Niebieski Wieloryb (polityczny)

W internecie karierę robi gra Niebieski Wieloryb. Specyficzna zabawa, w której kolejne, wydawane przez tajemniczego „opiekuna” polecenia mają doprowadzić dziecko do depresji, samookaleczenia, wreszcie samobójstwa, przyszła do nas z Rosji. Nie podejmuję się ocenić, na ile Wieloryb jest prawdziwym problemem, mam jednak wrażenie, że we własną wersję tej gry już jakiś czas temu wplątali się przeciwnicy rządu Beaty Szydło.

Platforma wciąż próbuje wykorzystywać wygraną Donalda Tuska w wyborach na przewodniczącego Rady Europejskiej. Eksploatuje hasło „27:1” i idzie za ciosem, wnioskując o konstruktywne wotum nieufności dla rządu Beaty Szydło. Odwleka jednak jego oficjalne zgłoszenie, początkowo nie zgłasza również kandydata, wywołując wrażenie, że nazwisko będzie zaskoczeniem, podobnym do tego, jakie Europejskiej Partii Ludowej zafundowało PiS. Wszystko wskazuje jednak na to, że w pierwszej fazie nie znaleziono osoby, która zgodziłaby się zostać twarzą tej porażki, mając zapewne w pamięci długie miesiące kpin, których ofiarą padł PiS-owski kandydat na premiera technicznego, prof. Piotr Gliński.

A jednak Schetyna


Wniosek początkowo miał zostać zgłoszony niemal od razu, na fali entuzjazmu ciężko ostatnio doświadczanego elektoratu, który pierwszy raz od dawna uzyskał powód do radości. Tymczasem wszystko uległo dużemu opóźnieniu i dopiero w piątek zapowiedziano oficjalnie, że inicjatywa PO zostanie poddana pod głosowanie w Sejmie. Równocześnie politycy Platformy stwierdzili, że naturalnym kandydatem jest lider ich partii, a przy tym szef gabinetu cieni Grzegorz Schetyna. Dlaczego zwlekano tak długo z ujawnieniem tego nazwiska – pozostaje zagadką. Przecież można było kuć żelazo, póki faktycznie było gorące, a zdezorientowana część opinii publicznej mogła nabrać się na zaklęcia o kompromitacji dyplomacji i rządu.

Opóźnienie w zgłoszeniu kandydata na szefa nowego gabinetu – co stanowi warunek konieczny przy konstruktywnym wotum nieufności – miałoby sens tylko w jednym wypadku: gdyby partia Schetyny prowadziła zakulisowe rozmowy w celu stworzenia koalicji. Jak dowiedzieliśmy się z pierwszych reakcji po ogłoszeniu kandydatury Grzegorza Schetyny, nie było żadnych tego typu rozmów, choć przez potencjalnych partnerów były one oczekiwane. Co więcej, okazało się, że kilkanaście tygodni temu zamarła współpraca między Platformą a Nowoczesną na poziomie kierownictw klubów.

Niejednoznacznie zjednoczeni


Gdy stało się jasne, że żadnych rozmów przed zgłoszeniem kandydata nie będzie, i tak już trudne relacje potencjalnych partnerów antypisowskiej rewolty weszły w najpoważniejszy jak dotąd kryzys. I choć przyznać trzeba, że w wypowiedziach telewizyjnych politycy opozycji byli bardziej powściągliwi we wzajemnych uszczypliwościach, to na Twitterze zabrakło sentymentów. „Schetyna o #zjednoczonaopozycja: Najpierw was okłamię, potem was ogram, a potem oszukam wasz elektorat. Paradne. Niczego się nie nauczył” – napisał były rzecznik Nowoczesnej Paweł Rabiej, wciąż będący jedną z medialnych twarzy tej partii. „Schetyna nawet się nie kryje. Chce, żeby Nowoczesna zniknęła. Sondaże skoczyły, skończył mówić o #zjednoczonaopozycja” – to Sławomir Potapowicz, inny działacz tej partii. „Czy dla PO opozycja zjednoczona to opozycja unicestwiona?” – pytała dramatycznie jego koleżanka Ewa Krawczyk-Dębiec. Obrazkowo temat skomentował warszawski poseł Nowoczesnej Zbigniew Gryglas, który słowa „Jedni już byli, a drudzy są! Nie musimy wybierać pomiędzy trwaniem i biernością a złą zmianą. Możemy wybrać energię i aktywność .N!” zilustrował bardzo niekorzystnymi zdjęciami Grzegorza Schetyny i Jarosława Kaczyńskiego. Wstrzemięźliwiej – i o samym wniosku, i o zachowaniu PO – wypowiadają się politycy PSL-u, jednak i tu da się wyczuć rozczarowanie egoistycznym zachowaniem niedawnego koalicjanta. Jednak, co sami ludowcy lubią podkreślać, w opozycji nie ma koalicji, więc pozostaje im jedynie poprzeć Schetynę, co zapewne zrobią, ale może bez dyscypliny partyjnej, która zakłopotałaby posła Kłopotka.

Dyscypliny nie planuje Kukiz’15, jedyny przedstawiciel opozycji, która raczej nie poprze wniosku, choć trudno uznać ją za siłę przewidywalną. Nie o nią jednak i nie o PSL chodziło w tej grze. Wszystko wskazuje na to, że nie PiS, oficjalnie największy wróg, był najważniejszym celem operacji „konstruktywne wotum nieufności”. Wydaje się, że najlepiej jej sens oddał cytowany wyżej Sławomir Potapowicz. PO postanowiła najwyraźniej za jednym zamachem zdyskontować nie tylko wybór Tuska na drugą kadencję, lecz także zimowy wypad Ryszarda Petru do Portugalii, który spowodował odpływ zwolenników jego ugrupowania. Poniesionych wówczas strat wizerunkowych i sondażowych nie odrobiono. PO sięga coraz odważniej po elektorat niedawnych partnerów. „Ludzie, którzy głosowali na Nowoczesną, to elektorat PO” – stwierdza, częściowo zresztą zgodnie z prawdą, Grzegorz Schetyna. IBRiS, sondażownia, która potrafiła dać N nawet 30 proc. i pierwsze miejsce w rankingach wyborczych, dziś ogłasza, że Platforma zrównuje się z PiS-em, partii Petru zaś de facto już nie ma. Trudno nie uznać tego za element operacji przywracania stanu dwójpodziału sceny politycznej między partie walczące ze sobą od 2005 r., który jest dziś bardzo na rękę Platformie, stając się jedynym uzasadnieniem jej nieudolnej obecności na scenie politycznej. Czy jednak brutalne upokorzenie potencjalnych partnerów nie będzie jedynie krótkotrwałym sukcesem? Czy Schetyna realizuje zadanie z politycznego Niebieskiego Wieloryba o treści: „zraź do siebie wszystkich przyjaciół”?

Marazm i niemiecki list

Sytuacja PO jest niepewna, Nowoczesna nie potrafi powrócić do formy sprzed sylwestra, jednak najgorzej sprawy zdają się wyglądać w Komitecie Obrony Demokracji. Kolejny raz weekendowe demonstracje okazały się jedynie cieniem imprez sprzed kilkunastu miesięcy, hasła obrony rzekomo zagrożonych sądów i samorządów nie porwały tłumów. Przyczyną nie jest jednak tylko ich oderwanie od rzeczywistości, lecz także fakt, że twarzami KOD-u są dziś najbardziej skompromitowane, również dla wielu niedawnych zwolenników, osoby, takie jak Adam Mazguła czy sam Mateusz Kijowski. Elity ruchu okazały się pozbawione instynktu samozachowawczego. Widzą to co trzeźwiejsi sympatycy, narzekający na brak demokracji w jego strukturach, cenzurę w mediach społecznościowych i ogólny marazm, przypominający również im schyłek partii Palikota.

Niespodziewanym prezentem dla PiS-u okazał się list szefa koncernu Ringier Axel Springer Marka Dekana, zawierający jawne sugestie, jaką narrację mają przyjmować pracujący dla niemieckiego koncernu dziennikarze. Znaczenie tej sytuacji dla mediów zostało już omówione w wielu miejscach, trzeba jednak zauważyć samobójczą wręcz gorliwość, z jaką niemieckiej dominacji w mediach bronią zarówno politycy opozycji, jak i dziennikarze, również ci, dla których RAS jest, przynajmniej w znaczeniu rynkowym, konkurencją, a repolonizacja mediów mogłaby być szansą na objęcie nowych tytułów.

Zniechęć partnerów, podejmuj działania skazane na porażkę, poniżaj potencjalnych partnerów i pokaż, że jesteś zależny od potężnego, lecz mającego dziś duże kłopoty, sąsiada – jakie jeszcze zadania znajdziemy w politycznym Niebieskim Wielorybie?


Krzysztof Karnkowski


za:niezalezna.pl/95790-niebieski-wieloryb-polityczny