Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

O polityce zagranicznej na poważnie

Opozycja pozbawiona jakiegokolwiek konkretnego programu w jakiejkolwiek istotnej sprawie, obrała sobie ostatnio Ministerstwo Spraw Zagranicznych jako jeden z głównych celów ataku. Gra na arenie międzynarodowej jest wdzięcznym polem dla tej manipulacji. Rzadko kto śledzi ją systematycznie, orientuje się w jej zawiłościach i jeszcze mniej w instytucjach i zasadach prawnych organizacji międzynarodowych. Większość ludzi nie odróżnia (niczym jeden z b. ministrów spraw zagranicznych RP) Rady Europy od Rady Europejskiej, a tej od Rady UE; nie wie, czym jest Eurokorpus i co to C4ITS.

W tej sytuacji kilka haseł i oskarżeń, wymagających dla ich odrzucenia sążnistych tekstów objaśniających, na które zwykle brak miejsca na łamach prasy, potrafi wprowadzić spore zamieszanie. By się przed taką manipulacją bronić najlepiej zapytać o to, co przyniosłoby zachowanie odwrotne do krytykowanego i jaki jest, a jaki byłby dalszy przewidywany rozwój wydarzeń, gdyby postąpić zgodnie z sugestiami opozycji.

Dezawuowanie przez poparcie

Przeanalizujmy spór wokół nominacji Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. 31 stycznia 2017 r. w liście do 27 szefów państw i rządów krajów członkowskich UE, Tusk jako główne zagrożenie dla Europy wymienił USA !!! obok Chin, Rosji, oraz „wojen, terroru i anarchii na Bliskim Wschodzie i w Afryce”. Od tego momentu było wiadomo, że nie może być popierany przez Polskę jako jej kandydat na jakiekolwiek stanowisko. Nie można bowiem ogłaszać, że priorytetem polskiej polityki zagranicznej jest wzmacnianie wschodniej flanki NATO, który to proces w rozstrzygającej mierze zależy od poparcia Waszyngtonu i jednocześnie żyrować tego typu opinię. Zdezawuowanie Tuska jako reprezentanta Polski gdziekolwiek i w czymkolwiek stało się w tym momencie polską racją stanu. W dyplomacji nieznana jest zaś formuła dezawuowania przez poparcie. Polska nie mogła zapobiec wyborowi Tuska na kolejną kadencję szefa Rady Europejskiej, mogła jednak (i zrobiła to w swym dobrze pojętym interesie) uczynić niemożliwym jakiekolwiek kojarzenie jego wypowiedzi ze stanowiskiem Rzeczypospolitej. Sposób, w jaki Donald Trump przyjął kanclerz Angelę Merkel w zestawieniu ze sposobem, w jaki sekretarz stanu USA Rex Tillerson przyjął ministra Witolda Waszczykowskiego potwierdzają zasadność dokonania tego kroku i zapłacenia jego ceny. Tusk zdążył już zresztą wejść w konflikt także z Wielką Brytanią w sprawie Gibraltaru. Teraz Merkel będzie jadła tę żabę, nie my. To był jej kandydat, nie nasz. Świat nie kończy się na grze w ramach Unii Europejskiej.

Milcząca abdykacja jako „wyraz siły”

Spór o wybór Tuska jest też sporem o oczywistą zasadę. Jedynym podmiotem uprawnionym do określania tego, kto jest, a kto nie jest kandydatem Polski na jakiekolwiek stanowisko w którejkolwiek organizacji czy instytucji międzynarodowej jest legalny rząd RP i nikt inny. Ta zasada została obroniona. Abdykacja w tej sprawie (co doradza nam opozycja) nie byłaby dowodem „silnej pozycji Polski w UE”. Odwrotnie – byłaby ilustracją dowcipu o pewnym państwie – satelicie ZSRS, które „nie wtrącało się nawet w swoje sprawy wewnętrzne”. Czy krytycy rządu chcieliby, by po wyborach w RFN i we Francji nowy kanclerz np. Martin Schulz (?) z SPD mianował za 2,5 roku jako „kandydata z Węgier” socjalistę Ferenca Gyurcsány'ego (mina Orbana – bezcenne), a nowa pani prezydent Francji Marine Le Pen (?) jako „kandydata z Polski” „konserwatystę” Janusza Korwin-Mikkego (miny polityków PO i działaczy KOD – nie starcza wyobraźni)? A może nastąpiłby deal socjalistyczno-prawicowy – Gyurcsány na szefa Komisji Europejskiej a Mikke na szefa Rady Europejskiej? Żarty na bok. Gra dopiero się zaczęła, a nie skończyła. Polska wymogła publiczną deklarację UE dotyczącą potrzeby sprecyzowania procedury wyboru szefa RE, dotąd niejasnej. Duża jest szansa, że zasada, iż kandydatem na to stanowisko nie może być nikt, kto nie uzyska poparcia kraju, z którego pochodzi zostanie ostatecznie przyjęta. Wszak żaden rząd nie chciałby, by ktoś inny nominował mu kandydatów z jego kraju i pewnie jeszcze kazał być wdzięczny, za „taki zaszczyt”. W UE wiedzą, że to my mieliśmy rację co do zasady. Czekajmy na finał tej rozgrywki.

„U cioci na imieninach” i w gabinetach FSB


Osobnym nurtem krytyki pod adresem MSZ są wynurzenia oderwane od rzeczywistości, oparte na wizji świata sprzed ponad 70 lat lub jeszcze dawniejszej – np. z powoływaniem się na myśl Romana Dmowskiego, formułowaną, gdy świat wyglądał zupełnie inaczej. „Pan Roman” byłby zresztą zażenowany poziomem intelektualnym analizy współczesności w wykonaniu swych obecnych wyznawców, dla których dzisiejsi Niemcy są hakatystami, Ukraińcy banderowcami, Litwini „małym zakompleksionym narodem”, Amerykanie „wyciągają kasztany z ognia naszymi rękami”, „perfidny Albion zdradzi nas jak zawsze” itd. Można by wzruszyć ramionami nad tą listą komunałów, gdyby nie płynący z nich wniosek, że głównym błędem Polski jest sprzeciwianie się Rosji. Gdybyśmy zrezygnowali z tego sprzeciwu, Rosja „uzna nas za partnerów”. Śmiertelnym zagrożeniem dla Polski jest przy tym kult Bandery na Ukrainie, gdzie partie odwołujące się do tej tradycji zdobyły w ostatnich wyborach śladowe poparcie (Swoboda w wyborach parlamentarnych – 4,71 proc. – najwięcej w obwodzie iwano-frankiwskim – 8,81 proc. Ihor Tiahnybok – jej lider w wyborach prezydenckich – 1,16 proc. głosów – najwięcej na Wołyniu – 1,92 proc.. Prawy Sektor– 1,80 proc. w skali kraju i rekordowe 3,29 proc. w Kijowie oraz 2,90 proc. w obwodzie lwowskim, a jego przywódca Dmytro Jarosz w skali kraju – 0,70 proc. – najwięcej w nieokupowanej części obwodu donieckiego – 0,79 proc.). Nie ma w tej wizji 85 rosyjskich brygad i armii pancernej, która we wrześniu pojawi się na granicy polsko-białoruskiej i będzie zapewne trenować „tłumienie powstania polskiego na Grodzieńszczyźnie”, jak czyniła to w 2009 r. lub atak jądrowy na Warszawę, ćwiczony już w 2014 r. Ignorująca te realia ocena polityki MSZ wobec Ukrainy i Białorusi, w wykonaniu tzw. środowisk narodowych jest intelektualnie żenująca.

Gra na wielu fortepianach


Polityka zagraniczna państwa jest grą zespołową. Nie jest wyłącznie dziełem MSZ, choć ma ono w jej kształtowaniu poczesną rolę. Obowiązuje podział zadań. Gesty symboliczne i akty przełomowe należą do Prezydenta RP. Służby graniczne – wizytówka kraju i reagowanie na incydenty na terytorium Polski, ważące na relacjach z zagranicą (np. wymierzone w obcokrajowców lub w mniejszości narodowe) oraz zwalczanie obcej agentury, usiłującej zakłócać relacje Polski z sąsiadami są w gestii MSWiA. Współpraca wojskowa jest domeną MON. Troska o dziedzictwo kulturowe Polski, także to poza jej granicami oraz promocja kultury polskiej i współpraca na niwie kultury z innymi narodami to kompetencja MKiDN. Swoje działki, szczególnie w Radzie UE, mają wszystkie ministerstwa występujące w ramach jej 10 konfiguracji, od rolnictwa i rybołówstwa po edukację, młodzież, kulturę i sport. Osobny wymiar mają kontakty międzyparlamentarne Senatu i Sejmu RP z ich odpowiednikami w innych krajach oraz uchwały sejmowe, dotyczące historii i współczesności relacji międzynarodowych – tworzą kontekst polskiej polityki zagranicznej, ale przecież nie są wytworem rządu czy MSZ – to Sejm kontroluje rząd, a nie odwrotnie. Działalność polskich europarlamentarzystów to także polityka zagraniczna zarówno polska, jak i niestety antypolska. Ktoś, kto nie widzi tej złożoności, nie powinien udawać, że cokolwiek rozumie z polskiej polityki zagranicznej.

Przemysław Żurawski vel Grajewski

za:niezalezna.pl/96618-o-polityce-zagranicznej-na-powaznie

Copyright © 2017. All Rights Reserved.