodległej Polsce ciągnęło go do munduru; po krótkim okresie pracy jako prefekt gimnazjum w Michowie, wstąpił do Wojska Polskiego. Powierzono mu ważne zadania przy tworzeniu duszpasterstwa wojskowego, na czele którego stanął Stanisław Gall, pierwszy biskup polowy w II Rzeczypospolitej. Jego prawą ręką stał się ks. Jachimowski, który w 1919 r. otrzymał nominację na stanowisko  kanclerza  Kurii Biskupiej Wojska Polskiego utworzonej w strukturach Ministerstwa Spraw Wojskowych. Do jego obowiązków należało m.in. tworzenie regulaminów i instrukcji dla wojskowych duszpasterzy, przygotowywanie dokumentacji przy powoływaniu parafii garnizonowych. Jednym z zadań  było prowadzenie i porządkowanie spraw personalnych kapelanów wojskowych, których dokumenty w czasie zawieruchy wojennej zaginęły czy zostały zdekompletowane. To dotyczyło także jego samego: „Dokumenty osobiste zostały w Petersburgu”, stwierdzał ks. Jachimowski w jednym z pism. Dlatego też zwrócił się do ks. Radziszewskiego, który od kilku miesięcy pełnił funkcję rektora uniwersytetu katolickiego w Lublinie z prośbą, o czym była mowa na początku tekstu, o  poświadczenie odbycia studiów w mieście nad Newą. Oczywiście, takowe otrzymał: ks. Idzi Radziszewski podpisał je, co stanowi pewną ciekawostkę, jako „Rektor  Uniwersytetu Lubelskiego i Akademii Duchownej Petersburskiej”.

Zajmował się filozofią i mistyką

Ks. Jachimowski był człowiekiem aktywnym, pełnym werwy. W swojej pracy nie ograniczał się jedynie do wypełniania obowiązków w kancelarii kurii polowej. Chętnie sięgał po pióro. Pisywał do założonego  w 1919 r. czasopisma  „Żołnierz Polski”, był założycielem i redaktorem naczelnym pisma pt. „Kwartalnik poświęcony sprawom Katolickiego Duszpasterstwa Wojskowego w Polsce” (ukazywało się w latach 1931–1934). Nie zaniedbywał studiów; ich efektem stał się doktorat z filozofii uzyskany na Uniwersytetu Warszawskim na podstawie pracy Dokumenty do nominacji Józefa Gołuchowskiego profesorem filozofii na Uniwersytecie Wileńskim. Zajmował się też m.in. mistyką św. Jana od Krzyża, przetłumaczył jedno z dzieł  Boecjusza, rzymskiego filozofa i teologa chrześcijańskiego (O pojęciach filozofii ksiąg pięcioro. Traktaty teologiczne), pisał wiersze. Regularnie wygłaszał kazania przed mikrofonem Polskiego Radia, które cieszyły się dużą popularnością i zyskiwały spory odzew radiosłuchaczy. Świadczy o tym także korespondencja, jaka była kierowana do ich autora. I tak np. Maria Rozumska, właścicielka i dyrektorka znanej prywatnej szkoły powszechnej im. św. Kazimierza na Łazarzu w Poznaniu, po wysłuchaniu jednego z kazań  napisała: „pragnęłabym bardzo, by stało się codziennym moim rozmyślaniem […] i motorem moich czynów”. Był proszony o wygłoszenie kazań i przemówień na pogrzebach wielu znanych osobistości. Wśród materiałów zgromadzonych w bibliotece uniwersyteckiej znajdują się teksty przemówień pogrzebowych wygłoszonych w kościele św. Krzyża w Warszawie na pogrzebie pilota Franciszka Żwirki i inżyniera Stanisława Wigury; pogrzebie podpułkownika Artura Oppmana, poety i publicysty (był znany pod  pseudonim „Or-Ot”), uroczystości zorganizowanej z okazji 60-lecia śmierci Stanisława Moniuszki. Wcale nieprzypadkowo ks. Antoni Szymański, rektor lubelskiej Wszechnicy w 1934 r. napisał właśnie do niego w sprawie planowanej zbiorki na rzecz katolickiej Uczelni z prośbą o wygłoszenie w radiu kazania „o uniwersytetach katolickich z wezwaniem do ofiarności na Katolicki Uniwersytet Lubelski”.

Jego kariera wojskowa zakończyła się wraz z dymisją biskupa polowego Stanisława Galla, która nastąpiła wskutek konfliktu  z  marszałkiem Józefem Piłsudskim. Po ustąpieniu biskupa polowego ze stanowiska, także kanclerz - jak to ujął Adam L. Krowin-Sokołowski,   podówczas szef gabinetu marszałka - „zaufany bpa Galla” (Fragmenty wspomnień 1910-1945,  Editions Spotkania, Paryż  1985) otrzymał decyzję o przeniesieniu w stan spoczynku. Po rozstaniu się z kurią polową szybko, niejako „z marszu” podjął nowe zadania. Objął funkcję wicerektora w warszawskim  kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu i z powodzeniem zaangażował się w pracę w środowisku akademickim. W nowej roli odnalazł się z powodzeniem. Wacław Auleytner, działacz katolicki, wieloletni sekretarz Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie zapamiętał go jako jednego „z najwybitniejszych duszpasterzy akademickich” (Spotkania i rozstania, Katowice 1999).

Duszpasterz na froncie

Kiedy wybuchła II wojna światowa ks. Jachimowski powrócił do służby wśród żołnierzy. We wrześniu uczestniczył w obronie stolicy, chodził z posługą do rannych, udzielał ostatniego namaszczenia, organizował pogrzeby, dodawał otuchy przemawiając w Polskim Radiu. W październiku 1939 r. został aresztowany przez gestapo i osadzony na Pawiaku; po kilku miesiącach został zwolniony z więzienia i wrócił do kościoła św. Anny, gdzie zaczął pełnić   funkcję rektora. Uczestniczył w tajnym nauczaniu; wstąpił do podziemia, w którym działał pod pseudonimem „Budwicz”. Objął ważne stanowiska w strukturach Podziemnego Państwa Polskiego, był Szefem Służby Duszpasterskiej Komendy Głównej AK oraz Naczelnym  Kapelanem Sił Zbrojnych w Kraju. W lipcu 1943 r., będący na wychodźstwie biskup polowy Józef Gawlina mianował go wikariuszem generalnym i zastępcą biskupa polowego Wojska Polskiego. Pełniąc te funkcje, wykorzystując wcześniej zdobyte doświadczenie w kurii polowej, doglądał tworzenia i rozwijania struktur duszpasterstwa wojskowego, opracowywał dokumenty regulujące funkcjonowanie podziemnego duszpasterstwa na okupowanych przez Niemców ziemiach polskich.

Epilog

Ks. Jachimowski zginął w pierwszych dniach powstania warszawskiego w nieznanych bliżej okolicznościach. Jan Dobraczyński w swoich pamiętnikach zanotował, że „został zamordowany na […] rogu Elektoralnej i Solnej” (Tylko w jednym życiu, Warszawa 1977).  Z kolei cytowany już Wacław Auleytner podaje, że „w nocy z 6 na 7 sierpnia […] Księdza Jachimowskiego zabrano […] z innymi mężczyznami i rozstrzelano w Halach Mirowskich”. Jego ciała nigdy nie odnaleziono; jego symboliczny grób znajduje się na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Jednym ze śladów jego działalności są teksty i dokumenty, które po nim zostały. Zostały one przekazane bibliotece KUL w 1985 r. przez ks. Stanisława Tworkowskiego, także kapelana wojskowego i powstańca warszawskiego. Zebrane w kilkunastu teczkach obejmują rękopisy kazań, przemówień, poradników dla kapelanów fragmenty artykułów, notatki osobiste (w tym dotyczące życiorysu), wewnętrzne rozkazy do duchowieństwa polskiego, pojedyncze wiersze i inne utwory literackie, wycinki prasowe z przedwojennych gazet oraz korespondencję. Niektóre kartki z tekstami noszą ślady zawilgocenia (częściowo były zbutwiałe), niektóre uszkodzone. Część tekstów ukazała się drukiem w okresie międzywojennym, inne do dziś nie ujrzały światła dziennego. Bez wątpienia, materiały te zasługują na uwagę historyków, część na upowszechnienie. Wszystkie razem rzucają nowe światło na nietuzinkową postać ks. Tadeusza Jachimowskiego, który jako jeden z wielu stracił życie w pierwszych dniach powstania warszawskiego.

ks. prof. Antoni Dębiński

za:lublin.gosc.pl


***

Prymas Tysiąclecia – Święty Powstaniec

Jutro będziemy obchodzić kolejną rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Czekając na beatyfikację sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego, warto przypomnieć o jego udziale w wydarzeniach sprzed 77 lat. Kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie, młody jeszcze wówczas, bo 43. letni kapłan, ks. prof. Stefan Wyszyński, znajdował się w podwarszawskich Laskach. Tam, jako działający pod pseudonimem Radwan III kapelan Armii Krajowej, wspierał żołnierzy walczących w kampinoskich oddziałach.

Ks. Wyszyński pełnił wobec rannych żołnierzy posługę duszpasterską i sakramentalną, ale też asystował przy operacjach w utworzonym w domu rekolekcyjnym szpitalu powstańczym. Młodzi chłopcy walczący w Powstaniu umierali w jego rękach. Widok tego cierpienia towarzyszył mu później przez całe życie.

- „Pamiętam pierwsze dni Powstania Warszawskiego. Przebywałem na terenie Kampinosu. Biegnąc z komżą i stułą do miejsca, w którym właśnie zakończyła się bitwa z oddziałami niemieckimi, natknąłem się na trzech rannych żołnierzy z wyszarpanymi wnętrznościami. Zatrzymałem się przy nich. Wokół nie było nikogo. Jak im pomóc?” – pisał po latach o tamtych wydarzeniach.

W jednej ze swoich książek Prymas wspominał, jak asystował przy amputacji nogi jednego z Powstańców:

- „Złapał mnie za rękę i trzymał ją, dopóki nie zaczął działać środek usypiający. Byłem wtedy strasznie nieuczciwy, bo gdy poczułem, że jego ręka opadła, pobiegłem do innych, których trzeba było spowiadać lub przygotowywać do następnych operacji. Aby zdążyć na czas, umówiłem się tylko z lekarzem, że mnie natychmiast wezwie, gdy mój żołnierz zacznie się budzić. W tym wypadku nie było innego wyjścia. Przyszedłem w porę, gdy on budził się już po operacji. Było to dla niego wielką pociechą, podtrzymaniem i otuchą. Wystarczyła sama życzliwość, współczująca obecność, jakieś dobre słowo, trzymanie za rękę” – opowiadał.

W 1960 roku, w homilii wygłoszonej z okazji rocznicy Powstania Warszawskiego, Prymas Wyszyński odnosił się do zniszczonej w czasie walk Powstania figury Chrystusa sprzed Bazyliki św. Krzyża. Tej samej, która przed rokiem stała się obiektem ataku lewicowych aktywistów:

- „Na warszawskim bruku zburzonego miasta – zamienionego w popioły i zgliszcza – pozostał Chrystus. Obalony wprawdzie, niemocny, leżący na swym krzyżu, ale dłonią pokazujący zburzonej Stolicy niebo, aby nie przestała wierzyć, iż może się odrodzić. Jednego tylko potrzeba – nadziei! Sursum corda – w górę serca!” – mówił.

za:www.fronda.pl


***

Zob. też:
https://www.tekstowo.pl/piosenka,zolnierska,warszawskie_dzieci.html

Copyright © 2017. All Rights Reserved.