Polecane

Piotr Lisiewicz-Rude prawo

lJako autor hasła „Ruda WRON-a Orła nie pokona” z humorem przyjąłem wypowiedź byłego wiceszefa MSZ Pawła Jabłońskiego na manifestacji pod Trybunałem Konstytucyjnym: „Panie Tusk, pan jesteś na nartach, ale słuchaj Pan, co ludzie tu mówią. Rude prawo – to nie przejdzie!”.

Pewnie częściej starsze pokolenie załapało, że „Rudé právo” to tytuł czechosłowackiego odpowiednika „Trybuny Ludu”. Wyścig Pokoju był za komuny organizowany przez redakcje Trybuny Ludu (PRL), „Rudégo práva” (CSRS) i „Neues Deutschland” (NRD). Żadne z tych państw dziś się tak nie nazywa, nie ma nawet państw w granicach CSRS i NRD. Andrzej Garczarek w piosence „Przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał” śpiewał: „Jakim wy prawem o wolności głosicie bracia w Rudym Pravie. Wszak to od waszej nie ostatni zwariował pisarz Ota Pawel”. „Rudé právo” to po czesku „czerwone prawo”. Określenie to najlepiej pasuje nie tylko do działań bandy Tuska, ale jeszcze bardziej do prawników je wspierających. Nie jest tak, jak nam usiłują wmówić, że jedna i druga strona mają swoich prawników i w ogóle nie wiadomo, o co chodzi. Nie ma wojny polsko-polskiej, jest wojna polsko-bolszewicka. Prawo Polski do niepodległości kontra „rude prawo”.

 
Piotr Lisiewicz

za:niezalezna.pl


***

Najpierw przymusowy urlop, teraz zablokowane wejściówki. Prokuratorzy nie mają dostępu nawet do swoich rzeczy!

Na zlecenie Adama Bodnara wejściówki do prokuratury zablokowano prokuratorom Robertowi Hernandowi oraz Michałowi Ostrowskiemu. Obaj prokuratorzy skończyli właśnie urlop przymusowy i zablokowano im dostęp do gabinetów, gdzie mają rzeczy osobiste. - To ewenement, nowa jakość pracy prokuratury. Nie ma żadnych decyzji, żeby była taka możliwość - mówił Robert Hernand.

Środowiska patriotyczne z całej Polski 10 lutego 2024 r. spotkały się w Warszawie na Proteście Wolnych Polaków przed Trybunałem Konstytucyjnym. To reakcja na zapowiedzi wprowadzania zmian w Trybunale Konstytucyjnym przez obecną władzę. Jak zapowiedział marszałek Sejmu Szymon Hołownia, rządzący szykują uchwałę, która ma "odnieść się do statusu sędziów dublerów oraz wątpliwego przewodnictwa pani (prezes TK Julii) Przyłębskiej".

Tymczasem dzisiaj na zlecenie Adama Bodnara wejściówki do prokuratury zablokowano prokuratorom Robertowi Hernandowi oraz Michałowi Ostrowskiemu. Obaj prokuratorzy skończyli właśnie urlop przymusowy i zablokowano im dostęp do gabinetów, gdzie mają rzeczy osobiste.

- Po urlopie wróciłem do pracy, ale karty są zablokowane. To ewenement, nowa jakość pracy prokuratury. Nie ma żadnych decyzji, żeby była taka możliwość - mówił przed budynkiem Robert Hernand.

Jak poinformował Michał Ostrowski, zapytał funkcjonariuszy służby więziennej, co z rzeczami osobistymi.

- Każdy ma prawo trzymać swoje rzeczy w gabinecie, usłyszałem odpowiedź - nie wiem - ujawnił.

- Zacznijmy od tego, że wykonujemy swoje obowiązki pracownicze. Nie ma żadnej podstawy żeby zablokować nam karty wejściowe. Pracownik ma prawo wejść do pracy, nawet  w okresie urlopu - ma tutaj rzeczy osobiste w swoim pokoju. To jest rodzaj zmuszania do określonego zachowania. Funkcjonariusze służby więziennej otrzymali stosowne polecenie i je wykonują, tylko pytanie, czy to polecenie jest oparte w prawie i czy ma podstawę prawną. Ja twierdzę, że nie - kontynuował prokurator Robert Hernand.

Jak podkreślił, decyzję o poleceniu wykorzystania urlopu zaległego, a w jego przypadku chodziło o 97 dni, otrzymały tylko trzy osoby: on sam, pan Michał Ostrowski, zastępca prokuratora generalnego oraz Tomasz Janeczek, zastępca prokuratora generalnego do spraw wojskowych.

- Wytłumaczenie było takie, o ile dobrze pamiętam, że najpierw tych trzech zastępców, potem kolejne osoby - z troską o nasze zdrowie i konieczność wypoczynku. Urlop należy wykorzystywać, ale nie na tej zasadzie, że wydane jest polecenie - wydaje je prokurator generalny, mimo że pracodawcą jest prokurator krajowy. Jest to taka próba pozbycia się nas z budynku, o czym wskazuje to, że mamy zablokowane karty i nie możemy wejść. Takie sprawy załatwia się w rozmowie między pracodawcą a pracownikiem. określa się terminy urlopów, rozmawia się, nie ma w tym problemu. Ale nie w ten sposób - dodał prokurator Robert Hernand.

za:niezalezna.pl

***

Pracownicy rozgłośni regionalnych Polskiego Radia nie chcą łączenia z ośrodkami TVP

W związku z informacjami na temat możliwego połączenia regionalnych ośrodków telewizyjnych z 17 regionalnymi rozgłośniami Polskiego Radia, oczekujemy prawa do informacji o planowanych zmianach oraz dostępu do osób tworzących nowy ład medialny w Polsce – napisali w liście otwartym pracownicy rozgłośni regionalnych PR.

Inicjatywa napisania listu otwartego powstała w Polskim Radiu Lublin. Dziennikarka Agnieszka Czyżewska-Jacquemet powiedziała PAP, że jego celem jest "zwrócenie uwagi na to, czym są rozgłośnie Polskiego Radia w regionach i kim są dziennikarze w nich pracujący".

"Konsekwencją tego poczucia, kim my jesteśmy i jaką rolę pełnią rozgłośnie w regionach jest założenie, że w momencie, kiedy rozmawiamy o planowanych zmianach w mediach publicznych, które mogą dotknąć strukturalnie rozgłośni regionalnych, powinniśmy móc się na ten temat wypowiedzieć, bo to w końcu dotyczy bezpośrednio nas, jak i słuchaczy, którzy z tych mediów będą korzystać" – podkreśliła.

Czyżewska-Jacquemet zaznaczyła, że "nie są przeciwni wszelkim zmianom w mediach publicznych, a niektóre z nich są konieczne i praca nad nimi powinna się szybko rozpocząć, chodzi o odpolitycznienie i stabilne finansowanie".

"Pomysł, żeby łączyć rozgłośnie regionalne Polskiego Radia z ośrodkami terenowymi TVP, które pracują w inny sposób, inny jest system wynagrodzeń, inne są koszty, będzie oznaczał przede wszystkim zubożenie tego pejzażu medialnego, który w demokratycznym kraju, w społeczeństwie obywatelskim, powinien być jak najszerszy" – oceniła.

Zdaniem dziennikarki Radia Lublin "połączenie tych ośrodków w jedno sprawi, że informacje będą identyczne albo bardzo podobne, na niekorzyść obywatela".

Wskazała, że celem listu jest zapewnienie rozgłośniom regionalnym zachowania obecnej roli i budowa dobrej przyszłości mediów służby publicznej. Zwróciła uwagę, że małe spółki są bardziej mobilne, lepiej dostosowują się do rynku, są w stanie szybko przygotować produkt, którego potrzebuje słuchacz.

Zaznaczyła, że nie jest prawdą, że pracownicy rozgłośni regionalnych PR potrzebują środków telewizyjnych, żeby tworzyć nowoczesne media - produkować podcasty, streamingi, rozwijać strony internetowe i media społecznościowe. "My to mamy, technologicznie jesteśmy w XXI w." – podkreśliła.

Zapowiedziała, że prawdopodobnie w tym tygodniu powstanie stowarzyszenie "Grupa 17", zrzeszające pracownice i pracowników rozgłośni PR z całej Polski z siedzibą w Lublinie.

W liście otwartym pracownic i pracowników rozgłośni regionalnych Polskiego Radia ws. prac nad ustawą regulującą nowy ład medialny w RP przypomniano, że Ustawa o radiofonii i telewizji z 29 grudnia 1992 r. dawała regionalnym rozgłośniom Polskiego Radia status spółek w pełni suwerennych organizacyjnie i finansowo jako jednoosobowych spółek Skarbu Państwa.

"W związku z niepokojącymi informacjami na temat planowanego połączenia regionalnych ośrodków telewizyjnych z 17 regionalnymi rozgłośniami Polskiego Radia, my – pracownice i pracownicy tych rozgłośni oczekujemy prawa do pełnej informacji o planowanych zmianach oraz dostępu do osób tworzących projekt nowego ładu medialnego w Polsce. Koniecznym jest, abyśmy mogli przedstawić nasze stanowisko oraz wziąć udział w pracach nad nową ustawą. Nie wyobrażamy sobie, aby w demokratycznym kraju nasz głos mógł zostać pominięty – planowane zmiany dotyczą przecież bezpośrednio nas i naszych słuchaczy" - zaznaczono.

Oceniono, że "zmiana polegająca na odebraniu regionalnym rozgłośniom statusu samodzielnych spółek i połączenie z ośrodkami telewizyjnymi wpłynie negatywnie na jakość i warunki wykonywanej pracy, zuboży pejzaż medialny i kulturowy poszczególnych regionów oraz sprawi, że nie będziemy w pełni zdolni do wypełniania zadań misyjnych". "Różnorodność i dostosowanie oferty programowej do potrzeb mieszkańców konkretnych regionów stanowią od lat niekwestionowaną przewagę regionalnych rozgłośni radiowych nad wszystkimi innymi mediami, a zwłaszcza tworzonymi z poziomu centrali" - podkreślono.

Przypomniano, że "to właśnie radio regionalne z dużą liczbą szybkich serwisów informacyjnych jest dla słuchaczy pierwszym, podstawowym źródłem informacji".

"Telewizja produkuje ich o wiele mniej i innymi metodami. Próba połączenia mediów o tak różnej specyfice jak radio i telewizja w praktyce negatywnie wpłynie na szybkość i jakość podawania informacji. Stworzenie wspólnego newsroomu dla mediów, które z natury rzeczy posługują się odmiennymi środkami przekazu - słowo i obraz, jest nieracjonalne ze względów merytorycznych oraz organizacyjnych. Wpłynie negatywnie na realizację misji kształtowania opinii społecznej i społeczeństwa obywatelskiego" - oceniono.

Zdaniem autorów listu "odbiorcy potrzebują obecności różnorodnych, niezależnych i uzupełniających się mediów regionalnych, które zajmują się sprawami, jakie dla mediów ogólnopolskich są zbyt błahe lub nieistotne". "Regionalne rozgłośnie radiowe dzięki swojej niezależności formalno-prawnej zawsze, wypełniając swoją misję, pochylały się nad takimi tematami" - zaznaczono.

Jak dodano, "to właśnie samodzielność formalno-prawna daje rozgłośniom możliwość organizacji wielu przedsięwzięć kulturalnych, społecznych czy charytatywnych, które stają się wizytówkami regionu, a z rozgłośni czynią instytucje kultury i zaufania społecznego, co pozwala na budowanie wspólnotowości na poziomach regionalnych i lokalnych".

Oceniono, że "połączenie z telewizją spowoduje również osłabienie struktur zarządczych w rozgłośniach, a iluzoryczne oszczędności w funkcjonowaniu przez ograniczenie zatrudnienia nie zneutralizują paraliżu decyzyjnego, sformatowania oferty programowej czy wreszcie stopniowego ograniczania rozwoju sztuki radiowej na rzecz kilkukrotnie droższych produkcji telewizyjnych".

Sygnatariusze listu "dostrzegają potrzebę zmian, które doprowadzą do uporządkowania i uniezależnienia mediów służby publicznej od świata polityki". "Nie jesteśmy im przeciwni i deklarujemy współpracę. Media służby publicznej powinny bowiem należeć do społeczeństwa i pracujących w nich ludzi (dziennikarzy, techników, informatyków, administracji). Zarówno tych, którzy musieli odejść, jak i tych, którzy zachowując niezależność, wierzyli w konieczność trwania tych instytucji. W nowoczesnej Europie jedność budowana jest przecież w pełnym poszanowaniu zróżnicowania, także regionalnego" - podkreślono.

„Apelujemy więc, żeby twórcy przygotowywanej ustawy zaprosili przedstawicieli 17 regionalnych rozgłośni Polskiego Radia do dyskusji nad nią i kierowali się interesem naszych słuchaczy, pamiętając, że bez niezależnych formalno-prawnie ośrodków radia regionalnego misja mediów służby publicznej będzie okrojona i niepełna. Naszą siłą jest różnorodność" - dodano.

Pod listem podpisało się 741 osób - dziennikarze, realizatorzy, technicy, informatycy, pracownicy pionów administracyjnych z 14 regionalnych rozgłośni, czyli około 61 proc. wszystkich zatrudnionych. Pod listem nie podpisali się pracownicy Radia Zachód, Radia PiK i Radia Kraków.

Czyżewska-Jacquemet zaznaczyła, że "są cały czas w kontakcie z pracownikami tych rozgłośni, drzwi są otwarte". "Informujemy ich o wszystkim, oni są w +Grupie 17+, więc oni wszystko wiedzą, co się dzieje" - zapewniła.

List został przesłany do ministra kultury i dziedzictwa narodowego, a także do marszałków Sejmu i Senatu, prezesa Rady Ministrów, sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu.

Do czasu publikacji materiału Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie odniosło się do sprawy.

za:opoka.org.pl


***

Ziemkiewicz: krążą po środowisku wieści, że szef „neo-Wiadomości” dostaje znacznie więcej, niż zarabiało się za PiS

„Ze strony internetowej Radia Szczecin zniknęła informacja o kolejnych sztuczkach, które stosują przyjaciele z PO, by uchronić byłego marszałka Senatu, Tomasza Grodzkiego, przed konfrontacją z obciążającymi go zarzutami ponad 20 świadków”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz.

Publicysta przypomina, że od samego początku Tomasz Grodzki twierdzi, że zarzuty pod jego adresem są „całkowicie fałszywe”, ponieważ „nigdy nie wymuszał on od pacjentów i ich rodzin łapówki”, uzależniając od wręczenia koperty przeprowadzanie zabiegów medycznych.

Co ciekawe były marszałek Senatu uważa, że „mógłby łatwo udowodnić swą niewinność”, ale od lat tego nie robi, tylko chowa się za immunitetem.

„Chyba wszyscy jeszcze pamiętamy żart pana Marka Czyża, że dotąd w państwowych mediach była brudna zupa propagandy, ale teraz, po położeniu na nich łapy przez likwidatorów z PO, zastąpi ją czysta woda prawdy. No to właśnie zastępuje. Cena tej wody okazała się partyjną tajemnicą. Telewizyjna likwidatura chętnie udostępniła kwoty zarobków z minionego okresu, ale na pytanie, ile za swoje lanie wody dostaje pan Czyż, odpowiedzi stanowczo odmawia. A krążą po środowisku wieści, że dostaje naprawdę dużo, znacznie więcej, niż zarabiało się za PiS”, podsumowuje Rafał Ziemkiewicz.

za:pch24.pl


***

"Chyba na tym zakończyliśmy". Scholz z Tuskiem uciekają po pytaniu reportera TV Republika

- Konferencja się skończyła - przyznał z uśmiechem na ustach premier Donald Tusk, gdy padło pytanie o reparacje od Niemiec. Wykrzyczał je reporter Telewizji Republika, który nie otrzymał od organizatorów mikrofonu. Wymownie prędko z oczu dziennikarzy samego Tuska zabrał kanclerz Olaf Scholz, zapewne domyślając się kontekstu pytania.

Tylko wybrane redakcje mogły zadawać pytania podczas konferencji Donalda Tuska i Olafa Scholza w Berlinie – pisze Michał Jelonek na platformie X.

Nie będąc wytypowanym do zadania pytania spośród polskich dziennikarzy, pod koniec wydarzenia wykrzyczał:

    „Panie premierze, czy mam rozumieć, że rezygnuje pan z reparacji?”.

Gest gospodarza dał wyraźny sygnał Tuskowi, że to koniec konferencji prasowej. Scholz wymusił uścisk dłoni, uśmiechnął się i wymownym gestem zaprosił polskiego premiera do wyjścia.

- Chyba na tym zakończyliśmy konferencję- odparł Tusk i udał się za kanclerzem Niemiec.

za:niezalezna.pl


***

Kolejne kłopoty TV Republika. TVP żąda miliona złotych

Nowe władze Telewizji Publicznej domagają się do Telewizji Republika miliona złotych za naruszenie praw autorskich.

 Do naruszenia przepisów o prawach autorskich miało dojść podczas emisji programu "Jedziemy" prowadzonego przez Michała Rachonia. W wydanym w poniedziałek oświadczeniu Daniel Gorgosz, likwidator Telewizji Polskiej S.A. w likwidacji wezwał Tomasza Sakiewicza, prezesa zarządu i redaktora naczelnego Telewizji Republika S.A do zapłaty miliona złotych. Ponadto Gorgosz domaga się także zaprzestania realizacji, emisji i rozpowszechniania w jakiejkolwiek formie, emitowanej obecnie na antenie Telewizji Republika audycji prowadzonej przez Michała Rachonia.

TV Republika ma także usunąć wszelkiej fragmenty wspomnianego programu z mediów społecznościowych. Co więcej, Sakiewicz miałby także dokonał wpłaty 100 tys. złotych na rzecz Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej "w ramach zadośćuczynienia za dokonanie względem Telewizji Polskiej SA czynu nieuczciwej konkurencji".

 Ponadto TVP domaga się także wyemitowania przeprosin podczas programu Rachonia. Miałyby one mieć formę czterosekundowego oświadczenia i musiałyby zostać wyemitowanie pięciokrotnie.

"Zdecydowanie negatywna ocena programu 'Jedziemy' przez Likwidatora TVP S.A. w likwidacji pozostaje bez znaczenia dla formalnej zasadności wezwania" – wskazano w opublikowanym komunikacie.

Reklamodawcy wycofują się

W ostatnich kilku dniach na antenie Telewizji Republika pojawia się znacznie mniej reklam. "Przez kilka godzin w czwartek oraz w godzinach południowych w piątek reklamy w ogóle się nie pojawiały, w niektórych innych pasmach było ich tylko od jednej do trzech w bloku" – zauważa portal Wirtualne Media. Tymczasem kolejne firmy zapowiadają, że ich reklamy również znikną z tej stacji w najbliższym czasie.

Wśród firm, których spoty zniknęły z Telewizji Republika są m.in. IKEA, mBank, Tarczyński, Provident, otoDom.pl (należy do Grupy OLX), Adamed Pharma, USP Zdrowie, Pyszne.pl, Media Expert, Żabka Polska, Carrefour, Kaufland i Wedel. Firmy te zdecydowały się na ten krok pomimo tego, że Polsat Media, sprzedający ofertę reklamową TV Republika, w takich sytuacjach nalicza kary: 100 proc. ceny przy rezygnacji w ciągu pięciu dni przed planowaną emisją spotu i 20 proc. przy wycofaniu się wcześniej.

za:dorzeczy.pl