Krok po kroku. Seksdeprawacja ma przezwyciężyć "podziały płciowe"

Planned Parenthood International, największa organizacja proaborcyjna na świecie, domaga się wprowadzenia przez rządy wszystkich państw edukacji seksualnej już dla 10-latków
W najnowszym raporcie pt. "Powstawać i wyswobadzać" międzynarodowy oddział organizacji Planned Parenthood (IPPF) domaga się od rządów oraz Kościołów prowadzenia "kompleksowej edukacji seksualnej" dzieci już od 10. roku życia. Przedstawiciele holenderskiej organizacji Kooperacja na rzecz Rozwoju Niderlandów, która sfinansowała powstanie dokumentu, przekonują, że już tak młodzi ludzie mają "prawo do pełnej informacji na temat seksualności". Indoktrynacja w tej dziedzinie, niezależna od modelu wychowania przyjętego przez rodziców, ma iść w parze z "pełnym dostępem do środków antykoncepcyjnych oraz innych usług". Dla IPPF oznaczałoby to gigantyczne dochody.

Według IPPF, w najbliższym czasie należy się skupić na "prawach seksualnych" dzieci i młodzieży i przeprowadzić na arenie międzynarodowej ofensywę na rzecz ich propagowania. Jak czytamy w raporcie, "młodzi ludzie są istotami seksualnymi i powinno być oczywiste, że edukacja seksualna przyczynia się do ich indywidualnego dobra i rozwoju rozleglejszych społecznych, publicznych i zdrowotnych celów". IPPF chce, aby rządy dostarczały tę wiedzę także tym dzieciom, które nie uczęszczają do szkół, a są kształcone w systemie nauczania domowego.
Dokument - do którego dotarł instytut Christian Family - aż roi się od ideologicznych sformułowań największego kalibru i zwykłych fałszów. Dowiadujemy się, że to dzieci rzekomo chcą być poddawane seksindoktrynacji. "Wraz z młodymi ludźmi jako partnerami dzisiejsi decydenci mają szansę, by przetworzyć seks i seksualność na pozytywną siłę dla zmiany i rozwoju, jako źródło przyjemności oraz ucieleśnienie praw człowieka i wyrażanie samego siebie" - czytamy. Edukacja seksualna ma być "konieczna", aby wzbudzić w młodych ludziach "poczucie własnej godności", zachęcić do podejmowania "rozważnych decyzji" i wyrobić w nich umiejętność "negocjacji" oraz pomóc rozwinąć "satysfakcjonujące i dające przyjemność życie seksualne". Szczytem wszystkiego jest jednak akapit, który wyjaśnia potęgę tego typu "edukacji" jako źródła "przezwyciężania tradycyjnych podziałów płciowych".
Autorzy raportu naciskają na zapewnienie 10-latkom swobodnego dostępu do informacji na temat seksu oraz do "usług z tym związanych". Postulują, aby dzieci nie musiały mieć zgody rodziców na stosowanie antykoncepcji ani żadnych innych ograniczeń w tej dziedzinie.
Planned Parenthood zaznacza, że przeszkodę w korzystaniu z seksu przez dzieci stanowią "grupy religijne". Powód? Nauczanie religii "zaprzecza pozytywnemu i przyjemnemu aspektowi seksu i ogranicza linie rozwoju seksualnego, skupiając się często jedynie na abstynencji seksualnej przed ślubem". Zdaniem IPPF, przeciwdziałanie rozwiązłości jest "szkodliwe i nieefektywne". Proaborcyjna organizacja posuwa się do tego, że poucza, "w szczególności Kościół katolicki", iż powinien być bardziej pragmatyczny i zmienić swoje nauczanie, bo dopiero to pozwoli na sprostanie rozpoznanym przez IPPF oczekiwaniom młodych ludzi jako "istot seksualnych".
Według komentatorów, raport przekracza wszelkie granice. Otwarte pozostaje pytanie, jak zareaguje na ten dokument UNESCO. Nie jest tajemnicą, że Planned Parenthood ma swój interes w tym, iż z uporem naciska na prowadzenie za pieniądze podatników indoktrynacji w sferze płciowości. Dlaczego? Jako jeden z największych dostarczycieli środków antykoncepcyjnych na świecie organizacja znacznie powiększyłaby swoje już i tak gigantyczne dochody, gdyby przeforsowała obowiązkowe i nieograniczone dostarczanie antykoncepcji dzieciom i młodzieży. Skutki są możliwe do przewidzenia. Przykład Wielkiej Brytanii dobitnie pokazuje, że taki model seksedukacji spowodował, iż znacznie więcej nastolatek zachodziło w ciążę, wzrosła też liczba aborcji.
Łukasz Sianożęcki

za: NDz z 30-31.01.2010 Dział: Myśl jest bronią (kn)